Skocz do zawartości

Albania 2011 relacja


JacekSz

Rekomendowane odpowiedzi

W tym roku długo zastanawialiśmy się, gdzie pojechać. Szaraja zaproponowała Albanię i ta propozycja została przez rodzinę przyjęta. Dzieci tylko zapytały czy będziemy nad ciepłym morzem. Co więcej, do wyjazdu namówiliśmy załogę Artura, który jak na razie raz wyjechał z przyczepą (do Brennej) na wekend majowy. Trochę się obawialiśmy z Szarają, czy taki wyjazd będzie odpowiadał Arturowi i jego załodze. Obawy okazały się niesłuszne.

 

No więc jest 25 lipca, poniedziałek.

 

Pobudka została zarządzona na 6.00. Śniadanie, końcówka pakowania. Na szczęście pakowanie główne było wczoraj bez mojego udziału. Nie żebym się migał, po prostu wiozłem dzieci z Niechorza do domu, a to jest około 860 km. Sprawdzam, czy po wymianie chłodnicy chrysler nie ma wycieków. Nie ma, więc w końcu wyjeżdżamy. Jesteśmy umówieni z Arturem na stacji benzynowej w Albigowej. Po ósmej ruszamy już w dwa zestawy, kierunek Barwinek. Naszy celem jest Belgrad, ewentualnie kemping na Węgrzech przed granicą z Serbią (w zależności od sprawności przemieszczania się). Na razie jesteśmy w Polsce. Jedziemy przez Albigową, Kraczkową i Malawę, aby ominąć Viatoll. Nasze zestawy przekraczają oczywiście granicę 3,5 t. Niestety, przed Rzeszowem mijamy znak ograniczenie do 3,5 t. Czyli jednak Viatoll trzeba zainstalować, ale to następnym razem. Dojeżdżamy bez przeszkód do trasy na Barwinek i pomykamy do granicy. Zawsze, kiedy przejeżdżam przez granicę RP z Unią cieszę się, że jesteśmy w Układzie z Schengen. Droga przez Słowację nie na rewelacyjnej nawierzchni, chociaż od ubiegłego roku trochę odcinków wyremontowali, no i czynna jest obwodnica Svidnika. W Preszowie musimy kupić winiety na autostradę. Bokiem nie ominiemy (zakaz 3,5 t.) Kupujemy te winiety na auta i przyczepy (zestawy pow. 3.5 t muszą mieć dwie winiety). Jeden zestaw winiet na miesiąc kosztuje 28 euro, a na 7 dni połowę tej sumy, więc nie ma sensu w drodze powrotnej tracić czasu. No to drogo wychodzi (nawet drożej niż w naszym kraju), bo tej autostrady płatnej jest raptem 20 km, może ciut więcej. Mówi się trudno. Granica węgierska (Schengen) i opłata za węgierskie autostrady. Najrozsądniejsza dla nas jest czterodniowa, więc takie kupujemy zaraz za przejściem granicznym. Jedziemy teraz dobrą drogą, chociaż jeszcze nie autostradą. Przed wjazdem na autostradę tankujemy lpg (na Węgrzech przy austradzie lpg jest rzadko). Jedziemy sobie bezproblemowo, ale do czasu. Z obwodnicy Budapesztu mamy odbicie na autostradę M 5 na Szeged (wymawiać "Seged", bo "szeged" przez "sz" po węgiersku to podobno nieparlamentarne określenie miejsca, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę). Jedziemy sobie już w kierunku na ten Szeged i zaczyna padać. Pada bardzo krótko, padanie zamienia się błyskawicznie w nawałnicę, oberwanie chmury, ulewę, o niespotykanym natężeniu. Wycieraczki pracują z prędkością światła, ale nie nadążają. Co robić, jechać czy czekać. Wszędzie ołowiane niebo, żadnych widoków, że to przejdzie. Więc jedziemy. Prędkość 60 km/h i do przodu. Wariaci nas wyprzedzają, jadąc około 90, co jest szaleństwem w tych warunkach. Mijamy dwa auta, które wyleciały z drogi. Nie zatrzymujemy się, bo na miejscu są już służby ratownicze. Kilkadziesiąt kilometrów w tej ścianie wody to nie była fajna jazda. No i ta obawa, czy przyczepa gdzieś puści wodę, czy nie puści. Żadna nie puściła. Wreszcie na horyzoncie przed nami pojawia się pasek jaśniejszego nieba. Pasek szybko się przybliża, ulewa wreszcie ustaje. Gaz się kończy, jedziemy na benzynie, a chrysler niestety za kołnierz nie wylewa. Jest oznaczenie na stację Agip, 4 km w bok z autostrady w kierunku na Kecskemet. Zjeżdżamy, tankujemy lpg i wracamy na autostradę. Robi się późno, decydujemy, że jedziemy tylko do ósmej. Tuż przed granicą z Serbią, po przejechaniu ponad 600 km zjeżdżamy na kemping (kierunek Röszke). Kosztuje to 33 euro za nasz zestaw (6 osób i pies). Artur płaci 25 euro za cztery osoby. Łazienki takie sobie, ale prąd jest, ciepła woda jest, prysznice są, kibelki są. Kamping pusty, późnym wieczorem dojeżdżają dwa motocykle. Cicho i spokojnie. Dwa kieliszki Arturowej przypalanki na dobry sen i kładziemy się lulu.

Na zdjęciu pierwszy nocleg (Węgry)

post-3378-0-40986700-1314046031_thumb.jpg

Edytowane przez JacekSz (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

26.07.2011 wtorek

 

I znowu pobudka o 6, bo plan napięty. Chcemy dojechać do Macedonii, wariant podstawowy to Ochrid, zapasowy – kempingi nad jeziorem Mavrowskim. Aa my jeszcze na Węgrzech. Przed ósmą ruszamy. Przejście graniczne jest tuż i zaraz jesteśmy na granicy węgiersko-serbskiej. To już nie Schengen ani nawet United Europe, więc jak będzie? Przed nami kilka samochodów na trzech pasach, my na pasie UE. Odprawa po stronie węgierskiej sprawna, kontrola obejmuje tylko paszporty i ich przyporządkowanie do osób. Podjeżdżamy pod serbski punkt kontrolny. Najpierw kontrola paszportów i zielonych kart (samochód i przyczepa). Kto zapomni o zielonej karcie, będzie mógł jechać dalej, ale kosztuje to 115 euro za samochód (niestety jakiś nasz rodak musiał to wykupić i od niego dowiedziałem się o kosztach). Na granicy jest punkt, który sprzedaje takie ubezpieczenie. Podjeżdżamy do celnika, celnik macha ręką – jechać. Znaczy się na przemytników nie wyglądamy, załoga Artura też przejeżdża za nami bezproblemowo. Zaraz na granicy kupujemy dinary serbskie, wymieniamy po 50 euro. Jak się okazało, trochę za dużo, tym bardziej, że mamy zamiar wracać inną trasą. Praktycznie przez całą Serbię jedziemy autostradą. Nawierzchnia od granicy zła. Dziur nie ma wprawdzie, ale asfalt łatany, nierówny, budką trzepie. Zwalniamy do 70 km/h, w pewnym momencie nawet do 60. Jednak generalnie tragedii nie ma. Płacimy na bramkach dinarami. Gps prowadzi przez Belgrad i nie jest to zły wariant. Nie stoimy w korkach, chociaż droga jest remontowana i co chwilę jeden z pasów jest wyłączony z ruchu. Jazda jest płynna, wkrótce stolica Serbii zostaje za nami. Za Belgradem autostrada ma dobrą lub bardzo dobrą nawierzchnię, pomykamy więc 80 km/h bez problemu, a nawet troszkę szybciej. Krajobraz staje się bardziej urozmaicony, bo do tej pory to nudy: równiny, pola słoneczników i tak przez Węgry i Serbię do Belgradu (Słowacja jest mniej nudna, są przecież Karpaty, ale tą drogę znamy praktycznie na pamięć). Lpg prawie na każdej stacji. (ale jak się skończył gaz w chryslerze, to kilkadziesiąt km stacje paliw były bez gazu niestety). Ruch niezbyt duży i tak jest do granicy z Macedonią. Kontrola na granicy serbsko-macedońskiej identyczna jak na poprzedniej (paszporty i zielone karty), bez zaglądania do bagażników czy przyczep. Na granicy nie można kupić macedońskich denarów (a przynajmniej my nie widzieliśmy kantoru) i to niestety miało znaczenie na bramkach autostradowych. Pierwsze bramki, wyglądają trochę obskurnie, nie ma o ile pamiętam tablicy świetlnej z kwotą do zapłaty. Płacimy 7 euro i to jest około 5,50 euro za dużo. Jakoś zaćmiło nasz komputer pokładowy (czyli Szaraję). W dodatku na tych bramkach dwóch bardzo śniadych obywateli Macedonii pomimo naszych protestów na siłę umyło nam przednią szybę, za co chcieli zainkasować jedno euro. Nie dałem, a oni nie mieli planu B, aby mnie do tego zmusić - więc się udało. Na kolejnych bramkach, które następowały bardzo często po sobie, płaciliśmy przeważnie jedno euro i wydawali nam resztę w denarach. Przelicznik 60 dinarów na 1 euro. Droga generalnie niezła, chociaż są odcinki gorszej nawierzchni. Skopje objeżdżamy obwodnicą, która w niczym nie przypomina obwodnicy np Bukaresztu. Po prostu sprawnie, bez korków przemieszczamy się, korzystając z drogi o bardzo dobrej nawierzchni. W końcu autostrada zamienia się w zwykłą drogę jednojezdniową. Góry całkiem spore. No więc jedziemy sobie, czas płynie i widzimy, że ten Ohrid jest osiągalny, ale późnym wieczorem. A przecież na mapie około 100 km przed Ohridem są zaznaczone trzy kampingi nad jeziorem Marovskim. Więc krótka narada przez cb i decyzja, że tam nocujemy. Zjeżzamy z głównej drogi na boczną i jedziemy .... kilka kilometrów ciągle pod górę. Gps pokazuje w końcu ponad 1300 m npm. To mniej więcej wysokość Tarnicy w Bieszczadach. Nareszcie dojeżdżamy do cywilizacji. Jest jezioro, sklepy, hotele, restauracje, tylko nie ma trzech kampingów. Że trzech nie ma to pikuś, nam wystarczy jeden. Ale tego jednego też nie ma! W końcu pytamy lokalesa, gdzie możemy stanąć. Wskazuje nam hotel, gdzie pewnie pozwolą na parkingu stanąć. Jedziemy. Z naszej drogi widzimy poniżej drogę do hotelu. I klops. Solo bez problemu ale z budkami to raczej winkla 90 st. na wąziutkiej dróżce nie pokonamy. Może Artur, ale mój zestaw ma 12 metrów długości, 2,43 szerokości. Jest ciemno i nie chciałbym się zaklinować. Dochodzi 22. Z trudem znajdujemy miejsce do zawrócenia. Przypominamy sobie, że widzieliśmy oznakowanie na hotel *****. Skręcamy w boczną drogę, asfaltową, o szerokości na jeden samochód. Do hotelu 6 km. Dojeżdżamy do małej miejscowości, znajdujemy hotel i zajeżdżamy na parking. Pytamy w recepcji o możliwość postoju. Nie ma problemu. Pytamy o możliwość zatankowania wody. Też nie ma problemu, specjalnie dla nas podłączają węża z wodą, tankujemy do pełna. Sprawdzają się nasze pompki do wody zasilane 12 V. Jest to patent Artly-ego. Za pomocą tych pompek o wydajności 14 l/min przelewamy wodę z kanistrów do zbiorników przyczep, bez kombinowania z lejkami, bez konieczności trzymania ciężkiego kanistra z wodą w rękach. Pytamy o cenę za parking i dowiadujemy się, że .... nic nie płacimy. Jest super, a ten nocleg bez opłaty traktujemy jako rekompensatę za oszustwo na pierwszej bramce autostrady. Jutro nie wstajemy wcześnie, ale jak się kto obudzi. Do Ochridu przecież już tylko 100 km.

Na zdjęciach droga przez Macedonię

post-3378-0-79285100-1314049870_thumb.jpg

post-3378-0-64752600-1314049884_thumb.jpg

post-3378-0-27379000-1314049933_thumb.jpg

post-3378-0-06225200-1314049945_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdjęcia będą, napstrykaliśmy z Arturem około tysiąca. Ale mamy też braki, np. nikt z nas nie zrobił zdjęcia popularnego środka do przewożenia osób i dobytku, czyli osiołka. Pewnie w przyszłym roku to nadrobimy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to piszę dalej.

27.07.2011 środaWstajemy na luziku o 8. Toaleta poranna uproszczona z uwagi na warunki. Mamy jednak nadzieję, że dzisiaj dotrzemy na kemping na Jeziorem Ochrydzkim. Po śniadaniu zwijamy się i wyjeżdżamy o 9.30 w kierunku Ohridu. Jedziemy zwykłą drogą o dobrej nawierzchni, widoczki ładne. Trasa niezbyt trudna, ruch pojazdów średni. Kilka kilometrów przed Ohridem skręcamy w prawo na miejscowość Struga. Kemping AS jest dobrze oznaczony i w południe stajemy przed jego bramą. Pan w recepcji jest uprzejmy, podaje nam cenę od zestawu (21 euro), cena zawiera wszystkie opłaty. Otrzymujemy nasz kluczyk do toalet. Z tych toalet korzystają tylko załogi karawaningowe obcokrajowców, których raptem z nami jest 4! Miejsca dla przyczep i kamperów jest pod dostatkiem, także w cieniu. Kemping jest wykorzystywany jako stałe miejsce postojowe przyczep macedońskich, ale to w odległości około 50-100 metrów od nas. Podłączamy się do prądu. Łazienki – bajer. Są piękne, nowe, przestronne, czyste, ciepła woda non-stop. Tylko odległość do punktu zmywania naczyń spora, w dodatku kierunek odwrotny niż łazienki. Kemping leży bezpośrednio przy plaży nad Jeziorem Ohrydzkim. Jest to jedno z najstarszych jezior na świecie, najstarsze w Europie, pochodzi z tego samego okresu co Bajkał czy Jezioro Titicaca. Jezioro jest zasilane podziemnymi źródłami. Żyje tu około 200 gatunków fauny endemicznej. Największa głębokość 285 m (najgłębsze jezioro na Bałkanach). Samo jezioro jest imponujących rozmiarów: długość 31 km, szerokość 15, powierzchnia 358 km.kw. W około 2/3 należy do Macedonii, reszta do Albanii. Wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1979 r. Otoczone górami, z czystą, dość ciepłą wodą stanowi wielką atrakcję turystyczną. Macedończycy nie posiadając dostępu do morza, traktują je tak jak Węgrzy Balaton. Tyle, że jest tu zdecydowanie mniej ludzi. Widać kilka jachtów, jedną motorówkę, jeden skuter wodny. Najmłodsi uczestnicy wyprawy nie mogli się doczekać kąpieli. Wprawdzie wejście do wody kamieniste, ale po trzech metrach dno jest piaszczyste (no może troszkę muliste) a woda naprawdę ciepła i czysta.

 

Po ustawieniu naszego taboru i kąpieli młodszych załogantów, wybraliśmy się do Strugi na zakupy. Płetw dla Marcina nie kupiliśmy, okazało się, że sklep z artykułami sportowymi jest dopiero w Ohridzie. Połaziliśmy trochę po tej Strudze, która jest dość zatłoczona, miejsce do parkowania znaleźć trudno. Mnóstwo straganów, sklepików z towarami dla turystów. Struga leży nad rzeką Czarny Drin, jedyną rzeką wypływającą z Jeziora Ohrydzkiego. Brzegi Czarnego Drinu są wyłożone kamieniami. Teren na całej długości po obu stronach koryta zajmują niezliczone restauracje, kawiarnie i bary, do których można zejść po schodkach z promenady spacerowej. Nie można więc przechadzać się bezpośrednio nad wodą, ale można pić kawę przy kawiarnianym stoliku i moczyć nogi lub ręce w wodzie. Miejscowi skaczą z mostu (raczej mostka) do wody, pływają w kanale, któr wodę ma krystalicznie czystą.

 

Po południu przyszła wreszcie kolej na wypróbowanie pontonu, który przywiózł Artur. Szczerze mówiąc, byłem dość sceptycznie nastawiony do tego pływadełka (przywyczajony do większych urządzeń niż mały ponton. Tymczasem ponton – rewelacja. Produkcji ukraińskiej (nazywa się Kolibri), bardzo dobrze wykonany, ze sztywną pawężą i podłogą. Artur ma także do pontonu silnik (Suzuki, 6 km mocy, czterosuw). No i się okazało, że pontonem cztery dorosłe osoby mogą pływać całkiem swobodnie (ale powoli). Natomiast w dwie osoby dorosłe (ja i Marlena) plus mniejszy załogant (np. Marcin) można wejść w ślizg! Maciek z załogi Artura (rówieśnik Marcina) pływając sam, tylko muskał powierzchnię wody. Zabawa więc była dla wszystkich doskonała. Na razie nie zapuszczamy się daleko, próbując co i jak z tym pontonem.

 

Wieczorem na kempingu jakaś impreza z udziałem młodzieży macedońskiej - muzułmańskiej, sądząc po rodzaju muzyki. Było dość głośno, jeszcze ta muzyka, która zupełnie inaczej brzmi od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. W dodatku po zapuszczeniu tej muzyki zaczęło się karaoke, no nie od razu, tylko tak po pewnym czasie, jakby coś tam wypili na odwagę (zakaz używania alkoholu przez muzułmanów nie jest chyba rygorystycznie przestrzegany, a w każdym razie nie przez wszystkich). Dla nas kakofonia dźwięków totalna, ale pewnie i oni byliby tego samego zdania słysząc "Szła dzieweczka do laseczka" śpiewanego pod koniec imprezy. Na szczęście skończyli hałasować o 23 i nastała cisza. Zasypianie ułatwił nam doskonały specyfik Artura (jak mówią Czesi "to ne alkohol, to je medicin).

post-3378-0-80008400-1314107295_thumb.jpg

post-3378-0-05538400-1314107345_thumb.jpg

post-3378-0-91982900-1314107398_thumb.jpg

post-3378-0-80175000-1314107419_thumb.jpg

post-3378-0-77851300-1314107463_thumb.jpg

post-3378-0-91017700-1314107498_thumb.jpg

post-3378-0-36478200-1314107528_thumb.jpg

post-3378-0-57942100-1314107549_thumb.jpg

post-3378-0-04541400-1314107570_thumb.jpg

post-3378-0-50495500-1314107593_thumb.jpg

post-3378-0-24332300-1314107620_thumb.jpg

post-3378-0-21108200-1314107637_thumb.jpg

post-3378-0-46523100-1314107656_thumb.jpg

post-3378-0-48539700-1314107674_thumb.jpg

post-3378-0-65984400-1314107702_thumb.jpg

post-3378-0-48810000-1314107732_thumb.jpg

post-3378-0-49466300-1314107758_thumb.jpg

Edytowane przez JacekSz (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

07.28.2011 czwartek

 

To już ostatni dzień pobytu w Macedonii. Po śniadaniu narada załóg. Temat: plan na dzisiaj. Decydujemy się na wycieczkę do Ohridu. Nie mamy zamiaru w panującym upale zwiedzać wszystkiego, co się da i o czym piszą przewodniki, ale trochę zobaczyć trzeba. Z kempingu do Ohridu (Ohrydy) mamy tylko kilka kilometrów. Jest przed południem, więc z parkowaniem nie jest najgorzej, znajdujemy płatny parking blisko nabrzeża i starej części miasta. Najpierw idziemy do Cerkwi Św. Zofii, która została wybudowana w miejscu świątyni chrześcijańskiej z V w. Cerkiew ogromna jak na czasy, w których powstała. Od razu widać, że budowla liczy sobie trochę latek – powstała w XI wieku. Jest to jeden z najważniejszych zabytków Macedonii. Pierwotnie była katedrą bułgarskich arcybiskupów, w okresie panowania tureckiego zamieniono ją w meczet. We wnętrzu świątyni zachowały się freski z XI–XIII wieku. Wokół wąziutkie uliczki, zaułki, schodki, przejścia, zakamarki. Jest to co lubię. No i tłoku wielkiego nie ma, a to przecież środek sezonu. Wnętrze cerkwi jest chwilowo niedostępne z uwagi na akcję wieszania ikon. Można tylko zajrzeć do środka przez wąskie okienka. Przed cerkwią spotykamy dwie rodziny polskie – wracają z Albanii i są nią zachwyceni. Po rozmowie z nimi nasza ciekawość Albanii wzrosła jeszcze bardziej. Idziemy malowniczymi uliczkami do cerkwi, a właściwie maleńkiej cerkiewki Św. Jana z Kanea zbudowanej w XIII na urwistym brzegu (klifie) Jeziora Ohrydzkiego. Po opłaceniu wstępu (100 dinarów od osoby) podziwiamy wewnątrz średniowieczne freski. Ponieważ nie chce się nam wracać na piechotę do centrum Ohridu, wynajmujemy jedną z łodzi cumujących przy brzegu opodal cerkwi. Za 8 euro płyniemy na krótką wycieczkę, robimy zdjęcia cerkwi i brzegu, po czym podpływamy do centrum. Upał dokucza, więc przysiadamy w kawiarni "Hemingway", gdzie pijemy kawę (niektórzy) i coś zimnego (wszyscy). Nie ma chętnych na zwiedzanie ruin twierdzy cara Samuela – zostawiamy to na przyszły rok, podobnie jak klasztor Św.Nauma (25 km od Ohridu), piękne góry, Jezioro Prespa. W drodze powrotnej na kemping kupujemy burki (pyszne, miejscowe) i wcinamy je zamiast obiadu. Burka to coś w rodzaju ciasta francuskiego (ale nie to samo) z różnymi dodatkami. Te akurat były z szynką i serem. Pycha, potem już do końca wyprawy nie trafiliśmy na lepsze.

 

Po południu kolejna tura pływania w jeziorze: na zmianę wpław, na materacach i pontonem. Artur próbował dopłynąć do drugiego brzegu, ale po dwukrotnym dolewaniu paliwa z podręcznego kanisterka – zrezygnował. Wieczorem zrobiliśmy sobie wypad do Strugi. Na moście na Czarnym Drinie grupa akrobatów cyrkowych zabawia publiczność. Rzeczywiście mieli co pokazać. Marcin też załapał się na występ, służył jako wieszak na ubranie, potem klaun przysolił mu (w żartach rzecz jasna) kopniakiem, co się Marcinowi nie podobało. Przeszliśmy kawałek główną ulicą, która wieczorem staje się deptakiem, ruch samochodów zostaje wstrzymany. Wstąpiliśmy do restauracji nad rzeką. Faktycznie można było pić kawę i moczyć ręce lub nogi (jak kto woli) w wodzie. Zawsze próbuję miejscowych piw, więc zamówiliśmy m.in. piwo macedońskie, ale nie było rewelacyjne. Tłumy ludzi wypełniały ulice, chodniki, restauracje, kawiarnie, sklepy. Na dłuższą metę to nie nasze klimaty, wolimy bardziej kameralne miejsca. Po powrocie na kemping wieczorne Polaków rozmowy. Zgodnie twierdzimy, że w przyszłym roku Macedonii należy się więcej czasu. Przecież myśmy ją tylko dotknęli. Nie jest to kraj zadeptany przez turystów jak Chorwacja czy Czarnogóra w sezonie.

 

Nie możemy się już doczekać Albanii..... :tuptup: :tuptup: :tuptup:

 

post-3378-0-81456900-1314219145_thumb.jpg

post-3378-0-33959000-1314219438_thumb.jpg

post-3378-0-03517700-1314219472_thumb.jpg

post-3378-0-80245800-1314219498_thumb.jpg

post-3378-0-82802400-1314219519_thumb.jpg

post-3378-0-53843500-1314219543_thumb.jpg

post-3378-0-24762500-1314219567_thumb.jpg

post-3378-0-24198100-1314219604_thumb.jpg

post-3378-0-14208200-1314219625_thumb.jpg

post-3378-0-98522700-1314219645_thumb.jpg

post-3378-0-79292200-1314219665_thumb.jpg

post-3378-0-27689600-1314219715_thumb.jpg

post-3378-0-09479600-1314219741_thumb.jpg

post-3378-0-06008500-1314219841_thumb.jpg

post-3378-0-65597600-1314220000_thumb.jpg

post-3378-0-95265600-1314220028_thumb.jpg

post-3378-0-66707300-1314220060_thumb.jpg

post-3378-0-99025900-1314220095_thumb.jpg

post-3378-0-79983600-1314220114_thumb.jpg

post-3378-0-95058800-1314220155_thumb.jpg

post-3378-0-81397400-1314220194_thumb.jpg

post-3378-0-85652400-1314220225_thumb.jpg

post-3378-0-58008500-1314220259_thumb.jpg

post-3378-0-00403900-1314220288_thumb.jpg

post-3378-0-95193100-1314220399_thumb.jpg

post-3378-0-34006600-1314220432_thumb.jpg

post-3378-0-70701800-1314220458_thumb.jpg

post-3378-0-77227800-1314220481_thumb.jpg

post-3378-0-10659600-1314220511_thumb.jpg

post-3378-0-01794700-1314220548_thumb.jpg

post-3378-0-28718100-1314220588_thumb.jpg

post-3378-0-34133600-1314220623_thumb.jpg

post-3378-0-54862900-1314220685_thumb.jpg

post-3378-0-30589800-1314220716_thumb.jpg

post-3378-0-12413700-1314220742_thumb.jpg

post-3378-0-80682600-1314220820_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacku relacja super czekamy na ciąg dalszy.J

 

 

Moje dziewczyny po tegorocznych Alpach zakazały mi przeglądać przewodniki po Norwegii i w przyszłym roku jedynym słusznym kierunkiem mają być ciepłe kraje woda plaża itd. Wasza relacja coraz bardziej przekonuje mnie że warto.

 

Pozdrawiamy gorąco i do szybkiego zobaczenia na szlaku

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.