Skocz do zawartości

Norwegia z przyczepą


Rekomendowane odpowiedzi

Dzięki!:ok:

 

Wiosna już całkiem się robi i pora zakończyć zimowe wynurzenia.

 

Czas po pracy dłużył się niemiłosiernie.

Właśnie, gdy kolejne z rzędu popołudnie poświęcałem na w pełni zasłużony odpoczynek i leżąc

analizowałem nierówności na suficie, rozległo się stukanie do okna.

Za drzwiami stała Karen, zasapana, zmęczona i bez nieodłącznego, jak do tej pory Volvo.

- Tom, nie chciałeś wynająć auta, to przyprowadziłam ci rower.

Pod oknem stała, wspierając się o ścianę, ciemnoszara damka.

- Nowy nie jest ale jeździ, stwierdziła zadowolona z siebie Karen. Chcesz?

No pewnie, że chciałem. A przy okazji rower był jedyny w swoim rodzaju. Rama w kształcie dwóch połączonych

"S", lampa wielkości spodka, nie ustępujący jej rozmiarami dzwonek, dziwaczna kierownica a poniżej dynamo,

takie, jakich już od dawna nikt nie robi. Prawdziwy zabytek.

- To on chyba przedwojenny?, zażartowałem.

- Że jak powiedziałeś, przedwojenny? Aha. Noo, tak. Raczej tak. To mój pierwszy rower, a wtedy jeszcze

byłam w szkole, stwierdziła Karen i chyba zrobiło się jej trochę przykro.

Czym prędzej zapewniłem, zgodnie z prawdą, że z pojazdu strasznie się cieszę, podziękowałem jak umiałem,

zrobiłem kółko wkoło placu, jeszcze raz podziękowałem.

Także później kilka razy miałem okazję przekonać się, że historia w Szwecji ma inne kamienie milowe niż

u nas. Domy postawione kiedyś jak stały tak stoją. Nikt ich nie zburzył, nie rozkradł albo nie upaństwowił dobytku.

Nikt nie wydziedziczył prawowitych właścicieli, o ile w rodzinie nie trafiał się jakiś utracjusz.

Słowem - kontinuum zamiast "przed wojną i po wojnie".

Wszystko trwa nieprzerwanie: państwo, ustrój, kultura.

Nawet rower.

 

Oprócz roweru dostałem komplet filtrów do ekspresu do kawy.

W opinii Karen był to artykuł pierwszej potrzeby i bez niego nie można było normalnie funkcjonować.

Nic dziwnego. Kawa stanowiła tu podstawowy napój - do śniadania, do obiadu, do kolacji, a parzenia jej

przez zalanie w szklance nikt nie praktykował.

Na odchodne Karen zaprosiła mnie w odwiedziny. Mieszkała wraz z mężem w ładnym, zwracającym uwagę,

dużym domu niedaleko kempingu, więc trafić było łatwo. Umówiliśmy się na jutrzejszy wieczór.

 

Do domu Karen i Bengta prowadziła długa, wysypana drobnym żwirem alejka.

Oglądany z bliska robił wrażenie. Raczej klasycystyczny pałacyk niż willa.

Okrążyłem owalny klomb i zastukałem do drzwi.

Czekali na mnie. Karen, jak zawsze żwawa i energiczna, rozstawiła kolację.

Po raz pierwszy miałem okazję poopowiadać coś więcej o Polsce i o sobie.

Gospodarze interesowali się zmianami politycznymi zachodzącymi u nas, pytali o rodzinę, warunki życia.

Sami też chętnie wypowiadali opinie na tematy związane z ich krajem.

Po posiłku oprowadzili mnie po swoim domu. Bengt z entuzjazmem nastolatka demonstrował zestaw audio,

który, zdaje się, niedawno nabył a Karen podkreślała, że wszystko jest na jej głowie i choć metrów

do sprzątania jest mnóstwo, to radzi sobie ze wszystkim bez dodatkowej pomocy.

Obydwoje mieli klasę!

Pomimo, że prawie mogłem być ich wnukiem a w finansach niewątpliwie dzieliła nas absulutna przepaść,

czułem się jak mile widziany i doceniany gość.

Na koniec, ponieważ Bengt chciał w atlasie zobaczyć, gdzie jest Rzeszów, trafiliśmy do biblioteki.

Gospodarz na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie dobrodusznego, starszego pana, tylko kibicującego małżonce.

Jak się okazało w trakcie rozmowy - nic bardziej mylnego.

Choć twierdził, że teraz jest już starszy i musiał zwolnić tempa, pozbywając się dwóch hut żelaza,

to niewątpliwie nadal prowadził rozległą działalność biznesową.

Ponieważ działał też społecznie, jako przewodniczący szwedzkiego odpowiednika naszego BCC, przez ich

dom zdążyły przesunąć się różne, znane osoby ze świata szwedzkiej i nie tylko szwedzkiej gospodarki

i polityki. Ze zdjęć na ścianach szczerzyli się najrozmaitsi panowie, których nazwiska umieszczone

w podpisie wprawdzie niewiele mi mówiły, za to nazwy firm, które posiadali bądź reprezentowali -

jak najbardziej tak.

 

Nie był to pierwszy ani też ostatni raz, gdy mogłem zagospodarować swój wolny czas korzystając z

dużego zapasu dobrych chęci Karen i Bengta.

Którejś niedzieli, późnym popołudniem, znów ktoś zastukał do okna. Zastukał, to za mało powiedziane.

Dłuugo i mocno łomotał w szybę. Cóż, obszedłem już kilka razy całą okolicę dookoła i teraz wysypianie się

powoli zaczynało stawać się główną rozrywką.

Wytrwałym gościem, który postanowił wydobyć mnie z objęć Morfeusza był Bengt.

Mąż Karen miał chyba duże zamiłowanie do nowinek technicznych.

Tym razem chciał pokazać mi swój zakład, ale nie taki, jak miałem okazję oglądać codziennie, tylko

jego zrobotyzowaną część.

Jeszcze zanim dobrze zdążyliśmy zamknąć za sobą drzwi od hali, widać było, że coś nie jest do końca

w porządku.

Miało być nowocześnie, tymczasem maszyny zachowywały się dokładnie tak, jak grupa niezbyt dobrze

zorganizowanych i umotywowanych robotników.

Jedne pracowały nie oglądając na nikogo i na nic. Wyglądało, że za chwilę, gdy rozpędzą się jeszcze bardziej,

pozostanie im tylko rozlecieć się na setki śrubek i innych części.

Inne znowu albo trwały w bezruchu albo zaczynały jakąś operację, ale tylko po to, aby po krótkiej chwili,

jakby znużone, zrezygnować z niej.

Jeszcze inne - mrugały sobie majestatycznie lampkami, a to czerwonymi a to zielonymi, ale do żadnej

pracy nie chciały się zabrać.

Powodem całego zamieszania była źle dobrana para: wtryskarka do tworzyw produkująca w zawrotnym tempie

okrągłe sitka z białą wypustką i mechaniczny transporter, który zamiast te sitka układać w przygotowanych

pojemnikach zrobił sobie przerwę.

Na środku hali pietrzyła się już spora sterta części, które nie trafiły tam, gdzie należy.

Gdy Bengt gorączkowo wydzwanianiał po pomoc do pracowników z dozoru technicznego, zauważyłem, że jedna taka

wypustka od sitka zakleszczyła się w rolkach podajnika.

Wyciągnąłem ją, ale nic nie pomogło.

No tak, blokada spowodowała przeciążenie silnika i wyskoczył bezpiecznik.

Łatwo było go znaleźć, bo skrzynka z całym ich mnóstwem była obok maszyny a "wyskoczony" był tylko

jeden.

Nie zważając na protesty Bengta zaniepokojonego moją nadmierną aktywnością włączyłem bezpiecznik i...

wszystko ruszyło.

 

W ten sposób zostałem bohaterem.

 

Nazajutrz, zanim jeszcze zdążyłem zjeść drugie śniadanie, wszyscy wiedzieli, że "Tom naprawił robota".

Ba, w zasadzie to całą linię produkcyjną.

Do końca dnia unosił się wokół mnie nimb chwały.

Na dodatek dostałem podwyżkę z 3 do 3.5 USD za godzinę a ktoś nawet zainteresował się na jakiej

uczelni w Polsce studiuję.

 

Zanim nadszedł długo oczekiwany dzień powrotu do domu, Bengt i Karen zdążyli zorganizować mi jednodniowy

pobyt w Lund, wycieczkę do Malmo, a nawet weekendowy pobyt u rodziny ich syna - Lasse.

Na lepszych gospodarzy i opiekunów praktyki studenckiej chyba nie mogłem trafić.

Ostatniego dnia, wieczorem, Bengt podwiózł mnie do Ystad.

Walizki, teraz już puste, nie stwarzały problemów.

 

Wypłatę za pracę przywiozłem do domu w zaszytej kieszeni. Na promie trzeba było się przecież przespać,

podobnie w pociągu. A pieniądze były ogromne...

Po opłaceniu kempingu zostało 856 USD, czyli równowartość moich pięcioletnich zarobków na uczelni,

gdzie właśnie dostałem angaż.

Za 10 USD kupiłem w Pewexie komplet 10 czystych kaset magnetofonowych formy TDK i zabrałem się za

nagrywanie na nich płyt nadawanych w "Wieczorze Stereo" w III programie PR.

Za pozostałych 846 USD wybudowałem dom.

 

A na Boże Narodzenie dostałem kartkę ze Sjobo, na której podpisali się wszyscy z fabryki.

 

No i jak tu nie mieć miłych wspomnień ze Szwecji?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Za pozostałych 846 USD wybudowałem dom.

 

A na Boże Narodzenie dostałem kartkę ze Sjobo, na której podpisali się wszyscy z fabryki.

 

No i jak tu nie mieć miłych wspomnień ze Szwecji?

[/quote ]

 

Przedawkowałeś , bo za chyba 900 USD widziałem kiedyś Malucha 126 P w Pewex w Sanoku.

Dom można było wybudować za wielokrotność Twoich fantazji.

Poza tym wszystko O.K jak kasety TDK :ok:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wcale nie przedawkowałem.

Relacje były wówczas mniej więcej właśnie takie, jak piszesz.

Dom pod dachem, stawiany w systemie gospodarczym =+- samochód z Pewexu.

Wiadomo, wykończenie pod klucz, to dalsze koszty.

Samochód był znacznie większym wydatkiem niż dzisiaj, z kolei materiały budowlane prostsze i tańsze,

tylko bardzo, bardzo trudne do zdobycia.

Tak przynajmniej w naszym regionie.

 

Zresztą, rzeczywiście wkrótce potem nastała era Balcerowicza i wszystko uległo całkowitemu przewartościowaniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 miesięcy temu...
  • 2 lata później...

Opowieść o wyprawie do Norwegii extra! (...) :jump:

 

No i właśnie się zainspirowałem. W przysżłym roku planujemy Bretanię, ale 2016...... ho! ho! Świetny pomysł na Norwegię i Szwecję z przyczepą. Myślałem o Norwegii, ale kamperem (za ileś tam lat). Dzięki TikTak!

 

PS.

Troszkę zjeździłęm Norwegię, pracując przed laty dla tamtejszej firmy, teraz coś robię dla Szwedzkiej spod Karlskrony. Co innego jednak wyjazdy służbowe, a co innego włóczęga szlakiem im. TikTaka  :dzieki:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 9 miesięcy temu...

Czytałam relację dopiero teraz jako, że w tym roku jedziemy do Skandynawii więc szukam info. Relacja rewelacyjna przede wszystkim dzięki wspaniałemu poczuciu humoru jak też zawartym konkretom i to nie tylko zachwytom ale też napotkanym trudnościom i podaniu kosztów. Daje jakiś obraz podróży z przyczepą. Byliśmy 3 lata temu na Lofotach, było to chodzenie po górach i lodowcach ale z biurem. Jednak nie można tego porównać. Zawieziono, nakarmiono nam pozostało pokonywać różnicę wzniesień. Chociaż na Lofotach nie przekraczała ok. 800 m ale od zera i zawsze stromo. Lodowce były całodziennymi wyprawami. Obecnie nie możemy się doczekać czerwca. Oczywiście z przyczepą!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Super relacja :bravo: .

Szkoda że autor już tu nie zagląda...

Dzięki!

 

Ależ zaglądam! Regularnie!

Chwilowo w charakterze czytelnika tylko, ale niebawem obiecuję poprawę.

 

Poprzednia przyczepka została sprzedana a zakup nowej akurat trafił na zamieszanie

z Viatolem i trochę się odłożył w czasie.

W związku z tym, trafiło się coś takiego: 

http://www.travelbit.pl/forum/viewtopic.php?f=6&t=29753

i takiego:

http://www.travelbit.pl/forum/viewtopic.php?f=10&t=31864

W tych miejscach karawaning jednak nie istnieje, więc liczę, że wybaczycie chwilowe odstępstwo.

 

Pozdrawiam :)

Tomek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Świetna relacja! I ta współczesna i ta archiwalna.

Dla mnie najfajniejsze jest w niej to, że jest tak bogato okraszona poczuciem humoru!

Niektóre teksty mistrzowskie! :D

 

A i użyteczność duża, w kontekście moich norweskich planów wakacyjnych :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 miesiące temu...
  • 3 tygodnie później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.