nomadka Posted September 10, 2018 Czy Sardynia to dobry wybór? Z odpowiedzią na to pytanie mieliśmy problem do końca. Dzisiaj nie dziwię się Kulkidwie z Camperteam, że tam wrócili. Ale do rzeczy. 2 maja 2018. ACISI nas mile zaskoczyło, bo karta przyszła raptem po 10 dniach. Karta jest, przyczepa czeka, pozostaje spakować się i w drogę. Słowacką winietę zamawiam przez internet (chociaż można ją było kupić na przejściu w Zwardoniu – jest tam specjalny pas na drodze). Wyjeżdżamy późno i daleko nie zajeżdżamy – noc zastaje nas pod Bratysławą. Noc ciepła, głośna, ale śpimy jak zabici. 3 maja 2018. Naklejkę z winietą austriacką kupujemy na granicy. 9€. Tradycyjnie skręcamy na Eisenstad i zwykłą drogą jedziemy do Wiener Neustadt. Słońce, winorośl, gdzieś w dali jezioro i bardzo przyjemna cena ON -1,173€/l. Śniadanie już na pierwszym autostradowym parkingu. Ciepło, śpiewają ptaki. Jest super. Ostatnie tanie tankowanie w Willach. Tu trochę to potrwa. Granica włoska. W Tarvisio zjeżdżamy z autostrady na SS13 i potem na 463, kierunek Pordenone. Jakoś ta droga przestała mi się podobać – jedzie się nią i jedzie. Wenecję omijamy szerokim łukiem. Zbliża się wieczór. Na parkingach pełno. Nie ma szans na nocleg. Dopiero po zjeździe z obwodnicy znajdujemy spokojny placyk przy kościele. 4 maja 2018. Z Bolonii do Florencji jedziemy A1 vers za 11,2€. Szybko, głównie kilometrowymi tunelami i po estakadach. A potem jak po sznurku Fi-Pi-Li do Livorno, na parking w porcie 43.556096, 10.304181. Bezpłatny parking jest już za bramą portu. Niewielki, ale się mieścimy. Idziemy po bilety. W portowym budynku otwarte są sklepy i bary. Kasy nie. Będą dopiero o 15-ej . No to mamy trochę czasu na kawę. O 15 meldujemy się przy kasie. Cisza. Zainteresowanych przybywa, a w kasach ciemno. Do wyboru mamy dwa promy: https://www.corsica-ferries.co.uk/ i https://www.mobylines.com/routes/ferry-sardinia.html (https://www.grimaldi-lines.com/en/porti/livorno odpływa z innego portu). Już wcześniej postawiliśmy na Corsica Ferries, bo są tańsze. O 15.40 zjawia się pani i z namaszczeniem rozkłada przybory, włącza komputer Pierwsi goście odchodzą z niczym – chcą jechać na Korsykę. Tym promem to się nie uda. Teraz my. Ustalamy cel i ładunek. Możemy płynąć dzisiaj o 21 za 146,97€. Trochę dużo. W Internecie piątek był droższy od soboty. Pytam więc o sobotę. Nie ma! Jak to nie ma? No, nie ma. Pani jest niechętna do współpracy. Cha, trudno płyniemy dzisiaj. Płacimy, zabieramy bilet i w miasto. Kanały, kościoły, forty i wielka granatowa chmura. Uciekamy do przyczepy. Faktycznie lunęło. W siąpiącym już tylko deszczu podjeżdżamy pod bramkę nr 62 dwie godziny przed terminem. Już jest tłum. Kilkadziesiąt motocykli, kilkanaście czerwonych mustangów, kilkadziesiąt kamperów, ileś tam osobowych i jeden samochód z przyczepą. To my. Kontrola biletów. Otrzymujemy naklejki – samochód z numerem pokładu, my z numerami pulmanów. Pomarańczowi panowie dyrygują kolejkami. Z 6 pasów ostatni wjeżdża kamperowo-przyczepowy. Tiry mają swoją bramkę. Uff. Strasznie długo to trwa. Prom to prawdziwy kolos. Kilka pokładów garażowych, kilka restauracji, pokój zabaw dla dzieci, kabiny i nasze pulmany. W głośnym, trzeszczącym i mruczącym pomieszczeniu. Każdy układa się jak mu wygodnie, wielu ląduje na podłodze. Rozchodzi się zapach szprotek w oleju, które ktoś zaserwował sobie na kolację, a przez mikrofon zapraszają na spaghetti. Światło przygasa. Zapadamy w przerywany sen. Obiecałam sobie zobaczyć gwiazdy nad czarnym morzem. W środku nocy włażę na najwyższy pokład. Buja, pada. Drzwi otwiera wielki, czerwony przycisk. A jak nie da mi szansy wrócić? Nie wychodzę. O dziwo, mój telefon lokalizuje poruszający się prom. Płyniemy z prędkością 30-33km/h. Do Sardynii jeszcze daleko. 5 maja 2018. Zapadam w kolejną drzemkę. Na godzinę przed celem zapalają się światła. Wychodzimy na górny pokład. Już nie pada, ale na niebie ciężkie chmury. A na górnym pokładzie jest basen! I bar. Mocna kawa stawia nas na nogi. Znajdujemy miejsce, gdzie plastikowe szyby nie przeszkadzają w robieniu zdjęć. Już widać Sardynię. Jest górzysta i bardzo pochmurna. Nieładnie tak witać gości. Niebo szare, a morze niebieskie. Przez mikrofon proszą gości do zajęcia miejsca w samochodach. Rozładunek jest szybki. Planowaliśmy rozejrzeć się po porcie w Golfo Aranci i przygotować do wyjazdu. Nie ma na to szans. Wyganiają nas z portu na drogę. Quote Share this post Link to post Share on other sites
uwex Posted September 10, 2018 Super. Proszę o więcej...Wysłane z mojego SM-G960F przy użyciu Tapatalka Quote Share this post Link to post Share on other sites
Koczaj Posted September 10, 2018 To nie Mustangi tylko Ferrari Czekam na dalszą cześć relacji Quote Share this post Link to post Share on other sites
tomekk Posted September 10, 2018 3 godziny temu, Koczaj napisał: To nie Mustangi tylko Ferrari Czekam na dalszą cześć relacji Witam ! ...ale mają mustangi na klapach Pozdrawiam Quote Share this post Link to post Share on other sites
polo63 Posted September 10, 2018 @nomadka pikny wstęp, czekam na ciąg dalszy. Już koffam te relację. Quote Share this post Link to post Share on other sites
gusia-s Posted September 10, 2018 Super, że piszesz Pogoda faktycznie na dzień dobry niezbyt udana. Mam nadzieję, że nie na długo taka pozostała i potem słoneczko już rozpieszczało Quote Share this post Link to post Share on other sites
nomadka Posted September 11, 2018 No i dałam plamę na starcie! Wszystko przez te konie😟 A deszczu niestety trochę będzie. Quote Share this post Link to post Share on other sites
nomadka Posted September 13, 2018 5 maja cd. Jesteśmy zmęczeni, stęsknieni za odrobiną komfortu. Zajeżdżamy na najbliższy kemping z listy ACISI. Tavolara, jeden z droższych, bo za 19€. Musimy odpocząć. Przyjeżdżamy za wcześnie - recepcja jest czynna od 8-ej. Na szczęście ta pani jest punktualna. A kemping na prawdę na poziomie, wydzielone, zacienione place, czyściutkie toalety, nawet internet mamy na placu. Śniadanie jemy w przyczepie (zimno) i jedziemy do Olbii (bezpłatny parking wzdłuż nabrzeża). Olbia to całkiem przyjemne miasto z jednym zabytkiem – kościółkiem z XI wieku. Do środka nie wejdziemy, kościółek jest zamknięty. Mnóstwo tu Polaków. Widzimy ich i słyszymy. Nie myślałam, że Sardynia jest na topie. Po południu miało być słońce, niestety mży. Ale i tak idziemy na plażę. Niedaleko, chociaż z kempingu jest darmowa podwózka. Plaża w zatoce, ładna, piaszczysta, z widokiem na wyspę Tavolara. Za plażą laguna ze spacerowym pomostem, w lagunie brodzą ptaszyska. Przy plaży parking. Jeszcze bezpłatny. Co oczywiście wykorzystują kampery do koczowania. Wszystko pięknie, tylko pogoda nie taka piękna. 6 maja 2018. Całą noc nie padało. Jest słońce, trochę chmurek i 17o. Wystawiamy stolik pod kempingowy daszek. Zostaniemy tu jeszcze. Nie będziemy się spieszyć. Załapujemy się na kempingowy transport na plażę. Plażowanie okazuje się całkiem przyjemne. Nawet wiaterek nie przeszkadza, dopiero, kiedy słońce chowa się za chmurami (na szczęście nielicznymi) powiewa chłodem. No i woda zimna. Po obiedzie znowu idziemy na plażę, tym razem na spacer. Kładką przez lagunę. Ptaki wyniosły się gdzieś daleko. Chyba nie przepadają za towarzystwem ludzi. A kamperów przybyło. Widocznie nikt ich stąd nie przegania. Wieczorem wznosimy toast sardyńskim winem. Szybko jednak przenosimy się do przyczepy, bo wieczorny chłód nie sprzyja długiemu świętowaniu pod chmurką. Pan kierowca powiedział, że na upały powinniśmy poczekać do lipca. Nam by wystarczyło 25o. 7 maja 2018. Jest pogoda – idziemy na plażę. Po południu małe pranie. Odwiedzamy pobliskie Porto San Paolo. Trochę tu smętnie. Jest tylko port i oferty opłynięcia Tavolary. Tavolara to właściwe potężna, wąska, długa skała wyłaniająca się z morza. Ma 560m wysokości i 5 km długości. Zamieszkują ją kozy i „królewski” ród Bartoleonich. Niestety jesteśmy za późno. 8 maja 2018. Budzi nas ulewa. To nie tak miało być ! Mieliśmy mieć pogodę na wąwóz. Niestety na Sardynii prognozy, nawet te krótkoterminowe, nie sprawdzają się. Dzisiaj będzie sprawdzian sardyńskich dróg. Jedziemy 125 i czteropasmową 129 do zjazdu na 38 do Dorgali. Po drodze, w deszczu, zaliczamy pierwszy grobowiec gigantów Tomba dei Giganti S'Ena e Thomes (za darmo 40.378974, 9.515384). 2 tysiące lat przed naszą erą Sardynię zamieszkiwali pasterze, Nuragijczycy. Pozostawili po sobie imponujące kamienne grobowce i resztki osad. Nuragijskie tomby były grobami zbiorowymi, stąd ich rozmiary i bez wątpienia nie spoczęli w nich giganci. Ten grobowiec ma imponującą granitową stelę i 11 metrowy korytarz pogrzebowy. Zaliczamy też pierwsze Villaggio Nuragico di Serra Orrios za 5€ (wejście:40.333056, 9.531477). Wioska składała się z 49 okrągłych chat ze ścianami z kamieni, przykrytych drewnianymi dachami i dwóch świątyń. Resztki budowli tworzą interesujące wzory. Dzisiaj kamienne kręgi zamieniły się w baseny. Quote Share this post Link to post Share on other sites
gusia-s Posted September 13, 2018 Nasze boćki Fajny widok z plaży na wyspę, wygląda prawie jak piramida. Wszelkie kambulce też lubię Quote Share this post Link to post Share on other sites
nomadka Posted September 13, 2018 Gusia, ta wyspa jest stworzona dla ciebie! Quote Share this post Link to post Share on other sites
Czech Posted September 14, 2018 Fajnie się ogląda piękne fotki. Ha ha , kobiety... mustangi, boćki. A jak tam "rowerowo" na tej Sardynii ? Jakieś dedykowane ścieżki albo wypasione szutry były ? Maj - idealny bo w lipcu, sierpniu pewnie skwar. Quote Share this post Link to post Share on other sites
nomadka Posted September 14, 2018 Sardynia to raj dla motocyklistów, zjeżdżają się tutaj z całej Europy. Ścieżki rowerowe raczej nie rzucają się w oczy. Zresztą rowerzyści mieliby pod górkę, bo tych ostatnich tu sporo. Quote Share this post Link to post Share on other sites
nomadka Posted September 16, 2018 8 maja cd. Za Dorgali droga powoli się wznosi. Po prawej stronie głęboka dolina, po lewej ściana skalna. Wszystko tonie w chmurach. Tyle z widoków na dolinę rzeki Rio Flumineddu. Rzeka przez wieki przebijała się pracowicie przez masyw Gennargentu tworząc imponujący wąwóz Su Gorropu. To nasz cel na dzisiaj (strona http://gorropu.info/servizi). Dojeżdżamy do Silana. Wszystko się sprawdza. Jest hotel, restauracja, free parking na górce 40.159012, 9.509157 i oznakowane wejście do wąwozu. Pada. Trochę nas zastanawia znaczek z zakazem dla przyczep i namiotów, ale nie jest umieszczony pod znakiem parkingu, tylko przy drodze. Więc go olewamy. Już piechotą idziemy sprawdzić, czy działa kamperpark Silana (zjazd z drogi 125 tu 40.153362, 9.507693). Wielki przypłaszczony parking dla kamperów jest otwarty i pusty. Z domku dochodzi głośna muzyka, ale nikt nie odpowiada na wołanie. Za to stado kóz jest bardzo głośnie. Zeskakują ze skalnego urwiska wprost na drogę, wędrują podzwaniając dzwoneczkami w sobie tylko znanym celu. Zostajemy na noc na parkingu na wysokości 1012mppm. Sami. Z widokiem na hotel dla podniesienia na duchu. Jutro rano ma być lepsza pogoda. Poczekamy na nią. W nocy ktoś podjeżdża z fasonem pod przyczepę. Zionie alkoholem i zaprasza nas do kamperparku. Jest gorący prysznic i prąd za jedyne 15€. Trochę późno się obudził. Nie zmieniamy miejsca. Noc jest czarna, chłodna i spokojna. 9 maja 2018. Ranek bez deszczu, za to z chmurami. A więc jest lepiej niż wczoraj. Śniadanie (jeszcze polskie) i ruszamy do wąwozu. Mamy przed sobą ponad 4km spacer w dół. Różnica poziomów około 600m. Idziemy najkrótszym, czerwonym szlakiem. Początkowo czuję się jak skowronek. Podziwiam ptaszki, kwiatki, szałasy (tak wyglądały nuragijskie chaty?) i widoki, widoki. Nareszcie chmury odsłoniły wąwóz. Pod koniec zaczynam odczuwać zmęczenie. Mięśnie odpowiedzialne za schodzenie odmawiają posłuszeństwa. Dojdę, nie dojdę? Dlaczego nie wzięłam kijków? One jednak mi pomagają. Muszę jakoś doczołgać się w dół. Już widać rzekę na dnie wąwozu i niebieski namiot przewodników. Tylko nie uda mi się przeskoczyć z kamienia na kamień. Zdejmuję buty i przechodzę wodą. Muszę odpocząć. Chociaż godzinę. Do wąwozu grupa wchodzi z przewodnikiem. Od nas idzie delegacja, czyli moja połówka. Mnie na pewno nie udałoby się pokonać kilkumetrowych głazów. Odpoczywam. Słońce łaskawie przygrzewa. Nie tylko ja zdezerterowałam. Są tacy co jak ja nawet nie próbowali, inni zrezygnowali po kilku metrach. Delegacja wraca po godzinie. Faktycznie chwilami było ekstremalnie: wielkie białe głazy i lodowata woda. Sądząc po zdjęciach i tak nie dotarli do najwęższych miejsc. Znajdujemy solidnego kija i ruszamy w górę. Co prawda jest alternatywa – docierają tu łaziki, drogą wzdłuż rzeki. Nie wiem jednak, czy podwiozą mnie do Silany. Zresztą wchodzenie jest bardziej męczące, ale przynajmniej nogi nie odmawiają posłuszeństwa. Cała wyprawa - 10,25km i 600m w dół, zajęła nam 7h i 21 minut. 2h25minut w dół i 4h pod górę. Szlak dobrze przygotowany, my gorzej. Nawet mój mąż jest zmęczony. A tu czeka nas jeszcze dojazd nad morze. Droga niezła, bardzo kręta. Trafiają się czarne świnie (za szybkie na zdjęcie) i białe barany. I hordy motocyklistów. Generalne większość przekracza środkowy pas drogi. Gorzej jak to jest autobus. Im bliżej morza, tym więcej błękitnego nieba. Kemping Cingo Bianco ukrył się wśród zarośli nad piaszczystą plażą. Na początku maja większość stanowisk jest zajętych. Głównie Niemcy z małymi dziećmi. Jest nawet n-ka na niemieckiej rejestracji. Mino zmęczenia rozkładamy przedsionek i idziemy na plażę. Na pewno parę dni tu zostaniemy, bo to najtańszy kemping na Sardynii niezła plaża, piaszczysta, długa i parę ciekawych miejsc w okolicy. Quote Share this post Link to post Share on other sites
nomadka Posted September 20, 2018 10 – 14 maja 20o w cieniu, ale słońce grzeje mocno, praktycznie nie ma wiatru, woda ciepła. Można pływać. Oczywiście samo plażowanie nam nie wystarcza. Odwiedzamy Arbatax i jego czerwone skały. Prawda, że piękny widok? (przy skałach duży bezpłatny parking 39.938785, 9.708890). Obowiązkowa atrakcja zaliczona. Przy okazji zapoznajemy się z ofertą rejsów wzdłuż zatoki Orosei. Co prawda mieliśmy w planie spacer przez góry na plażę Cala Goloritze. Ale piękny widok na góry Gennargentu nad zatoką (wciąż wysokie), znaki zapytania co do jakości drogi na parking i oznakowania szlaku zniechęciły nas do realizacji tego planu. Lepiej będzie popłynąć, więcej zobaczymy i bez ryzyka. Stateczek startuje o 9-ej. Płacimy 35€ od osoby i płyniemy. Ludzi niewiele, w tym babcia i mama z bliźniakami po 2 lata i 2 miesiące. W Santa Maria Navarese dosiada się zorganizowana grupa Niemców i para Włochów. Płyniemy niespiesznie zatrzymując się przy wszystkich atrakcjach. Przewodnik objaśnia po włosku i angielsku co widzimy, a my fotografujemy. Skalne ściany wznoszą się kilkaset metrów ponad wodą, w skałach ukryte niewielkie plaże, groty, wodospady, zatoki, niekiedy brzeg się obniża i pokrywa się zielenią. Skała Pedra Longa (można dojechać). Plaża Cala Goloritze z charakterystyczną iglicą skalną (można dojść, 4km z parkingu P 40.083267, 9.678176). Pierwsza wysiadka na plaży Cala Mariolu (dostępna tylko z wody). Plaża jest przepiękna. Biały żwir w wodzie przechodzi w biały piasek. Woda ma niesamowity błękitny kolor. Za placami wznosi się skalna ściana. Noc na takiej plaży? To byłaby przygoda. Część wycieczki popłynęła obejrzeć Grotta del Fico. Nasz stateczek odpływa na pełne morze, a my oddajemy się podziwianiu uroków przyrody. Bez wątpienia to jedna z piękniejszych plaż na Sardynii (dla mnie).Mamy jeszcze dwa plażowe przystanki. Żwirowa Cala Sisine. Tu chyba też można dojść, bo skalną ścianę przerywa wąwóz wypełniony zielenią, z małą laguną. Zorganizowani udają się na pieszą wycieczkę, a my ponownie rozkładamy się na plaży. Plażę odwiedzają dwie czarne świnie. Kolejny przystanek to Cala Luna. Są groty, laguna i sporo ludzi. Słyszymy nawet język polski. Tutaj dociera cywilizacja. Na zapleczu plaży jest nawet restauracja. Na plażę można dotrzeć pieszo z Cala Gonone, można też dopłynąć. Z Gonone są regularne rejsy. O 17-ej wsiadamy na nasz statek. Wszyscy są zmęczeni, a najbardziej bliźniaki. Płaczą, w końcu zasypiają w ramionach mamy. Nasza „Mariola” już w cieniu. W Arbatax lądujemy o 1930. Oj, to był długi dzień. Jesteśmy zmęczeni i głodni. Obiad na kolację, lampka wina i spać. Kolejny dzień na plaży. Po południu idziemy sprawdzić, co kryją brązowe drogowskazy przy drodze do Arbatx. Jest całkiem dobrze zachowana kamienna wieża Nuraghe S'Ortali 'e Su Monti ze schodami wewnątrz (nie wolno wchodzić) i ślady chat, menhiry i tombe giganti za 1,5€. Wieża nie jest zbyt wysoka, jakieś dwa metry. Tyle się zachowało. Naukowcy wciąż nie są pewni jakie było przeznaczenie tych wież. Ja obstaję, że pełniły role obronne. 39.911473, 9.668157. Odwiedzamy też biały kościółek św. Salwadora. 39.908731, 9.671588. Kościółek jest zamknięty a z przybudowanej do niego świetlicy grzmi rockowa muzyka. Na nasz widok panowie improwizują na … mopach. Quote Share this post Link to post Share on other sites
cichy Posted September 21, 2018 Bardzo fajna, szczegółowa i ciekawa relacja. Quote Share this post Link to post Share on other sites