Skocz do zawartości

Wypadki


andiat

Rekomendowane odpowiedzi

12 godzin temu, smok_wawelski napisał:

 

I tutaj miedzy wierszami też można doczytać jedną bardzo istotną sprawę. Ty tego nie napisałeś, piszesz o sobie - rozumiem - więc ja to napisze
Opanowanie, szybkie  myślenie,  zapobieganie panice - tak to zdecydowanie podstawa sukcesu nie tylko tej ale i  każdej akcji ratunkowej.
Jeśli na miejscu nie ma odpowiednich profesjonalnych służb tę role powinna przejąc osoba która  ma w/w cechy/predyspozycje   oraz  cechy przywódcze i sobie poradzi - w celu okiełznania paniki czasem trzeba kogoś ostro zjechać a nawet czasem uderzyć - chaos i panika skazują każdą akcję ratunkową na porażkę.

 

 

Dlatego twierdzę uparcie, że ten temat powinien być uznany, jako równolegle ważny w czasie kursów i szkolenia kierowców. Brak przygotowania skutkuje staniem z rozdziawioną japą i paraliżującym strachem wtedy, gdy sekundy decydują o życie. 

Ja sobie jakoś radzę, uruchamiam w umyśle dziesięć osób w mojej jednej - i działam.  Fakt, nieskromnie powiem, że jestem ratownikiem drogowym, a przez prawie 15 lat miałem do czynienie z szeroko pojętym "bezpieczeństwem" {publicznym, drogowym, jak tam sie zwał..}... . Zdarzało się wiele lat później, np. we Francji, że ogarniałem i zabezpieczałem wypadki - po przyjeździe Policji, miśki szukały, gdzie jest ten ich "kolega policjant", z jakiej jest jednostki, bo przecież to MUSIAŁ być misiek :) ... i kopara im opadała, gdy okazywało się, że to nie misiek, a zwykły kierowca busa z Polski :) :) ...

Edytowane przez jarekvolvo (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 2,1 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowane grafiki

Powiedziałbym Jarek brak cyklicznego szkolenia
Jednorazowe szkolenie i długi okres przerwy powodują zanik umiejętności praktycznych i wiedza o ile nawet pozostaje staje się tylko martwą teorią.
Dotyczy to zarówno wypadków czy pożarnictwa czy pierwszej pomocy przedmedycznej.


Wysłane przy użyciu Tapatalka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, jarekvolvo napisał:

Dlatego twierdzę uparcie, że ten temat powinien być uznany, jako równolegle ważny w czasie kursów i szkolenia kierowców. Brak przygotowania skutkuje staniem z rozdziawioną japą i paraliżującym strachem wtedy, gdy sekundy decydują o życie. 

 

Niestety na kursach jest tylko i wyłącznie przygotowanie do egzaminu. Reszta się nie liczy. Nie ma nic z tego co piszesz, jak jazda i zachowanie w trudnych warunkach, niespodziewanych sytuacjach itp.

Ja zdawałem ponad 20 lat temu, to jeszcze tam były jakieś namiastki budowy samochodu, obsługi, pierwszej pomocy i tym podobnych. Pamiętam że na wykładach gościu wyświetlał nawet jakieś filmy na rzutniku. Teraz to wydaje mi się że w dobie dużej konkurencji firm szkoleniowych liczy się tylko zdawalność. Reszta niepotrzebna...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Piotrekm13 napisał:

Niestety na kursach jest tylko i wyłącznie przygotowanie do egzaminu. Reszta się nie liczy. Nie ma nic z tego co piszesz, jak jazda i zachowanie w trudnych warunkach, niespodziewanych sytuacjach itp.

Ja zdawałem ponad 20 lat temu, to jeszcze tam były jakieś namiastki budowy samochodu, obsługi, pierwszej pomocy i tym podobnych. Pamiętam że na wykładach gościu wyświetlał nawet jakieś filmy na rzutniku. Teraz to wydaje mi się że w dobie dużej konkurencji firm szkoleniowych liczy się tylko zdawalność. Reszta nie potrzebna...

Nie zawsze. Dopiero co zdawałem kategorię A. Widocznie instruktor ,,z misją,,  nie uczył jak zdać ale jak jeździć na moto. Wyprzedzanie, przeciskanie się w korku, jazda poza miastem, zasada i stosowanie przeciwskrętu itd itd. Dużo rzeczy, których nie ma na kursie, nie są wymagane na egzaminie ale mimo wszystko uczył. Ale ze wszystkich kategorii co robiłem ten był pierwszy taki

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To zależy od szkoły, instruktora i kursanta. Są szkoły nastawione na zdawalność i tym się chwalą (statystyką z egzaminów), i temu się poddają niestety instruktorzy. Są kursanci, których nie nauczysz równolegle i jeździć, i zdać egzaminu. Łatwiej po prostu wyszkolić pod egzamin. Czyli nie tyle wyszkolić, a wytresować pod manewry i kryteria egzaminacyjne. 

Mój instruktor (1994 rok) też był z takich, że ważniejsze jak bezpiecznie jeździć, a mimochodem wtręty jak jeździć żeby zdać egzamin.

Niestety, między tymi dwoma "kierunkami" szkolenia było i jest trochę sprzeczności. Nie każdy kursant ogarnia taką "dwutorową" naukę,  a jeśli nawet, to musi być nauczony ze to dopiero początek.  I czytało się "Szybkość bezpieczną" Zasady i podobne, nie tylko podręczniki kursowe, potem szukało się tych niuansów podczas jazdy, świadomość tego przychodziła z czasem. I trzeba było mieć poza instruktorem kogoś kumatego obok, kto "kontynuował" na początku dzieło dobrego instruktora, przez dłuższy czas (do momentu, aż przeszło samozadowolenie, jaki to ze mnie wspaniały kierowca bombowca). 

Sam też "doszkalałem" paru początkujących kierowców, według starych sprawdzonych zasad, i dają sobie radę. Był pot, łzy i krzyki, i awanturki (bo np. padło na małżonkę), aż do czasu, gdy przyszło zrozumienie pewnych kluczowych kwestii i sprawdzenie na własnej skórze że inaczej czy "po swojemu" nie warto, czy pokonanie strachu tam, gdzie nie własny strach się liczy, a bezpieczeństwo na drodze (ot, np. nie jedzie się autostradą w nocy 70 km/h, a przecież to wolno i ostrożnie...).  

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety zasady zachowania pędu  ( fizyka - liceum ) nie uczą, czy też nie przypominają. 9 na 10 kierowców o tym nie ma pojęcia.   A potem się dziwią :niewiem:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

To zależy od szkoły, instruktora i kursanta. .......... Mój instruktor (1994 rok) też był z takich, że ważniejsze jak bezpiecznie jeździć, a mimochodem wtręty jak jeździć żeby zdać egzamin. Niestety, między tymi dwoma "kierunkami" szkolenia było i jest trochę sprzeczności. Nie każdy kursant ogarnia taką "dwutorową" naukę,  a jeśli nawet, to musi być nauczony .......... świadomość tego przychodziła z czasem. I trzeba było mieć poza instruktorem kogoś kumatego obok, kto "kontynuował" na początku dzieło dobrego instruktora, przez dłuższy czas (do momentu, aż przeszło samozadowolenie, jaki to ze mnie wspaniały kierowca bombowca).  Sam też "doszkalałem" paru początkujących kierowców, według starych sprawdzonych zasad, i dają sobie radę. .......    

 

 

Podzielam w pełni tę opinie. Prawko zrobiłem z końcem lat 80tych w krakowskim PKSie Do dziś pamiętam jak styrany jazda po Krakowie kląłem w żywy kamień na instruktora że nie chce skończyć lekcji w Łagiewnikach skąd miałem autobus do domu a zamiast lajtowej jazdy tam Kapelanką kazał potrenować 3x rondo na zatłoczonym Grunwaldzkim.

Dziś gdybym Go spotkał postawiłbym mu kratę porządnej gorzały.

Styl lekcji to było właśnie uczenie jazdy i przewidywania a nie tresowanie i przy okazji tylko wstawki o czym należy pamiętać na egzaminie.

Podobnie jak Ty pomagałem doszkolić się świeżo upieczonym kierowcom koleżankom i kolegom - też wg tej starej szkoly i też zdawało to egzamin, było to dobre i skuteczne.

Oczywiście aby nie było że dziadków wzięło na wspominki i chwała tylko prehistorii - w pełni zdaje sobie sprawę z tego jakie były kiedyś samochody i warunki jazdy oraz jakie są dzisiaj ale mimo wszystko śmiem twierdzić że te stare metody były skuteczne i lepsze od dzisiejszej tresury egzaminacyjnej w celu zdawalnosci.

Bardzo też niebezpieczny na pewno jest okres tak trochę po otrzymaniu prawka po kilku miesiącach jazdy swiezakowi już wydaje się że umie a rzeczywiste umiejętności są mizerne i pamiętam też jak mój instruktor tłukł mi to do łba jak mantrę

 Prędkość bezpieczna no cóż nieraz na tym samym odcinku drogi będzie to 10 nieraz 100km/h w zależności od warunków i okoliczności default_smile.png

Tego też uczył mnie mój instruktor

 

 

 

 

 

 

Niestety zasady zachowania pędu  ( fizyka - liceum ) nie uczą, czy też nie przypominają. 9 na 10 kierowców o tym nie ma pojęcia.   A potem się dziwią default_niewiem.gif

Tak Adam i niewątpliwie można by tu jeszcze kilka podstawowych praw fizyki dorzucić  choćby tarcie, siła odśrodkowe itp itd.....   

 

Wysłane przy użyciu Tapatalka

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, smok_wawelski napisał:

Oczywiście aby nie było że dziadków wzięło na wspominki i chwała tylko prehistorii - w pełni zdaje sobie sprawę z tego jakie były kiedyś samochody i warunki jazdy oraz jakie są dzisiaj ale mimo wszystko śmiem twierdzić że te stare metody były skuteczne i lepsze od dzisiejszej tresury egzaminacyjnej w celu zdawalnosci.

Od razu dziadków... Prawko robiłem od razu po dojściu "do lat". A że na PF 126p? Dzisiaj to śmieszy, ale wcale - poza gabarytami - nie było takie łatwe. Ciągle zaparowany w deszczu mimo dmuchawy, toporny do bólu, zimą - silnik z tyłu (fajnie się kręci na śliskim), opon zimowych nie stosowało się (wszystko jeździło na licencyjnych "uniwersalnych" /nic nie mają wspólnego z dzisiejszymi całosezonowymi/ D-124, okrągły rok, śnieg, mróz, lód, -25 mrozu).

Zdawałem prawko w styczniu, -20, masa śniegu, ślisko jak piorun (zbity śnieg i lód na ulicach), i jeszcze dalej sypał śnieg, 2 facetów w maluchu ledwo 10 minut wcześniej odśnieżonym i odpalonym, późny wieczór, ciemno, w samochodzie może góra -10 w porywach. Tego dnia w popołudniowej turze nikt przede mną nawet z placu manewrowego nie wyjechał. Wszystkie "samochody" egzaminacyjne miały swoje anse, więc ten na egzaminie niekoniecznie jeździł jak ten w szkole (wystarczył rozregulowany bądź inaczej wyregulowany gaźnik , inaczej wyregulowana linka sprzęgła czy inaczej biorący ręczny  - i już był problem). Osoby tresowane pod egzamin w takich warunkach nie dawały rady przejechać placyku, odpadały jedna po drugiej, więc szło b. szybko.

Potem były własne pf126p, poldki, passat, golf - gołe, bez niczego wspomagającego (nawet bez abs-u) - nauka na prymitywach bezcenna, do dzisiaj. Najcenniejsza - gdzie są fizyczne granice tego, co samochodem można bezpiecznie bez żadnych "wpomagaczy", przy przednim napędzie, i tylnym, na coraz mocniejszych samochodach. Co znaczy balans,  co daje dociążenie/odciążenie osi w danej sytuacji, ile dadzą radę hamulce bez zrywania przyczepności... 

Dzisiaj szkoleni kierowcy tych realnych czysto fizycznych granic nigdy nie poznają i nie poczują - od pierwszej jazdy mają co najmniej abs i esp, zimą opony zimowe (plus ogrzewaną tylną szybę i lusterka, klimę przy której szyby nie będą tak parować, o wspomaganiu układu kierowniczego nie wpominając). I bardzo często albo są przesadnie ostrożni, albo z metra przeginają "bo są systemy" - a one przecież mają pomóc z założenia tylko w sytuacjach krytycznych, gdy przekroczymy  normalne ograniczenia Ciotki Fizyki. 

 

Edytowane przez czyś (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, smok_wawelski napisał:

Podobnie jak Ty pomagałem doszkolić się świeżo upieczonym kierowcom koleżankom i kolegom - też wg tej starej szkoly i też zdawało to egzamin, było to dobre i skuteczne.

Stara szkoła to po prostu zasady zachowania na drodze, tyle że dzisiaj robi się wszystko w kanonie starej szkoły, tyle że dużo żwawiej, szybciej, i tym ważniejsza trafna ocena i zdecydowanie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hau hau hau..... Sorry... Już się tłumaczę.... Poprawie się....

Korekta nie dziadków powinienem był napisać dawno urodzonych czujących się młodo ludzi. Tylko to strasznie długie było a ja trochę pomału przebieram paluchami po klawiaturze w telefonie no to skróciłem default_smile.png

Też B zdawałem na maluszku, chwilę jeździłem też maluchem przeskok na pierwszy zachód czyli mała Renowke 5 to był jak lot w kosmos default_smile.png

 

Wysłane przy użyciu Tapatalka

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... może, by się "naumieć"? Bo ja każdego kandydata, zwłaszcza młodych kozaków widzących siebie w tzw. "beemkach" sadzałbym na początek do auta klasy DKW F7 = takiej szesnastokonnej, z mechanicznymi hamulcami na linkę... "dawniej urodzeni" wiedzą, co znaczy hebel na drucie i jak sie on zachowuje... . Dopiero gdy kandydat nauczyłby sie obsługiwać takie coś, dostawałby "normalny" samochód, choćby i 200 konny..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.