Kontynuując powrót do PL zajeżdżamy jeszcze do Turdy gdzie znajduje się zabytkowa kopalnia soli. Kopalnie mieliśmy pominąć bo skoro mamy u siebie Wieliczkę to co może być innego w innej solniczce? Jednak po odrzuceniu tego czego nie zdążymy zwiedzić, kopalnia wróciła do łask z tego powodu, że była po drodze.
Okazuje się, że jednak solniczki są różne i nie sposób porównywać ją z Wieliczką
Ta zabytkowa kopalnia jest po prostu zupełnie inna.
Już na dzień dobry dowiadujemy się, że zwiedza się ją bez przewodnika i można tam być jak długo się chce a oprócz oglądania podziemnego solnego świata, wdychania solnego powietrza chętni po dojściu do centalnego punktu kopalni moga się nieco rozerwać.
Najpierw jednak idziemy długim solnym korytarzem
z którego można wejść do kilku komnat z zabytkowymi urządzeniami górniczymi, jest tez salka konferencyjna z miejscem do odpoczynku. Dochodzimy do drewnianych schodów. Wszelkie niedotykane ich elementy są pokryte warstwą soli.
Schodzimy na niższy poziom.
Dochodzimy do ogromnej komnaty w/g danych ma ona 40 metrów wysokości, 50 m szerokości i 80 długości. Jesteśmy w jej górnej części,tuż pod sufitem. Podestem „przyklejonym” do pionowych ścian można obejść całą komnatę dokoła spoglądając na jej dno gdzie znajdują się atrakcje rozrywkowe.
Na dno komnaty z atrakcjami można w dwojaki sposób: windą, do której była kolejka oraz pieszo schodami z których skorzysytaliśmy. Szkoda, że nie liczyłem ile ich tam jest.
W podziemnym miasteczku rozrywki znajduje się amfiteatr, pole do minigolfa, stoły pingpongowe, stoły bilardowe, tory do kręgli, sklep z pamiątkami, place zabaw dla dzieci oraz...Diabelki młyn. Ten akurat był w remoncie.
Schodząc kolejnymi schodami w dół dochodzimy do słonego jeziorka. Drewnianym mostem przechodzimy na wyspę gdzie mozna wypożyczyć łódkę i popływać po czarnej powierzchni wody.
Zwiedzane kopalni to niezła ochłoda w upalne lato. Wewnątrz panuje stała temperatura 12 stopni.
Po nawdychaniu sie słonego powietrza i wyjściu na powierzchnię kierujemy się na krajową „1” i kierujemy się w stronę Oradei.
Po drodze nawigacja uparcie ściąga nas z głównej drogi na boczną. Widząc przed nami korek i policję kierującą ruchem skręcam zgodnie z zaleceniem nawi. Droga asfaltowa początkowo normalna, po krótkim odcinku zwęża się do szerokości 1 auta po czym zmienia się w szutrówkę. No i droga wąziutka, z jednej strony trochę trawy i zaorane pole, z drugiej głęboki przydrożny rów za nami kilkanaście aut które pewnie też powierzyły swój los nawigacji a z przeciwka nadjeżdża sznurek aut które wracały z próby objazdu. Jak się dowiedzieliśmy dalej droga tylko dla 4x4.
No i wypadło na to, że prawie 2,5 musiałem się toczyć na wstecznym mając po bokach rów i zaorane pole.
Jak się później okazało kilka razy w roku w miejscowości Negreni organizowany jest ogromny targ. Stoiska sprzedających znajdują się wszędzie gdzie tylko da się je ustawić: na ulicach, placach, wzdłóż rzeki i torów kolejowych, a niemal każdy teren przy głównej drodze zmieniony jest na parking. My tam przejezdżaliśmy późnym popołudniem, strach pomyśleć jaki tłok panuje tam wcześniej.
Na ostatni biwak w Rumuni udajemy się na sprawdzone miejsce nieopodal Oradei.
Można powiedzieć tu się przygoda zaczęła i tu się kończy.
Stąd już na jeden skok do PL.