Skocz do zawartości

Albania 2011 relacja


JacekSz

Rekomendowane odpowiedzi

29.08.2011 piątek

Na ranem budzi nas deszcz. Lubię to bębnienie kropel, kiedy sobie leżę (lub siedzę) w przyczepce. No ale pakowanie się w deszczu nie jest zbyt fajne. Na szczęście wraz ze świtem deszcz zamienia się w deszczyk, wreszcie ustaje.

Wstajemy o 6.30, śniadanie, zwijanie majdanu i w drogę. Szybko dojeżdżamy do przejścia granicznego z krajem, który jest naszym głównym celem podróży – Albanią. Najpierw kontrola macedońska (tylko paszporty), podjeżdżamy pod posterunek albański. Kontrola obejmuje paszporty i zielone karty, pada pytanie o cel podróży. Dokładnie jeszcze nie wiemy, więc tylko podaję, że Vlore. Celnik pyta, czy mamy coś do ocleniana. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że nic. Macha ręką, można jechać. Jesteśmy w Albanii. Zaraz za przejściem widzimy kantor, więc bez problemu wymieniamy euro na ichniejsze leki. Ruszamy. Od razy widać charakterystyczne elementy architektoniczne, czyli albańskie bunkry. Szaleniec, jakim był Enver Hodża nakazał budowanie tych bukrów na wypadek inwazji imperialistów. Każda rodzina miał mieć swój bunkier. Kolejna charakterystyczna rzecz to ..... mercedesy. Albańczycy kochają mercedesy. Mogą posiadać prywatne pojazdy dopiero od 15 lat i w miażdżącej przewadze posiadają auta z charakterystyczną gwiazdą na masce. Oczywiście przekrój roczników pełny, wiele aut u nas trafiłoby na złom. Ale sporo jest też pojazdów luksusowych, nowych. Tymi autami jeżdżą kierowcy nazwijmy delikatnie .... beztroscy. Wyprzedzają w miejscach, w których nie powinno się wyprzedzać, wyjeżdżają z bocznej drogi nie ustępując pierwszeństwa. Najgorsze jednak, że parkują w miejscach szokujących. Widzieliśmy samochód zaparkowany w mieście na ostrym zakręcie, przy linii ciągłej, którego kierowca mył spokojnie pojazd nie zwracając uwagi na inne samochody. Zauważyliśmy, że Albańczyków to nie irytowało, więc i u nas luzik. Zresztą inni użytkownicy traktują drogę jako miejsce, które nie służy wyłącznie do ruchu drogowego. Zaszokował nas beznogi żebrak, który urzędował na środku głównej drogi, w pobliżu skrzyżowania, próbując uzyskać jakieś datki od przejeżdżających kierowców. Ale te atrakcje nie przysłoniły wspaniałych wrażeń z pierwszych kilometrów jazdy po Albani. Droga w stanie idealnym, widoki zapierające dech (potem widzieliśmy jeszcze atrakcyjniejsze, ale to potem). Szosa górska, spore spadki i podjazdy, dużo zakrętów. Trzeba uważać, ale to jak się okazało pikuś w stosunku do tego, co na miało czekać na przełęczy Llogaraja. Jedyny mankament nawierzchni (jak do tej pory), to liczne odwodnienia ułożone w poprzek drogi, pokryte kratką. Tylko że z zasady ta kratka jest trochę niżej niż asfalt no i trzeba zwalniać, Sam holownik daje radę, ale zawieszenie w budce jest zdecydowanie bardziej twarde i jak się nie zwolni, to .... łup. Na jednym nie zwolniłem, było "łup" w przyczepce i w lusterku zobaczyłem mój dekiel toczący się dostojnie po drodze. Załoga za mną wykazała się refleksem i zatrzymała się, Maciek wyskoczył z auta i z deklem wskoczył z powrotem. Jedziemy dalej na południe. Straszyli odkrytymi studzienkami, ale widzieliśmy tylko jedną, tuż przy krawężniku, oznakowaną jakimiś deskami. Krajobraz staje się równinny. Niestety jakość drogi pogarsza się mocno począwszy od przejazdu przez Fier. Jedziemy z prędkością 30 km/h. Po wyjeździe z Fier droga nie jest lepsza.

Jedziemy powoli, a tu "pii, pii" że lpg się skończył. Więc pierwsze tankowanie w Albanii. Generalnie z tym problemu nie ma, stacje paliw są gęsto rozmieszczone, bezołowiowa 95 i diesel są zawsze, lpg przeważnie. Trzeba tylko pamiętać, że w Albanii prawie nigdzie nie można płacić kartą, a na stacjach paliw na pewno kartą nie zapłacimy. Można płacić gotówką, lekami albo euro. Płacimu w euro, dostajemy resztę w lekach. Uwaga - nie oszukują wydając resztę. Tak było wszędzie, gdzie płaciliśmy euro. Stosują kurs 136-139 leków za 1 euro. Na stacji pytamy o drogę na Vlore. Radzą nam skręcić jakoś inaczej niż pokazuje gps, co ma nas doprowadzić do autostrady. Słuchamy tej rady, skręcamy w prawo z głównej drogi (gps chciał prosto) i faktycznie po kilku kilometrach dojeżdżamy do autostrady, której nie ma na naszej mapie z 2008 r. Tej gorszej drogi było około 15 km. Słów kilka o autostradzie. To nie są nasze standardy. Autostrada w Albani ma przyzwoitą nawierzchnię, dwa pasy w każdą stronę przedzielone barierą. Czym się różni od naszych autostrad? Nie ma pasów awaryjnych, wszystkie drogi boczne a nawet posesje mają bezpośrednie połączenie z autostradą, zamiast węzłów są ronda. Przy autostradzie znajdują się różne stragany z owocami, miodami, trunkami itp. Zatrzymujemy się przy jednym z takich straganów, kupujemy owoce i pieczoną kukurydzę. Mijamy sporo radiowozów, których załogi są wyposażone w radary. Kontrolują prędkość, ale zatrzymują też miejscowych do tzw. rutynowej kontroli. Nas jednak nie zatrzymują, jedziemy bez przeszkód.

Autostrada się kończy, wjeżdżamy na zwykłą drogę. Przed nami widzimy góry, ogromne. Jesteśmy niewiele metrów nad poziomem morza, a mamy na odcinku kilku kolometrów wdrapać się na przełęcz Llogaraja (ponad 1000 m npm). Wiedziałem, że będzie trudno, ale nie wiedziałem, że aż tak. Jeździłem z przyczepą po różnych górach, przejechałem dwa razy trasę tranfogaraską w Rumunii (bez przyczepy) i stwierdziłem, że można ją przejechać z budką, zresztą widzieliśmy wówczas na tej trasie zestawy z przyczepami. No więc przełęcz Llogaraja nie powinna być gorsza. Jedziemy, droga pnie się pod górę, gps pokazuje kolejne metry npm, a tu końca nie widać, góry ogromne, droga wznosi się nieustannie i mocno pod górę. Chrysler jedzie przeważnie na 1 biegu. Zakręty (agrafki) takie, że prawie widać nr rejestracyjny budki. W dodatku ciasne, na prawych winklach trzeba całkiem wyjeżdżać pod lewą stronę a tu nic nie widać, widoczność zasłania skarpa i roślinność. Więc przed każdym takim łukiem naciskam kilkakrotnie sygnał dźwiękowy. Kilka razy miałem wrażenie, że napędzane koła na suchym przecież asfalcie stracą przyczepność. Silnik trzyma temperaturę ale trzeba dmuchać na zimne, dlatego tuż przed osiągnięciem przełęczy zjeżdżamy na bok, akurat jest miejsce na dwa zestawy. Chodzi mi przede wszystkim o wystudzenie automatycznej skrzyni biegów. Podnosimy maski, żeby silniki szybciej oddały ciepło. Robimy zdjęcia, coś jemy i po półgodzinie ruszamy, myśląc, że najgorsze już za nami. A przecież czeka nas zjazd. No i się zaczęło. Zjeżdżam na biegu górskim, hamując silnikiem, ale przyczepa cały czas naciska na hak i hamulec najazdowy działa. Spadek znaczny. W ogóle moim zdaniem przewyższenia na tej trasie są większe niż na transfogaraskiej. Gps pokazuje 700 m npm. więc zjechaliśmy już ponad 300 m. w dół. Stajemy na parkingu. Widok cudny, pod nami morze, plaże, wąska wstążka drogi, którą mamy dalej jechać. Jest strach, potęgowany przez otwartą przestrzeń. Nie ma lasu, krzaków, droga jest wykuta w nagim, stromym zboczu. W autach hamulce gorące, a w przyczepkach wrzące, czuć charakterystyczny zapach palonych okładzin. Tu już nie ma żartów. Czekamy długo na ostygnięcie kół, przeznaczając ten czas na picie kawy, podziwianie widoków i robienie zdjęć. Czuję autentyczny strach przed dalszym zjazdem. Po kilkudziesięciu minutach ruszamy, ja w każdym razie z duszą na ramieniu. Zmieniam technikę jazdy, po każdej ostrej serpentynie na krótką chwilę mocno dodaję gazu, aby chociaż na chwilę zwolnić hamulec najazdowy. Opóźniam hamowanie, staram się hamować delikatnie, przed zakrętem dopiero mocno naciskam na pedał hamulca. Wreszcie zjeżdżamy na dół. Udało się!!! :winner: Wcześniej czytałem relacje o przejeździe tą trasą, ale nie spodziewałem się tego co zastałem. Gdybym wiedział, co nas czeka, nie zdecydowałbym się na tą drogę. Na podsumowanie: można to przejechać, ale nie polecam. Na pewno z lżejszą budką lepiej. Bezpieczniej jest przejechać na południe Albanii przez Gijorkaster i wrócić przez Llogaraja – zjazd w kierunku północnym jest łagodniejszy.

Na betonowych barierach przy drodze widzimy co jakiś czas napis "Camping Livadh" i podaną odległość. Zatrzymujemy się na zatoce przy głównej drodze, zostawiam przyczepę i jedziemy na rekonesans, Sparwdzamy ten Livadh i inny kemping (ten inny jednak nie leży nad morzem) więc wybór jest prosty. Wracamy po przyczepę. Kamping Livadh położony jest w oliwnym gaju, tuż przy kamienistej plaży (ale kamienie drobne) na Morzem Jońskim koło miasta Himara. Na plaży oczywiście są bunkry, przy drodze dojazdowej również. Mankamentem jest górka worków ze śmieciami przy drodze do kempingu. Tu niestety nie ma kontenerów, śmieci składane są w workach i zabierane dwa razy w tygodniu. Da się przeżyć. Przy kempingu działa restauracja, są prysznice i kibelki tureckie, ciepła woda i prąd. Standard urządzeń sanitarnych nie z najwyższej półki, ale akceptowalny. Czego trzeba więcej. No i cena! Od jednego zestawu płacimy 10 euro dziennie. Wieczorem rozmawiamy :pub: o Albanii..., że jest cudowna!:ok:

post-3378-0-51111000-1314350773_thumb.jpgpost-3378-0-29942300-1314350296_thumb.jpg

post-3378-0-62688300-1314351063_thumb.jpgpost-3378-0-07266200-1314351181_thumb.jpg

post-3378-0-49593000-1314350319_thumb.jpg

post-3378-0-51549200-1314350333_thumb.jpg

post-3378-0-42198500-1314350353_thumb.jpg

post-3378-0-71930300-1314350367_thumb.jpg

post-3378-0-42734700-1314350454_thumb.jpg

post-3378-0-92742200-1314350471_thumb.jpg

post-3378-0-40697900-1314350490_thumb.jpg

post-3378-0-94568000-1314350514_thumb.jpg

post-3378-0-45453600-1314350535_thumb.jpg

post-3378-0-56952600-1314350579_thumb.jpg

post-3378-0-66448900-1314350596_thumb.jpg

post-3378-0-00644800-1314350616_thumb.jpg

post-3378-0-51664400-1314350634_thumb.jpg

post-3378-0-22969900-1314350654_thumb.jpg

post-3378-0-74694900-1314350672_thumb.jpg

post-3378-0-29114500-1314350690_thumb.jpg

post-3378-0-88828900-1314350714_thumb.jpg

post-3378-0-12748600-1314350735_thumb.jpg

post-3378-0-18100600-1314351206_thumb.jpg

post-3378-0-04832400-1314351227_thumb.jpg

post-3378-0-46223200-1314351266_thumb.jpg

post-3378-0-49782800-1314351310_thumb.jpg

post-3378-0-56148300-1314351361_thumb.jpg

post-3378-0-42868300-1314351382_thumb.jpg

post-3378-0-01124700-1314351407_thumb.jpg

post-3378-0-17495200-1314351428_thumb.jpg

post-3378-0-37414700-1314351454_thumb.jpg

post-3378-0-42300300-1314351481_thumb.jpg

post-3378-0-29723100-1314351508_thumb.jpg

post-3378-0-15703100-1314351531_thumb.jpg

post-3378-0-10632700-1314351558_thumb.jpg

Edytowane przez JacekSz (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Droga alternatywna prowadzi przez Albanię środkiem - to jest droga tranzytowa na Grecję, nie znaczy że łatwa. Moim zdaniem łatwiejsza. Polecałbym tak dojechac na Livadh i wracać przez Llogaraja - zjazd na północ nie jest tak wymagający jak ten na południe. Powrotu na Gijorkastra nie polecam, ponieważ jest tam bardzo długi i ostry zjazd bez możliwości przystanięcia.

Na kempingu jest wszystko, co trzeba, ale wylewanie WC do normalnego kibelka (tj tego tureckiego). Przyłącza prądu prowizoryczne - z budynku restauracji. My byliśmy na jednym kablu, Artur miał prąd ode mnie i trzeba się było umawiać, kto teraz korzysta z czajnika elektrycznego. Kemping jest kameralny, ale kiedy przyjechaliśmy, znalazły się miejsca w cieniu. Trzeba pamiętać, że to szczyt sezonu i z każdym dniem przybywało ludzi. Gdybyśmy przyjechali tydzień później, miejsca nie znaleźlibyśmy.

Edytowane przez JacekSz (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Normalnie... czytałem ostatni odcinek z zapartym tchem. Super! Czekam na ciąg dalszy.

Dobrze, że daliście radę i że tak szczegółowo to opisujesz. Na pewno to duża pomoc dla kogoś, kto się tam wybiera. Ja na razie nie myślę o tamtych stronach, ale kto wie... może kiedyś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Super relacja Jacku :brawo:

Kilka lat temu też myśleliśmy o Albanii ale w końcu zdecydowaliśmy się na Grecję. Ale wtedy jeździliśmy z namiotem, a na haku ciągnęliśmy tylko taką małą towarową czepkę. Z dużą przyczepą faktycznie trzeba dobrze zaplanować trasę... My w Austri w trzecim tygodniu urlopu wspięliśmy się z naszymi zestawami na kemping położony na wysokości 1820 m. npm. Ale o tym napiszemy w naszym temacie :ok:

Pozdrowionka dla wszystkich uczestników albańskiej wyprawy :hej:

Edytowane przez grace (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam !

 

Czytając post powyżej zauważyłem, datę 29.08.2011, chodzi pewnie o 29.07.2011 ? Czyli można wnioskować, że do połowy lipca powinno być w miarę luźno ?

 

Pozdrawiam

Data oczywiście pomylona, ma być lipiec oczywiście. Tak do 20 lipca to pewnie nie ma problemu z miejscem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

30.07.2011 sobota

 

Po przeżyciach dnia wczorajszego mamy wreszcie czas na wyluzowanie – czyli słońce, morze i plaża. Wprawdzie fala spora dzisiaj, ale woda przyjemna, na plaży nie ma tłoku, czysto, słońce. Czego chcieć więcej. Pływamy, nurkujemy, opalamy się. Dno morskie opada równo, ale zdecydowanie, na dzieci trzeba uważać. Pływanie z maską nie jest zbyt intersujące, fauny coś mało w Morzu Jońskim, przynajmniej tutaj.

 

Pytam obsługę kempingu o możliwość pływania pontonem. Okazuje się, że jak będziemy pływać w strefie przybrzeżnej, to nie ma problemu. Nasze wątpliwości wynikają z przepisów albańskich, które zakazują pływania prywatnymi łodziami itp urządzeniami. Potwierdziła to przed wyjazdem ambasada albańska w Warszawie i polska baza nurkowa w Albanii. Ale okazuje się, że służby albańskie podchodzą do tego życiowo, przecież turyści zostawiają pieniądze, więc turystom wolno. Po raz pierwszy degustujemy sery albańskie – są doskonałe.

 

31.07.2011 niedziela

 

Koniec laby, obowiązki turystyczne. Jedziemy rano drogą nadmorską na południe, w kierunku granicy z Grecją. Po drodze oglądamy z góry zatokę Porto Palermo. Widać wlot (a może wylot tunelu - bazy łodzi podwodnych). Przejeżdżamy przez Sarandę, naszym celem jest Butrint (Butrinti) - starożytna osada najpierw iliryjska, potem grecka, rzymska, bizantyjska, zwana też albańskimi Pompejami. Zwiedza się spacerując głównie w cieniu, więc przyjemnie. Jest co oglądać, zdjęcia poniżej.

 

Po zwiedzaniu obiad w restauracji obok wejścia, stosunkowo drogiej jak na Albanię, ale bez przesady. Jedzenie dobre, ceny rozsądne w porównaniu do polskich realiów.

 

Obiad zjedzony, ale dzień się nie kończy. Wracamy do Sarandy i odbijamy na Gjirokastra. W jakiejś małęj miejscowości mylę drogę i zjeżdżam z głównej na boczną. To też dobry kierunek, droga alternatywna. Oznakowania brak, asfalt dziurawy, miejscami nie ma go wcale, są kamienie i szuter. Trzeba jechać wolno, Chrysler to nie auto terenowe ani nawet suv. Ale dajemy radę. Złą drogę rekompesują piękne widoki: góry, przepaście, doliny. Po kilkunastu kilometrach wyjeżdżamy na główną, z bardzo dobrą nawierzchną i pomykamy dalej (ze średnią prędkością 30 km/h, to są góry jednak). Skręcamy w lewo co centrum Gjirokastra, twierdza góruje nad nami. Wjeżdżamy w wąskie uliczki (tu nie mam mowy o przejeździe z przyczepą), jest mocno pod górę, koła ślizgają się po bazaltowych, wypolerowanych kamieniach. Podjeżdżamy pod samą twierdzę razem z orszakiem ślubnym, wię problem z parkingiem, ale jakoś ustawiamy samochody. Zwiedzamy średnowieczną twierdzę rozbudowaną przez turków osmańskich. W środku gratka dla miłośników militariów: wystawa sprzętu artyleryjskiego przeważnie z czasów I wojny światowej.

 

W drodze powrotnej mamy kawałek słynnego albańskiego szutru, ale to tylko kilkaset metrów. Rondo (też szutrowe) pokonujemy pod prąd, czyli jadąc w lewo jak wszyscy Albańczycy. Nie można jechać normalnie jak znaki przykazują, ponieważ może dojść do wypadku. To tak jak w tym kawale: facet miał szwagra, co zawsze jeździł na czerwonym. Pytany na egzaminie, co zrobi jak się wyświetli światło zielone odpowiedział że się zatrzyma. Dlaczego? Bo może właśnie może przejeżdżać szwagier.

 

Przeciskając się przez jakieś miasteczko widzimy mały korek. Dwa auta się nie zmieściły przy rozmijaniu (jest ciasno). Prawie każdy miejscowy kierowca przystaje, konwersuje z uczestnikami stłuczki, tarasując w tym czasie przejazd i dopiero po uzyskaniu informacji jedzie dalej. Stąd korek. Ale my już się trochę przyzwyczailiśmy, więc luzik.

 

Po chwili tradycyjnie wjeżdżam na rondo pod prąd. Szaraja jeszcze nie przyzwyczajona do tych zwyczajów panikuje i krzyczy na mnie. Ja spokojnie odpowiadam, że przecież nie da się przejechać normalnie w prawo, bo ta część ronda jest zajęta. Stoi tam stolik, krzesła i paru gości gra w karty w cieniu drzewa, które akurat rośnie na środku ronda. Szaraja zamilkła.

 

A potem to jeszcze po wyjeździe z jakiegoś zakrętu przed sobą centralnie na środku drogi stała sobie krowa. Prędkość nie była duża więc krowę bezpiecznie ominęliśmy. Dalej jeszcze spotkaliśmy kilka rogatych, ale te szły zgodnie z przepisami po naszej lewej (bez nadzoru) i zachowywały się lepiej niż piesi Albańczycy.

 

1.08.2011 – 3.08.2011

 

Dni luzu, czyli znowy relaks na plaży i w wodzie. Zaleta albańskiego kempingu – można palić ognisko, ale uważać trzeba, wszystko suche jak pieprz, więc ogienek malutki, otoczony kamieniami. Na tym ogienku pieczemy bruschetty.

post-3378-0-60692500-1314654020_thumb.jpgpost-3378-0-11704200-1314654081_thumb.jpgpost-3378-0-14482400-1314654136_thumb.jpgpost-3378-0-40021200-1314654196_thumb.jpgpost-3378-0-35373500-1314654238_thumb.jpgpost-3378-0-02302900-1314654297_thumb.jpgpost-3378-0-27084100-1314654350_thumb.jpgpost-3378-0-22929100-1314654479_thumb.jpgpost-3378-0-68646200-1314654535_thumb.jpgpost-3378-0-07042000-1314654605_thumb.jpgpost-3378-0-21539200-1314655111_thumb.jpgpost-3378-0-57138800-1314654664_thumb.jpgpost-3378-0-46528900-1314654714_thumb.jpgpost-3378-0-99101900-1314654762_thumb.jpgpost-3378-0-42545500-1314654798_thumb.jpgpost-3378-0-75937500-1314654875_thumb.jpgpost-3378-0-94345400-1314655030_thumb.jpgpost-3378-0-57293100-1314655066_thumb.jpgpost-3378-0-94358400-1314655158_thumb.jpgpost-3378-0-58334900-1314655190_thumb.jpgpost-3378-0-14013500-1314655399_thumb.jpgpost-3378-0-74733800-1314655425_thumb.jpgpost-3378-0-94698900-1314655453_thumb.jpgpost-3378-0-91893800-1314655485_thumb.jpgpost-3378-0-97503800-1314655519_thumb.jpgpost-3378-0-61854800-1314655548_thumb.jpgpost-3378-0-02549300-1314655581_thumb.jpgpost-3378-0-90206500-1314655674_thumb.jpgpost-3378-0-13417600-1314655706_thumb.jpgpost-3378-0-39227000-1314655734_thumb.jpgpost-3378-0-95592400-1314655764_thumb.jpgpost-3378-0-47781700-1314655797_thumb.jpgpost-3378-0-93152400-1314655838_thumb.jpgpost-3378-0-82033000-1314655947_thumb.jpgpost-3378-0-05708900-1314655983_thumb.jpgpost-3378-0-10100100-1314656013_thumb.jpgpost-3378-0-45197800-1314656060_thumb.jpgpost-3378-0-09194800-1314656094_thumb.jpgpost-3378-0-54786400-1314656128_thumb.jpgpost-3378-0-21487200-1314656159_thumb.jpgpost-3378-0-91413100-1314656189_thumb.jpgpost-3378-0-96637600-1314656222_thumb.jpgpost-3378-0-16348200-1314656251_thumb.jpgpost-3378-0-03042300-1314656286_thumb.jpgpost-3378-0-26693000-1314656316_thumb.jpg

Edytowane przez JacekSz (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.