Skocz do zawartości

nomadka

Użytkownicy
  • Postów

    1184
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Odpowiedzi opublikowane przez nomadka

  1. Ogólnie rzecz biorąc przewaga jakiejkolwiek nacji, z wyjątkiem autochtonów,  nie jest wskazana. Bo czy to fajnie jak np. jesteś w Hiszpanii, a wokół wszyscy mówią po rosyjsku i niemiecku, nawet sklepy nazywają się wołodia!

     

    ps Gusia pisz i dbaj o siebie. Za późno chodzisz spać!

  2. Jak Bóg da zdrowie a Partia urlop to w przyszłym roku szykuje się u nas delikatnie Francyja... (to po staropolsku).

    Moja ślubna jest romanistką i pracuje we francuskiej firmie, więc no problemos komunikacjos gringos (yyyy to w dialekcie meksykańskim).

    A jak sie nie uda to chyba Magaroszag (czy jakoś tak).

    To macie szczęście. My szukaliśmy kiedyś banku we Francji. A bank to bank i już. Jednak nie dla Francuzów. Dopiero czwarta z kolei osoba  zrozumiała, odpowiedziała: La bank? i pokazała drogę. "la" robi różnicę. :skromny:

  3. Na wstępie zaznaczam, że żadna ze mnie pisarka ani fotografka, ot po prostu chcę podzielić się z Wami krótką relacją z naszego pobytu na wyspie Pag.

    Kilka relacji z pobytu na tej wyspie już było, ale postaram się pokazać coś innego.

     

     

     

    Dreszczyk emocji zaprawiony sporą dawką humoru. Fajnie się czyta, a autorka taka skromna!

     

  4. Napiszesz coś więcej o tych innych wymaganiach? Bo mnie to strasznie zaintrygowało? Jakaś lepsza izolacja / dodatkowe ogrzewanie np podłogowe?

     

    Imho jakby niewiadów poważnie wziął się do roboty i zaczął produkować trochę więcej modeli przyczep to taka nowa cepka za 50-60k byłaby sporą konkurencją do produktów zachodnich. Oczywiście przy zachowaniu porównywalnej jakości

    Pisałam o tej konkretnej przyczepie 520 B. A Niewiadów chyba już nic nowego nie zrobi, bo właściwie nie ma biura konstrukcyjnego. Może Romer przejmie pałeczkę, bo plany ma ambitne. Tylko czy im się uda? W Polsce rynku nie ma a na zachodzie konkurencja duża, znane marki. Niewiadowskie przyczepy z laminatu wypełniały na tym rynku niszę: małe i tanie.

  5. W sumie to jest czeski film z tym Niewiadowem:

    dealerzy Smolicz i Pamer mowia ze gwarantem jest niby Romer,

    w Niewiadowie mowia ze Boro,

    pytanie czy ktokolwiek przejmie ta role - bo chyba troche tego przez ostatnie np. 20 miesiecy sprzedali?

    jak to prawnie wyglada przy upadlosci? jesli nikt nie przejmie tej czesci dzialalnosci? albo jak przejmie to czy musi z rola gwaranta czy nie?

    W przypadku sprzedażny konsumenckiej sprawa jest prosta, odpowiedzialność za sprzedany towar w ramach rękojmi ponosi sprzedawca i to już jego problem jak sobie poradzi, w przypadku upadłości producenta

  6. Z tego co wiem, to "BORO" kupiło część zajmującą się produkcją przyczep ciężarowych. Na kempingowe nadal syndyk nie znalazł chętnych. Może to faktycznie oznaczać bliski koniec kempingowych przyczep z Niewiadowa, tych laminatowych, bo typu sandwich robi faktycznie Romer i to w Niewiadowie. A to informacje z ich strony  dotyczące przyczepy kempingowej RK320D

    Dane techniczne

    DMC*
    [kg]
                 Wymiary gabarytowe [cm]    Przestrzeń ładunkowa [cm] Oś hamowana  Koła 

                                   L  B  H                                   Li  Bi  Hi  

    750                   506  211  247                           322  200 189

     

    Ani słowa o tym co istotne w przyczepie kempingowej (łóżka, łazienka, lodówka ...?) i jeszcze ta przestrzeń ładunkowa!?

     

    A to ogłoszenie ze strony NIEWIADÓW S.A:

    Informujmy, że w dniu 02.09.2013 Syndyk Masy Upadłości „Niewiadów” SA Pan Tadeusz Kamiński dokonał sprzedaży zorganizowanej części przedsiębiorstwa obejmującej produkcję przyczep.

       Z dniem 09.09.2013 zostanie uruchomiona działalność produkcyjna przez Zakład

    Produkcji Przyczep „Niewiadów” Sp. z o.o.z siedzibą w Osiedlu Niewiadów 49, 97-225 Ujazd.

  7. Przyczepa piękna, ale nie wróżę im sukcesu. Będzie droga - elementy z laminatu, szyby gięte. Takie laminatowe elementy zastosował Niewiadów we Freedom i Kabe w samochodzie kempingowych, o obydwu wyrobach cicho. Ciekawe jak rozwiązali (czy rozwiązali) problem uszczelnienia połączeń, szczególnie na dachu. Nie podoba mi się pomysł z otwieranym tyłem, nie wiem do czego by mi się to przydało oprócz załadunku wielkich rzeczy (?).  Jednym słowem przewaga formy nad treścią.

  8. Podsumowanie: przejechaliśmy 9337 km, z tego 5690 km  po Turcji. Najwięcej wydaliśmy na paliwo bo około 4400 zł, na kempingi około 1550 zł -2 osoby, 34 noce, a więc tanio. Można tu znaleźć naprawdę tanie kempingi, choć nie dorównujące standardem tym europejskim. Częstą wadą typowo tureckich kempingów był brak zlewów do mycia naczyń, za to na każdym można było skorzystać bezpłatnie z WIFI po uzyskaniu "szyfru". Bilety do muzeów to spora kwota, bo aż 610TL (około1080zł) dla dwóch osób. Kosztowały od 3 do 25TL, a więc ceny już europejskie, brak było informacji o jakichkolwiek zniżkach, a np. reklamowana Müzekart+ jest tylko dla Turków. Zakupy ogólno spożywcze najczęściej robiliśmy w marketach Migros, A101, Kipa, warzywa i owoce kupowaliśmy na bazarach i straganach, benzynę najczęściej na stacjach Shell, BP, choć również na OPET i PO.  W sklepach, na stacjach benzynowych, w muzeach z reguły płaciliśmy kartą, kempingi to raczej gotówka. Korzystaliśmy też z bankomatów YAPI KREDI. Ten bank należy do grupy UNI CREDIT, tak jak Pekao S.A. więc wypłaty były bez prowizji.

    Najlepiej wspominamy ludzi: bezinteresowni, życzliwi, uśmiechnięci, otwarci

    Co nas najbardziej zaskoczyło: skala zmian, w porównaniu do lat osiemdziesiątych powstały całe nowe miasta i kilometry wielopasmowych, dobrych dróg, w większości bezpłatnych.

    Czego żałujemy: że nie zostaliśmy dłużej w Licji. Jeden dzień – jedno miejsce, to bardzo męczące, zabrakło nam kilku dni w jednym miejscu, żeby spokojnie smakować uroki tej krainy. No i, że nie weszliśmy na Hasan Dagi

    Rozumiem teraz, dlaczego funkcjonuje u nas przysłowie o tureckim kazaniu. Po 50-u dniach w dalszym ciągu nie rozumiemy nic po turecku. Nauczyliśmy się tylko kilku liczebników i ważnych zwrotów: ne kadar (ile) i iczme suju (woda do picia -fonetycznie) i na tym koniec. W Hiszpanii poszło nam łatwiej

    Plażowa moda

    post-12190-0-65979800-1376676407_thumb.jpg

     

     

  9. Jeżeli chodzi o Francję, to na prawdę można tam pojechać bez dokładnych planów i rezerwacji. Kempingi są dosłownie wszędzie, dużo jest parkingów dla kamperów, również bezpłatnych, są aire przy drogach i w miasteczkach, gdzie często są krany z wodą. Więc jest się gdzie zatrzymać. Francję uważałam za raj dla turystów, a czas przeszły wynika z faktu, że przyszły zmiany na gorsze, np. parkingi dla kamperów są coraz częściej płatne i potrafią wygonić z nich biedaka z przyczepą, a w niektórych miasteczkach na wybrzeżu już na wjeździe jest zakaz postoju dla kamperów i przyczep, na szczęście trochę tego raju jeszcze pozostało. Na południu Francji (wzdłuż Dordogne) byłam dość dawno, więc niewiele mogę powiedzieć ponad to, że nie mieliśmy tam żadnych problemów z noclegiem.

  10. Poprzednim razem niezbyt mi wyszło wklejanie zdjęć, chyba przez ten upał

     

    Wybrzeże Morza Egejskiego c.d.

    Bergama. Zostawiamy przyczepę na parkingu w mieście i samych samochodem jedziemy na Akropol. Ten sposób podróżowania na górę nie jest widać po myśli włodarzy miasta. Według nich powinniśmy tam wjechać kolejką. Żeby nas zniechęcić zamykają kawałek asfaltowej drogi tuż za stacją kolejki (jest tam po prostu szlaban i zakaz ruchu). Możemy sobie podjechać po bruku, wąziutką uliczką o nachyleniu jakieś 20%. Uff, jakoś podjeżdżamy, na szczęście nikt nie jechał z przeciwka, musiałby chyba przefrunąć, bo o wyminięciu się nie ma mowy. Taka przygoda skutecznie psuje nam nastrój i niechętnym okiem patrzymy na ruiny pergamońskiego akropolu. Po świątyni Zeusa została tylko podstawa ołtarzu (ten w Berlinie) lepiej się mają pozostałości świątyni Trajana, częściowo powstałe z ruin (i tu plus dla Niemców),

    post-12190-0-82834700-1375889049_thumb.jpgpost-12190-0-80252500-1375889104_thumb.jpg

    nieźle zachowały się reszki domów, nieco gorzej teatr. Zbocze na którym go zbudowano jest bardzo strome i ci którzy mieli lęk wysokości chyba go nie odwiedzali, ja w każdym razie nie opuściłam bezpiecznego górnego pomostu.

    post-12190-0-89868700-1375889024_thumb.jpg

    Czerwona bazylika jest zamknięta (to już na dole), zapewne ze względów bezpieczeństwa, bo wygląda bardzo niepewnie, ale informacji brak.

    post-12190-0-73817400-1375889149_thumb.jpg

    Poszukiwanie miejsca na dłuższy odpoczynek okazuje się niełatwe. W końcu decydujemy się na kemping Altincamp w Burhaniye, przy plaży (mam go w notatkach). Ale Burhaniye nie jest nad morzem! Skręcamy na Ören. No i proszę znalazł się Altincamp! Dużo drzew, restauracja, tylko plaża symboliczna 0,5m piasku, ale wejście do wody przyjemne. Od młodego chłopaka nie możemy dowiedzieć się ceny, w końcu budzi właściciela z poobiedniej drzemki. - 40TL. http://www.altincamp.com/ Zostajemy, chociażby na jedną noc. Po południu wykąpani, najedzeni jedziemy do miasteczka. I co widzimy: piękną, szeroką, piaszczystą plażę.

    post-12190-0-15850500-1375889239_thumb.jpgpost-12190-0-35187900-1375890120_thumb.jpg

    W miasteczku Ören nie ma wypasionych hoteli, tylko skromne pensjonaty, sporo knajpek, jakiś bazar, bez obowiązkowych zestawów dla turystów jak przyprawy, czy pudełka ze słodyczami. Tu odpoczywają Turcy. Jest tu kemping Ören Cennet Camp www.orencennetkamp.net, a właściwie pensjonat, tylko, że pod namiotami. Pytamy właścicielki (mówi tylko po turecku), czy nas przyjmie. Tak, za 20TL . Dobrze przyjedziemy jutro. Zatrzymujemy się tu na parę dni, choć nie ma tu luksusów, to cena przystępna i plaża piękna. Na kempingu niewielu gości, jakaś młoda para z pieskiem, dwóch panów znikających na całe dnie i jedna rodziny w domku. Personel, nie spiesząc się, naprawia i rozkłada namioty oraz obowiązkowe hamaki(?).

    post-12190-0-19822800-1375889194_thumb.jpg

    Całe Ören dopiero szykuje się do sezonu, a na razie na plaży, na deptaku i w knajpach pusto. Choć nie zawsze, tu też solidaryzują się z tymi z placu Taksim.

    post-12190-0-26358400-1375890158_thumb.jpg

    Ören na swoje wykopaliska.

    post-12190-0-36483000-1375890132_thumb.jpgpost-12190-0-28308800-1375890145_thumb.jpg

    W poniedziałek w Burhaniye jest ulice starego miasta zamieniają się w bazar.

    post-12190-0-57616900-1375889273_thumb.jpgpost-12190-0-05400900-1375889342_thumb.jpg

    Do Assos skręcamy zgodnie z brązowym drogowskazem na drogę wzdłuż wybrzeża tuż za Kücükkuyu. 24 km, chyba jakoś się dojedzie. To wybrzeże okazuje się wyjątkowe, kempingów jest tu więcej niż spotkaliśmy do tej pory. Tylko plaży nie widać. Do wody skacze się z pomostu. Ceny na kempingach 30, 40TL, standard najróżniejszy. Aż znudziło się nam sprawdzanie. Droga robi się marna, do wyboru dziurawy asfalt, szuter, ubity żwirek. Na szczęście nie ma tu gór, tylko czy aby goście zechcą tu dojechać? Wreszcie widać plażę to Kadirga. Jest na nią tylko jeden zjazd, który oczywiście omijamy, bo drogowskaz jest na jakiś hotel. Dojeżdżamy do Assos. Leje tak, że nie da się wysiąść z samochodu, zatrzymujemy się na skrzyżowaniu pod brązowym napisem i cierpliwie czekamy. Woda płynie strumieniami z nieba i z góry. Wreszcie deszcz przestał padać, pora wdrapać się na akropol (8TL). Zachowało się niewiele, parę kolumn i rekonstrukcja świątyni Ateny w skali, cysterny, resztki bizantyjskiej cytadeli. Poniżej na zboczu widać jeszcze ruiny teatru. Nie ma słońca, więc nie będę miała dobrych zdjęć, a widoki są z ta naprawdę przepiękne.

    post-12190-0-57754200-1375888971_thumb.jpgpost-12190-0-41594000-1375889469_thumb.jpgpost-12190-0-42765600-1375889495_thumb.jpgpost-12190-0-10595000-1375889549_thumb.jpg

    Kamienna wioska u stóp akropolu żyje z turystów. Pełno tu knajpek, pensjonatów i straganów z cudeńkami hand made.

    post-12190-0-46478200-1375889621_thumb.jpgpost-12190-0-03521700-1375889584_thumb.jpg

    Niektóre wyglądają bardzo swojsko: wełniane skarpety, drewniane laski, kurki dziobiące nieistniejące ziarno i ręcznie dziergane serwetki. Wracamy na plażę, którą widzieliśmy wczesniej. Plaża Kadriga jest drobno-żwirowa, morze cudowne. Z tablicy dowiadujemy się, że kąpielisko otrzymało w ubiegłym roku błękitną flagę. Tutaj też wszyscy czekają na sezon. Nic się nie dzieje, no chyba, że jakieś byki wyjdą na spacer.

    post-12190-0-58985700-1375889686_thumb.jpgpost-12190-0-46525200-1375889745_thumb.jpgpost-12190-0-19524900-1375889771_thumb.jpg

    Przy plaży rozsiadły się knajpki i hotele. Knajpki mają swoje parasole, leżaki i miejsca parkingowe no i czasem jakiś plac z namiotami, lub bez jednym słowem kemping. Ceny zaskakujące jak na standard – 40TL, wreszcie jakoś dogadujemy się – ta cena jest z wyżywieniem, bez wyżywienia wystarczy 20TL. No i już lepiej. Zatrzymujemy się na kempingu Gülpempe. „Nasz„ kemping, dość prymitywnie wyposażony, prowadzi wielopokoleniowa rodzina, którą najczęściej widzimy przy celebrowaniu posiłków. Najmłodsza latorośl udaje karabin maszynowy, wypełnia sobie czas biegając po kempingu i plaży z głośnym trrrr. Reszta robi drobne porządki i wyleguje się na plaży. Kucharz ma najgorzej. Bo trzy razy dziennie przygotowuje wielodaniowe posiłki dla całej rodziny. Tylko dla nich , bo innych gości brak Tani kemping okazał się nie tak tani, bo doliczyli nam po 10TL za korzystanie z leżaków. Oczywiście nie mieliśmy o tym pojęcia bo skąd, cennika nie ma a rodzina rozmawia tylko po turecku.

    Wracamy......

    W Canakale droga do promu przez miasto jest długa, a potem już idzie szybko – kasują 29TL i wjeżdżamy za bramkę. To jednak nie koniec, przed promem dogania nas jakiś bardzo zafrasowany urzędnik i coś zawile tłumaczy – odgadujemy, że musimy wrócić się do kasy. Okazuje się, że 29TL to opłata za samochód, za przyczepę musimy jeszcze dopłacić 25TL. Kasjer uśmiecha się i bezradnie rozkłada ręce. Prom wielki, przejezdny, zapełniony samochodami i ludźmi. Żegnaj Azjo, witaj Europo!.

    post-12190-0-81016100-1375889802_thumb.jpg

    Po czterokrotnym okazaniu dokumentów opuszczamy Turcję. Bułgarzy zaglądają do przyczepy (!), ale poddają się przy próbie otwarcia niewiadowskich zamków. Ogólnie z humorem. I znowu bez mycia. 10 lewa winieta. Paliwo, jakby podrożało –2,62lewa/l i pojawiły się stragany. Sprzedają na nich bałkański kaszkawał i gliniane garnki. Śpimy na pustym parkingu przy autostradzie przed Sofią. W nocy podjeżdżają dwa autokary na siusu (nie gaszą silników) tzn: pasażerowie na siusiu, a kierowcy nie gaszą silników, policja – przyjeżdża i odjeżdża, a przed świtem jakiś osobowy samochód. Pasażerowie wysiadają, trzepią dywaniki i głośnio się modlą. Że też coś takiego nie spotkało nas w muzułmańskiej Turcji. Nocleg w Bułgarii, śniadanie w Serbii, a kolacja w Rumunii. Granice bez problemu, chociaż nie dla wszystkich. Serbowie proszą jakiegoś Niemca o wyłożenie bagaży na stoliczek. Oj, przypominają się stare czasy. Na parkingu, na którym zatrzymujemy się na śniadanie podchodzi do nas jakiś Serb i pyta Wy do domu, no tak, To winieta wam już niepotrzebna? No, nie. To ja ją sobie odkleję. I dokleił. Nie udały nam się zakupy w Serbii – karta nie zadziałała. A w koszyku mieliśmy same smakołyki: cezara, śliwowicę i kiełbaskę. W Rumunii przy autostradzie jest już czynny pierwszy parking z czyściutką toaletą (jest nawet ciepła woda) dyżurną sprzątającą i nadzorem securite (na 501km) . Pod tą czuła opieką śpimy. Znowu powrót do przeszłości Hajduszoboszlo.. Trochę się tu zmieniło, bo aqua parku to tu raczej nie było. Nie było też takich tłumów na basenach.

    post-12190-0-16565300-1375889872_thumb.jpg

    Czujemy się tu jak u siebie, bo Polaków jest tu naprawdę dużo, może nawet większość. Ceny przystępne: za obiad na terenie basenów płacimy 1200F, za wejście na baseny 1300F (tyle na kempingu, bo w kasie jest drożej) a za kemping Hajdu 3700F. Na Thermal było sporo drożej. Do tych cen w tysiącach trudno się jednak przełamać.

    Słowacki Raj i kemping Podlesok - 13€ http://www.podlesok.sk/. Kemping na zielonej hali z pięknym widokiem, ale bez drzew. Natryski na żetony po 0,3€. W kranach lodowata, źródlana woda – wystarczy nalać do butelki. Wejście do parku też płatne. Na trasy nie poszłabym z dziećmi, a wszyscy chodzą. Chodzi się korytem potoków, po wodzie, po kamieniach, po drewnianych pomostach bez poręczy, metalowych z łańcuchami, po skałach też z łańcuchami i metalowych drabinach – te są przy wodospadach. Gdyby się tak trafiło u nas na szlaku, to byłabym zła, a tu to jest główna atrakcja i wszyscy się cieszą. My też.

    post-12190-0-76067900-1375889435_thumb.jpgpost-12190-0-21565300-1375889919_thumb.jpgpost-12190-0-05433700-1375890010_thumb.jpgpost-12190-0-93800100-1375890053_thumb.jpgpost-12190-0-72522900-1375890107_thumb.jpg

    Chwila wytchnienia na zielonej hali

    post-12190-0-72027800-1375889962_thumb.jpg

    Dzień 54. Nie ma jak w domu!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.