Skocz do zawartości

Nasze wspomnienia z Rumunii 2009


Tomii

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 299
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowane grafiki

Witam !

 

pierwszy raz w życiu napisałem opis podróży.

:pub: I oby nie ostatni, bo dobrze Ci idzie!!!

 

Bardzo Ci dziękuje za te słowa, są bardzo budujące. :serce:

 

W takim razie dodam jeszcze wyjaśnienie dlaczego AdamH pojechałem skrótem. Droga do Branu prowadzi jak już pisałem przez Brasow, gdzie robimy zwrot z kierunku północnego na kierunek prawie południowy, pod kątem ok. 175 stopni w lewo. Skrót zmniejsza dystans do przejechania prawie o 30 km co nie jest bez znaczenia, szczególnie że omijamy duże miasto jakim jest Brasow. Co do opisu drogi poprosimy Adama aby wrzucił chociaż krótki opis, może się komuś przydać.

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten skrót to Predeal - Rasnov. Przejazd przez przełęcz, na mapach oznaczony sporym podjazdem i spadkiem. W istocie przejazd nie jest tak straszny. Serpentyn sporo, trzeba mocno zwalniać na zjazdach, ale hamulce się nie grzały. Pisałem o tym już na forum. Przełęcz nie jest piękna, jazda wąwozem, las dookoła. Za to po drugiej stronie malownicza droga z osiedlem cygańskim. Skrót jest spory, byłem na miejscu prawie godzinę wcześniej, ale reszta jechała przez miasto.

Camping Vampire jest pięknie położony, ma niezłą infrastrukturę, bardzo miłego gospodarza. Wjazd jest prosty, choć ze wzgl. na gabaryty p-pki wymaga uwagi. Tak więc moje zdanie o nim jest inne niż już prezentowane na forum.

:serce: AdamH

Tomku!!! - proszę dalej!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

adje, właśnie zmniejszałem zdjęcia :serce:

 

Oto i zdjęcia:

 


Postój na stacji benzynowej przed wjazdem na obwodnicę Bukaresztu

IMG_0229.jpg

 

Postój na stacji benzynowej przed wjazdem na obwodnicę Bukaresztu

IMG_0230.jpg

 

Kemping na prawdę pięknie położony - wręcz malowniczo.

IMG_0233.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny rozdział opowiadania powinien nazywać się "Smarul i rulety" :-]:serce:, ale o tym postaram napisać się jutro, choć nie ukrywam że miło by było być w tym wypadku również tu na forum wspieranym przez jacka l :pub:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Widzę, ze musze dokonczyc, bo Jola mi nie da zyc...

 

Smarul i placenta.

 

Wjechalismy na slicznie polozony i bardzo dobrze wyposazony kemping Vampire w Branie.

Ustawilismy sie w kolku i zaczelismy wywlekac graty.

I Tomii tak jakos dziwnie patrzy na swoje kolo od przyczepy i mowi ze cos jakby mu chrobotalo jak dojezdzal ostatnie 30 kilometrow. Ogladamy - KOLKO SWIECI I PARZY....

Jest nieciekawie myslimy, ale na dzis dosc atrakcji, w razie czego mam zapasowe lozyska, to mowie najwyzej sie jutro wymieni z rana i bedzie po sprawie...

 

Oddalismy sie organizowaniu biwaku i piciu piwka.

 

Rano czolowka naprawcza w postaci Tomiego i Tomkka juz o 7 RANO, zgroza, budzi mnie i zaczyna sie domagac udzialu w naprawie, to wstalem niestety niezgodnie z moim trybem zdrowego zycia, zabralem podnosniki i rozne takie tam graty, wzielismy sie do rozbiorki bebna.

I co - w bebnie sa dwa lozyska - male pod nakretka i wielkie w glebi.

Wielkiego NIE BYLO - wyparowalo po prostu.

 

Szukalismy genezy zjawiska i doszlismy do wniosku nastepujacego: przed wyjazdem Tomii jako lubiacy miec wszystko dobrze sprawdzone i wyregulowane udal sie na przeglad przyczepy do stacji diagnostycznej celem sprawdzenia dzialania hamulcow w budce.

Wszystko bylo ok, ale pan mechanik tak na wszelki wypadek podciagnal hamulec, czyli krotko mowiac spowodowal, ze hamulce zaczely brac juz po nieduzym wsunieciu dyszla w najazd.

I to co pieknie sprawdzalo sie na rolkach urzadzenia diagnostycznego zupelnie nie sprawdzilo sie w gorach Rumunii - to tak na marginesie pisze - dla tych co to naprawde wierza, ze obowiazkowe przeglady tego czy tamtego cos zmienia na lepsze.

W naszym przypadku zmienilo na gorsze. Znacznie gorsze.

 

Bo sie okazalo, ze moje lozyska nie pasuja do budki Tomiego.

 

Miny nam zrzedly, jestesmy w obcym kraju, po rumunsku ani be ani me, ale w internecie sprawdzilismy jak jest po rumunsku lozysko - PLACENTA, zapamietajcie sobie PLACENTA, kazdemu sie moze przydac...

Poszlismy z resztkami lozyska na ktorych na szczescie zachowal sie numer do recepcji, zapytac Pana czy cos wie na temat kupowania placenty w Rumuni.

Pan powiedzial, ze w Branie jest taki maly warsztat samochodowy, to zebysmy tam sie udali, moze nam cos pomoga...

To pozegnalismy sie z rodzinami, zapakowalismy sie we TRZECH!!! do auta Tomiego i jedziemy.

Swiat jest piekny, w sklepie za kempingiem kupilem sobie 3 piwa, jako kierownik ekspedycji zasiadlem godnie z tylu auta i szukamy warsztatu.

 

Jest, taki maly, przy strumieniu, za trzecim razem i po pierwszym piwie znalezlismy.

Wchodzimy, w kanale Pan reperuje Dacie, zreszta na placu tez same Dacie w roznych wydaniach.

 

Chrzakamy, Pan wychodzi z kanalu.

 

My : eeeeeeee, PLACENTA, PLACENTA KAPUTT, eeeeeee PLACENTA i pokazujemy na trzymane w garsci resztki z blagalnym wyrazem na twarzach.

 

A Pan na to: Can I help you gentelman?

 

NO nie, szok i koniec, w malutkim warsztaciku w Rumunii Pan zasuwa do nas po angielsku. BRAWO.

Pan od razu zostal naszym friendem, obejrzal zmiazdzone resztki, wzial komorke, zadzwonil do sklepu w Braszovie, pogadal, napisal na kartce adres sklepu i mowi, ze tam maja takie cos.

Do Braszova jakies 30 km, zyjemy.

Chcielismy sie jakos zrewanzowac, zeby nie bylo, ze chamy i buraki z Polski przyjechaly, wyciagamy pieniazek, bo przeciez Pan pomogl, zadzwonil itd.

No to Pan sie prawie obrazil - mowi jak to, przeciez to normalna sprawa, ze mogl pomoc.

To pokazcie mi taki warsztat w Polsce. Brawo Rumunia!!!

 

Jedziemy zatem do Braszova, Tomasze walcza z nawigacja, bo to zwolennicy nowoczesnej technologii sa a ja popijajac piwko na tylnym siedzeniu delektuje ie widokami, muza gra, nic nie musimy ciagnac, jest super...

Generalnie prawie od razu znalezlismy sklep z lozyskami, tylko trzykrotnie kolo niego przejezdzajac, bo tam sa nieco inne niz u nas zasady oznaczania numerow na budynkach, czego do dzis jeszcze nie pojelismy, ale sie udalo. Wchodzimy a tu kartka na drzwiach srutu tutu cos tam i ze zamkniete do 13, znaczy sie przerwa obiadowa.

Byla 12...Noooo, mamy czas, idziemy na kawe i na piwko - ja. Fajna knajpke znalezlismy jezdzac w kolko - wygladala z zewnatrz niezle, ale jak weszlismy do srodka, to wejscie jest po schodach do piwnicy i tam w tej piwnicy - no to nie wiem jak to opowiedziec - klimat jak z filmow z lat 20-tych w portowym miescie, choc bylismy w gorach, miejscowi obrzucili nas czujnym spojrzeniem i w zasadzie nogi same nas wyniosly na gore, to bylo cos ta knajpka, niezapomniana ona byla. To pojechalismy jednak na kawke na stacje benzynowa, posiedzielismy, czas do sklepu, bo minela 13...

Potem minela 13,15, potem 13,30 potem 13 45 i tak sobie siedzimy na murku...

Az nagle jeeest, przyszedl pan. Hura - odmyka sklep, wchodzimy - niestety po angielsku slabo, po niemiecku tez, ale mamy resztki lozyska z numerem a potrzebne nam sa dwa male lozyska, dwa duze i dwa simeringi, pan szuka, szuka, my komentujemy o polsku jego wysilki miedzy soba, bo jakis taki powolny troche byl, choc mial ze 30 lat dopiero, wiec wsrod wypowiadanych z usmiechem na ustach komentarzach typu ale gamon, lozyska nie potrafi dobrac nawet, nie dosc, ze sie spoznil to sie nie zna, pan wynalazl dwa male lozyska i simeringi ale duzego lozyska na KTORYM NAM NAJBARDZIEJ ZALEZALO to mowi, ze niema.

NO TO DRAMAT JEST I LIPA myslimy, pan mowi, ze za dwa dni to moze by bylo.

W miedzyczasie przyszedl jeszcze inny klient, tez marudny, wiec pan go obsluzyl a czas leci..

Jest juz 14.30 i jak ZARAZ nie bedziemy mieli tego lozyska to pozamykaja sklepy i nic nie zalatwimy. Zaczynamy blagac pana we wszystkich znanych jezykach, zeby zadzwonil do jakichs innych sklepow bo przeciez Braszov duze miasto jest, takie jak nasza Czestochowa, no to musza gdzies miec to cholerne lozysko, przeciez to nie jest do statku kosmicznego, to tylko glupiutkie, normalne lozysko, ratunku...

Desperacja, naciskamy pana i wreszcie bierze za telefon, gdzies dzwoni i pisze na kartce adres do konkurencji. Moze beda mieli. Przychodzi nam do glowy, ze potrzebny bedzie jeszcze smar do montazu calosci a tego tez nie mamy.

 

w Rumuni wiekszosc rzeczownikow konczy sie na -ul-, wiec w otatnim akcie rozpaczy moje pytanie brzmi:

E, a SMARUL ty masz?

 

Chlopaki sie malo nie posikali ze smiechu.

Smarula tez nie bylo, ale jedziemy do drugiego sklepu, nawigacja troche daje rade, a troche nie, ale sie dopytalismy miejscowych i znalezlismy w takim wielkim kompleksie roznych hurtowni i zakladow. Jest brama a na warcie stoi strazniczka z karabinem jak u nas ci ze strazy przemyslowej.

I wyobrazcie sobie obrazek taki - idzie trzech spoconych obszarpancow w krotkich spodenkach z blednym wzrokiem, majacych w garsci jakies zawiniatko, wyciagajac lape z tym zawiniatkiem, krzyczac PLACENTA, PLACENTA, TAM, TAM, podskakujac i pokazujac na zegarek.

Ale kobitka juz widac niejedno widziala i nas wpuscila, co dla odmiany nas zdziwilo, bo u nas to by chyba taki numer nie przeszedl. Po 10 minutach znajdujemy wlasciwe drzwi a tu hurtownia lozysk - same lozyska po prostu, nawet takie do rakiet miedzyplanetarnych, ogromne jak kolo od samochodu tez...

Sie kupuje przez takie malutkie okienko jak na poczcie, ale bez szyby, tylko taka dziura w scianie zamykana - no to zaczynamy od poczatku, ale Pani mowi po angielsku, ufff...

Latwo nie bylo, nawet Pan Kierownik przyszedl, zostalismy nawet na chwile wpuszczeni do biura - NIECH ZYJE PRZYJAZN POLSKO_RUMUNSKA, wreszcie JEEEEEST, takie samiutkie, sliczne, blyszczace, nowiutkie, pachnace korea, zapakowane w nasmarowany papierek i pudeleczko, cudne po prostu nasze lozysko, chcialem powiedziec nasza PLACENTA.

To wzielismy dwa, podziekowalismy najlepiej jak umielismy i wreszcie moglismy spokojnie wrocic do obozu.

Zajela nam ta akcja jakies 8 godzin, to trzeba bylo przezyc, po drodze jeszcze na CPN-nie kupilismy kilowa puszke smarula...

Osobnym rozdzialem byl montaz tego wszystkieo do kupy, w czym wydatnie pomogl nam prezes Adam, wyciagajac z czelusci zielonego traktora gwintownik, ktory rozwiazal problem nitowania cholernej blaszki od samoregulacji hamulcow, ktora odpadla podczas awarii.

Zlozylismy wszystko wsrod serdecznych slow typu "no jak baranie trzymasz ten klucz, no jak", lub tym podobnych milych okreslonek jak to miedzy przyjaciolmi, pojechalismy na probe hamowania, wyregulowalismy dyszel i tak zlecial nam dzionek.

Tomii dojechal na tym do kraju, dopiero w w domu, po rozebraniu kola okazalo sie, ze przegrzany podczas gotowania lozyska beben popekal w srodku i nalezy go wymienic, ale do domu dojechal i to jest w tej opowiesci najwazniejsze.

 

Jakby ktos potrzebowal adresy tych sklepow, to Tomekk ma w nawigacji...

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.