Skocz do zawartości

nomadka

Użytkownicy
  • Postów

    1184
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Odpowiedzi opublikowane przez nomadka

  1. I wybrzeże Morza Egejskiego (16 dni)

    Bodrum. Zwiedzamy twierdzę (20TL, nie ma tu parkingu, zatrzymujemy się przy Migrosie). Pieczołowicie odnowiona, pełna rzeźb i drobiazgów zebranych z okolicznych wykopalisk i pełna turystów. Najwięcej jest jednak amfor. Te kruche naczynia ułożone w stosy przetrzymywały morskie podróże. Z murów można podziwiać piękne widoki na miasto na wzgórzach, port i błękitne morze.

    post-12190-0-84370200-1375699252_thumb.jpgpost-12190-0-74011900-1375699170_thumb.jpgpost-12190-0-60635300-1375699125_thumb.jpgpost-12190-0-15681600-1375699207_thumb.jpg

    Amfiteatr zamknięty, też nie ma się gdzie zatrzymać

    post-12190-0-30561100-1375699301_thumb.jpg

    Didima to teraz całkiem duże miasto. Na szczęście w Turcji nie ma problemów, żeby trafić do zabytków, bo zaprowadzą cię do nich brązowe tablice. A w Didimie jest tylko jedna świątynia, za to jaka! (5TL) Świątynię Apollina, do której przyjeżdżano po wyrocznie, otaczały dwa rzędy potężnych kolumn o wysokości19,7m i średnicy 2m. Było ich 120, stoją tylko trzy. Reszta leży w rozsypanych kręgach na cokole świątyni i u jej stóp, a i tak to co pozostało robi wrażenie.

    post-12190-0-35916400-1375699085_thumb.jpgpost-12190-0-30561100-1375699301_thumb.jpgpost-12190-0-90873300-1375699370_thumb.jpgpost-12190-0-74494300-1375699406_thumb.jpgpost-12190-0-12490800-1375699454_thumb.jpg

    Świątynia była bogato zdobiona płaskorzeźbami, najpiękniejszą z nich jest przerażająca głowa Gorgony. Nie można się już przytulić, stoi pod zadaszeniem i za płotkiem

    post-12190-0-94920400-1375699338_thumb.jpg

    W pobliskim Altikum poszukujemy plaży ze wspomnień. Poszukiwania nieudane, bo przy plaży wyrosło spore miasto, i nie ma tu kempingu (tak nam powiedziano w IT). Ostatecznie lądujemy na znanym powszechnie kempingu Dereli http://www.dereli-ephesus.com/index.htm. Tu wszystko jest jak być powinno: własna plaża z palmami, przyzwoite sanitariaty, sklepik, restauracja, dużo zieleni. Ta przyjemność kosztuje 40TL/dobę, jak na Turcję niemało a dyskusja na temat ceny kończy się niepowodzeniem. Następnego dnia przenosimy się do Kusadasi na kemping YAT. Dużo drzew, czyste sanitariaty, basen, miejsce dla nas też się znajdzie i to w odpowiedniej odległości od drogi i restauracji. Cena 3x7TL, za prąd według licznika. Miejska plaża po drugiej stronie jezdni, niewielka, nie to co w Pamucak, ale da się wytrzymać.

    post-12190-0-77186100-1375700241_thumb.jpg

    Kusadasi zmieniło się nie do poznania, właściwie wyrosło tu nowe miasto, nie ma śladu po „naszym„ kempingu z przed 30 lat, chyba na jego miejscu powstała marina. Pozostał stary bazar, zameczek na wyspie połączonej z lądem groblą i karawanseraj. Naprzeciwko kempingu YAT powstało nowoczesne centrum usługowe z pięknym tarasem widokowym z ciekawą roślinnością i przyjemnymi knajpkami. Ceny o dziwo nie są wygórowane, za kawę po turecku w nadmorskiej herbaciarni płacimy tylko 1,5TL, Ramiz köfte w marinie kosztuje 10,5TL, do tego micha sałatki do wyboru 6TL, wszystko świeże i smakowite, w marinie jest Migros, w porcie można kupić świeżą rybę, tylko zielonego bazaru nie udało nam się znaleźć.

    Taśmowe smażenie naleśników i kolorowy bazar

    post-12190-0-86107800-1375700272_thumb.jpgpost-12190-0-51454500-1375700316_thumb.jpg

    W marinie imprezy z okazji dnia dziecka (dzieciaki bawią się przy piosenkach Beatlesów)

    post-12190-0-00365800-1375700217_thumb.jpgpost-12190-0-22763400-1375700870_thumb.jpg

    a na nadmorskim deptaku głośna i liczna demonstracja. O co tu chodzi? Sąsiad wyjaśnia, zaczęło się od pacyfikacji protestujących na placu Taksim, ale walczą nie tylko o drzewa, ludzie protestują przeciwko ograniczeniu demokracji, militaryzacji i islamizacji kraju, ograniczeniu wolności słowa. Jakże się nie solidaryzować! „Nasza” demonstracja jest na szczęście pokojowa, dużo tu młodzieży szkolnej, są całe rodziny, nawet z małymi dziećmi. Dużo tureckich flag i maski anonimusa.

    post-12190-0-82502200-1375700347_thumb.jpgpost-12190-0-23195300-1375700376_thumb.jpgpost-12190-0-33615000-1375700405_thumb.jpg

    Efez.( parking 8TL, wejście po 25TL) pozostanie dla mnie miejscem wyjątkowym, chociaż widziałam już wiele starożytnych miast, to ma niepowtarzalny klimat i urok. I choć tym razem towarzyszą nam tłumy zwiedzających nic z tego uroku nie traci. A więc teatr, przepiękna biblioteka Celsusa, zdobne łuki świątyni Hadriana, kolorowe mozaiki na chodnikach, perspektywa ulicy Kuretów. Na zboczu odkopano właśnie całe starożytne osiedle (wejście za dodatkowe 15TL) przykryte płóciennym dachem psuje widok. Ale to taki turecki pomysł na ochronę wykopalisk przed słońcem. Może i słuszny, ale..

    Ulice Efezu

    post-12190-0-37412500-1375699668_thumb.jpgpost-12190-0-41666600-1375699754_thumb.jpgpost-12190-0-25875800-1375699864_thumb.jpgpost-12190-0-33734200-1375699951_thumb.jpgpost-12190-0-10962400-1375700151_thumb.jpgpost-12190-0-57136600-1375700182_thumb.jpg

    Teatr

    post-12190-0-09730300-1375699715_thumb.jpgpost-12190-0-82393900-1375699796_thumb.jpg

    Biblioteka

    post-12190-0-85657300-1375699827_thumb.jpgpost-12190-0-45489200-1375699992_thumb.jpg

    Świątynia Hadriana

    post-12190-0-41301100-1375699899_thumb.jpg

    Rury kanalizacyjne

    post-12190-0-21600700-1375700034_thumb.jpg

    Na parkingu przy Efezie jest kiosk PTT. Z drugą naklejką sprawdzamy tam (trochę późno) stan naszego konta HGS. Trochę to trwa, ale już wiemy; mamy jeszcze 2,7TL. Czy chcemy uzupełnić? Nie dziękujemy, nie zamierzamy już korzystać z autostrad.

    W Prienie (5TL) imponująco wyglądają kolumny świątyni Ateny na tle wyniosłej skalnej ściany, nie najgorzej zachował się malutki teatr, reszta ruin wymaga dużo wyobraźni.

    post-12190-0-24222200-1375700116_thumb.jpgpost-12190-0-68398900-1375700548_thumb.jpg

    Milet utonął. Większość ruin, po których kiedyś spacerowaliśmy, zalana jest wodą, którą pokrywa gruby zielony kożuch, w wodzie kumkają żaby. Nie dostajemy mapy, tablice informacyjne też w opłakanym stanie. Na szczęście teatr jest na wzgórzu. I łaźnie też jakimś cudem uchroniły się przed zalaniem. Teren nie jest nawet ogrodzony, pasą się tu kozy i krowy zostawiając liczne krowie placki. Ale za parking i wejście pobierają opłatę (parking 2TL, bilet 5TL). Wygląda na to, że gospodarze nie mają pomysłu na ratowanie tego zabytku przed powtórną śmiercią

    post-12190-0-68398900-1375700548_thumb.jpgpost-12190-0-34617500-1375700582_thumb.jpgpost-12190-0-83686800-1375700640_thumb.jpgpost-12190-0-39553000-1375700732_thumb.jpgpost-12190-0-54071400-1375700780_thumb.jpgpost-12190-0-92224000-1375700829_thumb.jpg

    Afrodyzja. Droga D585 niezabogata, w remoncie, najtrudniejsze odcinki pozostały jednak nietknięte, ale da się przejechać. Na zjeździe do muzeum jest zakaz ruchu, zatrzymujemy się na parkingu po drugiej stronie drogi. Natychmiast podbiega do nas jakiś gość i opowiada coś raczej po turecku o jakimś full serwisie za 7TL. Nie bardzo wiemy o co chodzi, więc na razie spokojnie ustawiamy samochód i przyczepę. Sprawę full serwisu wyjaśnia nam kierowca autobusu, który przywiózł tu polską wycieczkę. Twierdzi, że do ruin jest 5km a za drobną opłatą zostaniemy podwiezieni pod samo wejście. No cóż zaszalejemy, płacimy 7TL i przyczepą za traktorem jedziemy całe ....500m pod muzeum.

    post-12190-0-44602100-1375700892_thumb.jpg

    Pytamy o prawie pusty, zacieniony parking przed muzeum – tylko dla pracowników. Afrodyzja (10TL) ma imponujący zbiór rzeźb z miejscowej szkoły rzeźbiarskiej.

    post-12190-0-27136000-1375700503_thumb.jpgpost-12190-0-19444600-1375701739_thumb.jpg

    Starożytne piękności

    post-12190-0-25285800-1375701311_thumb.jpgpost-12190-0-08135200-1375701360_thumb.jpgpost-12190-0-08135200-1375701360_thumb.jpgpost-12190-0-74512300-1375701378_thumb.jpg

    Doskonale zachował się olbrzymi stadion na 30tysięcy widzów, w nieco gorszej formie są ruiny teatru, wrażenie robi monumentalna brama, odbudowana przez archeologów, łaźnie z mozaikami pieczołowicie przykrytymi grubym kocem, agora zatopiona w wodzie.

    post-12190-0-20971500-1375701268_thumb.jpgpost-12190-0-84174800-1375701406_thumb.jpgpost-12190-0-62884700-1375701453_thumb.jpgpost-12190-0-70826600-1375701484_thumb.jpgpost-12190-0-89344600-1375701521_thumb.jpgpost-12190-0-72411600-1375701704_thumb.jpg

    W Pamukale zatrzymujemy się na kempingu Baydil. http://www.baydilcamping.com/ Doskonała lokalizacja (naprzeciwko bawełnianego zamku), czyste toalety i natryski, duży basen, mało drzew i miły gospodarz. Długo przekonujemy się do swoich racji w sprawie ceny, w końcu staje na 70TL za dwie noce, a więc całkiem nieźle.

    post-12190-0-98128300-1375701872_thumb.jpg

    Wieś Pamukale jest maleńka, parę restauracji, kilka hoteli i niewiele sklepów. U stóp bawełnianego zamku znajduje się przyjemny natural park z kaczkami i gęśmi pływającymi po stawie. Parkingi bezpłatne, ale z zakazem zatrzymywania się samochodów kempingowych. 20TL to cena za spacer po bawełnianym zamku i Heriopolis (czynne cała dobę!). Przed wejściem na zbocze należy zdjąć obuwie. Spacer okazuje się zaskakująco przyjemny, biała skała nie jest śliska, tylko przyjemnie szorstka, woda ciepła, słońce jeszcze schowane za górą nie męczy.

    post-12190-0-59798200-1375701801_thumb.jpgpost-12190-0-69670000-1375701822_thumb.jpg

    To nie ja, to koleżanki Rosjanki

    post-12190-0-58120700-1375701760_thumb.jpgpost-12190-0-43562400-1375701905_thumb.jpg

    Już na górze wędrujemy jeszcze ponad kaskadami drewnianym tarasem Jakże tu pięknie: błękit wody, olśniewająca biel skały, zielone zbocza gór na horyzoncie. To rzeczywiście wyjątkowe miejsce! Ruiny Heriapolis też nie do pogardzenia. Zajmują duży teren na wzgórzu nad Pamukale Bez wątpienia najładniejszy jest teatr,

    post-12190-0-36162900-1375701665_thumb.jpgpost-12190-0-73159500-1375701941_thumb.jpgpost-12190-0-85218400-1375701985_thumb.jpgpost-12190-0-56116800-1375702266_thumb.jpg

    nekropolia z ciekawymi grobami kopułowym i haman w którym znajduje się muzeum (5TL) z drobiazgami zebranymi w mieście. W każdej chwili można odpocząć w licznych tu herbaciarniach, schowanych w gęstym cieniu drzew, albo po prostu położyć się na trawie. Można też wykąpać się w basenie pełnym starożytnych kolumn i ta przyjemność kosztuje dodatkowe 38TL(?).

    post-12190-0-96331000-1375702184_thumb.jpgpost-12190-0-86477800-1375702217_thumb.jpg

    Nie korzystamy. Powoli schodzimy na dół tym razem odwiedzając każdy z dostępnych tu basenów – sama przyjemność, woda cieplutka, błękitna, im niżej tym mniej ludzi, w końcu mamy nieckę tylko dla siebie. Niecki są płytkie, na dnie jest biały mułek, woda przelewa się przez brzegi i spływa po białej ścianie do następnego basenu. Teraz zbocze jest w pełnym słońcu i niechętnie wychodzi się z wody. Te parę godzin spędzonych w wapiennej wodzie na słońcu tak mnie zmęczyło, że zasypiam o 20-ej.

    post-12190-0-35320300-1375702288_thumb.jpg

    Ruiny Sardes (8TL) - odbudowana ściana starożytnego gimnazjum jest naprawdę imponująca, w starej synagodze jest dobrze zachowany ołtarz i mozaika na podłodze.

    post-12190-0-00302900-1375702359_thumb.jpgpost-12190-0-35490500-1375702321_thumb.jpgpost-12190-0-61835200-1375702397_thumb.jpg

    Po drugiej stronie drogi trwają prace wykopaliskowe, część odkopanych domów jest już udostępniona turystom. Imponujące są pozostałości świątyni Artemidy (około kilometra od gimnazjum, można tam dojść, ale lepiej podjechać).

    post-12190-0-81087500-1375702142_thumb.jpgpost-12190-0-74667000-1375702436_thumb.jpgpost-12190-0-23570800-1375702460_thumb.jpg

    CDN

    post-12190-0-11800600-1375700676_thumb.jpg

    post-12190-0-85222100-1375701286_thumb.jpg

    post-12190-0-96224200-1375701339_thumb.jpg

  2. Nie ja je wymyśliłam, ale się sprawdzają, a jedna "Pamiętaj, że śmiech nie ma języka, a zagubienie się oznacza przygodę" mogła by być moim mottem

     

    "Każdy to potrafi, czyli rady nie tylko dla podróżników

    (Rita Golden Gelman)

     

    * Często się uśmiechaj

    * Rozmawiaj z nieznajomymi

    * Akceptuj zaproszenia

    * Jedz wszystko, czym cię ugoszczą

    * Bądź spontaniczna/y

    * Wnieś radość w swoje życie, ignorując konwenanse

    * Łam od czasu do czasu zasady, choćby te najmniej ważne (jak już raz zaczniesz, szybko przekonasz się, jakie to przyjemne)

    * Zaproś nieznajomych na kolację

    * Pamiętaj, że śmiech nie ma języka, a zagubienie się oznacza przygodę

    * Podejmuj ryzyko

    * Ufaj ludziom (gdy nie ma zaufania, rodzi się strach)

    * Nie wstydź się okazywania słabości"

  3. Zainteresowanie niewielkie, ale ambitnie chcę skończyć temat

     

    17 dni. Wybrzeże Morza Śródziemnego i to pozostało po Grekach i Rzymianach, choć nie tylko

    W Kizkalesi pusto na plaży, puste hotele i restauracje. W zamku jesteśmy tylko my. Zamek na lądzie to ruiny, niespecjalnie ciekawe, za to w towarzystwie zamku na wyspie tworzą całkiem interesujący obrazek.

    post-12190-0-33515100-1375454501_thumb.jpgpost-12190-0-40985700-1375454528_thumb.jpg

    Kilka kilometrów dalej w wiosce Narlikuyu odwiedzamy jaskinie(5TL). Wejście do jaskini Cennet znajduje się na dnie głębokiego, 135m, porośniętego bujną roślinnością skalnego kotła. Sama jaskinia jest bardzo obszerna, ciemna i śliska. A na progu jaskini ruiny rzymsko-katolickiej świątyni.

    post-12190-0-93026900-1375454571_thumb.jpg

    Jaskinię Cehennen ogląda się tylko z góry, lej prowadzący do niej jest dużo mniejszy, o stromych ścianach. Windy brak. Asfaltową drogą dochodzimy do kolejnej jaskini Dilek. Wejście do niej znajduje się na terenie restauracji. Kręte metalowe schody prowadzą na dół do prawdziwego królestwa stalaktytów i stalagmitów za jedyne 3TL.

    post-12190-0-01131000-1375454610_thumb.jpg

    Anamur Tuż przy twierdzy są dwa kempingi: Paradis – 30TL i Dragon – 25TL, wybieramy Dragon www.anamurdragonmotel.com Kemping jest przy plaży, dużo tu drzew, czyste toalety, natryski w kabinach na powietrzu, ale gorąca woda jest, zlewy też powietrzu, przyjemna knajpka, miła właścicielka, atmosfera rodzinna. Twierdza Anamur 3TL. Po zamczysku oprowadza nas pracownik muzeum z własnej inicjatywy i bezpłatnie.

    post-12190-0-18367900-1375454647_thumb.jpgpost-12190-0-08725300-1375454687_thumb.jpgpost-12190-0-53120300-1375454717_thumb.jpg

    Zamek i róże to nie jedyne hobby naszego przewodnika – razem z właścicielką naszego kempingu opiekuje się żółwiami, które składają jaja na plaży koło zamku i kempingu. Właśnie się pojawiły! Zostawiają ślady na pisku.

    post-12190-0-28883200-1375454778_thumb.jpg

    Starożytne Anamurion (3TL). Pierwsze wrażenie nie jest korzystne, bo szare rumowisko zlewa się w jedno ze zboczem na którym leży. Brak jest choćby jednego wyróżniającego się akcentu, no może poza murem obronnym. Rozległe ruiny bez ścieżek, płotów i drogowskazów zachęcają do zabawy w odkrywcę.

    post-12190-0-67148100-1375454848_thumb.jpgpost-12190-0-14006600-1375454473_thumb.jpg

    Intryguje stare cmentarzysko z kamiennymi grobowcami.

    post-12190-0-42282500-1375454995_thumb.jpg

    Alanya to kurort, żyje z turystów i dla turystów. Tu już jest sezon. Ludzi jest mnóstwo. Właściwie nie wiem, po co tu zaglądamy, zobaczyć twierdzę? Bilet na zamek 10TL, a w środku nic, po prostu nic. Zielony teren otoczony murem za 10TL i po 3km z hakiem w słońcu! Nie warto! Za to widoki z góry piękne!

    post-12190-0-05379700-1375455044_thumb.jpg

    W Side przybyło parę hoteli, w muzeum zrekonstruowano świątynię Tyche,

    post-12190-0-52200900-1375455081_thumb.jpg

    trwają parce przy świątyni Apolina. Byliśmy tu 4 lata temu, więc bez problemu trafiamy na plażę przy starym mieście. Ktoś doradza nam duży parking przy drugiej restauracji w lewo. Przy parkingu jest toaleta i natrysk, plaża jeszcze pusta, słońce, ciepła woda. Można tu się zatrzymać na dłużej. (36°45'51.61"N 31°24'6.58"E)

    Do Perge, starożytnego miasta założonego jeszcze przez Greków z drogi D400 skręca się już właściwie na przedmieściach Antalii. Bezpłatny parking, zamykany o 19-ej znajduje się na terenie ruin za stadionem. Wstęp 15TL. Starożytnym żyło się tu nie najgorzej. Szerokie dwupasmowe, wykładane marmurem ulice, których środkiem płynęła woda z pobliskiej bogato zdobionej fontanny, po bokach pod kolumnadą domy i sklepy. Łaźnia z ogrzewaną podłogą, stadion i teatr (zamknięty, w rekonstrukcji).

    post-12190-0-57301700-1375455123_thumb.jpgpost-12190-0-42082500-1375455181_thumb.jpgpost-12190-0-30500200-1375455247_thumb.jpg

    Na terenie miasta wciąż trwają wykopaliska, tu wydaje się to proste – wystarczy usunąć ziemię z dalszej części ulicy.

    Ruiny Termessos znajdują się na terenie pięknego górskiego parku Güllük Dagi Milli Parki. Wjazd 5TL. Za szlabanem jest małe muzeum z wypchanymi zwierzakami, kilka leśnych parkingów z toaletami i wodą. Wspaniałe miejsce na piknik. Do ruin jest jakieś 500m przewyższenia i 9 km krętą, górską drogą. Zwiedzanie Termessos to górska wędrówka, bez szczególnych ułatwień dla wędrujących. Bez wątpienia największe wrażenie robi teatr, niewielki, ale w pięknym otoczeniu górskich szczytów.

    post-12190-0-86068900-1375455347_thumb.jpgpost-12190-0-18565800-1375455383_thumb.jpg

    post-12190-0-57991100-1375455299_thumb.jpgpost-12190-0-05117800-1375454936_thumb.jpg

    post-12190-0-93948700-1375455523_thumb.jpg

    Po raz pierwszy widzimy skalne i kamienne grobowce i potężne zbiorniki wodne wykute w skale. Z reszty miasta zostało niewiele, rozsypane wśród zieleni kamienie, kawałki murów obronnych, resztki murów gimnazjum i dwie kolumny z bramy Hadriana.

    Nasz przewodnik pisze, ze w pobliżu znajduje się jaskinia z prehistorycznymi malowidłami naściennymi Karain Cave. No cóż, jaskinia jest, prowadzone są tam jeszcze jakieś prace i pomiary, ale po freskach ani śladu. Za to w podziemiach zgubiło się koźlątko, szuka go zaniepokojona mama.

    post-12190-0-61590300-1375455566_thumb.jpg

    Phaselis (8TL). Zatrzymujemy się pod pozostałościami akweduktu, tuż przy przyjemnej plaży. Główna droga starego miasta prowadzi do kolejnej zatoki z plażą, do której przypływają stateczki z turystami. Spacer po ruinach zajmuje nam 15 minut. Resztę dnia spędzamy na plaży.

    post-12190-0-45726200-1375455603_thumb.jpgpost-12190-0-96592800-1375455653_thumb.jpgpost-12190-0-56079800-1375455683_thumb.jpg

    Zjazd do Cirali dostarcza emocji 9km i 340m przewyższenia. Fatalne zakręty, droga wąska i byle jaka, a spotykamy na niej ciężarówki. Cirali to urokliwa miejscowość. Knajpki, pensjonaty, sklepy schowane w gęstej zieleni drzew. Znajdujemy nawet kemping, też pod drzewami, całkowicie pusty.

    post-12190-0-91291200-1375455873_thumb.jpg

    Plaża jest biała, kamienista, najlepiej spaceruje się po niej w trekkingach. Wdrapujemy się na zbocze góry Yanartas zobaczyć ognie chimery (4,5TL) Przyjemną górska wycieczkę kończymy w miejscu gdzie zieleń ustępuje kamiennemu zboczu, a spod skał wydobywają się płomienie. Wrażenie niesamowite tym bardziej, że nikt nam nie przeszkadza, na górze jesteśmy sami.

    post-12190-0-36915400-1375455743_thumb.jpgpost-12190-0-04383500-1375455770_thumb.jpgpost-12190-0-00918800-1375455836_thumb.jpg

    Odpoczywamy tu dłużej sycąc oczy pięknym krajobrazem zatoki Cirali. Plażą idziemy do Olympos (5TL). Tu ruiny połknęła wszechobecna roślinność. Kamienny tomb tuż za wejściem, parę mozaik w domach nad potokiem i całkowicie zrujnowany teatr do którego trzeba przejść przez rzekę.

    post-12190-0-86216000-1375455462_thumb.jpgpost-12190-0-89806000-1375456032_thumb.jpg

    Myra (15TL). To właściwie tylko grobowce i teatr. Ale jakie! Teatr należy do największych w Licji. Dobrze zachowały się 36 rzędów siedzeń i potężne boczne wejścia. Ich konstrukcję wzmacniają aktualnie potężne stalowe podpory. Przepiękne kamienne maski, które zdobiły kiedyś budynek przy scenie leżą grzecznie poukładane wokół teatru. Grobowce zajmują skalną ścianę po lewej stronie teatru. To nie tuf, tu nie było tak łatwo jak w Kapadocji, a jednak stworzono w skale zadziwiające budowle i małe dzieła sztuki.

    post-12190-0-56417300-1375456068_thumb.jpgpost-12190-0-95653900-1375456128_thumb.jpgpost-12190-0-86271700-1375456178_thumb.jpgpost-12190-0-64580100-1375456239_thumb.jpg

    W Myrze mieszkał biskup Nicola – święty Mikołaj. Pozostał po nim piękny, stary kościół (15TL), w którym go pochowano Szczątki świętego zostały skradzione przez włoskich kupców. Dla ochrony przed słońcem kościół przykryto płóciennymi płachtami. Niestety płachty chronią piękne kopuły również przed wzrokiem turystów.

    post-12190-0-30545700-1375456273_thumb.jpgpost-12190-0-41665200-1375456311_thumb.jpgpost-12190-0-16239200-1375456353_thumb.jpg

    Kas przypomina nasze góralskie kurorty, tylko w kolorze białym no i ma morze. Otocamp Olympos http://www.kasolympos.com/ od morza oddziela droga. A plaża kempingowa? Gdyby nie betonowe umocnienie, to by jej nie było. A tak jest betonowe nabrzeże wysypane żwirem, parasole, leżaki, knajpka i przede wszystkim cudowne morze, wszystko wliczone cenę kempingu – 35TL komplet. W miasteczku pełne knajpki, place zabaw i sklepy z pamiątkami, bardziej ambitnymi. Odwiedzamy pięknie odbudowany teatr z widokiem na morze, poszukujemy z różnym skutkiem starożytnych grobowców.

    post-12190-0-28467600-1375455974_thumb.jpg post-12190-0-26618400-1375456386_thumb.jpgpost-12190-0-92306500-1375456721_thumb.jpg

    Plaża Kaputas (36°13'43.67"N 29°26'58.87"E przy drodze D400 przed Kalkan) przemyka nam tylko przed oczyma. Błękit i zieleń morza, złocisty piasek w zatoczce, do której prowadzi 187 schodów. Przy drodze na poboczu stało już kilkanaście samochodów osobowych i nie mieliśmy żadnych szans na zatrzymanie się z przyczepą, ale próbujcie – warto. Za to w Patarze problemów z zatrzymaniem się nie ma. Większość przyjeżdża tu dla plaży, ruiny starożytnej Patary zwiedza się przy okazji. (droga i opłata jest jedna 5TL/osoba). Jest tu dobrze zachowany amfiteatr, imponująca brama, i snieżno-biały, niedawno odkryty i odnowiony odeon.

    post-12190-0-88356600-1375456797_thumb.jpgpost-12190-0-31603300-1375456827_thumb.jpgpost-12190-0-68044800-1375456872_thumb.jpg

    Plaża jest cudowna, długa, szeroka i piaszczysta. Jest sztorm, wieje potężny wiatr, siekąc piaskiem po twarzy. Tylko najodważniejsi walczą z falami w wodzie, o pływaniu nie ma mowy.

    post-12190-0-25533200-1375456756_thumb.jpgpost-12190-0-59868800-1375456913_thumb.jpg

    W Xanthos (5TL) najlepiej zachowaną budowlą jest oczywiście teatr i grobowce. Nie tylko te przy teatrze ale i te liczne na wzgórzu, na którym znajdował się akropol. Najpiękniejsze reliefy i grobowce Xanthos znajdują się w ... Londynie.

    post-12190-0-19515100-1375456975_thumb.jpgpost-12190-0-44830200-1375457048_thumb.jpgpost-12190-0-77192000-1375457089_thumb.jpg

    Wąwóz Saklikent (5,5TL) to dzieło rzeki Esen. Wygodny metalowy pomost szybko się kończy na zielonej wysepce. Tu pozostają ci, którzy nie mają ochoty na zimną kąpiel. Rzeka sięga pasa tuż po wejściu, potem jest już lepiej, ale cały czas brodzi się w mętnej, zimnej wodzie. Nie jest to takie trudne, wystarczy obserwować co robią inni i obserwować rzekę – niespokojny nurt oznacza kamienie (śliskie) i większą głębokość, tam gdzie rzeka spokojna idzie się w miarę bezpiecznie po mulistym dnie. A widoki są cudne. 300-u metrowe białe ściany skalne i wąski prześwit błękitu nad głową. I ta adrenalina!

    post-12190-0-13738000-1375456672_thumb.jpgpost-12190-0-38664300-1375457192_thumb.jpgpost-12190-0-51373900-1375457220_thumb.jpgpost-12190-0-24725400-1375457271_thumb.jpg

    Po sporej dawce emocji fundujemy sobie pobyt na kempingu www.gorgeclub.com (15TL). Kemping to tylko przystawka. Bracia prowadzą restaurację, wynajmują domki na drzewach, organizują rafting po rzece Esen i spacery po wąwozie.

    Zamarzył nam się dłuższy odpoczynek nad laguną w Ölüdeniz na kempingu The Sugar Beatch Club www.thesugarbeachclub.com. Na miejscu czeka na nas niemiła informacja: na kempingu nie ma hot water, a cena i tak nie będzie niższa – 40TL. Jakoś to przeżyjemy – mamy przecież własny prysznic solarny. Pędzimy zobaczyć kempingową plażę i lagunę. I kolejny zawód, plaża jakaś jest, za to o pływaniu nie ma mowy, bo woda płyciutka, dalej płyciutka jeszcze dalej płyciutka, rosną tu jakieś szuwary, jest jakoś zielono, zupełnie jak na zalewie Sulejowskim. I już nic nam się nie podoba, ani toalety - nie są najnowsze ani najczyściejsze i nie ma papieru toaletowego, ani towarzystwo leciwych przyczep właśnie przygotowywanych do wynajmu, ani spokojna woda laguny. Samo miasteczko też nam się nie podoba. Brzydkie hotele, mnóstwo sklepów z porażającą tandetą. Tylko plaża niezła. Ta miejska, bezpłatna. Na tą znaną z folderów na półwyspie nie wchodzimy, kosztuje 6TL od osoby. Zostajemy tu tylko na jedną noc.

    post-12190-0-11078200-1375457293_thumb.jpg

    Plaża Sarigerme (36°42'9.32"N 28°41'50.84"E) przypomina tą w Patarze. Jest długa piaszczysta, niestety wietrzna i płatna (2x5TL parking + 2x2,5TL osoba). Mamy tu do dyspozycji zacieniony utwardzony parking, natryski, ubikacje, place zabaw dla dzieci, ławeczki, stoliki, restauracje, jest tu ratownik i miejsca na plaży dla niepełnosprawnych = drewniany podjazd do pomostu z leżakami i parasolem. Czynne do 18-ej.

    post-12190-0-94605200-1375457165_thumb.jpg

  4. Dzień jedenasty. Pięć dni w Kapadocji, to wcale nie jest za dużo. Lubimy chodzić po górach, a tu tras jest sporo, od mało wymagających po te trudniejsze. W planie mieliśmy podejście pod szczyt Hasan Dagi, ale śnieg, słabe oznakowanie tras i brak dobrych map skutecznie nas odstraszyły. Może następnym razem? Jedziemy na wschód, do Kahty. Kayseri (1mnl mieszkańców 1000mppm – tablice z taka informacją znajdują się przy wjeździe do większości miast) omijamy obwodnicą podziwiając z daleka ośnieżony szczyt wulkanu Erciyes Dagi, matki Kapadocji. W Pinarbasi skręcamy w dół na Kahramanmaras. Przed nami przełęcz na wysokości 1980mppm. Droga jest dobra, czteropasmowa i na przełęcz wjeżdżamy bez problemu. Nawet nie zdążyłam zrobić zdjęcia. Pod wieczór dojeżdżamy do Kahty. Nie szukamy kempingu. Śpimy na stacji benzynowej pod morwowym drzewem, jej właściciel kładąc rękę na sercu zapewnia, że nie ma problemu. W nocy przychodzi potężna ulewa i burza, strąca niedojrzałe owoce morwy.

    Dzień dwunasty. Ranek jest pochmurny, ciekawe jakie będziemy mieli widoki z Nemrut. Robimy zakupy i jedziemy w stronę Karadut. To wioska na zboczu góry Nemrut Dagi na wysokości 2000mppm. Tam zamierzamy się zatrzymać na kempingu. Im bliżej góry, tym droga gorsza. Do Karadut dojeżdżamy drogą z kostki betonowej.We wsi każdy, kto ma kawałek podwórka ma też kemping, albo tylko tak mu się wydaje. Wybieramy Kardut Pensiyon za 10TL post-12190-0-01082600-1375112694_thumb.jpg(http://www.karadutpansiyon.net/), bo podwórko duże, równe, czyste toalety, natrysk, WIFI i można podłączyć się do prądu. Nasi gospodarze prowadzą pensjonat i restaurację i to chyba głównie kuchnia ma być ich źródłem dochodów. Na razie gości jest czwórka: my na kempingu i dwójka Holendrów w pensjonacie. Przed nami cały dzień, przyczepa stoi bezpiecznie. Jedziemy samym samochodem zdobywać górę. Za wjazd na teren Milli Parki pobierają od nas opłatę 9TL od osoby. Droga kończy się pod kopcem. Jest tu mała knajpka i pochyły parking. Za to niżej powstaje imponujący kompleks turystyczny. Góra stoi w chmurze, jest zimno, tylko 12 o, od północnej strony leżą płaty śniegu. Zakładamy długie spodnie i ciepłe kurtki. Jednak w końcu się przydały.

    post-12190-0-53325100-1375112007_thumb.jpgpost-12190-0-99405600-1375111969_thumb.jpg

    Wygodna ścieżka okrąża górę i prowadzi pod sam szczyt, gdzie czekają na nas niewiarygodne posagi. Zabytki Kapadocji stworzyła przyroda i tysiące ludzi. Tu jest jedna góra i wola jednego człowieka, który chciał, żeby o nim pamiętano. Sprawdziło się. Patrzę na przepiękne głowy Apolla, Tyche, Zeusa, Heraklesa i Antiocha i czekam na przebłysk słońca.

    post-12190-0-96917700-1375111866_thumb.jpgpost-12190-0-38333200-1375111892_thumb.jpgpost-12190-0-31913400-1375111928_thumb.jpg

    Nic z tego. Chmura jest uparta, snuje się po górze, a my marzniemy. Schodzimy więc na herbatę. Może jutro będzie lepsza pogoda, przyjedziemy tu jeszcze raz i poczekamy na zachód słońca.

    post-12190-0-08749200-1375112045_thumb.jpg

    Pytamy o drogę do Arsameia – widzieliśmy drogowskaz na trenie parku. Ktoś nam odpowiada, że droga jest o key, a pod Arsameia jego brat na restaurację, będziemy mogli znowu napić się herbaty. No dobrze, sprawdzimy to o key, to przecież tylko 12 km, a my jesteśmy samym samochodem. W ostateczności zawrócimy.

    post-12190-0-66270000-1375112065_thumb.jpgpost-12190-0-68565800-1375112097_thumb.jpg

    Po paru kilometrach z kostki robi się szuter, liczymy, że to tylko chwilowa wpadka. Nie, tak już będzie do końca. Chwilami wygląda, jakby droga kończyła się w niebie, ale nie zamiast nieba jest zakręt o 180o i następny, bo nagle zjeżdżamy w dolinę i kolejny podjazd. Ale jednak przejeżdżamy, a na końcu szutru uśmiecha się do nas młodsza kopia brata z góry Nemrut i zaprasza na herbatę. Jak widać odbieranie drogi może być subiektywne.

    post-12190-0-89364900-1375112499_thumb.jpg

    W Arsameia godna uwagi jest jedna stela z płaskorzeźbą przedstawiającą Heraklesa i Antiocha

    post-12190-0-24354700-1375111828_thumb.jpg

    i piękne widoki.

    post-12190-0-17824600-1375112395_thumb.jpg

    Z miasta pozostały mało zachęcające dziury w ziemi (nie wzięliśmy latarek!), kamienie i dużo słów wyrytych na kamieniach.

    post-12190-0-97836900-1375112144_thumb.jpgpost-12190-0-39611900-1375112447_thumb.jpg

    Jakim cudem uratowała się ta jedna płaskorzeźba? Za to tu świeci słońce i jest upalnie. Opuszczamy Milli Parki. Pytamy bramkowego o drogę do ruin twierdzy Yeni Kale i rzymskiego mostu Cendere. Trzeba zjechać na dół, ale twierdza jest zamknięta dla zwiedzających. Muszą wystarczyć zrobione już zdjęcia. Za to po moście można sobie pospacerować.

    post-12190-0-53399800-1375112595_thumb.jpgpost-12190-0-95586500-1375112550_thumb.jpg

    Jest w bardzo dobrej kondycji, jak na swój wiek (wybudowano go w II wieku n.e.). Odwiedzamy jeszcze jeden kopiec, który zawdzięczamy Antiochowi, a dokładnie jego synowi. W kopcu Karakus pochowane były kobiety z rodziny królewskiej. Ze zdobiącej kurhan kolumnady pozostały tylko cztery a na jednej z nich siedzi kamienny ptak, symbolu kurhanu.

    post-12190-0-54652900-1375112631_thumb.jpgpost-12190-0-22565100-1375112659_thumb.jpg

    Z góry roztacza się piękny widok. Niestety Nemrut Dagi ciągle w chmurach. Taka mała wycieczka, a przejechaliśmy dzisiaj 50 km. Wracamy na kemping. Gospodarze pensjonatu sadzą paprykę i pomidory, będą świeże warzywa dla rodziny i dla gości.

    Dzień trzynasty. Rano niebo pokrywa gruba warstwa chmur. W nocy znowu padało. Nie dla nas wschody i zachody słońca na Nemrut Dagi. Pakujemy się i ruszamy do Diyarbakir drogą D360 przez Eufrat. Ruch na Eufracie duży. Na pierwszy prom wjeżdżają wszystkie samochody osobowe. Na drugim płyniemy my (za 20TL) i cysterna.

    post-12190-0-19136100-1375113933_thumb.jpgpost-12190-0-75737000-1375113946_thumb.jpg

    Mamy tyle miejsca, że udaje nam się wykręcić i zjechać przodem. Po drugiej stronie kolejka oczekujących jest dużo dłuższa. Są to głównie małe busiki. Wiozą ludzi do pracy? Przeprawę niedługo zastąpi most – widać już jego pierwsze przęsła. Droga prowadzi przez pagórkowaty step. Nie ma tu prawie zabudowań, ani pól uprawnych tylko zielone pagórki upstrzone kamieniami. Pasą się na nich owce i kozy. Gdzieniegdzie stoją kolorowe skrzynki – ule. Nostalgiczny nastrój potęgują chmury gromadzące się nad płaskowyżem. Diyarbakir milionowe miasto, stolica Kurdów szczyci się 6-o kilometrowym bazaltowym murem obronnym. Oczywiście mamy problem z parkowaniem. Stajemy w końcu pod murem na zakazie postoju, jak wszyscy. Naszego zestawu nie da rady wywieźć, najwyżej dostaniemy mandat. Bazalt to bardzo solidny materiał, mury dają opór upływowi czasu, trwają i tylko ludzie mogą im zaszkodzić burząc to, co zbudowali ich poprzednicy. Są czarne, ponure, jak ponure jest niebo nad naszymi głowami. Na czarnych murach wnęki w kształcie serc.

    post-12190-0-19886200-1375113067_thumb.jpg

    Za to miasto wewnątrz murów tętni życiem. Wszystko można kupić, sprzedaje się wszystko.

    post-12190-0-36165300-1375112348_thumb.jpgpost-12190-0-78681300-1375112950_thumb.jpg

    Stare przeplata się z nowym. Na lepiankach przyklejonych do murów anteny satelitarne i klimatyzatory. W murach Wieży Panny sklep i restauracja.

    post-12190-0-27899700-1375113102_thumb.jpgpost-12190-0-50712100-1375113136_thumb.jpgpost-12190-0-19598100-1375113176_thumb.jpgpost-12190-0-30952700-1375113251_thumb.jpg

    Panowie w szarawarach i czapkach, panie w obcisłych dżinsach. Jeden z najstarszych meczetów w Turcji Ulu Cami jest odnawiany, a przed meczetem panowie prowadzą rozmowy przy stolikach w rozmiarze S.

    post-12190-0-61680000-1375112987_thumb.jpgpost-12190-0-71678300-1375113020_thumb.jpg

    Na trawniku wokół murów pasą się barany.

    post-12190-0-19018800-1375112723_thumb.jpg

    Przy banku na głównej ulicy stoi opancerzony samochód.

    post-12190-0-38696900-1375112916_thumb.jpg

    Przysiadamy w herbaciarni z widokiem na dolinę Tygrysa. Musimy podjąć decyzję, jedziemy do Mardin, co oznacza niebezpieczne zbliżenie się do granicy syryjskiej, czy przez Siverek do Urfy. Dzwonię do córki, żeby sprawdziła, co się dzieje na granicy turecko-syryjskiej. W Polsce jest burza, nie ma dostępu do internetu. Tu też będzie burza, niebo zrobiło się granatowe, zerwał się wiatr. Przegonił gości z herbaciarni.

    post-12190-0-41094400-1375113348_thumb.jpg

    Wciąż nie mamy informacji od córki, decydujemy się jednak na wyjazd do Mardin. Przed Mardin przychodzi SMS od córki. Nie jedzcie w stronę Syrii. Dzisiaj w Reyhanli był zamach terrorystyczny, zginęło kilkadziesiąt osób, na dodatek dopadła nas ulewa, nie ma mowy, żeby wysiąść z samochodu, nie ma też gdzie przeczekać. Od granicy syryjskiej dzieli nas 30km, żeby stąd uciec musimy podjechać jeszcze bliżej. Przestało lać, tylko pada. Na ulice wrócili ludzie, nie tu widać paniki. Toczy się normalne życie. Pewnie się przyzwyczaili do myśli, że coś może się stać i nie zamykają się w domach po takiej wiadomości. Później dowiedzieliśmy się, że tureckie media nie spieszyły się z informowaniem rodaków o rozmiarach tej tragedii, choć zginęły 43 osoby, a 140 zostało rannych.

    Dzień czternasty. Żyjemy! Deszcz nareszcie przestał padać. Samochód i przyczepa w żółtym błotku aż po dach. Za przykładem tureckich kierowców ciężarówek myjemy nasze pojazdy na stacji benzynowej z pomocą wiadra i gąbki. W Sanliurfie ogród Gölbasim pełen świętujących ludzi. Kiedy patrzę jak dobrze się bawią szanli zaczyna brzmieć jak szczęśliwa. Na trawnikach i w knajpkach trawa piknik Przeważają tradycyjne stroje, np. całe rodziny w fioletowych chustkach. A na straganie przy stawie z karpiami największym powodzeniem cieszą się suknie wyszywane kolorowymi cekinami.

    post-12190-0-45669100-1375113383_thumb.jpgpost-12190-0-95582600-1375113414_thumb.jpgpost-12190-0-80138200-1375113474_thumb.jpgpost-12190-0-65517600-1375113509_thumb.jpgpost-12190-0-34699300-1375113323_thumb.jpgpost-12190-0-94839300-1375113621_thumb.jpgpost-12190-0-74962400-1375113680_thumb.jpgpost-12190-0-11303200-1375113790_thumb.jpgpost-12190-0-18763800-1375113821_thumb.jpg

    Tylko przy grocie, miejscu narodzin proroka Abrahama panuje pełna skupienia cisza, bo tu wszyscy się modlą.

    post-12190-0-83058000-1375113546_thumb.jpg

    i pamiątkowe zdjęcie przed wejściem do groty

    post-12190-0-47587500-1375113585_thumb.jpg

    A te młode damy najpierw poprosiły o zdjęcie a potem o money

    post-12190-0-64031500-1375113858_thumb.jpg

    na targu

    post-12190-0-05274500-1375113885_thumb.jpgpost-12190-0-74479100-1375113918_thumb.jpg

    Jesteśmy chyba jedynymi Europejczykami, bo zaczepia nas młoda dama z prośbą o pomoc w rozwiązaniu szkolnego zadania. To zadanie to wywiad, po angielsku. Co prawda ja też ciągle się uczę, ale jakoś wspólnie dajemy radę. Na koniec robimy pamiątkowe zdjęcie i musimy się schować pod drzewem. Piknik przerywa ulewa. Znowu deszcz zmusza nas do odwrotu. Przed Gaziantepem wjeżdżamy na autostradę (mamy jeszcze zapas lirów na koncie HGS). Chociaż D400 jest czteropasmowa, to jazda po autostradzie okazuje się samą przyjemnością. O dziwo, tutaj kierowcy zaczynają się liczyć ze znakami drogowymi, nie ma tu błota przynoszonego z bocznych dróg i nie ma świateł. Na drogach lokalnych nawet czerwone światło nie ma znaczenia, jeśli ktoś ma taką fantazję, bez znaczenia są też pasy na jezdni, w korkach na jezdni jest tyle samochodów ile się zmieści, standardem jest wymuszanie zmiany pasa ruchu i nie używa się wcale migaczy, należy się po prostu wcisnąć przed sąsiada prawie się o niego ocierając. Jazda pod prąd? Dlaczego nie, jeśli poboczem. Jazda na pomarańczowym, to też norma. Przepisy zastępuje klakson i zrozumienie zamiarów współuczestników ruchu. I to działa! Wypadków nie widać, samochody tez nie są nadmiernie poobijanie. Są przeważnie białe, mniej nagrzewają się na słońcu, a nawierzchnia dróg wykończona szuterkiem, głośniejsza niż nasz asfalt. Znowu zanosi się na deszcz.

    post-12190-0-79609800-1375113742_thumb.jpg

  5. Dzień ósmy. Nocną ciszę przerywa jakiś dziwny szum. Czyżby pociąg? Hałas narasta, jest niepokojący, bo nieznany. Powinnam być jednak na to przygotowana. To balony. Ale o tej porze? Przecież nie ma jeszcze szóstej! Będą lądować na przyczepie? Nie wytrzymuję, wyskakuję przed przyczepę. Na niebie dziesiątki kolorowych balonów.

    post-12190-0-02544900-1374338746_thumb.jpg

    Jedno z pól startowych jest kilkaset metrów od kempingu.  A tu nad naszymi głowami balony są „dopompowywane” ciepłym powietrzem za pomocą palników, stąd ten hałas. Po kilkudziesięciu minutach lądują na łące obok kempingu. Balony są zwijane i pakowane do samochodów, pasażerowie też. Niestety procedura powtarza się każdego ranka.

    post-12190-0-99022400-1374339633_thumb.jpgpost-12190-0-78486900-1374340097_thumb.jpg

    Loty balonem to tu potężny przemysł. Takich pól startowych spotkaliśmy w trakcie swojej wędrówki kilkadziesiąt, a lot balonem to 150-200€ od osoby, osób w koszyku jest kilkanaście.  I nie jest to jedyna forma aktywności: można wypożyczyć kłada, rower, konia, przewodnika, a my bez tego wszystkiego będziemy uprawiać trekking. Nasz kemping to dobry punkt startowy do takich wędrówek. Po balonowej pobudce jeszcze polsko-tureckie menu na śniadanie i idziemy spacerkiem do Open Air Museum (15TL). To  Museum jest w obowiązkowym zestawie wszystkich odwiedzających Kapadocję. Na niewielkim obszarze kilkanaście skalnych  kościółków z doskonale zachowanymi freskami.  Freski pokrywają z reguły całe ściany świątyń. Są w mocnych nasyconych barwach, dominuje czerwień, zieleń, niebieski, pomarańcz. Motywy znane z naszych kościołów, ale może przez te kolory bardziej radosne, w żaden sposób nie kojarzą się ze średniowieczem (a w tym okresie powstały). Zdarzają się też kościółki oszczędnie zdobione, w czerwone geometryczne szlaczki i to już chyba wpływy muzułmańskie. Najpiękniejsze i najlepiej zachowane malowidła ścienne znajdują się w Ciemnym Kościele (za dodatkowe 8TL). Tu nigdzie nie wolno fotografować! Nawet bez flesza. Przyczyna jest chyba praktyczna, bez zdjęć będzie więcej chętnych na zakup albumów.  W każdym kościele jest  strażnik, bardzo odporny na prośby i perswazje, czasami idzie jednak na herbatę.

    post-12190-0-53010900-1374338777_thumb.jpgpost-12190-0-61873100-1374338813_thumb.jpgpost-12190-0-50665200-1374338844_thumb.jpgpost-12190-0-56318600-1374338914_thumb.jpgpost-12190-0-67690600-1374338945_thumb.jpgpost-12190-0-73749800-1374338878_thumb.jpg

    Przy drodze do Göreme jest jeszcze jeden kościół z biletem do Open Museum – Tokali Kilise.

    post-12190-0-46484300-1374338980_thumb.jpg

    Do końca dnia zostało nam sporo czasu, jedziemy więc na zakupy do Nevsehir. W markecie Migros ceny wyższe niż się spodziewałam, ale da się wytrzymać. Płacimy kartą i dostajemy kartę klienta. Teraz za każdym razem będą o nią pytać. Zniżki są chyba tylko dla posiadaczy karty. Zatrzymujmy się w Uchisar, przy najwyższej skale Kapadocji. Oczywiście skała jest dokładnie podziurawiona - była kiedyś zamieszkała, a jej mieszkańcy mieli wspaniałe widoki na dolinę Göreme i Hasan Dagi (5TL).

    post-12190-0-03159100-1374339013_thumb.jpgpost-12190-0-28371100-1374338722_thumb.jpg

    Przy drodze na górę mnóstwo straganów i sklepików z pamiątkami. Sprzedawcy używają magicznych, ich zdaniem, słów: „organic” – to do produktów spożywczych i mydła oraz „hand made” – to do wszelkiego rękodzieła, choć jak wiadomo, nie każde rękodzieło jest dziełem. Są też sklepiki ze starociami, ale cena 100€ za drewnianą ramkę, to już przesada! Na początku każdej rozmowy pada zawsze ważne pytanie „where are you from?”, ale Polacy nie są tu częstymi gośćmi, bo po informacji from Poland najczęściej jest aaaa i tylko czasem „jak się masz”.  Po południu, już pieszo, idziemy do wioski Cavusin. Skalna wioska była zamieszkała  w czasach współczesnych, to widać po resztkach zabudowań. Niestety w 1963r  skała się osunęła i pogrzebała część jej mieszkańców. Teraz można zwiedzać to co z niej pozostało. Czuję się tu niepewnie, bo ta reszta wygląda jakby też miała ochotę się zawalić.

    post-12190-0-11437900-1374339257_thumb.jpgpost-12190-0-94285400-1374339300_thumb.jpgpost-12190-0-83097100-1374339341_thumb.jpgpost-12190-0-91935800-1374339395_thumb.jpg

    Na straganie w nowym Cavusinie kupujemy lokalne wino za 12 TL, wracamy na kemping doliną Cavusin i potem na przełaj przez grzbiet oddzielający wąwóz od Goreme.

    post-12190-0-60233000-1374339447_thumb.jpgpost-12190-0-01024500-1374339483_thumb.jpgpost-12190-0-74212400-1374339517_thumb.jpg

    Dzień dziewiąty. Do Zelve jedziemy samochodem. Po drodze zatrzymujemy się w Pasabagi, małej, przyjemnej dolinie z ciekawymi formami skalnymi i oczywiście z kościołem i opuszczonymi skalnymi domami. Podjeżdżają dwa autokary z polską i japońską, a może koreańską wycieczką.

    post-12190-0-92145800-1374339562_thumb.jpgpost-12190-0-60672600-1374339208_thumb.jpgpost-12190-0-24243900-1374339675_thumb.jpg

    Od razu robi się tłum. Za to w Zelve jesteśmy sami (8TL). Dostajemy mapę, taką prawdziwą, są nawet na niej poziomice i wędrujemy po obszernej dolinie w kolorze brudnego różu zaglądając do skalnych domów, kościółków i klasztorów.  Tu nikt nie pilnuje, można więc dowoli fotografować To jednak nie Open Air Museun, czy nawet Ihlara. Po freskach zostały zaledwie ślady. W Kapadocji jednak nigdzie nie bywa nudno, doliny, nawet te sąsiadujące ze sobą, są całkowicie odmienne, różnią się nie tylko kolorem skał, ale i ich kształtem. Dolina Zelve jest szeroka, zielona, z wygodnymi ścieżkami, a czapeczki na skałach są zabawnie malutkie.

    post-12190-0-85065400-1374339704_thumb.jpgpost-12190-0-61635800-1374339735_thumb.jpgpost-12190-0-46715100-1374339756_thumb.jpgpost-12190-0-43396300-1374339818_thumb.jpgpost-12190-0-69101900-1374339871_thumb.jpgpost-12190-0-72132600-1374339782_thumb.jpg

    Z Zelve wracamy przez Ügrüp. Po drodze zatrzymujemy się przy Devrent Valley (to miejsce zachwalał Murat). Niestety tylko na chwilę, bo właściciel knajpki, przy której stanęliśmy wnosi jakieś uwagi do naszego wyboru miejsca do parkowania. Ludzi i samochodów jest tu sporo, więc nie mamy wyjścia fotografuję skalnego wielbłąda i wracam do samochodu. Droga z Ügrüp do Göreme kręta i stroma, dobrze, że jesteśmy bez przyczepy. Na kempingu zmiany. Wyjechali Włosi – 13 kamperów, po południu przyjeżdża następna karawana 13 kamperów włoskich. Busiki są nawet ponumerowane. 13 to dla nich szczęśliwa liczba? Po południu idziemy do Doliny Miłości i Białej. Większość turystów dociera tylko do rozległej polany na której królują  erotyczne formacje skalne, my idziemy dalej.

    post-12190-0-58596000-1374339920_thumb.jpg

    Słońce chyli się ku zachodowi, droga się dłuży, a miało być tylko 4,5 km. Przegapiliśmy wyjście? Na szczęście na końcu doliny widać znajomy kształt Uchisar. Po czerwonych strzałkach wychodzimy na płaskowyż. Przed nami ścieżka do Göreme, w prawo do Uchisar. Oczywiście idziemy w stronę Göreme. Błąd! Po kilkuset metrach płaskowyż kończy się przepaścią. Doszliśmy do rozwidlenia doliny. Rozpadlisko ciągnie się aż pod Uchisar i skutecznie oddziela nas od drogi. 

    post-12190-0-72663500-1374339958_thumb.jpg

    Trzeba się wrócić! Na asfalt! Zmęczeni docieramy wieczorem na kemping. Zajadamy słodkie truskawki i jeszcze słodsze morwy popijając czerwonym winem. Wyjechali Węgrzy (autokar + namioty). Włosi i Węgrzy wyczerpali zapas ciepłej wody.

    Dzień dziesiąty. Dzisiaj w planie doliny Różowa i Czerwona. Wyruszamy o 9-ej. Przy trasie jest szczegółowa mapa szlaków. Pójdziemy niebieskim szlakiem doliną Różową 2 – tam są dwa kościółki, potem zielonym dotrzemy do doliny Czerwonej. Wejście na niebieski szlak zdecydowanie odradza nam właściciel herbaciarni, mówi, że kościoły zamknięte i nie ma tam po co wędrować. Nie będziemy z nim dyskutować, zaczniemy od Czerwonej. Mapka uwieczniona na zdjęciu więc nie powinniśmy zabłądzić. A na razie, w dość licznym towarzystwie,  idziemy piękną, zieloną doliną Meskendir, przy ścieżce co pewien czas kamienne słupki z informacja dokąd idziemy i inne słupki z numerami atrakcji turystycznych. I tak dochodzimy do słupka M13 przy którym znajdują się skalne gołębniki, a więc zdecydowanie za daleko.

    post-12190-0-31854800-1374340132_thumb.jpgpost-12190-0-76187300-1374340176_thumb.jpgpost-12190-0-25537600-1374340224_thumb.jpg

    Nie ma co żałować, bo dolina urocza, wracamy jednak uważnie przyglądając się kolejnym słupkom. Razem z grupą Francuzów. Jest K1, a na mim zdrapana strzałka do Kizilcukur. Dolina Czerwona nie jest tak atrakcyjna, ani czerwona. Za herbaciarnią szlak wychodzi po schodach na płaskowyż i tu jest kościółek Üzülü  Kilise z pomarańczowymi freskami, stara winiarnia i parking – można tu dojechać samochodem.

    post-12190-0-38127000-1374340264_thumb.jpg

    Niestety nie wyczerpaliśmy na dzisiaj limitu błędów i zamiast iść za Francuzami, postanawiamy być mądrzejsi. Idziemy ścieżką dokładnie w przeciwną stronę, najpierw po płaskowyżu, później wzdłuż różowego zbocza. Trochę niepokoi nas brak słupków z informacją, ale kierunek i kolor wydają się prawidłowe. Doganiamy dwójkę turystów z Holandii. Mają szczegółową mapę. Okazuje się, że idąc wzdłuż zbocza dotrzemy do wioski Cavusin, możemy też zejść do doliny. Wybieramy drogę na Cavusin. I tak podziwiając z góry i z dołu piękne różowe formy skalne docieramy na płaskowyż naprzeciwko wioski.

    post-12190-0-89573000-1374340310_thumb.jpgpost-12190-0-85262800-1374340366_thumb.jpgpost-12190-0-63720600-1374340076_thumb.jpg

    Gorące słońce i umykający spod nóg kamienie nieco dały się nam we znaki. Ciekawa jestem w jaki sposób autor naszego przewodnika „załatwił” wszystkie dolinki jednego dnia. Niby nie są długie, ale pod gorącym słońcem męczące, nawet w maju. Wejścia do dolinek też dzieli parę kilometrów, trzeba dojść lub dojechać. W każdym razie ja mam dosyć na dzisiaj.

  6. Kapadocja i okolice

    Dzień szósty. Zatrzymujemy się na otoparku przy wąwozie Ihlara. Parkingowy bierze od nas 3TL, bo w cenniku nie ma przyczepy. Akurat nam to nie przeszkadza. U naszych stóp zielone wnętrze wąwozu. Jemy śniadanie i ruszmy w drogę. Bilet 8 TL. Po pokonaniu schodów  się zanurzamy się w sielankowej scenerii wąwozu.

    post-12190-0-82589300-1374303711_thumb.jpgpost-12190-0-64803500-1374303799_thumb.jpg

    Woda, zieleń, pionowe skalne ściany i ukryte w pieczarach malowane wnętrza kościołów. W oszczędnie oświetlonych wnętrzach kolorowe postacie świętych. To jednak niepojęte, skąd się wzięła ogromna potrzeba tworzenia tylu miejsc kultu Pana Boga. W kościołach można fotografować, ale bez lampy. Przestrzegam tego zakazu, chociaż nikt tu nie pilnuje. Może dzięki temu freski poczekają na moje wnuki.

    post-12190-0-30447500-1374303750_thumb.jpgpost-12190-0-05977900-1374303832_thumb.jpgpost-12190-0-39928300-1374303869_thumb.jpg

    Wąwóz rozszerza się w okolicach wioski Belisirma, tu też kończy się jego płatna część. Do Selime Calesi jeszcze 7 km. Ta część wąwozu nie jest już tak urokliwa. Jest szeroka, częściowo uprawna. Spotykamy tu żółwie, krowy, osiołki, kozy, restaurację na wodzie i wielki turecki piknik.

    post-12190-0-66424400-1374303919_thumb.jpg

    Selime to imponujący kompleks klasztorny – na kilku poziomach pomieszczenia mieszkalne, kuchnia, i chyba największy ze skalnych kościołów, niestety bardzo zniszczony. W miękkim tufie można wyrzeźbić wszystko, potem tuf utwardza się w kontakcie z powietrzem, wystarczy położyć dywany  i dom wraz z umeblowaniem gotowy. Spotykamy tu grupkę młodych Polaków, którzy przyjechali tu na majówkę. Czyż świat nie jest naprawdę mały?

    post-12190-0-82567600-1374303945_thumb.jpgpost-12190-0-98156500-1374303979_thumb.jpgpost-12190-0-12215500-1374304027_thumb.jpg

    Do twierdzy Selime i w drodze powrotnej obowiązują zakupione wcześniej bilety. Wracamy tą samą drogą, szybciej, bo nie zaglądamy do kościołów, jednak ten pierwszy dość intensywny dzień (ponad 20km pieszo) daje nam się we znaki. Odpoczywamy przed schodami na ławeczce.

    post-12190-0-04599000-1374303662_thumb.jpg

    Śpimy na otoparku z widokiem na wąwóz i Hasan Dagi. Pod wieczór przyjechało kilka kamperów

    Dzień siódmy. Droga do Göreme przez środek płaskowyżu prowadzi wśród pół uprawnych, praktycznie po płaskim. Czego się obawiałam? Nar Gulu, maleńkie jeziorko w kraterze wulkanu można objechać żwirową drogą, jest tu spokojnie i pusto, nawet dwa wielkie hotele przed kraterem wyglądają na puste.

    post-12190-0-00892400-1374304147_thumb.jpg

    Za to w Derinkuju Yeralti Sheri tłumy turystów. Byłam przekonana, że wieś będzie na wzgórzu, a podziemne miasto będzie mieściło się w jego wnętrzu. Błąd. Nie ma tu góry, wchodzi się po prostu do dziury w ziemi. Do zwiedzania udostępniona jest tylko niewielka część pomieszczeń. Przejścia między poszczególnymi pomieszczenia i poziomami bywają tak wąskie, że ruch jest jednokierunkowy i musi być nadzorowany. Trzeba przyznać, że poziemne miasto było dobrze przygotowane do przetrwania: doskonała wentylacja, zaopatrzenie w wodę, wyrównana temperatura, pomieszczenia mieszkalne i magazynowe. Ludzie, którzy tu mieszkali musieli być jednak bardzo zdeterminowani, bo ceną za bezpieczeństwo był brak słońca i zieleni. Przyjechaliśmy tu w rano, ale i tak niestety w środku było już sporo ludzi, no może nie tyle ile tu podobno mieszkało, ale za dużo. Jak na 15TL za bilet kończymy dosyć szybko przepychani przez zorganizowane skośnookie grupy turystów. Dobrze jednak, że przyjechaliśmy rano, bo teraz kolejka po bilety jest taaaka długa.

    post-12190-0-45542800-1374304171_thumb.jpgpost-12190-0-01531100-1374304237_thumb.jpgpost-12190-0-25894400-1374304200_thumb.jpg

    W Göreme zatrzymujemy się na kempingu Göreme Camping &  Swimmingpool (12€ za dobę, http://www.goremecamping.com/ ) w pobliżu Open Air Muzeum. Właściciel Murat wita nas herbatą, opowiada barwnie o atrakcjach Kapadocji, zaprasza na lot balonem (u jego przyjaciela będzie zniżka – nie wybieramy się) i wręcza mapę Kapadocji. Mapa bardzo schematyczna, ale się przydaje. Nareszcie ciepła kąpiel, można wyjąć stolik i rozstawić wiatkę. Dzisiejsze popołudnie przeznaczamy na odpoczynek i porządki. Upał przerywa krótka ulewa, po chwili po deszczu ani śladu. Wieczorem idziemy do Göreme. Pełno tu knajpek, sklepików, pensjonatów, domy wciśnięte między skały i domy w skałach, są nawet dwa kempingi, drogie wino, drogie piwo, więc szczęśliwy przyjazd będziemy świętować herbatą.

    post-12190-0-85502900-1374304283_thumb.jpg

    „Zaliczamy” pierwszy kościółek EL Nazar. Niedawno odnowiony. Człowiek, który go pilnuje namawia nas na wejście, ostatecznie stanęło na 5TL za dwie osoby. Nie bierzemy biletów, czym tak uszczęśliwiamy gościa, że obdarowuje nas kwiatami i namawia na zdjęcia z fleszem.

    post-12190-0-15477600-1374304117_thumb.jpg

    Wcześnie zapada zmierzch. Idziemy spać.

     

     

  7. Co do cen: warzywa i owoce najtaniej kupuje się na bazarach. Pomidory, cukinie najczęściej kupowaliśmy po 1TL, droższe były ziemniaki – 1,5-2TL, truskawki 3-4TL, podobnie doskonałe, soczyste morele, czereśnie od 4TL, arbuzy 1,5TL/kg, banany, pomarańcze sprzedawana na worki po 1TL/kg. Świeżutki chrupiący chleb od 0,8TL (podwójna angielka) do 2TL duży okrągły bochen, świeże ryby od 15TL/kg. Pozostałe zakupy robiliśmy najczęściej w supermarketach Migros, Kipa i A101. Płaciliśmy kartą. Niestety masło (od 3,6TL/250g), sery (homogenizowany jest najtańszy od 2,2TL/200g) droższe niż w Polsce, woda mineralna od 0,4TL/1,5l, ayran 0,55TL/0,25l, jogurt naturalny 2,75TL/0,65g, soki można było kupić już 1,75TL/l. Mięso (wołowina i baranina) nawet bardzo drogie, bo powyżej 40TL/kg. Drobiu nie lubię więc nie patrzyłam na ceny, wędliny też nie wyglądały zachęcająco, bo co można zrobić dobrego bez wieprzowiny. Jakoś mi umknęło, że w kraju muzułmańskim nie kupię kiełbaski ani szyneczki i nie zabrałam odpowiedniego zapasu z Polski. Nie tęskniliśmy jednak za schabowym, bo w restauracjach drugie danie kosztowało już od 9TL, zupa 4-5TL, micha sałatki 4TL, wielkie naleśniki z wsadem 4-5TL. Najmniej przyjemna była cena paliwa: ON kupowaliśmy od 3,8 do 4,2TL/l. Staraliśmy się nie ryzykować, kupowaliśmy droższe paliwo na dobrych stacjach (Shell, BP). Za to kempingi są tu zdecydowanie tańsze. Płaciliśmy za nie od 10-40TL za dobę. 2 osoby, przyczepa, samochód i prąd. Na kempingach zawsze było WIFI, a nie zawsze miejsce do mycia naczyń. Ich właściciele uważali chyba, że je się u nich w restauracji. Dalsza relacja pisze się, próbuję zapanować nad jej obszernością. Do postu można dołączyć tylko 10 zdjęć?

    post-12190-0-32475400-1374054599_thumb.jpgpost-12190-0-55119900-1374054636_thumb.jpgpost-12190-0-84674600-1374054664_thumb.jpg

  8. Mam ogromną ochotę podzielić się z wami wrażeniami z podróży. Może was zainteresuje.

     

    W drodze

    29.04.2013. Dzień pierwszy. Mimo wątpliwości związanych z pogodą (u nas rankiem tylko 4oC) wyjeżdżamy w wielką podróż do Turcji. Trasę przez kraje europejskie realizujemy pod hasłem minimalizacji opłat drogowych. Z granicy w Barwinku mamy niecałe 140km przez Słowację. Przez głowę mi nie przeszło, żeby obawiać się tego przejazdu! A tu drogi, którymi jedziemy, okazują się właściwie nieprzejezdne. Na dodatek ominięcie winiety będzie wymagało dodatkowych zabiegów, bo przed Swidnikiem wybudowali obwodnicę, raczej płatną, więc omijamy. To co spotykamy na słowackich drogach można podzielić na DZIURY – głębokie i niespodziewane, zespoły dziur i same dziury. Tak właśnie wygląda droga nr 15 wzdłuż zalewu Wielka Domasa. A nasi sąsiedzi zamiast łatać dziury wprowadzają ograniczenie do 40km/h. Więc my zamiast podziwiać widoki, bo okolica ładna, śledzimy dziury na drodze jadąc z maksymalną prędkością 40km/h. Nie tylko zresztą droga, ale cały zalew wygląda na zapomniany przez Boga i ludzi: nad brzegiem stoją rozpadające się szopki, zarośnięte mchem przyczepy – również niewiadowskie! Po 20-ej robi się za ciemno na śledzenie dziur, więc zatrzymujemy się przy jakiejś knajpie we wsi na nocleg. Noc ciepła i spokojna.

    Dzień drugi. Z godnością, nie przekraczając 40, opuszczamy Słowację z mocnym postanowieniem: nigdy więcej tą drogą! Po prostu się nie opłaca. Na Węgrzech jedziemy też bez winiety, tu jest lepiej, bo dziur mniej i najważniejsze: trwa ich łatanie, do sezonu zdążą. Kolejny kraj Rumunia, na granicy pobieżna kontrola paszportowa - wyjeżdżamy z Shoengen. Tu już bez winiety się nie obędzie, kupujemy ją w budce na granicy. Płacimy 5€, a na rachunku  kwota 13,25 lei. Reszty nie wydają. Niezły przelicznik mają! Nie protestujemy, więc tak musi być.  Dalej jest już lepiej. Droga Oradea - Arad bez zarzutu,  eurodiesel tani, na Lukoilu po 5,64. Za Aradem wjeżdżamy na autostradę do Bukaresztu. Jeszcze niedokończona bez zjazdów, parkingów i stacji benzynowych. Tak się nam spodobała, że mamy ochotę jechać nią aż do stolicy. Viamichelin jednak nie kłamie. Autostrada kończy się za Timosoarą, zjeżdżamy więc zgodnie z planem na drogę nr 6 do Drobety. No i proszę, nie było czego się bać! Góry niestraszliwe i urokliwe, droga bez zarzutu, aż chce się jechać i jechać. I tak..... dojeżdżamy do Dunaju, mijamy Żelazne Wrota zastanawiając się nad noclegiem. Na przejściu po stronie rumuńskiej nie ma parkingu, przejeżdżamy Dunaj tamą bez problemów i opłat. Śpimy po stronie serbskiej, tuż za przejściem. Przez te noclegowo-graniczne obawy nie zatrzymaliśmy się na parkingu, że popatrzeć na przełom Dunaju i zrobić zdjęcia

    post-12190-0-31079800-1373897238_thumb.jpgpost-12190-0-33604200-1373897481_thumb.jpg

    Dzień trzeci. Jedziemy drogą nr 25 do Kniażewaca. Wokół piękne górki, niewiele pól uprawnych i jeszcze mniej zabudowań. Ruch niewielki, tanie paliwo (148,9d/l), a droga typu patchwork, dziury, ale połatane.  W Kniażewacu skręcamy na 121 do Pirota. To naprawdę piękny zakątek Serbii, ale z drogą trochę gorzej, wąska, kręta i czasami nie wiemy dokąd jedziemy. Na dodatek wjazd na E80 do Sofii nieoznakowany,  w Pirocie też go nie ma – trwa przebudowa, musimy się wrócić do tego nieoznakowanego wjazdu! Niefajnie. Na granicy kilkukilometrowa kolejka, na szczęście tylko dla TIR-ów. Nie ma mycia, więc nie płacimy. Na wszelki wypadek kupujemy lewa, żeby nie przepłacać za winietę. A tu proszę facet z budki chce za nią 20 lewa. Pytam dlaczego tyle, mówi, że to taksa banku. No nieźle 100% prowizji. Ostatecznie kupujemy winietę na stacji benzynowej za 10 lewa. Tu dostajemy naklejkę, w Rumunii jest tylko kwitek. Nie sprawdzamy jakości obwodnicy Sofii – przejeżdżamy przez centrum, bez problemów, dalej autostradą A1 i za Płowdiwem zjeżdżamy na Svilengrad. Nocujemy w Harmanli. W centrum miasta tuż za sklepem Lidl, przy drodze nr 8 trudno nie zauważyć dużego napisu kemping (41°55'42.34"N  25°54'31.65"E). Jest tu basen, knajpka, a przy basenie właściciel przygotował kilka miejsc dla przyczep na żwirku i piękny trawnik dla namiotów. Są sanitariaty i natryski, niestety bez zasłonek! Za 10€ z prądem.

    Dzień czwarty. Tankujemy do pełna przed granica turecką. Stacji pełno przed granicą pełno, ceny normalne 2,62lewa/l, nie to co u nas. Jakiś inny ten ich kapitalizm. 1740 km – jesteśmy w Turcji. Granica bez problemu. Na tureckiej musimy wysiąść z samochodu, żeby udać się po wizę do budki nr 92. Wpisują  nam też samochód do paszportu. Na granicy nie widać propozycji sprzedaży naklejki HGS (to nowy system opłat za autostrady) a my planujemy przejechać przez Stambuł i dalej do Ankary płatną autostradą, będziemy jej więc szukać w Edirne. Pod meczetem Selima uprzejmy człowiek zaprowadza nas na parking w podwórku (5TL), dostajemy od niego paciorki na szczęście (noszą je na ręku mężczyźni), on też prosi o bakszysz i wybiera  z portfela 1lewa i 1euro. W meczecie trafiamy na czas modlitwy, nikt nie robi nam jednak trudności – zdejmujemy buty (tylko turyści nie miewają skarpetek), a ja zakładam szal. Nagrywam śpiew muezina i podglądam ludzi. Muzułmanie inaczej traktują swój kościół, powiedziałabym bez namaszczenia, po modlitwie przysiadają na dywanach, żeby porozmawiać, czy po prostu odpocząć, robią sobie pamiątkowe zdjęcia.

    post-12190-0-65012600-1373897288_thumb.jpgpost-12190-0-65509600-1373897344_thumb.jpgpost-12190-0-64920400-1373897392_thumb.jpg

    Na deptaku na wprost meczetu wymieniamy w kantorze EURO na liry po 2,335. W PTT pan informuje nas po angielsku, że nie sprzedają HGS, kupimy go przy wjeździe na autostradę. Jedziemy drogą D100. Im bliżej Stambułu tym bardziej niepokoi nas brak HGS – przez miasto chcemy przejechać autostradą, nie wiemy, czy tam jest płatna, a most na Bosforze jest płatny z pewnością. Sprawdzamy więc na stacjach benzynowych, odsyłają nas do kolejnych, urzędy pocztowe już zamknięte. Sprawdzamy wersję o offisie przy autostradzie, jest branka z napisem HGS, ale żadnego biura nie ma, więc najbliższym zjazdem wracamy na setkę żegnani niepokojącym sygnałem. Na razie nikt nas nie goni, ale w tym zinwigilowanym świecie na pewno wiedzą, że popełniliśmy przestępstwo.  W niezłym stresie wjeżdżamy do miasta. Już sam przejazd przez Stambuł  to przygoda, tym bardziej, że nie opanowaliśmy jeszcze tureckich zasad jazdy. I tak spacerkiem, aż do zmierzchu jedziemy sobie przez w Stambuł w dzikim (dosłownie!) tłumie samochodów.  Między samochodami sprzedają róże, wodę i rogaliki a ja podziwiam miasto troszeczkę żałując, że się tu nie zatrzymujemy. Przed mostem nasze obawy sięgają zenitu,  na szczęście pojawia się policjant na skuterze,  pytam go więc o HGS. Za mostem po prawej będzie biuro PTT. Rozpadało się.

    post-12190-0-84751500-1373897491_thumb.jpg

    Biuro jest, kolejka nie za duża. Podajemy dane samochodu i kupujemy za 30+5TL dwie naklejki. Przyklejamy górną na szybie pod lusterkiem zgodnie z informacją w powszechnie znanym języku tureckim. Drugą naklejkę chowamy, jak się słusznie domyśliliśmy służy  do doładowania i sprawdzenia naszego konta. Za mostem przejeżdżamy pod bramką z napisem HGS, pojawia się napis 3,5 TL i coś tam sobie zagwizdało, chyba na przyczepę. Mam to gdzieś, niech sobie gwiżdże, jak musi. Za mostem na drodze zrobiło się luźniej, nareszcie można trochę pojechać.  

    Dzień piaty. No i proszę, zachmurzyło się i jest chłodno. Autostradą kilometry szybko uciekają i już jesteśmy na obwodnicy Ankary. Automat kasuje nam 15 TL (przed bramką należy zwolnić do 30km/h i ustawić się na pasie z napisem HGS). Wewnątrz obwodnicy buduje się nowe miasto. Kolorowe osiedla wielkich bloków i małych domków jednorodzinnych, w sporej części jeszcze niezamieszkałych. Wszyscy przenoszą się do Ankary?

    post-12190-0-46564600-1373897498_thumb.jpg

    Drga D750 do Adany też jest czteropasmowa, choć już niepłatna. Prowadzi wzdłuż wielkiego słonego jeziora Tuz Gölü (33% zasolenia!). Zatrzymujemy się na parkingu z orzeszkami i schodzimy nad brzeg. Sesję zdjęciową przerywa nam przyjazd samochodu żandarmerii na sygnale. Wracamy na parking. Coś przeskrobaliśmy? Uzbrojony żołnierz pokazuje nam tabliczkę z zakazem wejścia, również po angielsku. Nie zauważyliśmy. I am sorry. Żegnamy się z uśmiechem. 5 km dalej jest duży parking, restauracja, muzeum, free kemping(?) i tu można dojść do wody, a nawet do niej wejść.

    post-12190-0-23904900-1373897427_thumb.jpgpost-12190-0-68902800-1373897465_thumb.jpg

    Znowu się zachmurzyło,  na horyzoncie widać już ośnieżony szczyt wulkanu Hasan Dagi, jednego ze sprawców Kapadocji.

    post-12190-0-58888400-1373897215_thumb.jpg

  9. A ja to bym chciał do Włoch ale ceny i odległość mnie przerastają.... :oslabiony:

     

    A w CRO to będę już chyba z 10 raz. Ale pierwszy na wyspie  :]

    Nie jest tak źle jak uważasz. Na Veneto odległość jest zbliżona, a nad morze dojedziesz na tanim austriackim paliwie. Kempingi tańsze też można znaleźć, a plaże są piaszczyste.

    Caorle-Altanea http://www.marelago.it/

    http://www.pradelletorri.it/index.aspx

    Lido di Jesolo http://www.campingparkdeidogi.com/

    http://www.areacamperdonbosco.it/default.asp?iID=JLLFD

  10. Francja to moje ulubione miejsce wakacyjne. Byłam tam już kilka razy, a wciąż mnie czymś zaskakuje, wciąż mam po co tam jechać.

    Zalety:

    - piękny urozmaicony krajobrazowo kraj (jest tu wszystko od Alp po ocean)

    - wspaniałe zabytki, urocze miasteczka, w których czas się zatrzymał

    - imponująca baza turystyczna. Kempingi są dosłownie wszędzie, mnóstwo parkingów dla kamperów płatnych i darmowych, aire – miejsc do odpoczynku, gdzie często bywa woda, no i wciąż można znaleźć miejsce do zatrzymania się wprost przy pustej plaży

    - najlepsze na świecie oliwki kiszone w ziołach

    - wspaniałe wino i sery

    - plaże do wyboru: od szerokich piaszczystych, po żwirowe ( głownie na Lazurowym Wybrzeżu – stąd ten lazur morza)

    - nienajgorszy dojazd – po niemieckich autostradach i 1000 km za nami

    Wady

    - jednak daleko

    - ceny jak to na zachodzie

    - w sierpniu wybrzeże bardzo zatłoczone

     

    Kto coś doda?

  11. To najpopularniejszy kierunek na naszym forum. Gdyby ktoś mnie spytał, gdzie odpoczywają polscy karawaningowcy, odpowiedziałabym – w Chorwacji.

    Chciałam więc zadać wszystkim pytanie: dlaczego Chorwacja?

    Według mnie lista zalet może zaczynać się tak:

    - piękna przyroda, piękne widoki

    - ciepłe morze

    - gwarantowana pogoda (choć wpadki się zdarzają, ale to może być potraktowane jako dodatkowa atrakcja)

    - stosunkowo blisko, (bliżej chyba tylko Bałtyk)

    - dobra baza kempingowa

     

    Wady:

    - plaże żwirowe lub kamieniste

    - ceny dorównujące sąsiadom z zachodu

    Co dodacie?

  12. Trasa opracowana, przyczepa gotowa do drogi. Klamka zapadła, w poniedziałek ruszamy. Cel: Turcja. W części będzie to podróż sentymentalna. W Turcji po raz pierwszy byliśmy w 1987 roku. Tydzień na kempingu Atakoy z PTTK i tydzień już sami w Azji, wzdłuż wybrzeża morza Egejskiego. Teraz pojedziemy dalej, na wschód, może nawet do dotrzemy jeziora Van, a na pewno do Nemrut Dagi.

    Jak było w 1987 roku: Granice przekraczaliśmy bez problemów, choć w paszporcie kierowcy przybyło kilka różnojęzycznych wpisów. Jedynym przykrym akcentem podróży była zdecydowana postawa bułgarskiego milicjanta, który nie pozwolił nam zrobić zakupów w Płowdiw odsyłając do free shopu. Nie pozwolono nam również wyspać się na wielkim parkingu przed granicą turecką, chociaż wstawili się za nami polscy tirowcy. Turcja okazała się krajem bardzo ciekawym i przyjaznym i znacznie tańszym od Grecji. Po przełamaniu pierwszych lodów okazało się, że nie musimy się jej obawiać. I już bez obaw zatrzymywaliśmy się na noclegi wprost na plaży. Najczęściej nie sami, a w towarzystwie turystów z innych krajów. Przez parę nocy np. spotykaliśmy się na noclegu z parą Włochów, którzy podróżowali z przyczepą i wielkim kocurem. Kilka cen: smaczny chleb kosztuje tylko 100LT, benzyna 298LT. Pocztówki kupowaliśmy po 100 a nawet 50LT, zamiast znaczka przystawiano nam stempel za 150LT. Bardzo tanie są muzea, najwięcej płaciliśmy za wstęp do Topkapi – 1000LT, w pozostałych z reguły 400LT. Przejazd przez most na Bosforze płatny tylko do Azji 2000LT za samochód z przyczepą. Prom przez Dardanele 5900LT. Najtańsze pomidory kupowaliśmy po 100LT/kg, paprykę po 150LT, bakłażany po 300LT, winogrona 350LT, brzoskwinie 500LT. Szklanka świeżego soku z pomarańczy kosztowała 400LT, wody z lodem 50LT, lody 200LT, najtańsza chałwa 1400LT. Nasz FSO 1500 z owiewką i przyczepą N127 palił średnio 9,8l/ 100 km.

    Przyczepa wciąż ta sama, samochód się zmienił, a reszta – przekonamy się. Niestety nie zapisałam przelicznika lirów na złotówki

    post-12190-0-31623100-1366987731_thumb.jpgpost-12190-0-76201700-1366987755_thumb.jpg

    A to rzadko odwiedzany, a zadziwiający wodospad w Antalii   Düden Kıyı Şelalesi  36° 51' 2.05" N  30° 46' 57.51" E   (2009, samolotem)

  13. Nasza niezbyt długa lista Lazurowe wybrzeże i bliskie okolice wyglądała tak:

    Gorges du Verdon – największy kanion w Europie

    Vence - miłe stare miasto i cudowna kaplica Matissa

    post-12190-0-84334900-1366874952_thumb.jpg

    Antibies - stare miasto i zamek ze zbiorami Picassa

    post-12190-0-71334100-1366874999_thumb.jpg

    Grimaud – urocze stare miasteczko z ruinami zamku

    post-12190-0-06297200-1366875077_thumb.jpg

    Saint-Tropez – luksus na wodzie na pokaz i stare miasto jak w „I bóg stworzył kobietę”. W małej zatoce jachty większe od kamienic, na nich bogaci ludzie prowadzą luksusowe życie na oczach gapiów zapełniających promenadę i polujących na znane twarze.

    post-12190-0-74241800-1366875120_thumb.jpgpost-12190-0-82349600-1366875160_thumb.jpg

    Frejus – zabytki rzymskie i nie tylko

    post-12190-0-45911000-1366875037_thumb.jpg

    Corniche des Maures – przepiękna nadmorska droga

    Byliśmy tam w sierpniu, nie było aż tak tłoczno, czego się obawiałam. Chociaż udało nam się niestety przejechać bez zatrzymywania (oczywiście ze względu na brak wolnych miejsc parkingowych) promenadami Nicei i Cannes.

    No i koniecznie przeczytaj wpis lupilu : Francja 2012

     

     

  14. Odwiedziłam dzisiaj moją przyczepę i co się okazało: miałam gości. Myszy próbowały zjeść:

    - gąbkę zmywak,

    - świeczkę zapachową,

    - obrus plastikowy,

    - sznurek na pranie,

    - polietylenowy talerz.

    A jeszcze w marcu ich tam nie było. Musiały być bardzo zdeterminowane, bo pożytku z tego raczej nie miały. I nie potrafią załatwiać się do kuwety! Wypraszam sobie takich gości!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.