Skocz do zawartości

nomadka

Użytkownicy
  • Postów

    1184
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

O nomadka

  • Urodziny 14 Maja

O mnie

  • Imię
    Zofia
  • Płeć
    Kobieta
  • Skąd
    łódzkie
  • Zainteresowania
    Podróże, góry, fotografia amatorsko
  • Zawód
    chemiczka na emeryturze

Sprzęt

  • Sprzęt
    Przyczepa
  • Model
    N127

Ostatnie wizyty

911 wyświetleń profilu

Osiągnięcia nomadka

Forumowicz

Forumowicz (3/3)

  1. Niestety mój dowód wygląda tak jak na zdjęciu. Nawet miałam ochotę to zmienić, ale doszłam do wniosku, że za dużo zachodu. Nikomu to nie przeszkadza, więc dlaczego mnie miałby.
  2. Co jest z tym ważeniem? Po internecie niesie, że przyczep Austriacy nie ważą. Miałeś jakieś doświadczenie z wagą w Austrii? W dowodzie mojej przyczepy (1979r) nie ma ani słowa o masie. ciekawe to miałby z tym większy problem, my czy wagowi? A pogoda w Polsce też nie rozpieszcza. Właśnie za oknem widzę białe płatki śniegu. Za to od niedzieli mają wrócić upały.
  3. Tym razem Saint-Tropez ominęliśmy. Za to była plaża, gdzie grasowali żandarmii
  4. To już koniec niestety. Chcieliśmy zdążyć na wybory. Zresztą październik to nie najlepsza pora na wakacje w tym rejonie i dodatkowo w naszej przyczepie. Żeby nie było to zaczęliśmy na początku września we Włoszech. Bardzo leniwie, że nie ma o czym pisać.
  5. W Saint-Remy postawili na Vincenta van Gogha. Leczył się w pobliskim klasztorze Monastery Saint-Paul de Mausole. Szpital psychiatryczny wciąż tam działa, część klasztorna udostępniona jest zwiedzającym. Idziemy szlakiem malarza po mosiężnych znakach z jego podpisem na chodniku. Przy drodze są reprodukcje dzieł Vincenta. Niektóre stoją w miejscu, gdzie zostały namalowane. Klasztor jest skromny, odtworzono pokój van Gogha, a właściwie pokoje, bo miał tu również pracownię i dużą swobodę. Jest zniszczony wirydarz, pole lawendy (przekwitła) i irysów. Też przekwitły. Pobliskie ruiny rzymskie zdecydowanie nas nie pociągają. W niedzielę koło Intermarche jest targ staroci i nie tylko. Robimy kolejne zakupy. Nie zostajemy dłużej, chociaż góry kuszą. 15 października tuż, tuż. Wschody słońca w drodze do domu. Francja Niemcy
  6. W Saint-Rémy byliśmy na początku października, więc raczej po sezonie Francja to jeden z chlubnych wyjątków. Nie szaleją z cenami. Nawet w tym roku w ACSI są kempingi za kilkanaście EURO. Nie to co w Chorwacji, gdzie większość sięgnęła po 27 EURO
  7. Wciąż Prowansja, już nie nad morzem. Miał był przystanek w Avignon, jedziemy jednak do Saint-Remy-de-Provence. Byliśmy tam przejazdem wiele lat temu (trafiliśmy na przeganianie byków ulicami miasta), fajnie będzie odnowić i pogłębić znajomość. Na kempingu Parc de la Bastide wolnych miejsc jest sporo https://www.parcdelabastide.com/ Możemy wybierać. Wybieramy źle. Mamy słońce na stanowisku całe popołudnie. A słońce jest bardzo gorące. Za to w nocy jest 8o i temperatura nie zmienia się do 10ej, bo mamy cień. Ciekawe dlaczego takie skoki temperatury. Nie jesteśmy przecież w „poważnych” górach. Najwyższy szczyt Alpilles ma niecałe 500m. Cień na kempingu dają wysokie trzciny wydzielające stanowiska. Toalety są odnowione, chociaż ta odnowa dokładna nie była i to widać. O dziwo jest basen i nawet chętni do korzystania z niego. Woda po nocy nie jest chyba najcieplejsza. Do starego miasta niewiele ponad kilometr i jak to we Francji jest to urocze miejsce. Wąskie brukowane uliczki, dużo kwiatów, dużo sklepów, bez tandety za to z odpowiednimi cenami no i oczywiście knajpy. A tu mieszkał Nostradamus. W sobotę przy katedrze jest mały targ. Dosłownie kilka stoisk. Kupujemy prezenty. Sól prowansalską, zioła prowansalskie, mydło prowansalskie…..W środę jest wielki targ, ale tak długo nie zostaniemy. Trochę szkoda. Teraz na targowisku jest wielki, bezpłatny parking z bardzo ciekawym dojazdem. Les-Baux de-Provence. Parkujemy wzdłuż głównej drogi. Tym razem dogadanie się z parkometrem idzie nam łatwiej. Potem już jesteśmy ekspertami. Średniowieczny zamek na szczycie wzgórza to totalna ruina, ale urokliwa. Przypomina budowle w Kapadocji, bo częściowo został wyżłobiony w wapiennej skale. Ze szczytu przepiękne widoki o prawdziwie prowansalskim smaku. Szkoda, że lawenda już przekwitła, zostały wyschnięte, równo przycięte krzaki. Samo miasteczko też przyjemne, żyje z turystów więc ceny też są odpowiednio przyjemne. Przed laty byliśmy tutaj i pamiętałam, że miasto też było ruiną. Teraz odżyło. Nie odwiedzamy jaskini, w której wyświetlanie są obrazy Vincenta. Jakoś wolę oglądać oryginały. Do Les-Baux wiodą dwie drogi, wschodnia jest lepsza. Obydwie prowadzą przez masyw Alpilles. Wygląda bardzo interesująco, są szlaki, są turyści. Aż nabieramy ochotę, żeby też spróbować.
  8. To ja, prawdziwa Polka Europejka potwierdzam: pięknie było i tanio. 20€ i 9 centów za dobę, bo jakiś opust nam dali. Z prądem oczywiście te 20€. Ile Amperów nie wiem, ale czajnik grzał a lodówka chłodziła. Grażynka? Chyba nie. W każdym razie bardzo się staram.
  9. Jeszcze Prowansja, już nie Lazurowe. 40km za Marsylią jest kemping Pascalounet. https://www.camping-marseille.fr/en/ Trochę się obawiam, czy będą wolne miejsca, bo kemping jest niewielki. Czwartek do południa to jednak dobry czas na zmianę. Miejsca są. Możemy nawet wybierać. Stanowiska są duże, na naszym jest nawet zlew i dużo cienia, jest bezpłatny internet i papier toaletowy, co wcale nie jest regułą. Naprzeciwko naszego kempingu jest jeszcze jeden, już zamknięty. Za nami kolejny, czynny i jeszcze jeden na górce. Wszystkie są tu ze względu na plażę Sainte-Croix. Jej nazwa wywodzi się chyba od kaplicy świętego krzyża, która stoi na klifie. Jest jeszcze poczta i 3 bary (jeden czynny) i tyle. Jednak całkiem mi się tu podoba, chyba zostaniemy tu dłużej. Do wieczora kemping się zapełnia. A my idziemy jeszcze sprawdzić plażę. Są właściwie dwie, w głębokich zatokach, z mnóstwem złocistego piasku. Czekamy na zachód słońca. Jest piękne. Rano idziemy na spacer do latarni to tylko 6km kamienistymi ścieżkami. Jest sobota, więc na wybrzeżu sporo ludzi wędruje. Są nawet zorganizowane grupy. Faktycznie wybrzeże jest niesamowite – wysoki klif, w wodzie wielkie głazy oderwane od lądu, na lądzie zielona ściana pinii. A latarnia jest czerwona. Przy niej duży parking pełen kamperów. Między głazami można jakoś ustawić parasol i odpocząć z widokiem na błękitne morze. Po południu idziemy na plażę. Woda jest długo płytka, cudownie przezroczysta. Ludzi sporo, ale piasku na plaży nie brakuje. I tłoku nie ma. Leniuchujemy do zachodu słońca. Weekend to ciężki okres. Przy każdej plaży jest parking, przy naszej też. 450 miejsc. Zjeżdżają się chętni na ostatnie ciepłe dni nad morzem. Plaża się wypełnia. W domkach na kempingu też pełno i głośno. A w poniedziałek spokojny poranek na plaży. Eksplorujemy też wschodnie wybrzeże. Ten szlak nie jest tak ciekawy. Koło Sausset-les-Pins (do Sausset jeździmy na zakupy) napotykamy na wypalone połacie zamiast zielonej roślinności. W 2020 roku szalał tu pożar. Ogarnął lasy na okolicznych wzgórzach. Ewakuowane były kempingi i miejscowości. Na szczęście ludzkie osady uratowano, kempingi też. Koło nas pożar doszedł do asfaltowej drogi. Spłonęły niskie drzewka i krzewy, gdzieniegdzie ocalały pinie. Spaleniska nie są porządkowane. Zostawiono to naturze, idzie jej powoli, bo warunki trudne. Skaliste podłoże, gorąco i sucho latem, wietrznie i zimno zimą. Na razie zielenią się roślinki tuż przy ziemi. Zauroczyło nas to miejsce. Wieczorne spacery w stronę zachodzącego słońca, błękit wody i spokój. Idziemy na pożegnalny spacer po zachodzie słońca.
  10. Jest i następny Środowy targ w Cogolinie. Plaża Pampelonne. Szukałam tego miejsca z filmu „I bóg stworzył kobietę” w Saint-Tropez i nie znalazłam, bo Juliete czekała na swojego rybaka właśnie na Pampelonne. Zatrzymujemy się na parkingu Les Pins Parasols, faktycznie pod piniowymi parasolami. 7€ za dzień. Do plaży kilka kroków. Nie przyjechaliśmy na opalanie, tylko na długi spacer brzegiem morza, a plaża na 4km. Nie budzi w nas zachwytu. Jest szeroka, złocista z ostrym zejściem do wody i trawą morską wyrzuconą na brzeg. Coś się kręci. Przy plaży sporo barów i wypożyczalni sprzętu. Kawa 4,5€ - to raczej drogo. Siadamy na kocyku. Bez parasola raczej nie da się długo wytrzymać, na kąpiel też jakoś nikt nie ma ochoty, wolimy swoją, kempingową. Pampelonne zaliczona. Wracamy. Półwysep La Croix-Valmer. Trasa zaczyna się przy plaży Gigaro. Jest tu sporo miejsc parkingowych – można się zatrzymać wzdłuż drogi można pojechać na parking publiczny. Oczywiście wszędzie są automaty parkingowe i brak informacji ile parking kosztuje, bo informacja jest w automacie. I bardzo szybko znika. Prosimy o pomoc Francuski. Niestety nie mówią po angielsku. Też mają problem z oceną kosztów parkowania. W końcu mówią nam, że pierwsza godzina jest za darmo, trzeba tylko podać numer rejestracyjny samochodu, a potem to już bardzo drogo. Trochę źli wybieramy tą jedną godzinę i idziemy na początek szlaku. Zapowiada się naprawdę nieźle, ale godzina to za mało. Wracamy na parking. Próbuję dogadać z parkometrem. Idzie mi coraz lepiej. Po pierwsze znajduję miejsce wyboru języka i już po angielsku czytam dalsze informacje. Faktycznie pierwsza godzina jest za darmo, potem za każde 6 minut płacimy 15 centów, od 9ej (kolejnej) godziny 10€ za pół godziny?! Więc wciskamy 1, wpisujemy numer rejestracyjny samochodu i wrzucamy 6€. Dostajemy 4h, bo tą darmową już wykorzystaliśmy. Ruszamy górzystym littoral porośniętym makią, piniami i karłowatym dębem korkowym. Jest wiatr, wzburzone błękitne morze, słońce i sporo turystów grzecznie witających się na szlaku. Na horyzoncie widać wyspy Hyres. Na maleńkiej plaży opalają się naturyści. Wracamy tą samą trasą, bo czasu za mało
  11. We wrześniu dlaczego nie, chociaż dochodzi jeszcze opłata turystyczna Sama jestem zaskoczona
  12. Lazurowe Wybrzeże. Połowa września. Planowaliśmy się zatrzymać na kempingu Paradis - nie mają wolnych miejsc. Możemy poczekać na parkingu (krzywe działki bez krzty cienia) za niewiele mniejszą opłatą 22€, potem może z ACSI, ale prędzej bez. No to dziękujemy. Kilkanaście kilometrów dalej w Grimaud jest kemping de la Plage https://camping-de-la-plage.fr/ dużo większy, w tej samej cenie. Może tam będą miejsca. Podjeżdżamy pod szlaban kempingu za drogą (ta część jest z ACISI) i idziemy do recepcji. Pani wszystko widzi przez kamerę – mamy przejechać na parking, bo tarasujemy przejazd. Początek nie najlepszy, potem już jest lepiej. Miejsca są. Pani odnajduje nas w komputerze. Fakt, byliśmy tu w 2008 roku! Wtrąca polskie słowa i żartuje mnożąc opłatę przez 10. Ustawiamy przyczepę nie zważając na to, że stoimy w dołku. Ta część kempingu jest nietypowana. W dębowym gaju stoją sobie kampery i przyczepy. Stanowiska są duże, luźno wyznaczone. Są tylko słupki z numerkami. Więc każdy staje tak jak chce. I tak sąsiadowi nie przeszkadza. Mimozy przekwitły, od czasu do czasu trafiają się kilkunastometrowe pinie. Nocnego oświetlenia właściwie brak, przy bezksiężycowych nocach wieczorny spacer do ubikacji wymaga latarki. Do toalety mamy blisko. Toalety nie najnowsze, ale czyste i woda gorąca bez ograniczeń. Do plaży musimy przejść pod jezdnią, około 300m. Tam też znajduje się druga część kempingu, recepcja, resteuracje i sklep (my wolimy Lecrerca w Cogolinie). Plaże we Francji są ogólnie dostępne, ale z tej korzystają właściwie wyłącznie kempingowi goście, więc tłoku nie ma, za to jest widok na Saint-Tropez. Z kempingu można dojść plażą do Port Grimaud. Dopiero oglądane bez pośpiechu odkrywa swój urok. Wodne miasteczko powstało pod koniec XX wieku, każda kamieniczka ma swoją małą przystań, jest dużo mosteczków i restauracji, sklepy z pamiątkami. Jest kościół, który tylko wygląda na stary. Przy kościele wysoka wieża, na którą można wejść za 1€, żeby z góry podziwiać widoki. Stare Grimaud kolejny raz. Ten pan przejechał Zatrzymujemy się na dużym bezpłatnym parkingu przy cmentarzu i wspinamy się na zamek. Zamek to ruina, niezbyt atrakcyjna, ale z zamku są widoki. Tylko nie w deszcz. W informacji turystycznie dostajemy mapy z trasami pieszymi i rowerowymi. No to dzisiaj zobaczymy jeszcze wiatrak i kamienny mostek wróżek, który był częścią akweduktu doprowadzającego wodę do Grimaud.
  13. Wciąż są stacje z limitami. Chyba najbezpieczniej jest płacić gotówką. Z mojej obserwacji Włosi też najczęściej płacą gotówka. Blokowanie EURO na koncie zdarza się również we Francji na przykład na stacjach Leclerca i jest to wkurzające.
  14. Można skorzystać z sieci kempingów miejskich CAMPINGS MUNICIPAUX FRANCE I Retrouvez les Campings Municipaux en France sur cartes (camping-municipal.org) . Tanio i bezpiecznie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.