popadało z kwadrans... drogą płynie rzeka - chociaż na parkingu to tylko strumyczek
Stwierdzamy że idziemy coś zjeść...
Menu wygląda kusząco...
zamawiamy...
no i musi być deser - pączki z ogóreczkiem
No idziemy na wulkany
Błoto niesamowite
ale widoki...
Niesamowite klimaty - ale czas ucieka...już 15:30 (o tej godzinie mieliśmy być już w Braszowie)
Tyle już było atrakcji że spokojnie z dzisiejszego dnia by starczyło na 3-5dni...
Już nas taki obrazek nie dziwi...
Za to ja jestem zauroczony tymi krzyżami...
Tu spotykamy się z polską ekipą w terenowej wyprawówce - której kierowca nie odważył się przejechać przez góry - ja mu na to że dużo stracił, bo ja tam przejechałem tą stodołą, więc i on sobie poradzi - stwierdził że "jutro" ruszy "w góry"
Jak jechaliśmy "do góry" zwróciliśmy uwagę że rzeczki nie było - nie chodzi o to że był tam mały strumyczek, ale była wyschnięta ziemia i zero wody...
Po drodze mamy fajny przekrój pojazdów...
Żegnamy się w końcu z "Bercą"
zaglądając na koniec jeszcze do sklepu przypominającego Odido
i zaczynamy łykać km bo na razie to lipa z dzisiejszym bilansem...
CDN