gusia-s Posted January 14, 2018 ... Nieco niżej, na jeziorach ludzie uprawiają jakiś rodzaj sportu polegający na pływaniu na desce surfingowej podłączonej do małej paralotni, która napędza ową deskę. Wygląda to bardzo malowniczo, sport ten wygląda na dający dużo frajdy, bo jak mocniej zawieje, to surferzy są podrywani nawet na kila metrów powyżej tafli wody Pewnie kitesurfing Piękne widoczki pokazujesz Quote Share this post Link to post Share on other sites
Łza Włóczynutka Posted January 21, 2018 Pora jechać dalej trasa. Tym razem w zwłoszczoną część szwajcari. W lini prostej niedaleko, jednak nie ma takich dróg, bo odgradzają je potężne masywy górskie - trzeba jechać bardzo naokoło, znów pokonując przełęcze. Na rozgrzewkę wjeżdżamy na przełęcz (2284 m.n.p.m.) , która ma nazwy w trzech językach: pass dal guglia / Julierpass / Passo del Giulia. Na przełęczy stoi drewniana wieża i druga jeszcze większa jest w budowie. Budowle te stawia jakaś fundacja multilinwistyczna "Wieża babel". Być może dlatego tu, że to przełęcz trzech języków. Wstęp na wieżę bezpłatny, ale można dać dowolną kwotę na tacę na budowę drugiej wieży. Ta wieża była otwarta: A ta dopiero w budowie: A takie widoki były z góry: Zrobiliśmy sobie godzinny spcer dookoła stawu i powlekliśmy się dalej, na północ, by póżniej pojechać na zachód, południe pod przełęczą San Bernardino. Ta przełęcz to granica klimatu. Z każdym kilometrem na południe i każdym metrem w dół robiło się coraz cieplej i wilgotniej. Opuściliśmy wieczne śniegi i chłody, zjechaliśmy nisko w palmy, kaktusy, eukaliptusy i typowo włoską, ciasną architekturę. Włoski chaos i bylejakość połączone ze szwajcarską precyzją i uporządkowaniem. Coś niesamowitego, taki styk kultur owocuje skomplikowanym pogmatwaniem. Mijamy tylko sławne Lago Maggiore, (woda nas nie interesuje) Celem jest Val Maggia i położóny w niej Camping Gordevio. Quote Share this post Link to post Share on other sites
Łza Włóczynutka Posted January 23, 2018 (edited) Zdjęcia z wieczornego spaceru po Gordevio. Jak widać typowo Włoskie klimaty, a do Włoch tylko kilkanaście kilometrów. Edited January 23, 2018 by Łza Włóczynutka (see edit history) Quote Share this post Link to post Share on other sites
Łza Włóczynutka Posted January 27, 2018 Płacąc za keming dostaliśmy dla wszystkich bilet sieciowy na wszystkie na autobusy i pociągi w regionie. Kolejnego dnia więc z przyjemnością zostawiliśmy auto i wsiedliśmy do autobusu jadącego wgłąb doliny do maleńskiej wioseczki Bosco Gurin. Przed wioską jest parking. Dalej nie da się wjechać niczym, bo nie dość że zakazy, to miasteczko przecięte jest uliczkami o szerokości może metra, często stromymi tak, że zrobiono z nich schody. Miasteczko pełnei jest zabutkowej architektury, pomieszanym włosko-szwarjcarskim wysokogórko-śródziemnomorkim stylu. Jest w tym miasteczku wieloetapowy geocache, który jest tak zorganizowany, że chodząc od etapu do etapu poznaliśmy całe miasteczko i jego małe, słodkie tajemnice. Quote Share this post Link to post Share on other sites
Łza Włóczynutka Posted January 29, 2018 Nie napisałem nic o campingu, bo to przykry camping był. Kołochoz. Tysiące placyków wypełnione po brzegi. Ciasno do tego stopnia, że ludziom z przyczepami było wolno wjechać na teren campingu tylko w celu ustawiania przeczepki lub zabrania jej. W trakcie całego pobytu auta muszą stać na specjalnych parkingach 200, 300 metrów za bramą kempingu. W lepszej sytuacji posiadacze kamperów czy - tak jak my - MiniVanów. Z drugiej strony takie kołchozy mają dobrą infrastrukturę - prąd na każdej działeczce, placyki równe i utwardzone, basen, świetlice z biblioteką, na uboczu wydzielony park z murowanymi grilami, plac zabaw i takie tam. Jednak tłumy powodowały to, że był permanentny brak ciepłej wody. Bojlery hulały ile mogły, ale nie były w stanie ogrzać na bieżąco potrzebnej ilości. Nie lubię kołochozów. Postanawiamy na następny dzień zwinąć się i zwiedzić górne, dzikie partie Val Maggia i uciekać z tego parszywego miejsca. Jeszcze się okazało, że to najdroższy znany mi kemping w galaktyce, chyba nigdy wcześniej nie zapłaciłem aż tyle za dobę, ponad dwukrotnie więcej niż płaciliśmy na innych campach w Szwajcarii. Ale to chyba po prostu tamta włoska część kraju ma takie ceny i na sąsiednich campingach ceny zbliżone. Quote Share this post Link to post Share on other sites
Łza Włóczynutka Posted January 31, 2018 Pora na wizytę w górnych partiach Val Maggia. Dolina ma około 60km długości. Za ostatnią wioską jest zakaz wjazdu dla kamperów i przyczep, droga robi się wąska i trudna. Pnie się ciasnymi serpentynami na wyskośc 2300m.n.p.m. Na końcu drogi, który jest początkiem doliny znajduje się zbiornik wodny (zapora z elektrownią), a nieco poniżej mała stacja naukowo-badawcza. Quote Share this post Link to post Share on other sites
Łza Włóczynutka Posted February 2, 2018 (edited) Górna Val Maggia okazała się naprawdę magiczna panie zostały na trawce przy aucie, ja wybrałem się pograsować w stylu alpejskim na rowerku. Jak widać pomimo zakazu, jakis odważny kamper się tu przyczaił: Widok na całe Lago del Naret: Dołączam link do mapy topo rejonyu w którym zrobiłem zdjęcia. klik Edited February 2, 2018 by Łza Włóczynutka (see edit history) Quote Share this post Link to post Share on other sites
Łza Włóczynutka Posted March 2, 2018 Dziś odcinek motoryzacyjny. Wracając z Val Maggia i kierując się ku centralnej Szwajcarii zrobiło sie późno i postanowiliśmy poszukać campingu tranzytowego. Znalazłem jakiś na mapie, nie daleko od autostrady. Po zameldowaniu kazano nam podjechać stromą drogą na górny taras przeznaczony dla kamperowych minibusów. Gdy oczom naszym pokazał się ów taras, zwrócił moją uwagę zadbany, zielony, okrągły minibusik. Uznałem że to słynny, legendarny "WV ogórek", które często są w rękach podróżujących pasjonatów i pewnie wielu z was kojarzy je z kempingów. Właściciel stał obok, jakby czekał na nas i gestem zapraszał, żebyśmy rozłożyli się obok niego. No i zaczęło się. Okazało się, że to wcale nie {wymoderowano}, tylko pierwsza generacja forda transita, rocznik 1958, a właściciel to pasjonat forda. Dalego do nas machał. Chciał by obok siebie stanęły dwie wersje tego samego auta odległe 57 lat i 9 generacji konstrukcyjnych. Zabytkowy Ford Transit Taunus, rocznik 1958: Piękny prawda? Przeszlibyście obojętnie obok takiego zabytku? A tu Ford Transit Taunus, rocznik 1958 razem z Fordem Tourneo Connect (Transit VIII generacji) Quote Share this post Link to post Share on other sites
Łza Włóczynutka Posted March 6, 2018 Następnego dnia wjeżdżamy na Passo San Gotardo, gdzie znajduje się podziemny, czy też raczej wykuty w górze kompleks wojskowy z okresu II WŚ. Wewnątrz tysiące metrów korytarzy pochylni, którymi jeżdżą kolejki szynowe: Gniazd karabinów i armat. Taki widok mieli operatorzy ukrytych w tunelach armat: Jeszcze więcej tuneli.. W obiekcie jest też ekspozycja poświęcona kryształom górskim, które są przez szwajcarów wydobywane w rożnych częściach Alp. Największy znaleziony dotąd w Szwajcarii kryształ jest tu teraz eksponowany: Po wyjściu z tuneli miło jest stwierdzić, że świat zewnętrzny nadal istnieje. Quote Share this post Link to post Share on other sites
Łza Włóczynutka Posted March 11, 2018 Po zjechaniu w dół zwiedziliśmy jeszcze kamienny most Teufelsbrücke zbudowany w 1595 roku. Wówczas z pewnością było to spore wyzwanie techniczne i organizacyjne. Dziś dróg przebiega tędy zatrzęsienie: Oprócz Teufelsbrücke, (który choć otwarty nie jest już używany) jest most drogi krajowej, most kolejowy. Gdzieś dziesiątki metrów niżej [rzebiega tunel autostardowy. Piesza ścieżka, biegnąca dawnym tunelem wojsokowym, fragmentem umocnień z których można było ostrzeliwać mosty. Prognozy zaczęły się sprawdzać, jak widać na zdjęciach zrobiło się szaroburo. Godzina zrobiła się już podwieczorna, a prognozy zapowiadały że alpejscy bogowie będą się wściekać jeszcz 2 dni. Trzeba było poszukać jakiegoś campu na przeczekanie. Najpierw pojechaliśmy do doliny Göschenen. Tamtejszy camping wydawał się fajnie położony, w otoczeniu wysokich szczytów. Okazało się, że żeczywiście miejscówka super, cena bardzo przystepna ale nie ma tam prądu. Nie chcieliśmy ryzykować 2 dni w temperaturze ~3 stopni bez ogrzewania (mamy elektryczne). więc pojechaliśmy kilkadziesiąt km dalej, aż wylądowaliśmy na niewielkim ale sympatycznym kempingu Gadmen. Quote Share this post Link to post Share on other sites
Łza Włóczynutka Posted April 1, 2018 Kolejne 2 dni, zgodnie z prognozami zamieniły się w lodowe piekło. Całe szczęście mamy ogrzewanie i przedsionek, więc jakoś da się żyć. Próbowaliśmy iść na spacer w okienku pogodowym jakie się pojawiło ale trwało zaledwie pół godziny i górscy bogowie śniegów i deszczu wygonili nas z powrotem do bazy.. Trzeba było się pogodzić z takim widokiem: Quote Share this post Link to post Share on other sites
Łza Włóczynutka Posted April 1, 2018 (edited) Ludzie gór nie odpuszczją, więc pomimo z lekka ekstremalnych warunków (jednocyfrowa temperatura, deszcz ze śniegiem) zdecydowaliśmy się na kontynuacje podróży i zwiedzanie przełomu rzeki Aare (Aareschlucht). Szlak wiedzie pomostami zawieszonymi na skalnych półkach nad rwącą rzeką. Robi niezapomniane wrażenie. Na końcu szlaku spotykamy autobus w którym coś nie pasuje.. Po kilkunastu sekundach rozkminki: to kamper zrobiony ze starego autobusu miejskiego! Cały dzień pada, więc po drodze zakupy, jakieś miasteczko, kawa itp. W końcu dotarliśmy na kemping w rejonie Interlaken, centralnej części Szwajcarii, gdzie dookoła doliny piętrzą się czterotysięczniki. Tego dnia ich nie było widać p wszystko zasnute deszczowymi i śniegowymi chmurami. Wybraliśmy oczywiście niewielki kemping wysunięty jak najgłębiej w dolinę, położony jak najwyżej metrów nad poziomem morza. Kołchozy zostawiliśmy poniżej. Kolejny mały kemping prowadzony przez pasjonatów. Wychuchany, wydmuchany. Straszliwie padało i właściciele kempingu pomagali nam przy instalacji, żebyśmy zrobili to szybko i nie musieli długo moknąć - Pomogli zaparkować w równym miejscu, podłączyli nam prąd, pomogli w rozłożeniu przedsionka, więc w kilka minut byliśmy zainstalowani Przekazali też optymistyczne wiadomości: już w nocy czterotyśęczniki powinny się odsłonić oświetlone księżycowym światem przy bezchmurnej pogodzie. Edited April 1, 2018 by Łza Włóczynutka (see edit history) Quote Share this post Link to post Share on other sites
Łza Włóczynutka Posted April 1, 2018 (edited) Edited April 1, 2018 by Łza Włóczynutka (see edit history) Quote Share this post Link to post Share on other sites
Łza Włóczynutka Posted April 2, 2018 (edited) Następnego dnia zaczęliśmy eksplorację doliny Lauterbrunnental. Wiąże się z nią ciekawa historia. Otoczona jest ona pionowymi urwiskami, z których spadają liczne wodospady zasilane potokami z topniejących lodowców. Wodospady spadają z urwisk o wysokości 240-270 metrów. Przemierzając dolinę zawsze jest ich w zasięgu wzroku kilkanaście, słychać ich szum. Łącznie w dolinie jest 72 wodospady, nie sposób ich policzyć. Jak w Rivendell. Bo Tolkien Rivendell nie wymyślił. Był w tej dolinie i przeniósł ją na karty Władcy Pierścieni. Pamiętacie tę scenę z Władcy Pierścieni, gdy drużyna po raz pierwszy widzi Rivendell? 300-metrowy gigant Na zdjęciu poniżej kolejne dwa olbrzymie wodospady. Na zdjęciach ciężko ukazać ich wielkość - każdy niecałe 300 metrów wysokości. Więcej niż warszawski PKiN. Widok na dolinę Lauterbrunnental w kierunku Interlaken Kolejny gigant - po spłynięciu z 300 metrowego urwiska, kolejne 200 metrów spada po zboczu.. Podjechaliśmy na rowerach do ciekawostki przyrodniczej o nazwie Trummelbach. To wodospad o wysokości kilkuset metrów wewnątrz góry, w jaskini. Dzięki specjalnej windzie, schodom i systemowi tuneli można zobaczyć od środka jak to wygląda: Edited April 2, 2018 by Łza Włóczynutka (see edit history) Quote Share this post Link to post Share on other sites