Skocz do zawartości

Włoskie wakacje Miodziów


Miodzio

Rekomendowane odpowiedzi

No i jest kolejna garść przydatnych informacji :bravo:

Mam nadzieję, że tych zdjęć z bazarku nie jeździłeś robić wczoraj, :lol: aby mieć na dzisiaj do opisu :] .

 

Chyba robiąc je, przewidywałeś, że się tu znajdą :ok:

 

:hej:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdjęcia autentyczne z wyjazdu - w razie czego na szczęście mam świadka, który w razie policia.gif czego zaświadczy.

Ale wiadomo jest jak to jest ze świadkami hmm.gif

Chociaż z tego co pamiętam też coś kupił i torbę musiał do tn24camping.gif z powrotem dźwigać.

A że świadek nie lubi się przemęczać to pewnie pamięta to dźwiganie torby z pomarańczami ;).

 

skromny.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jesli dobrze pamiętam to byłty to brzoskwinie , pomarańczy nie kupowałem bo trzeba obierać skóre a to już praca jakaś jest i można się zmęczyć.:]

Potwierdzam natomiast ceny, kiedyś na bazarze było jeszcze tanie,były nawet swieże ryby ale bazar był daleeeko od kempingu (20min piechotą ) dlatego nie chodziłem.Teraz nareszcie przenieśli go pod ogrodzenie kempingu,szkoda,że tylko w poniedziałki.Owoce naturalnie są lepsze bo dojrzewaja na miejscu a nie tak jak u nas -transport chłodnia i poźniej ogrzewanie.

Edytowane przez piotrekbb (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Owoce naturalnie są lepsze bo dojrzewaja na miejscu a nie tak jak u nas -transport chłodnia i poźniej ogrzewanie.

 

Wyglądają rzeczywiście smakowicie na tych fotkach i chyba z powodu, który podałeś.

Co do obierania pomarańczy, to fakt - trzeba się pomęczyć :jesc:hehe%281%29.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

data 20 sierpnia – sobota

 

Śniadanie, plaża, plaża, odpoczynku dalszy ciąg.

Wyczaiłem na campingu maszynę do lodu. Jest umiejscowiona w pierwszych toaletach zaraz za wjazdem po lewej stronie drogi. Maszyna produkuje ograniczoną ilość lodu co godzinę. Należy się dobrze zorganizować aby zdobyć worek lodu. Średniej wielkości worek kosztuje 50 eurocentów. Niestety namiociarze mający najbliżej do maszyny notorycznie wykupują cały lód. Lodówka z zamontowanym wentylatorkiem wyciągowym na tylnej kratce dawała radę nawet przy 36 stopniach na zewnątrz, lód się pięknie trzymał i do wina i drinków wieczorem był wspaniałym dodatkiem.

 

Teraz trochę o parcelach na campingu Lignano Sabbiadoro. Prawie wszystkie parcele są zacienione. Wielkość poszczególnych parceli mniej więcej podobna. Może trafić się trochę mniejsza lub większa, ale generalnie miejsca jest na tyle dużo, że spokojnie zestaw się mieści. Nam się udało dostać taką parcelę, że ustawiłem Knausa (440 cm w środku) w poprzek. Niestety wszyscy z większymi przyczepami muszą parkować je prostopadle do drogi. Skutkiem tego nie bardzo jest miejsce na auto. Teraz jak od paru dni jest mniejszy tłum to wszyscy stawiają auta na sąsiednich wolnych parcelach, ale jak jest bardzo tłoczno i nie ma w pobliżu wolnej „parkingowej” parceli to dla niektórych może byc to problem.

 

Zebrałem się w sobie i pojechałem autem do Lidla (ok. 1 km). Nie żebym nie lubił chodzić, ale chciałem przywieźć większy zapas napojów i wody bo w sklepie przy wjeździe na camping jest wszystko, ale straszna drożyzna – kupujemy tam tylko rano pieczywo. W Lidlu zaopatrzenie prawie tożsame z polskim. Globalizacja sprawiła, że w wielu krajach powstały identyczne sklepy z prawie identycznymi towarami. Dobrze czy źle - nie wiem, ale prawda jest taka, że dzięki sieciówkom mamy dostęp do tańszych towarów.

 

W Lidlu kolejka do kas okropna, w dodatku nieprzyjemne wrażenie sprawiło na mnie pokrzykiwanie i wzajemne przepychanie się Niemców z Włochami. Chyba byli zbyt nagrzani wszyscy po plaży, więc atmosfera była zbyt gorąca, jak na moje klimaty.

 

W przyszłym tygodniu chyba zaczniemy jakieś zwiedzanie bo już mnie trochę świerzbi siedzenie na miejscu. Niestety temperatury są koszmarne, mało powiedziane, żar naprawdę leje się z nieba. Po drodze na plażę termometr wskazywał coś koło 36 stopni. Jak wieczorem było 28 stopni to czuło się przyjemne ochłodzenie. Ale taka to nasza natura, żeby zawsze ponarzekać, jakbyśmy byli nad Bałtykiem to byłyby inne zmartwienia.

 

Wieczorem szalejemy i idziemy jeść na miasto. Pizza w restauracji od 8 Euro za Margheritę do 13 za pizzę z owocami morza. Nasza córka w ilustrowanym menu dla dzieci wypatrzyła kotlet a`la milanesse czyli zwykły schaboszczak z frytkami (6 Euro). Ogólnie raz na jakiś czas da się przeżyć finansowo. O smaku pizzy nie będę pisał, gdyż dla mnie włoskie pizze są wspaniałe, ale spotkałem się z nieprzychylnymi opiniami, że niby w Polsce lepsze. Pizza włoska zawsze jest pieczona w specjalnym piecu opalanym drewnem, na cienkim cieście i ma zazwyczaj jeden rozmiar. Dla mnie taki rozmiar jest OK, dla żony i córki to trochę za dużo, więc w trójkę dwoma pizzami spokojnie się najadamy.

 

data 22 sierpnia – poniedziałek

 

Dziś o 8 rano „budzi” mnie telefon. Znaczy nie bardzo budzi bo już nie spałem, ale powiedzmy, że stawia do pionu. W tej samej chwili na parcelę wtargnął osobnik z okrzykiem – kontrola instalacji gazowej! To piotrekbb :) wraz z rodziną. Powinien się cieszyć, że za takie hasło nie zarobił w szczękę wagą do zaczepu :)

Dojechali dzień później od zakładanego planu – blokada autostrady w okolicach Grazu przesunęła ich przyjazd. Ubieram na siebie jakieś spodenki i lecimy ustawić jego przyczepę na zarezerwowanej parceli. Jako, że Piotrek od niedawna znacznie zwiększył gabaryty swojego zestawu, trzeba jego przyczepę odpinać dużo wcześniej i ręcznie dopychać na parcelę. Miejsce dostali dokładnie na przeciwko toalet. Jako, że my mieszkamy w ostatniej alejce na campingu to nie zazdrościmy im tłumu ludzi przed parcelą, a oni śmieją się z nas, że idąc do WC musimy brać ze sobą kanapki i napoje, bo taka daleka droga. Najważniejsze, że każdy ma to co lubi i żeby jemu odpowiadało miejsce.

 

Z okazji przyjazdu wyczekiwanego kolegi z forum, robię przegląd campingu i wszystkie polskie załogi zapraszam na polski wieczorek integracyjny. Zebrało się w sumie 5 załóg – 3 przeczepowe, 1 kamperowa i 1 namiotowcy.

Zaraz po godzinie 20 zasiadamy sobie na przyniesionych krzesełkach i raczymy się chwilę wcześniej zakupionym winem Frizzante. Atmosfera miła, czas szybko przemija. Żegnamy Jolę i Piotra z Łodzi oni jutro rano już wyjeżdżają do domu. Para z namiotu okazuje się być z Bielska i dzięki temu Piotrek ma szansę dowiedzieć się o cenach biletów komunikacji miejskiej w swoim mieście :)

 

O 23 zjawia się pan z obsługi i dosyć zrozumiałą polszczyzną prosi o zachowanie ciszy. Zastanawiam się kto nas podkablował – czy Włosi czy Austryjacy, ale jakoś nie umiem znaleźć winowajcy. Nie zachowywaliśmy się głośno. Niestety jest to taki akcent, który mi na zagranicznych campingach trochę nie pasuje. Rozumiem, że są osoby z małymi dziećmi, osoby chcące wcześniej iść spać, ale fajnie byłoby, gdyby było na kempingu miejsce, gdzie można by się w kilka – kilkanaście osób spotkać, wypić po kieliszku wina, pogadać i pograć i pośpiewać. W poukładanym świecie kempingu nie ma na to szans! To ja wolę wyjazdy plenerowe, nasze swojskie spędy z ogniskiem, gitarą i śpiewami (Kościerzyce, Turawo i wiele innych – wróćcie!!!)

Widok spotkań Austryjaków siedzących w parę osób w przedsionku i bez słowa oglądających film na laptopie i ze słuchawkami, kłóci się trochę z moim pojęciem wypoczynku.

 

Nocne Polaków rozmowy...

 

post-4917-0-94753800-1325064676_thumb.jpg

 

post-4917-0-64743000-1325064694_thumb.jpg

 

post-4917-0-07177800-1325064708_thumb.jpg

 

Baby dance czyli animacje dla dzieci – start godzina 21.00

 

post-4917-0-57026500-1325064727_thumb.jpg

 

post-4917-0-66704400-1325064744_thumb.jpg

 

data 23 sierpnia – wtorek

 

Rano szybko wstaję i biegnę pomóc Łodziakom złożyć dobytek i podpiąć przyczepę. Są już prawie spakowani i gotowi, podnosimy podpory, zjeżdżamy przyczepą ze sporej górki i po chwili zestaw gotowy do podróźy. Wymieniamy się adresami i ze smutkiem żegnamy, bo zawsze warto mieć takich Rodaków w pobliżu. Zadowoleni, uśmiechnięci i zawsze chętni do pomocy. We wtorek po południu basen i zaczynamy snuć plany na zwiedzanie Wenecji w następnym dniu. W końcu trzeba to miasto zobaczyć, bo jest szansa że już niedługo albo się rozleci albo je zaleje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Jako że za oknem "tylko" -9 stopni wrzucę dalszy ciąg relacji - tym razem Wenecja :)

 

data 24 sierpnia

Wstajemy skoro świt, pogoda jakaś taka niewłoska – widać chmury, ale może to dla nas dobrze bo nie będzie takiego upału. Śniadanko zjedzone na szybko, obowiązkowe kanapki, owoce i dużo wody do picia w plecaku, nie będziemy dojeni na każdym kroku. Trasa do Wenecji według mapy to 110 km autostradą, najdłużej jednak trwają dojazdy i zjazdy do niej. Cena za autostradę to równo 5 Euro (zjazd Latisana do zjazdu przed obwodnicą Wenecji).

Trasa mija nam bardzo szybko – jest trochę po godzinie 9 rano. Będę się starał dojechać do najdalszego parkingu w Wenecji czyli tego na placu Roma, z niego już dowolnie albo piechotą albo tramwajem wodnym możemy zacząć zwiedzanie. Jeżeli byśmy stanęli autem na drugim parkingu na Tronchetto to musielibysmy zacząć i skończyć na tramwaju wodnym czyli Vaporetto, niby różnica niewielka, ale może będziemy chcieli zostać do wieczora i zobaczyć Wenecję w nocy więc taki układ może być łatwiejszy. Przejazd przez całą Wenecję dobrze oznakowany, niestety trwają bardzo intensywne prace drogowe w związku z otwarciem pełnej obwodnicy autostradowej, dlatego mogli sobie pozwolić na remont przejazdu przez centrum. Dla bliższej orientacji dodam, że Wenecja oprócz samych wysp w lagunie to dosyć duże miasto położone na lądzie. Jedziemy mostem przez zatokę do samego końca i przed końcowym rondem na placu Roma skręcamy w prawo, kierując się na jedyny wyższy w tym miejscu budynek – parking piętrowy. Jest dokładnie 9.52, kolejka przed nami kilka samochodów. Nie jest źle, jakoś wjechali ale jak obsługa zobaczyła naszego VW to od razu zaczęła cos tam krzyczeć, że niby do 1,95 m wysokości auta. Jako, że strachu w sercu nie mam i wjeżdżałem już na parkingi oznakowane do 1,90 m to mówię, że się zmieszczę. Coś tam pogadali, pokrzyczeli, i na końcu stwierdzili: „Polakko, eleven level”. Dobra nasza, ważne że wpuścili, jedziemy. Przejechać jedenaście poziomów serpentyną do góry to lepsza zabawa niż na niejednym rollercoasterze. Wjeżdżamy na ten poziom i... okazuje się, że jesteśmy na dachu. Bardzo ładny widok na całą Wenecję mamy dodatkowo w gratisie.

 

post-4917-0-15434900-1328878787_thumb.jpg

 

Trochę martwi mnie fakt, że na auta stojące na dachu oprócz promieni słonecznych i upału działają potężne wywiewy z wszystkich klimatyzacji w budynku. Czy mi auta to nie stopi... ale trudno, cieszę się wolnym miejscem parkingowym. Byliśmy jednym z ostatnich aut wpuszczonych na ten parking, także jakby się ktoś wybierał, to trzeba pamiętać aby być sporo przed godziną dziesiątą. Zjeżdzamy windą na dół i kupujemy sobie bilety na tramwaj wodny czyli właściwie jedyny środek komunikacji w Wenecji – vaporetto.

 

I tutaj należy oddać hołd Wenecjanom. Wedle wszystkich historycznych informacji wenecjanie uznawani byli za mistrzów handlu, nie wiem czy Ci dawno odeszli spodziewali się jak w erze nowożytnej na historii będzie się dało świetnie zarabiać? Już mówię dlaczego, po przyjeździe do Wenecji, po około 15 minutach byliśmy lżejsi o ponad 100 Euro. Dokładnie. Pięć osób po 16 Euro za 12 godzinny bilet na vaporetta oraz 28 Euro za parking. Naprawdę tym mi zaimponowali.

Ceny innych biletów;

pojedyńcza jazda 3 Euro

bilet 1 godzinny 6,50 Euro

bilet 12 godzinny 16 Euro

bilet 24 godzinny 18 Euro

Z perspektywy czasu zakup biletu 12 godzinnego okazał się trafnym zakupem.

 

No ale nic człowiek już lżejszy więc jedziemy (w Wenecji oznacza to - płyniemy) zwiedzać. Jako, że zauważyłem, że większość turystów idzie pieszo w kierunku pl. Św. Marka postanowilismy pojechać tam od razu vaporettem, żeby był jak najmniejszy tłok. Przed wejściem do vaporetta należy pamiętać, żeby skasować bilet elektroniczny i od tego czasu możemy wsiadać i wysiadać gdzie dusza zapragnie. Wskakujemy więc do Vaporetta nr 2 i jedziemy na główny i jedyny plac w mieście. Znaczy są inne place, ale mieszkańcy używają samego określenia „plac” tylko do tego placu. Wsiadamy do vaporetta i jeżeli nie brać pod uwagę wody zamiast jezdni to jakoś tak normalnie jak w autobusie czy tramwaju.

 

post-4917-0-72910800-1328878864_thumb.jpg

 

Jedziemy spokojnie, dziewczyny siedzą na ławkach a ja stoję w niezabudowanej części środkowej, żeby lepiej widzieć, aż tu nagle poruszenie koło mnie. Jedna młoda Niemka zemdlała i fiknęła kozła. Pani z obsługi natychmiast mówi, żeby jej nogi podnieść do góry, z jej ojcem jakoś żesmy ją podnieśli, doszła do siebie i widzę, że w ogóle nie wie co się wokół jej dzieje. Moje dziewczyny się ściaśniły, Hanka siadła mamie na kolana i posadziliśmy tę bidulę, coby doszła do siebie. Żona dała jej wodę mineralną, dziewczynka się napiła i jakoś dochodzi do siebie. Okazało się, że rodzina przyjechała na zwiedzanie Wenecji, mieszkają w hotelu, zjedli kontynentalne śniadanko (czytaj: kwa + croissant) i z klimatyzowanego pomieszczenia wyszli na głodna na plus trzydzieści parę stopni. Nie mieli ze sobą nic, oprócz karty kredytowej. Mówię, niemieckiemu tacie, że jak jedzie z dziećmi to się musi przygotować – woda, cos do przegryzienia a przede wszystkim czapka, on na to że wszystko wie, ale nie wziął. Bardzo fajnie. Za chwilę jego żona chce zwracać za wodę, myślę zrobię handel życia i za wodę z polskiego Lidla za 0,55 groszy skasuję ze 3-4 Euro. Ale jakoś tak wyszło, że mam miękkie serce, bo to woda dla dziecka była to, nic nie zarobiłem. Piszę o tym zdarzeniu, bo jak się okazało, przez około 20 minutową podróż takich omdleń było kilka.

Na zwiedzanie w tych temperaturach (około 35 st) należy się przygotować, woda !!! i czapka to podstawa a i jakieś porządniejsze śniadanko niż kontynentalne by się przydało.

 

post-4917-0-72767100-1328878895_thumb.jpg

 

post-4917-0-16670300-1328878908_thumb.jpg

 

post-4917-0-48250200-1328879228_thumb.jpg

 

post-4917-0-76670500-1328879236_thumb.jpg

 

Docieramy w końcu do placu Św. Marku, miejsca peregrynacji niezliczonej liczby turystów z całego świata. Mnie głównie w oczy rzucają się banery sieci komórkowych, którymi są oklejone remontowane właśnie budynki.

 

post-4917-0-64269000-1328878987_thumb.jpg

 

post-4917-0-97575400-1328879004_thumb.jpg

 

Są też stoiska ze słynnymi maskami weneckimi.

 

post-4917-0-16567800-1328879070_thumb.jpg

 

post-4917-0-61230200-1328879088_thumb.jpg

 

Tłum jest spory, o wejściu do jakiegokolwiek budynku, bez odstania 2-3 godzin w kolejce nie ma co marzyć. Przyklejamy się więc do jednej z polskich wycieczek i pilnie wysłuchujemy opowiadania przewodniczki o tym miejscu. Potem ruszamy na przełaj aby poznać prawdziwe oblicze Wenecji, ale powiem, że to nam wyszło średnio. Ilość turystów w każdym zakamarku wielokrotnie przekracza moje wyobrażenia o natężeniu ruchu turystycznego i doświadczenia z innych miejsc.

Włóczymy się po Wenecji, podziwiając od fasady tylko remontowane dosyć zniszczone domy i sklepy wszystkich światowych projektantów mody. W sumie dla mnie żadna różnica czy torebka damska kosztuje 1600 ÔéČ czy 3490 ÔéČ :)

 

post-4917-0-16375800-1328879038_thumb.jpg

 

Koło południa znajdujemy spokojniejszy placyk i siadamy w cieniu robiąc sobie przyjemny odpoczynek.

Przy tym placu znajduje się też bardzo fajna i darmowa wystawa instrumentów strunowych używanych w dawnych czasach. Przy okazji i ją zaliczamy :)

Potem wenecka klasyka – most Rialto.

 

post-4917-0-69613400-1328879182_thumb.jpg

 

Zaczyna się korkować nawet na wodzie :)

 

post-4917-0-28903700-1328879367_thumb.jpg

 

Tu ilość ludzi już całkiem dobija i czekanie około 10-15 minut aby rzucić tęskne spojrzenie na Canale Grande nawet mnie zaczyna irytować. Wobec stale przybywających tłumów nowych turystów obieramy inną taktykę. Wsiadamy w vaporetto nr 4 i jedziemy na Murano – sławną z wyrobów szklanych wyspę. Dzięki temu mamy możliwość opłynięcia całej Wenecji dookoła, zobaczenia wyspy cmentarnej i dotarcia do miejsca gdzie ilość turystów jest znacznie mniejsza a zabytki równie ciekawe.

 

post-4917-0-99387700-1328879340_thumb.jpg

 

post-4917-0-98724300-1328879355_thumb.jpg

 

post-4917-0-05008600-1328879323_thumb.jpg

 

post-4917-0-33406100-1328879331_thumb.jpg

 

Po przybyciu na Murano idziemy wzdłuż głównej ulicy, przepraszam kanału. Nagle widzę malutką tabliczkę (około 10x10 cm) nad z napisem deSpar. Tak trafiliśmy na zakamuflowane, schowane w podwórcu kamienicy normalne delikatesy dla autochtonów. Uzupełniamy sobie zapas napojów, raczymy się soczystymi owocami i z nowymi siłami zaczynamy dalszą podróż.

 

post-4917-0-82244300-1328879452_thumb.jpg

 

post-4917-0-94626100-1328879903_thumb.jpg

 

Całe Murano schodzone, liczne galerie z wyrobami szklanymi zwiedzone, wisiorki i szklana biżuteria na prezenty zakupiona – można wracać. Wsiadamy do vaporetta i jedziemy w kierunku głównej wyspy. Wysiadamy sobie wcześniej i nogach dochodzimy do parkingu.

 

post-4917-0-19899300-1328879957_thumb.jpg

 

post-4917-0-63221700-1328879983_thumb.jpg

 

Żegnaj Wenecjo.

Zdążyliśmy ja zobaczyć zanim na zawsze zaleje ją brudna woda i rozdepczą turyści ;)

 

Teraz chwila namysłu, szybka decyzja i na kemping wracamy nie autostradą, ale lokalnymi drogami SS14, SP54, SP42 i SP 74. Po drodze w niewielkiej miejscowości Crepaldo znajdujemy niepozorną pizzerię i tam za zwykłe 4,6

http://g.co/maps/hje82 jemy jedna z najsmaczniejszych pizz we Włoszech.

 

Na kempingu meldujemy się po godzinie 21.00 i po znalezieniu załogi piotrkabb raczymy się wybornym winem Frizzante, kontemplując całodniowe zwiedzanie Wenecji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...
  • 2 miesiące temu...

mikefoto myśmy przyjechali 15 sierpnia czyli w samym szczycie włoskich wakacji.

Miejsce zwolniło się po jakichś 2-3 godzinach. To bardzo duży kemping więc rotacja też jest spora.

 

Ja jestem przeciwnikiem rezerwacji. Wydaje mi się, że one dosyć skutecznie mnie ograniczają.

Np. na ten wyjazd jeżeli bym robił rezerwacje to robił bym ją przynajmniej o 1-2 dni później, bo w planach było pochodzenie po górach w Austrii. 

A że w Alpach było 7 st (sierpień) i lał deszcz to pojechaliśmy z Wiednia prosto do Sabbiadoro. Także w tym przypadku rezerwacja nie sprawdziłaby się za bardzo.

 

W lipcu jechałbym tym bardziej w ciemno. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.