Skocz do zawartości

nomadka

Użytkownicy
  • Postów

    1184
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Odpowiedzi opublikowane przez nomadka

  1. post-12190-0-11758000-1360659144_thumb.jpg Trzy dni nad morzem Camper Park San Fulgencio znaduje się tuż przy drodze N332. Tylko 10€ za wszystko z wyjątkiem drzew, wszak to tylko parking dla kamperów. Za to plaża w Guardamar jest cudowna, złocisty piasek, ciepłe morze z łagodnym zejściem do wody. Ukrywa się za wielką wydmą porośniętą piniami, agawami i palmami. Z parkingu przez wydmy prowadzi drewniana estakada. Nie chcę nudzić, ale po lewo rezydują nudyści, ta swoboda na plaży jest dla mnie trochę zaskakująca, myślałam, że Hiszpanie, jako katolicy, są bardziej purytańscy. Camper Park znajduje się na terenie czegoś co określiłabym jako park przemysłowy. Spotkaliśmy kilka takich miejsc w Hiszpanii: buduje się infrastrukturę: drogi, parkingi, przyłącza i takie parcele udostępniane są przedsiębiorcom. Tu akurat większość tych parceli jest wykorzystanych. Są tu sklepy (Lidl), restauracje, jakieś firmy i targowisko. Targ niczym szczególnym się nie wyróżnia, bo królują na nim globalne wyroby wyprodukowane gdziekolwiek. Dzień 32. Jedziemy do Calpe, to ma być rekompensata za Gibraltar. Po drodze odwiedzamy Elx (Jest tam dużo palm). Za to w Benidrom jest mnóstwo wysokościowców, kolejne się budują, śmiałe, ciekawe formy. Mówi się o tym mieście hiszpański Manhatan. Hiszpania buduje tyle hoteli, że wydaje się, że mogłaby zaprosić na wakacje cała Europę. Również z Calpe ciekawie wyglądają odległe wysokościowce na tle błękitnego nieba i jeszcze bardziej niebieskiego morza. Ale do Calpe sprowadza nas Penon de Ifach. To siostra Gibraltaru, prawie o połowę od niego mniejsza. 332mppm.

    post-12190-0-70515100-1360658621_thumb.jpg post-12190-0-62032800-1360658775_thumb.jpg

    Wyruszamy na rekonesans. Ale góra już zaprasza, jest ranek, dróżka wygląda na mało wymagającą. W Alpuljarras buty do trekingu i kijki okazały się niepotrzebne, więc tu tym bardziej, skoro na górę wybierają się rodziny z małymi dziećmi. Wspinamy się wyżej i wyżej, podziwiając widoki na szmaragdowe morze, wysokie hotele Calpe na mierzei łączącej ląd z Penon i odległy Benidrom.

    post-12190-0-98025000-1360659041_thumb.jpg post-12190-0-11758000-1360659144_thumb.jpg

    post-12190-0-11758000-1360659144_thumb.jpg post-12190-0-54040800-1360659297_thumb.jpg

    Towarzyszy nam wiatr i krzyki mew. Docieramy do tunelu wydrążonego w skale. Jest bardzo ślisko i ciemno, ale z pomocą przymocowanych do ścian sznurów przechodzi się bez większych problemów. Dalej jest trudniej. Bez pomocy sznurów nie udałoby się pokonać wąskiej wyślizganej ścieżki.

    post-12190-0-51659800-1360658526_thumb.jpg post-12190-0-98034900-1360658954_thumb.jpg

    Na rozwidleniu szlaku kierujemy się do Miradoru de Carabineros. To prawdziwe królestwo mew. Nic sobie nie robią z naszej obecności i niechętnie ustępują nam drogi. To czas, żeby wyprowadzić młode z gniazd. Młode mają szare upierzenie i nie umieją jeszcze latać. Jedno, czasem dwa pisklęta pilnuje zawsze dwójka rodziców. Kiedy zbliżamy się, robią dużo wrzasku, ostrzegają nas, ale zachowują się lepiej niż u Hitchcoka – nie atakują. Na szczęście na górze ludzi jest mniej niż mew, więc mam nadzieję, że zanadto im nie przeszkadzamy.

    post-12190-0-72096600-1360659494_thumb.jpg post-12190-0-09668100-1360659667_thumb.jpg

    Wracamy na główny szlak. Od tego momentu droga na szczyt nie jest dokładnie wyznaczona, ścieżka ginie i znów się pojawia, każdy wybiera swój wariant wędrówki po kamienistym, stromym zboczu. Nie mamy WODY, dobrych butów (adidasy ślizgają się po wypolerowanych przez turystów wapiennych skałach), przeszkadza aparat zawieszony na szyi, zrobiło się bardzo gorąco. Rozsądek nakazuje powrót. Więc z ociąganiem się wracamy. Budynki IT na zboczu już zamknięte, zamknięte toalety, nie leci woda do picia. Może dotrzemy do przyczepy zanim umrzemy z pragnienia. No cóż, nie należy lekceważyć nawet najbardziej niewinnie wyglądającej góry.

    post-12190-0-97758600-1360660081_thumb.jpg

    post-12190-0-52762000-1360660211_thumb.jpg

    post-12190-0-18468800-1360660370_thumb.jpg

    post-12190-0-60189100-1360660468_thumb.jpg

    post-12190-0-35109400-1360660646_thumb.jpg

    post-12190-0-85030100-1360660768_thumb.jpg

    post-12190-0-24179400-1360660887_thumb.jpg

  2. Dzień 24. Widok Sierra Nevada okazał na tyle magnetyczny, że postanowiliśmy zobaczyć z bliska góry. Wybieramy jednak nie trzytysięczniki (może niesłusznie) ale Alpuljarras, takie hiszpańskie Beskidy. Zatrzymujemy się w Lanjaron, przyjemnym miasteczku z mnóstwem wody mineralnej płynącej z kranów na ulicach. Niestety próba zmierzenia się z hiszpańskim oznakowaniem szlaków okazała się nie całkiem udana. W IT nie mają mapy szlaków. Oglądamy mapę na tablicy i postanawiamy wyruszyć GR7 do Orgivy, wioski hippisów, a po drodze chcemy zobaczyć klasztor buddyjski O Sel Ling. Poza brakiem mapy sprawę traktujemy poważnie: zakładamy buty krekingowe, bierzemy kijki, zapas wody. Na początku idzie nam nie najgorzej, potem zaczynają się znaki zapytania: co oznaczają skrzyżowane kolory znaków, dlaczego wszystkie szlaki (a jest tu sporo lokalnych) mają oznakowanie biało-czerwone i którą drogę wybrać. Na szczęście nie tracimy z oczu Lanjaron, postanawiamy więc iść gdzie oczy poniosą do godziny 16, a potem już wracać. Tak więc z GR7 trafiamy na 142, potem znowu spotykamy GR7, asfalt zamienia się w szuter, czasem beton i dukt Mijamy opuszczone domki, opuszczone kwitnące gaje oliwne, opuszczone dojrzewające czereśnie (pyszne!), zielone łąki i całkiem wyschnięte z ostrą szczeciną trawy. Pachnie kwitnący żarnowiec, jego krzewy są wyższe od nas. Jest tu zadziwiająco dużo wody, płynie betonowymi korytami, wypełnia wielkie betonowe zbiorniki.

     

    post-12190-0-04321200-1360056007_thumb.jpg

     

    post-12190-0-48636900-1360055719_thumb.jpg post-12190-0-20040200-1360055858_thumb.jpg

     

    A to szynki w sklepowej witrynie

     

    post-12190-0-97378100-1360056161_thumb.jpg

     

    Nie dotarliśmy do Orgivy, kończy nam się woda, zbliża się 16 pora wracać. Trafiamy na asfaltową drogę prowadzącą w dół wprost do źródła wspaniałej lanjarońskiej wody. Po drodze spotykamy: 1. młodego Anglika z butelką wody, pyta o GR7, niestety nie pomożemy mu. Natomiast informacja, ze jesteśmy Polakami jest dla niego na tyle zaskakująca, że zatrzymuje się i długo patrzy z niedowierzaniem. 2. Dwie dziewczyny z olbrzymimi plecakami. One o nic nie pytają, są na początku szlaku. Witamy się tylko grzecznym „ola”. 3. Kilka samochodów. Hm, jednak na końcu tej drogi coś jest. Wracamy wieczorem nie osiągnąwszy celu. Śpimy na parkingu poniżej IT.

     

     

    Kilka słów o Hiszpanach. Są bardzo mili i uczynni. Mówią dużo i głośno, Nie przeszkadza im, że mówią do Polki. Płynie potok słów, a ja już wiem, że torba foliowa to bolsa, a na najbliższym rondzie muszę skręcić de reczia- w prawo. Szkoły można poznać po głośnym gwarze dziecięcych głosów i chyba nie jest to nieustanna przerwa (obowiązują mundurki!). Poranna kawa pita jest nieśpiesznie w pobliskim barze, rozmowy płyną między stolikami, widać wszyscy się tu znają. Małe sklepiki pracują do południa. Nie informacji o godzinach otwarcia, chyba są otwierane kiedy przyjdzie pora, bo nikt nie czeka pod drzwiami. Sprzedawca zawsze znajdzie czas, żeby objaśnić ci hiszpańskie nazwy warzyw, a dzieciaki na ulicy przywitają cię grzecznym „ola”

     

    Dzień 25,26. El Pino w Torrox Costa to kemping ograniczonego zaufania: płacimy “z góry”, dostajemy przywieszkę na przyczepę i pobierają kaucję za kartę magnetyczną. Poza tym wszystko w porządku, dużo cienia (na kempingu rosną drzewa avokado, pod drzewami leżą dojrzałe owoce, chyba ubiegłoroczne, a na drzewach rosną kolejne)

     

    post-12190-0-99531200-1360055536_thumb.jpg post-12190-0-58496300-1360056764_thumb.jpg

     

    porządne sanitariaty, basen, sklepik i bardzo niska cena: 13€ za dobę, to ona sprowadziła nas tutaj. Do plaży jest kawałek, dojeżdżamy więc samochodem, a plaża jest czarna i gorąca. Trzeba się przyzwyczaić.

     

    post-12190-0-16864100-1360056688_thumb.jpg

     

    Wieczorem odwiedzamy pobliską Nejrę, Balkon Europy nie wydawał mi się na tyle pociągający, żeby do niego dotrzeć.

     

    post-12190-0-33065800-1360056309_thumb.jpg post-12190-0-21749800-1360056396_thumb.jpg

     

    Orkiestra kibiców ćwiczy przed meczem.

     

     

    post-12190-0-83386800-1360056525_thumb.jpg

     

     

    Dzień 27. Droga z Motril do Almerii prowadzi wśród przybrudzonej bieli. Od morza aż po zbocza gór ziemia pokryta jest foliowymi tunelami. Kilometry drogi i hektary folii. Okropny widok. Co też człowiek potrafi zrobić przyrodzie dla pełnych brzuchów i pękatej kiesy Zmęczeni nadmiarem bieli skręcamy do rezerwatu Cabo de Gata. Tu na szczęście przeważają agawy, wyschnięte trawy, słone laguny, pełne dzikiego ptactwa, szare góry i kilometry szarej, drobnożwirowej plaży. Prawie pustej. Taka plaża to królestwo nudystów i wędkarzy. Zatrzymujemy się w El Cabo de Gata. Dziwnie pustym miasteczku. Domy z zasłoniętymi żaluzjami, puste ulice, tylko kilkoro starszych ludzi spaceruje wieczorem po nadmorskim deptaku. A my zasypiamy po zachodzie słońca kołysani szumem morskich fal.

     

    post-12190-0-45024200-1360057051_thumb.jpg post-12190-0-29365600-1360057218_thumb.jpg

     

    post-12190-0-71987900-1360057351_thumb.jpg post-12190-0-39729700-1360057517_thumb.jpg

     

    Dzień 28. Jedziemy drogą nad morzem w stronę Kartaginy. Niestety w Hiszpanii nad morzem oznacza często przez góry. Komu brakuje emocji polecam AL5105 z Carboneras do Mojacar. Z nad morza wspinamy się tylko na jakieś 150m, ale jaka to wspinaczka! Pętelki drogi, jedna nad drugą na pólkach skalnych i estakadach przylepionych do zbocza, choć wydawało się niemożliwe, przejechaliśmy. Wybrzeże się „cywilizuje”, coraz częściej spotykamy tablice z napisami „prohibito acamper”. To brzmi bardzo nieprzyjaźnie i na pewno nic dobrego nie oznacza. Czy możemy się zatrzymać przy tej plaży na kilka godzin, czy może już nie? Rekord zakazów podbijają w Bolnuevo. Na olbrzymim pustym placu przy skalnych grzybach (jedno z wielu hiszpańskich ciudad encantada) jest zakaz zatrzymywania i postoju dla camperów i samochodów z przyczepami. Robimy więc szybką sesję fotograficzną i odjeżdżamy.

     

    post-12190-0-04707000-1360056934_thumb.jpg post-12190-0-73817100-1360057857_thumb.jpg

     

    Nie wjeżdżamy do Kartaginy, oglądamy tylko resztki akweduktu na pobliskim wzgórzu.

     

    post-12190-0-93131000-1360057622_thumb.jpg post-12190-0-53381300-1360057746_thumb.jpg

  3. Przy tak cienkiej sklejce (3mm) to musiało się kiedyś stać - po prostu płyta się rozkleiła, a wtedy już każdy element pracuje osobno i nie ma wytrzymałości. Radzę zastosować grubszą sklejkę, np 6mm, styropian o wyższej gęstości (np 30kg/m3) i wszystko dobrze skleić klejem poliuretanowym np Ansercoll PUR D4. Osobny temat jak wymienić podłogę - przyczepa jest przecież budowana na podłodze. Ja bym się tego nie podjęła.

  4. W uzupełnieniu do ostatniego postu:

     

    Na ostatnim zdjęciu widnieje klucz (symbol Allaha, czyli tego, który otwiera), oraz dłoń, których pięć palców skierowanych w niebo, symbolizuje pięć reguł Koranu: modlitwę, post, jałmużnę, pielgrzymkę do Mekki i wiarę w jedynego Boga. To symbole z Puerta de la Justicia - głównej bramy i wejścia do Alhambry. znalazły się obok siebie wyłącznie za moją sprawką i na szczęście nie oznacza to jeszcze końca świata.

    Miał być podpis pod zdjęciem i zdjęcia w tekście, ale nie wyszło. Za dużo zdjęć? Za wolne łącze? Za krótki czas na edycję postu?

  5. Dzień 21 Ze wschodem słońca Ronda okazuje się jak w przewodniku. Jest przepaść dzieląca miasto, domy nad przepaścią i most, którego budowę projektant przepłacił życiem. Ten most jest wciąż użytkowany, wjechaliśmy nim nocą do miasta wcale tego nie zauważając!

     

     

    post-12190-0-79595500-1359729970_thumb.jpg post-12190-0-39738100-1359730115_thumb.jpg

     

    post-12190-0-69646900-1359730357_thumb.jpg post-12190-0-87479100-1359730569_thumb.jpg

     

     

    post-12190-0-23063400-1359730690_thumb.jpg post-12190-0-09587900-1359730218_thumb.jpg

     

     

    Po bardzo krótkiej, liczącej 11 godzin, kempingowej dobie ruszamy w stronę Granady. Droga z Rody do Granady na szczęście nie jest już tak emocjonująca. Robi się coraz cieplej.

     

    Dzień 22,23. Zatrzymujemy się na kempingu Maria-Eugienia koło Granady (18,18€). Na kemping zjeżdża się wprost z A92 Santa Fe - Granada, bez żadnego via servisco. Ma to jedną wadę: nie można się tu uwolnić od szumu autostrady, ale wieczorem jest nam to kompletnie obojętne, padamy ze zmęczenia po dniu spędzonym w mieście. Autobus do centrum zatrzymuje się przy bramie kempingu, za trzecim razem pani kierowca już nas poznaje i sama dba, żebyśmy wysiedli na właściwym przystanku. Na przejściu dla pieszych żongler wykorzystuje czerwone światła.

     

    post-12190-0-25441800-1359732355_thumb.jpg

     

     

    Granada to tętniące życiem stare miasto,

     

    post-12190-0-08721400-1359730998_thumb.jpg post-12190-0-84780600-1359730865_thumb.jpg

     

    post-12190-0-77591800-1359732059_thumb.jpg post-12190-0-88914300-1359731784_thumb.jpg

     

     

    post-12190-0-40622700-1359731655_thumb.jpg post-12190-0-32860500-1359732518_thumb.jpg

     

     

    biały Albaicin – stara dzielnica arabska (tu nie zagląda się sąsiadom na podwórko),

     

     

    post-12190-0-82853300-1359731954_thumb.jpg post-12190-0-92672100-1359731364_thumb.jpg

     

     

    cygańskie mieszkania w grotach

     

     

    post-12190-0-30889500-1359731105_thumb.jpg

     

     

    no i Alhambra. W Alhabrze spędzamy cały dzień, ale wciąż mam wrażenie, że coś przeoczyłam.

     

     

    Najpierw ascetyczna alkazaba z maleńkim ogrodem,

     

     

    post-12190-0-74304400-1359733016_thumb.jpg post-12190-0-13521200-1359733122_thumb.jpg

     

    post-12190-0-31160200-1359733206_thumb.jpg

     

     

    i pałac Karola V

     

    post-12190-0-93451800-1359732889_thumb.jpg post-12190-0-19448300-1359732793_thumb.jpg

     

     

    Wejście do pałacu Nasrydów jest na określoną godzinę (godzina jest zaznaczona na bilecie i nie można jej przegapić) i chociaż liczba gości jest ograniczona to i tak towarzyszy nam tłum. Trzeba się przeciskać przez różnojęzyczne grupy z przewodnikami i indywidualnych „słuchawkowiczów”. Idziemy za strzałkami, ale i tak coś mi się nie zgadza. Wracamy. Jest trochę spokojniej. W pałacu Nasrydów ściany, sufity, podłogi, kolumnady - każdy detal to dzieło sztuki.

     

    post-12190-0-46804500-1359732284_thumb.jpg

     

     

    W ogrodach można wreszcie odpocząć. Przekwitają róże, kwitną zioła, czerwone maki, błękitne chabry i żółte jaskry. W sadzawkach pływają kolorowe ryby. Woda jest wszędzie: sadzawki, fontanny, kaskady. Cóż tu opowiadać, trzeba zobaczyć samemu.

     

     

     

     

     

    Ze wzgórza Alhambry można podziwiać Granadę, żeby podziwiać Alhambrę trzeba koniecznie wejść na mirador przed kościołem San Nicolas w Albaicinie. To piękny widok: na wzgórzu alkazaba, pałac Nasrydów, pałac Karola V i Generalife tonące w zieleni, a w głębi ośnieżone szczyty Sierra Nevada.

     

     

    post-12190-0-75382500-1359731235_thumb.jpg post-12190-0-93925200-1359731504_thumb.jpg

     

     

    Nasz przewodnik nie wspomniał, gdzie znajdują się kasy z biletami do Alhambry. Dobrze, że pierwszego dnia przychodzimy tylko na rekonesans, bo poszukiwanie kas zajęło nam trochę cennego czasu. Kasy są przy ogrodach, w pobliżu parkingu. Elektroniczny licznik pokazuje, ile jeszcze zostało biletów, można więc łatwo ocenić swoje szanse. W kasach można kupić wyłącznie bilet na bieżący dzień. Na następne dni bilety zamawia się przez internet. Bilety na bieżący dzień można kupić również w automatach, praktycznie bez kolejki. Płaci się kartą, a prowizja od jednego biletu łączonego (pałace + ogród) wynosi 1,3 € - 10%.

     

    Sklepik z pamiątkami na terenie Alhambry

     

    post-12190-0-55185000-1359732664_thumb.jpg

    post-12190-0-83303900-1359734373_thumb.jpg

    post-12190-0-61770600-1359734468_thumb.jpg

    post-12190-0-85578500-1359734595_thumb.jpg

    post-12190-0-26513100-1359734715_thumb.jpg

    post-12190-0-49083800-1359734869_thumb.jpg

    post-12190-0-51122400-1359735020_thumb.jpg

    post-12190-0-12277300-1359735185_thumb.jpg

    post-12190-0-83736500-1359735319_thumb.jpg

    post-12190-0-76428200-1359735416_thumb.jpg

    post-12190-0-06677900-1359735510_thumb.jpg

    post-12190-0-27283500-1359735703_thumb.jpg

    post-12190-0-91688500-1359735877_thumb.jpg

    post-12190-0-17727000-1359736072_thumb.jpg

    post-12190-0-69369300-1359736301_thumb.jpg

    post-12190-0-61629600-1359736422_thumb.jpg

    post-12190-0-67743700-1359736575_thumb.jpg

    post-12190-0-62040400-1359736636_thumb.jpg

    post-12190-0-24526700-1359736663_thumb.jpg

  6. Pasjonat, sam sobie zaprzeczasz. Odsyłasz mnie na stronę Plastics Grup, gdzie jest kilka dwuskładnikowych klejów Acryfix przeznaczonych do sklejania PMMA. To bardzo dobre kleje prepolimerowe, które utwardzają się w całej objętości i nie ma problemu z rozpuszczalnikiem. Zresztą widziałam parę tysięcy szyb z PMMA sklejonych Acryfixem 190. Ale do rzeczy. Mam w planach doklejenie szyb wewnętrznych w mojej przyczepie, a ponieważ nie chcę demontować szyb zewnętrznych, to Acryfixy raczej się nie sprawdzą - za rzadkie. Może więc COSMOFEN PMMA lub PLASTIC Adhesive. Będę musiała sprawdzić.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.