Skocz do zawartości

Wypadki


andiat

Rekomendowane odpowiedzi

50 minut temu, peja76 napisał:

zaśniecie kierowcy

Takie zaśnięcie kierowcy to strasznie zdradliwa menda. Wydaje się, że te parę km się dojedzie a tu klops, oczy lecą...

 

współczuję gościowi... 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 2,1 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowane grafiki

14 godzin temu, jacekzoo napisał:

Takie zaśnięcie kierowcy to strasznie zdradliwa menda. Wydaje się, że te parę km się dojedzie a tu klops, oczy lecą...

 

współczuję gościowi... 

Dokładnie, prze...e do końca życia, mocno to wpłynie na jego psychikę, całe życie do góry nogami, biedak.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, maarec napisał:

Pierwszy wyjazd, pamiętam jak kilka dni temu pisali, że są w drodze po przyczepę - nad morze i pytali gdzie się zatrzymać. Kupili ją więc na jeden wyjazd. Okropna sprawa, szczególnie oglądając jak wczoraj świetnie bawili się na Alexie.

Co się stało, już się nie odstanie, ale jak tak się przeanalizuje to wszystko, co caravaningowa brać znalazła w sieci, myślę sobie, czy przypadkiem za dużo w ciągu tych kilku dni się nie wydarzyło w życiu tych młodych ludzi? ?
Emocje związane z szukaniem i kupnem pierwszej przyczepy zawsze jakieś są. Przygotowanie, sprzątanie. Potem ekscytacja pierwszym wyjazdem, nowe doświadczenie, długa trasa na drugi koniec Polski. Następnie krótki pobyt i powrót do domu nocą. Z dwójką małych dzieci to musiało być dla nich męczące. Za dużo na raz i w zbyt krótkim czasie nawet jak dla młodych.  Czasem przeceniamy własne możliwości. Dziś z kilkoma znajomymi przez telefon wspomniało się o tej tragedii i każdy mówił, że jakiś czas temu odpuścił sobie jazdy nocne, zwłaszcza po dniu pełnym wrażeń. Mniejszy ruch w nocy zachęca, ale zmęczenie oraz długa i nużąca droga czasem mogą być tragicznym w skutkach połączeniem.

Współczuję kierującemu. Trauma do końca życia. Kto wie, może po samym zderzeniu z passatem nie było tak źle? Gdyby inni uczestnicy ruchu trzymali większy dystans, zdążyliby wyhamować i nie byłoby aż takich skutków w postaci najechania na nich tych ciężarówek? No, tylko nie na tej drodze..., gdzie nikt nad tym co się dzieje, nie panuje, a rozbudowa przedłuża się w nieskończoność. Obstawiam, że niebawem ten krótki odcinek uruchomią i ktoś odtrąbi swój polityczny sukces.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chce się wyć :( Żonie powiedziałem, aby trzymała się dziś z daleka od tv i internetu, bo ona jest bardzo wrażliwa. 

Przestroga także dla mnie, bo bywało, że też przeginałem z czasem jazdy. Już nie będę. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wielka tragedia.

Myślę ,że nikt nie powie ,że jestem dziwny ale wszystko co robię /robimy w domu to planujemy. I tak przed każdym dłuższym wyjazdem z rodziną staram się przynajmniej jeden lub dwa dni wcześniej "zwolnić" z robotą i wypocząć. Nie ma czegoś takiego ,że przed urlopem ,  zaiwaniam po 10-12 godzin dziennie i w piątek o 16 wyjazd, długi wyjazd bo trzeba tam być najszybciej. NIE TRZEBA ! Nie ma czegoś takiego aby pociągnąć kilka setek kilometrów. Ja odpuszczam. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maraton nie jest jeszcze taki zły jak pośpiech - oczywiście w odpowiednich warunkach.

Mnie też doświadczenie dopiero nauczyło, że zupełnie czym innym jest jazda non stop 1100 km i 14 godzin po 14 dniach wypoczynku i luzowaniu, a zupełnie czym innym, jak zaiwania się w robocie do piątku, żeby nadrobić wszystko przed urlopem, na wariata jedzie się do domu, pakuje i wreszcie wyjeżdża wieczorem. Wówczas te 1100 km i 14 godzin to jest samobójstwo.

Teraz, jeśli wyjeżdżam w takich warunkach, bo nie mam wyjścia, to jadę w ten piątek tylko tyle ile mi organizm pozwala - nawet jak by to miała być tylko mała część trasy. W końcu po to wozimy ze sobą wygodne łóżka i po to twierdzimy, że dla karawaningowca urlop zaczyna się nie z chwilą dojechania na miejsce, tylko z chwilą wyjechania z domu.

Może i trzeba to powtarzać, żeby "nowi" mieli okazję się nauczyć zawczasu... 

Ale nauki naukami, a na drodze za zakrętem przeznaczenie może spotkać każdego...

Edytowane przez Zulos (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wielka tragedia...ja się wyleczyłem z nocnego jeżdżenia już dawno temu...to był chyba 1990 rok, wracaliśmy z wakacji w puszczy augustowskiej - pod Kielcami nad ranem, na sekundę przymknąłem oczy. Na szczęście żona to zauważyła i przytrzymała kierownicę i powiedziała...Paweł!  Z nami jechały wtedy nasze kilkuletnie dzieci...Od tamtego czasu OK - jadę w nocy, ale nie do białego rana i nie jeżdżę w nocy z rodziną i wnukami.

No i jeszcze jedno - ten odcinek drogi do Pyrzowic - to odcinek bardzo niebezpieczny. Jeżdżę tamtędy od czasu do czasu i widzę co robią.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Zulos napisał:

Maraton nie jest jeszcze taki zły jak pośpiech - oczywiście w odpowiednich warunkach.

Mnie też doświadczenie dopiero nauczyło, że zupełnie czym innym jest jazda non stop 1100 km i 14 godzin po 14 dniach wypoczynku i luzowaniu, a zupełnie czym innym, jak zaiwania się w robocie do piątku, żeby nadrobić wszystko przed urlopem, na wariata jedzie się do domu, pakuje i wreszcie wyjeżdża wieczorem. Wówczas te 1100 km i 14 godzin to jest samobójstwo.

Teraz, jeśli wyjeżdżam w takich warunkach, bo nie mam wyjścia, to jadę w ten piątek tylko tyle ile mi organizm pozwala - nawet jak by to miała być tylko mała część trasy. W końcu po to wozimy ze sobą wygodne łóżka i po to twierdzimy, że dla karawaningowca urlop zaczyna się nie z chwilą dojechania na miejsce, tylko z chwilą wyjechania z domu.

Może i trzeba to powtarzać, żeby "nowi" mieli okazję się nauczyć zawczasu... 

Ale nauki naukami, a na drodze za zakrętem przeznaczenie może spotkać każdego...

U nas doszło już do tego, że wyścig z pracą trwa do ostatniej chwili, po czym w trakcie jazdy pierwsze 3 godziny małżonka pracuje z laptopem na kolanach lub przy stoliku. Klienci zawsze w piątek po południu rejestrują, kupują czy ruszają w trasę i sobie o nas przypominają. Ma to taki plus, że trasa za Wrocław czy Kraków schodzi dosłownie w kwadrans.

Odnośnie zaśnięcia, u nas oczywiście też może się zdarzyć, jednak małżonka minimalizuje ryzyko i cały czas mnie kontroluje, nie zamyka oczu ani trochę.

Na noc już dawno nie jeździmy. Na długie przejazdy na południe Europy wolę wstać i ruszyć o 4-5 nad ranem i po południu jestem we Włoszech czy Chorwacji. Dalej jest jasno, do spania jeszcze nie moje godziny.

Nie mniej jednak lepiej dojechać na 2 razy niż wcale.

 

5 minut temu, pawel1966 napisał:

Wielka tragedia...ja się wyleczyłem z nocnego jeżdżenia już dawno temu...to był chyba 1990 rok, wracaliśmy z wakacji w puszczy augustowskiej - pod Kielcami nad ranem, na sekundę przymknąłem oczy. Na szczęście żona to zauważyła i przytrzymała kierownicę i powiedziała...Paweł!  Z nami jechały wtedy nasze kilkuletnie dzieci...Od tamtego czasu OK - jadę w nocy, ale nie do białego rana i nie jeżdżę w nocy z rodziną i wnukami.

No i jeszcze jedno - ten odcinek drogi do Pyrzowic - to odcinek bardzo niebezpieczny. Jeżdżę tamtędy od czasu do czasu i widzę co robią.

To jeden z najniebezpieczniejszych odcinków w Polsce. Łącznik dróg A i S, gdzie wszyscy się spieszą. Ograniczenie 50-70 a na zderzaku ciężarowy chce gonić 90kmh. O osobowych wyprzedzających na zakazie już nie piszę. 

Od kiedy mam węzeł A1 3 km od domu to prawie każdy wyjazd na południe tam jedziemy. Zbliżając się do zwężenia na 1 pas sprawdzam sytuację z przodu i z tyłu aby nie jechać pomiędzy ciężarówkami, staram się minimalizować ryzyko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Generalnie, ja wychodzę z założenia, że po to kupiłem przyczepę, żeby w każdej chwili móc się zatrzymać i pójść spać. Dojrzałem do tego już kilkanaście lat temu, wychodząc połamany z osobówki, w której próbowałem przespać kilka godzin na parkingu w CRO, a obok wyszedł wyspany gość z niewiadówki i się leniwie przeciągał. Poza tym, jazda na weekend, nad morze, ze Śląska, mija się z celem. Każdy z nas to już wie. Ludzie niedoświadczeni, nie wiedzieli pewnie na co się porywają. Sam przeżyłem wypadek z przyczepą, lekką traumę mam do dziś i nie chciałbym być teraz w skórze kierowcy, jeśli na dodatek była to jego wina. Będzie dobrze, jeśli nie rzuci się gdzieś pod pociąg ....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, Kajetan napisał:

Generalnie, ja wychodzę z założenia, że po to kupiłem przyczepę, żeby w każdej chwili móc się zatrzymać i pójść spać. 

Mam tak samo. Dwa lata temu, wracając z Gdańska z przyczepą, na remontowanym odcinku A1 pomiędzy Piotrkowem a Częstochową złapała mnie senność, a wówczas nie było możliwości przez długie kilometry wydostać się z tej drogi i stanąć gdzieś na boku. Jakoś dotrwałem do Radomska, ale pamiętam, że było już kiepsko. 
 

21 minut temu, Kajetan napisał:

Poza tym, jazda na weekend, nad morze, ze Śląska, mija się z celem. Każdy z nas to już wie. Ludzie niedoświadczeni, nie wiedzieli pewnie na co się porywają.

Podpisuję się pod tym. 

Wracając do tego wypadku, dzisiaj doczytałem, że po zderzeniu osobówki z zestawem, nastąpiło najechanie dwóch ciężarówek na uszkodzone auta. Gdyby nie grzech nr 1 na polskich drogach, czyli gdyby trzymali odstępy, to może by się dało te dwa życia uratować. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, maarec napisał:

Odnośnie zaśnięcia, u nas oczywiście też może się zdarzyć, jednak małżonka minimalizuje ryzyko i cały czas mnie kontroluje, nie zamyka oczu ani trochę.

W kwestii minimalizacji ryzyka małżonka jest jednym z najistotniejszych elementów - czuwająca oczywiście a nie śpiąca;-)

W tej sytuacji mogło być tak, że matka z niemowlakiem jechała z tyłu - dlatego też oboje zginęli.

Jeśli chodzi o dojazd na południe to ja mam inna metodę. Jadę popołudniu dokąd mi głowa pozwala (z reguły jest to 2/3 trasy) i śpię, a na drugi dzień zostaje mi zwykle tak niewiele, że do południa jestem na miejscu. Hitem był przedostatni wyjazd na Chorwację, gdzie z 960 km. zrobiłem pierwszego dnia 920 i zatrzymałem się na spanie. Wstałem o 7.30 i o 8.30 zameldowałem się na kempingu. Pewnie kilka(naście) lat temu dojechałbym na miejsce, bo to przecież tylko 40 km. A może właśnie na 950 km trasy bym zasnął i nigdzie nie dojechał...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.