Skocz do zawartości

Dokąd zmierza motoryzacja...


BUMERANG

Rekomendowane odpowiedzi

8 minut temu, Piotrekm13 napisał(a):

Żadna nowość. Ja już 20 lat temu miałem samochód wyłącznie na LPG. Jak mi przerdzewiał zbiornik od paliwa a nowy był drogi to trzy lata jeździłem bez zbiornika. Przy dużych mrozach był dotrysk benzyny przy odpalaniu. Ze słoiczka, strzykawką, w otwór nad gaźnikiem, zatykany korkiem od wina. ;)

Spróbuj ze słoiczka w gardziel gaźnika w bezpośrednim wtrysku :) 

2 godziny temu, czyś napisał(a):

Przez lata nauczyliśmy sie też żyć z tym, ze auto pali tylko na gazie, a na paliwie już nie i z powodzeniem takie układy jednopaliwowe LPG są u nas objeżdżone :)

Właśnie o tym było.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 4.06.2024 o 22:40, Piotrekm13 napisał(a):

Żadna nowość. Ja już 20 lat temu miałem samochód wyłącznie na LPG. Jak mi przerdzewiał zbiornik od paliwa a nowy był drogi to trzy lata jeździłem bez zbiornika. Przy dużych mrozach był dotrysk benzyny przy odpalaniu. Ze słoiczka, strzykawką, w otwór nad gaźnikiem, zatykany korkiem od wina. ;)

Hehhe, ja też! Swego czasu, jak mi padła pompa paliwowa i jakoś nie chciało mi się przy niej grzebać, jeździłem - pewnie ze 2 lata - tylko na gazie. W duże mrozy, lałem gorącą wodę do grubego(nie przeciekającego) worka (takiego do mrożenia żywności) i kładłem na reduktor. Po minucie, fura odpalała od kopa.

Edytowane przez PanSamochodzik (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, PanSamochodzik napisał(a):

Hehhe, ja też! Swego czasu, jak mi padła pompa paliwowa i jakoś nie chciało mi się przy niej grzebać, jeździłem - pewnie ze 2 lata - tylko na gazie. W duże mrozy, lałem gorącą wodę do grubego(nie przeciekającego) worka (takiego do mrożenia żywności) i kładłem na reduktor. Po minucie, fura odpalała od kopa.

W trasie kiedyś podczas dużego mrozu zamarzł mi reduktor. Nie pamiętam dlaczego, ale doraźnie zapukałem do najbliższego domu i poprosiłem o czajnik gotowanej wody, żeby polać po reduktorze. Odmarzł dzięki temu i udało się wrócić do domu. 

Druga zabawna sytuacja to zanim pojawił się korek od wina, to otwór do wtrysku benzyny był zatykany kawałkiem szmatki. Pewnego razu przy wyprzedzaniu i gazie w podłogę wessało mi szmatkę do gaźnika. Oczywiście silnik zgasł i trzeba było kombinować z powrotem na prawy pas. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Piotrekm13 napisał(a):

W trasie kiedyś podczas dużego mrozu zamarzł mi reduktor

Ja tak raz miałem i to w lecie - gazownicy dali marne przewody wodne i ten przed reduktorem się w środku zatkał, przez co reduktor nie był grzany. Oczywiście silnik zgasł, a po otwarciu maski, w miejscu reduktora, ukazała się kula śniegu :)

Ech, to były czasy. Teraz jak coś się dzieje to choinka na desce i pierwsze za co się łapie to laptop. Pod maskę w celach diagnostycznych raczej się nawet nie zagląda.

Edytowane przez PanSamochodzik (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do najbliższej stacji LPG jeszcze przez długie lata będzie dużo bliżej  niż do ładowarki. Bez planowania podróży, swoboda, koszty niewielkie (gaz tani jak barszcz), napęd eko (paliwo alternatywne uznawane za znacząco czystsze, a w zasadzie dostępny póki co w dużych ilościach przyłów albo produkt uboczny przy wydobyciu, krakingu i destylacji ropy), bez dodatkowych nakładów, infrastrukturalnie wszystko jest, a jeszcze parę lat i się zmarnuje, bo coraz mniej jeździ na "podtlenku".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda tylko, że coraz mniej jednostek da się zagazować..

A czy znacząco czystsze... hmmm było znacząco czystsze (do momentu "uszkodzenia" nordstrim (pisownia nieprzypadkowa) :P

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

z 15 lat temu widziałem model renault megane z rynku holenderskiego fabrycznie wyposażony tylko w zasilanie LPG, miał taki mega duży komputer montowany pod siedzeniem pasażera, ostatnio trafił się też hyundai hyba model elantra produkowany na rynek ukraiński też fabrycznie wyposażony wyłacznie w LPG, zdarzają się takie ciekawe konstrukcje

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
W dniu 6.06.2024 o 16:26, czyś napisał(a):

Do najbliższej stacji LPG jeszcze przez długie lata będzie dużo bliżej  niż do ładowarki...

U nas, za Wielką Kałużą, realia są zupełnie inne. Przede wszystkim LPG, jak już gdzieś jest, to zwykle droższy od benzyny, więc instalacje LPG są praktycznie nieistniejące. Bywają pojazdy napędzane CNG, ale to tylko flotowe, z firm mających własne stacje ładowania. 

A ja właśnie wróciłem z wyprawy elektrycznym pickupem na Florydę. Cała trasa wyniosła 4500 km, a za prąd zapłaciłem 450 dolarów, czyli koszt "paliwa" to 10 centów, albo 40 groszy za kilometr. 

Koszty prądu to 11 centów za kW w domu, 36 albo 56 centów za kW w publicznych ładowarkach. Na kempingach można się podłączyć do gniazdek dla kamperów - żadne regulaminy tego nie zabraniają, choć pewnie to się zmieni w przyszłości, jak wzrośnie popularność aut elektrycznych i hybryd typu plug-in. 

Dostępność ładowarek jest wystarczająca - nigdy nie było tak, że musieliśmy się denerwować czy auto dojedzie. W jednym dniu tylko zostało nam poniżej 5%, ale to tylko dlatego, że chcieliśmy dotrzeć do ładowarki sieci Riviana, bo tam był prąd po 36, a nie po 56 centów. A teraz Tesla udostępniła dodatkowo swoją sieć właścicielom Rivianów, Fordów i innych elektryków, więc już w ogóle nie będzie problemów, przynajmniej w tej częsci Ameryki, gdzie ja mieszkam. My jednak nie mamy jeszcze adaptera do ładowarek Tesli. 

Jeśli chodzi o czas ładowania, to to jest, przynajmniej w kontekście wakacyjnych wyjazdów, najmniejszy problem. Jechaliśmy z małymi dziećmi, 4 i 7 lat, więc co te 3-4 godziny i tak był wymagany jakiś postój. A ładowarki zwykle są na parkingach galerii handlowych, czy sklepów Wal-Mart, więc zwykle było tak, że po 30 minutach  ładowania auto było gotowe, ale załoga jeszcze nie. 

Całą swoją wakacyjną wyprawę opisuję w tym wątku:  

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, z prądem też ta radę. U nas gaz na taką trasę też by tyle pi razy oko wyszedł, licząc nawet 13,5 l na setkę, jak przystałoby na gazowego pickupa. Ale tam gdzie już coś jest (lpg w zasadzie na każdej stacji, stacyjki z samym LPG) i w ten sposób coś ugrać na emisji, wychodzi, że się nie opłaci, za mała skala, mimo że to np. kilka europejskich krajów. Uzyskanie certyfikacji, homologacji itp., wdrożenie procedur serwisowych, opracowanie instrukcji  obsługi, papierkowa robota, żeby unijny biurokrata był kontent...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się powtórzę: elektryki może są fajne, nawet "bajeranckie", ale nie są ekologiczne, a nawet nie jest tak, że szkodzą środowisku mniej niż spaliny, choć robią to w inny sposób:

1. Dla pozyskiwania rzadkich surowców do produkcji akumulatorów, niszczy się, poprzez kopalnie odkrywkowe, miliony hektarów ziemi, w tym lasów m.in. w Azji i Afryce. Już dziś jest to katastrofa ekologiczna na wielką skalę.

2. Dla elektryków potrzebna jest nowa infrastruktura (stacje, sieci przesyłowe etc), którą należy stworzyć. A to jak wiadomo jest potężny koszt dla środowiska. Dla aut spalinowych infrastruktura już jest i nic nie trzeba tworzyć nowego.

3. Elektryki to niemal jednorazówki. Często drobna stłuczka wiążę się ze szkodą całkowitą - czyli wielkoskalowa produkcja i recykling  - kolejne, większe koszty dla środowiska, oraz zagrożenie powstawaniem "cmentarzysk" elektryków (dziś już jest to problemem w niektórych krajach).

4. Nie wspomnę o utylizacji akumulatorów - to kolejny ogromny koszt dla środowiska.

... i WIELE innych.

Jak ktoś bardzo chce elektryka, to niech sobie kupi, ale nie mówmy, że to dla ochrony środowiska, klimatu etc. i nie zmuszajmy wszystkich do takich zakupów.

Poza tym...  zmuszanie kogokolwiek, to kupienia czegokolwiek, pod jakimkolwiek pretekstem, samo w sobie jest podejrzane. A jeżeli jako pretekst, podaje się względy ekologiczne, to jasne jest, że to zwykłe naciąganie i robienie w balona.  Dlaczego ?  Bo z punktu widzenia tej prawdziwej ekologii, powinniśmy kupować jak najmniej, ograniczać konsumpcję i popyt na wszelkie dobra.

Edytowane przez PanSamochodzik (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety, elektryków nie ocenia się całościowo, tylko tam, gdzie są używane. A że przeorano dieslowska koparką ileśset czy parę tysięcy ton ton ziemi (gdzieśtam, Azja czy Ameryka Południowa, w każdym razie daleko), dzieci ryzykując życie za głodowe stawki wyrywały z ziemi np. kobalt (jakieś dzieci gdzieś tam, dajmy na to na Madagaskarze, grunt że daleko a dzieci cudze), a prąd powstał w przeważającej części gdzieś tam (w naszych realiach Bełchatów, Kozienice, Opole, Turów - jeden czort, też kominów nie widać więc daleka perspektywa)... W tym względzie jesteśmy jak małe dzieci, dla których jak się coś zasłoni, to odbierają to tak, że zniknęło... Więc można cmokać z zachwytu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, PanSamochodzik napisał(a):

Ja się powtórzę: elektryki może są fajne, nawet "bajeranckie", ale nie są ekologiczne, a nawet nie jest tak, że szkodzą środowisku mniej niż spaliny...

[...]

Jak ktoś bardzo chce elektryka, to niech sobie kupi, ale nie mówmy, że to dla dobra środowiska, klimatu etc. i nie zmuszajmy wszystkich do nich.

Pełna zgoda i na pewno nie dla ekologii mam elektryczne auta. W 2016 roku kupilismy dwa roczne LEAFy i był to doskonały pomysł - tanie w zakupie, roczne auta po $10 tys. Jeżdżą nimi nasze dzieci. Jednego już sprzedaliśmy, dwa lata temu, za... 11 tys dolarów. :D 

Riviana kupiłem, bo ma 835 KM, 1235 Nm momentu, setkę w 3 sekundy i doskonałe opinie. Został wybrany "pickupem roku", jeździ an szosie jak sportowy samochód, a w terenie jak Jeep Wrangler Rubicon. Co on ma wspólnego z ekologią? Dokładnie nic. Już bardziej ekologiczny jest mój 70-letni Cadillac.

Auto elektryczne ma jedną, poważną wadę: Brzmi jak winda w wieżowcu. Ma też jedną kapitalną zaletę: Zawsze pod nogą mamy maksymalny moment obrotowy, dzięki czemu nawet tak słabe auto jak LEAF pierwszej generacji, mający 107KM, zachowuje się przy ruszaniu ze świateł jak sportowy bolid.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Trucker Hiob napisał(a):

Pełna zgoda i na pewno nie dla ekologii mam elektryczne auta. W 2016 roku kupilismy dwa roczne LEAFy i był to doskonały pomysł - tanie w zakupie, roczne auta po $10 tys. Jeżdżą nimi nasze dzieci. Jednego już sprzedaliśmy, dwa lata temu, za... 11 tys dolarów. :D 

Riviana kupiłem, bo ma 835 KM, 1235 Nm momentu, setkę w 3 sekundy i doskonałe opinie. Został wybrany "pickupem roku", jeździ an szosie jak sportowy samochód, a w terenie jak Jeep Wrangler Rubicon. Co on ma wspólnego z ekologią? Dokładnie nic. Już bardziej ekologiczny jest mój 70-letni Cadillac.

Auto elektryczne ma jedną, poważną wadę: Brzmi jak winda w wieżowcu. Ma też jedną kapitalną zaletę: Zawsze pod nogą mamy maksymalny moment obrotowy, dzięki czemu nawet tak słabe auto jak LEAF pierwszej generacji, mający 107KM, zachowuje się przy ruszaniu ze świateł jak sportowy bolid.  

Ja takie podejście zupełnie rozumiem.  I pewnie jakby mnie było stać, bez szarpania się, to też bym sobie zakupił elektryka jako kolejne auto - choćby tak z ciekawości.  A co.

Bo na ogólnoświatowy stan środowiska i tak nie mam wpływu. Ani ja, ani cała moja rodzina i znajomi wszyscy razem wzięci.

6 minut temu, PanSamochodzik napisał(a):

Riviana kupiłem, bo ma 835 KM, 1235 Nm momentu

Swoją drogą - to musi być potwór :)  Ja kiedyś miałem okazję przejechać się autem 350 KM i był "delikatnie" nadsterowny....

Edytowane przez PanSamochodzik (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, PanSamochodzik napisał(a):

Swoją drogą - to musi być potwór :)  Ja kiedyś miałem okazję przejechać się autem 350 KM i był "delikatnie" nadsterowny....

Miałem do niedawna 600-konne BMW M3, z manualną skrzynią biegów. Zmieniając z 2 na 3, przy 8000 obrotów, przy prędkości 110 km/h, zrywał przyczepność kół na suchym asfalcie. Ale to był "prowokator". Trzykrotnie wyleciałem z drogi prowadząc to auto. Sprzedałem go po trzeciej wylotce, bo wreszcie dotarło do mnie, że to nie jest auto dla starszego pana. 

Rivian nie prowokuje. Jest duży, ciężki, "solidny". Ma co prawda opcję "driftingu", gdzie 80% mocy jest przekazywane na tylną oś i, rzecz jasna, to też musiałem wypróbować:

... ale to nie to samo, co w moim starym Mustangu:

 

 

Wracając do Riviana: w tym aucie fajnie się jeździ, ale nie kusi, żeby latać bokiem. Natomiast jak tylko jestem pierwszy na skrzyżowaniu, to nie mogę sobie odmówić przyjemności wystartowania w tempie Ferrari spod świateł... Cóż, stary i głupi, ale co ja na to poradzę, że mnie to ciągle bawi? 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.