Skocz do zawartości

[Relacja] Szwecja - Norwegia - Szwecja. Nasz wyjazd.


MaK

Rekomendowane odpowiedzi

Kiedy mieszkaliśmy w Ålesund i odwiedzili nas znajomi, zafundowaliśmy im taką rundkę.

post-10895-0-05251000-1439448363_thumb.jpg

No fakt, kilkanaście godzin nam zajęła ale no cóż, tego że noc nas zastanie obawiać się nie musieliśmy. :)

 

Czy można mieć dość dramatycznej norweskiej przyrody? Odpowiedź: oczywiście że tak ale tylko wtedy gdy tam mieszkasz a nie jesteś z stamtąd.

Złapaliśmy się kiedyś przy wizycie w naszym Beskidzie Żywieckim na tym, że trochę brakuje nam tych "krągłości" i spokoju (takiego nie dramatycznego widoku).

Teraz nie mieszkam już w Ålesund ale służbowo tam latam kilka razy w roku i znów przy każdej wizycie jak tylko mam czas to wchodzę na Sukkertoppen, wchodzę lub wjeżdżam na Fjellstue na Aksla - jednym słowem znów tęskni się nam za tym dramatyzmem. :)


Mak czytamy i śledzimy Waszą wyprawę, więc dawaj dalej. :)

Edytowane przez Heniekag (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 43
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowane grafiki

Ahoj Czechu,

 

tak, to musiala byc sobota.

Skoncentrowany kierowca chyba niebieskiego auta ciagnal przyczepke z duzym napisem francuskiej marki.

 

To ty?

 

Na shledanou!

 

@Miodzio,

 

   dziekuje.

 

 

Z Essen pozdrawia

 

MaK

Edytowane przez MaK (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ahoj MaKu - jaki świat mały ...pozdrowienia od "kawalerowców" :yay:

 

Świetna relacja - czekam na dalszy ciąg.

Zbieram sie w sobie aby też napisać, ale na razie czytam Twoją  i podziwiam (a zarazem zazdroszczę) lekkości pióra ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Droga Orlow i Drabina Trolli bardzo nas z zona do siebie zblizyla. Strona inicjujaca byla zona. Spogladajac na to zjawisko retrospektywnie, na Trollstigen chyba nawet bardziej.

 

Droga Orlow i jej ponad dziesiec serpentyn ma dlugosc okolo osmiu kilometrow. Jej nachylenie wynosi do dziesieciu procent. Otwarto ja w roku 1955 i jest jedyna calorocznie otwarta droga, ktora mozna dojechac do Geiranger.
Drabina Trolli o nachyleniu do dwunastu stopni i podobnej liczbie zakretow robi jeszcze wieksze wrazenie. Niektore jej miejsca sa bardzo waskie i raczej nie ma w tych miejscach szans, by dwa pojazdy mogly obok sie bie przejechac.

Wlasciwosci obu drog sprawily, ze zona szukala mojej bliskosci. Majac przepasc po swojej stronie przysuwala sie do mnie by nie patrzec w dol. Kiedy przepasc byla po mojej stronie wcale sie nie odsuwala. Tym razem obawiala sie, ze prawa strona auta podrapie mijane skaly.

 

Chcac zobaczyc Trollstigen udalismy sie po minieciu Drogi Orlow w kierunku Andalsnes.
W Eisdal musielismy sie zatrzymac. Mostu nad Norddalsfjorden nie ma. Kolejka samochodow oczekiwala na prom do Lingen. Czekalismy nie mniej, a raczej wiecej niz pol godziny. Na jednym nietypowo duzym domu wpadla mi w oko antena satelitarna z logo Polsatu.

Przed wjazdem na prom pracownik kasujacy oplate za przeplyniecie rozdawal czekajacym kolorowe kartoniki – instrukcje „BHP“ i ratowania sie w przypadku, gdyby przeplywanie kontynuowac nalezaloby wplaw.
Wjezdzajac na prom instrukcje nalezalo oddac.
„Czy moge zatrzymac to na pamiatke z Norwegii?“ Zapytalem odbierajacego instrukcje postawnego Wikinga.
Jedna z jego brwi uniosla sie nieco.
Po chwili , o jakies dwa milimetry, uniosly sie rowniez kaciki jego ust.
Byl wyraznie niesamowicie rozbawiony.
„Oooookayyyyyy“ glebokim basem odpowiedzial po chwili namyslu Wiking.

Jezcze kilka dni pozniej mowilismy do siebie „ooookayyyyy“.

 

Trollstigen jest turystycznie zagospodarowany. Przed zjazdem znajduje sie duzy parking z toaletami i miejscem, gdzie mozna dokonac zakupu stosownych pamiatek.
Z parkingu prowadza sciezki na platformy widokowe, z ktorych podziwiac mozna droge.

Na parkingu zaciekawil mnie duzy motocykl. Obejrzalem go sobie. Mial numer rejestracyjny z Turcji. Motocyklista zmienial kasety w kamerze zamontowanej na kasku.
Kawal drogi przejechal...

 

Po Trollstigen pojechalismy do Analsnes. Zglodnielismy. Zabrane zapasy skonczyly sie.
Po dwukrotnym okrazeniu centrum nieciekawego miasteczka, (moze ladnych stron nie znalezlismy), zobaczylismy jakas chinsko-tajska restauracyjke. W niezbyt zachecajacym wnetrzu posililismy sie nawet smacznym posilkiem.

Trzeba bylo wracac. Do Lom mielismy jakies 180 kilometrow. Wracalismy jakies cztery godziny. Norweskie kilometry sa zdecydowanie dluzsze.
Jeszcze raz wspielismy sie Trollstigen. W drodze na, jak sie pozniej okazalo, chyba przedostatni tego dnia  prom, zrobilismy przystanek przy przelomie Gudbrandsjuvet.
Jakis czas po minieciu Geiranger zatrzymalismy sie na poboczu drogi nie mogac sobie odmowic zabawy w lipcowym sniegu. Chwile wczesniej kontrolka w samochodzie ostrzegla o mozliwosci gololedzi. Kontrolka wlacza sie przy trzech stopniach powyzej zera.

Na kempingu bylismy po pierwszej w nocy. Jak dobrze, ze nie ma tam zamykanej na noc bramy wjazdowej...

 

 

Zdjecie z wyjazdu bede stopniowo zamieszczal w galerii zdjec mojego profilu.
Zapraszam do ogladania. http://forum.karawaning.pl/gallery/album/703-szwecja-norwegia-szwecja/

 

Z Essen pozdrawia

MaK-


@Czechu,

 

dziekuje.

Czechu pisz, to skandynawskie powietrze wplywa korzystnie na pisanie. Zobaczysz.

Szkoda, ze sie nie spotkalismy...

 

Nazdar!

 

 

Henku, zamierzalem odwiedzic Alesund. Czytalem, ze to bardzo malownicze miasto...

Tez sie nie udalo...

 

Z Essen pozdrawia

 

MaK

Edytowane przez MaK (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nastepny dzien spedzilismy bardzo spokojnie. Chyba tez troche popadalo, wiec nawet bylo przyjemnie polezec w przyczepie sluchajac radiowej stacji NRK Jazz nadajacej w cyfrowym systemie DAB+. Swoja droga, jak ci Norwedzy to robia. Lom nie jest metropolia,ba, nie jest nawet miastem a tu DAB. W Szwecji DAB nie dzialal.
Jazz ma te cudowna wlasciwosc, ze dziala na dzieci podobnie jak Autan lub swieca cytrynowa na komary. Te i te zachowuja odpowiedni odstep.

 

Kiedy juz przestalo padac i rozgladnalem sie po kempingu przypomnialem sobie slowa Pani Sprzatajacej uslyszane w Lillehamer: „ Oni to rano z tych przyczep wychodza, siadaja przed nimi i tak siedza caly dzien. Tez mi urlop“.
Im dluzej sie rozgladalem, tym bardziej prawadziwe wydawalo mi sie jej stwierdzenie.
Coraz wiecej osob sadowiac sie przed przyczepa lub kamperem wyciagaly szyje w kierunku delikatnego slonca.
No jasne, para siedzaca na krzeselkach przed kamperem stojacym nieco wyzej tez byla juz na posterunku.

 

Dzieki relacji TikTaka, tudziez wsparciu zabranych przewodnikow wybralismy sie po dniu wypoczynkowym na lodowiec Nigardsbreen.
Droga wiodla przez Park Narodowy Jotunheimen znajdujacy sie na najwyzszym pasmie gorskin Skandynawii. Niezapomniane, poruszajace widoki.
Czesc  prowadzila brzegiem Lustrafjorden, gdzie w okolicy Skjolden zatrzymalismy sie kupujac, po czym natychmiast konsumujac tamtejsze truskawki.

Droga 55 jest starym szlakiem handlowym, ktory w koncu lat trzydziestych zostal przes bezrobotna mlodziez przebudowany i przystosowany do ruchu samochodowego. Od listopada do maja droga jest zamknieta. Ta spektakularna trasa ma status Turystycznej Drogi Narodowej.
Trzeba na niej uwazac. Niektore miejsca przy fiordzie zwezaja sie zdradziecko i wzglad na innych, tudziez dar przewidywania sa jak najbardziej pozadane.

 

Z parkingu w poblize lodowca mozna podplynac motorowka. Mozna tez podejsc, na co zdecydowalismy sie my.
Przed lodowcem znajduje sie latwe do obejscia  ogrodzenie majace  bardziej wymowe ostrzezenia. Oczywiscie obeszlismy je. Jeszcze dalej poszla grupa ewangelickiej mlodziezy ze wschodnich Niemiec, zabierajaca sie do penetrowania lodowcowych dziur i  zakamarkow. Chwile pozniej, jakies sto metrow od tego miejsca z ogromnym hukiem oderwala sie czesc sciany, opadajac ogromnymi blokami na lezaca w dole skale.
Mlodziez blyskawicznie znalazla sie za barierkami...

 

Kiedy juz nasycilismy sie lodowcowo postanowilismy wracac, a naszej zonie i matce
uprzyjemnic droge umozliwiajac Jej rejs motorowka. Wrocilismy jednak razem. Ostatnia motorowka juz odplynela.

Droga powrotna zajela nam wiecej czasu, niz droga tam. Zatrzymywalismy sie, robilismy zdjecia, podziwialismy. Takze i ta wycieczka zajela nam caly dzien. Tym razem jednak bylismy na kempingu kolo dziesiatej wieczorem.

 

Nastepny dzien byl dniem leniwym przeznaczonym na spacery i muzealne atrakcje Lom.
Popoludniowe zwiniecie przedsionka nie doszlo do skutku. Zaczelo lekko mzyc.

Zrobilismy to nastepnego dnia rano. Jeszcze tylko obiecany mlodszenu jego przejazd na linie nad wodospadem i rzeka i odjazd w kierunku Szwecji.

 

Odjezdzajac,  jestesmy z zainteresowaniem obserwowani przez pare siedzaca na krzeselkach przed kamperem stojacym nieco wyzej od nas.

 

 

Zdjecie z wyjazdu bede stopniowo zamieszczal w galerii zdjec mojego profilu.
Zapraszam do ogladania. http://forum.karawaning.pl/gallery/album/703-szwecja-norwegia-szwecja/

 

 

Z Essen pozdrawia

 

MaK

Edytowane przez MaK (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mak  >... „ Oni to rano z tych przyczep wychodza, siadaja przed nimi i tak siedza caly dzien. Tez mi urlop“.

 

"Pilnowanie przyczep" oraz siedzenie w przedsionku, to ulubione zajęcie rodaków na urlopie.

Inne nacje po wyjściu rano z przyczepy/kampera  znikają na cały dzień. Wracają wieczorem tylko na spanie/nocleg.

 

MaK jesteś super obserwatorem i świetnym kronikarzem, jak dożyjemy pzyszłego roku na pewno skorzystamy z Twoich zapisków. Przymierzamy się do Skandynawii od wielu lat i nic z powodu opadów i zimna.

 

Pozdrawiamy z ciepłej Francji,

Ir & Ed

Edytowane przez ired (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Bylem zadowolony, ze zdecydowalismy sie na Norwegie. Cieszylem sie tez, ze nie zasugerowalem sie calkowicie niezbyt optymistycznymi informacjami portali pogodowych, choc w Marstrand nie bylem pewien, czy powinnismy jechac do Lom.  Bylo zdecydowanie lepiej, niz zapowiedzi. Lom okazal sie tez  dla nas idealna baza na blizsza i dalsza okolice. Nasza ambicja nie bylo zobaczenie na pierwszym wyjezdzie maksymalnie duzej czesci Norwegii.

  Wyjezdzalismy nieco z zalem, nieco jednak z zadowoleniem, ze udajemy sie do Szwecji.

 

  Norwegia jest piekna. Okolica, ktora poznalismy robila ogromne wrazenie swa surowoscia i pierwotnoscia krajobrazu. Dla mnie byla tez, mimo calej nia fascynacji, nieco przytlaczajaca i potrzebowalem czasu, by wrazenia sie ulezaly.

 Nie spotkalismy niemilych ludzi. Na kempingu nie czulo sie uciazliwosci pobytu na nim innych. Tu, jak i wczesniej oraz pozniej ( nieco inaczej bylo w Helsingborg) nikt sie nie narzucal, nie przeszkadzal, nie halasowal.
Teraz potrzebowalismy nieco lagodnosci.

 

  Nastepnym etapem miala byc Dalarna. Slyszalem, ze to region Szwecji, ktory wyroznia sie swoim krajobrazem i tradycjami. Planujac wyjazd duzo czytalem i zbieralem dane z roznych zrodel. Szczesliwie trafilem na forum na „Jacka Jeleniagora“, ktory na moja prosbe o  ciekawostki okolicy Jeziora Siljan przekazal mi z duza zyczliwoscia sporo wartosciowych informacji. Takze o Norwegii.
Bardzo dziekuje Jacku!

 

  Do przejechania mielismy nieco ponad 500 kilometrow. Droga wiodla przez Lillehamer i dalej do Hamar. Tam dalej w strone Szwecji. Krajobraz zmienial sie stopniowo, acz zdecydowanie. Juz dlugo przed granica a i za nia jechalismy droga majac po obu stronach  las. Na jednej z ostatnich stacji w jakiejs niewielkiej miejscowosci zatrzymalismy sie na Statoilu i wydalismy na paliwo oraz drobne przegryzki ostatnie norweskie korony. Sympatyczna pani w kasie calkiem niezle mowila po niemiecku. Moja ladniejsza polowa zaczela ciagnac mnie za (krotki) rekaw; „no chodz juz, trzeba jechac“.

Dziwne. Zawsze uwaza, ze robima zbyt malo przerw.

 

  Jakis czas po wjezdzie do Szwecji minelismy mostem rzeke. Za mostem stal pomnikowy zolnierz patrzacy z napietym wyrazem twarzy w strone Norwegii. Zaluje, ze sie nie zatrzymalem.

  Droga byla bardzo przyjemna, choc jakis czas za granica musialem zwolnic na pewnym odcinku do okolo siedemdziesieciu kilometrow. Asfalt sprawial wrazenie, ze korzenie pobliskich drzew bardzo dobrze czuja sie zaraz pod nim.

 

  Wieczorem dojechalismy na miejsce. Dotarlismy na kemping Västanviksbadet w (okolicy) Leksand. ( www.vastanviksbadetscamping.se ).
Przywitani zostalismy nad wyraz promiennie, zyczliwie i sympatycznie. Bylem nieco zazenowany... Co to? „Przywiezliscie nam pogode“ oznajmila z usmiechem Pani Recepcjonistka. Faktycznie. Bylo przeciez sucho, w miare cieplo i slonecznie.
Zostawilismy auto i budke i poszlismy poszukac miejsca...

 

 

Zdjecie z wyjazdu bede stopniowo zamieszczal w galerii zdjec mojego profilu.
Zapraszam do ogladania. http://forum.karawaning.pl/gallery/album/703-szwecja-norwegia-szwecja/

Z Essen pozdrawia

MaK-


@Ir i Ed,

 

bardzo dziekuje. Jesli czesc z tego co napisalem sie przyda, warto bylo pisac.

 

Serdecznie pozdrawiam!

 

MaK

Edytowane przez MaK (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak tu ladnie, odezwal sie starszy syn, ktory nie jest raczej skory do wylewnosci.
Fakt. Ladnie tam.

 

  Kemping nie jest duzy. Ma okolo 70 miejsc z podlaczeniem do pradu i jakies 30 bez podlaczenia. Czesc jest lekko tarasowa, ale wiekszosc plaska z kilkoma miejscami nad sama woda. Nietety byly one zajete. Na jego terenie znajduje sie tez kilka „stugby“, domkow do wynajecia mniejszych i wiekszych. W tradycyjnym budynku rodzaj swietlicy z telewizorem. Sa dwa nowe budynki gospodarcze z czystymi toaletami, prysznicami, miejscem do mycia naczyn z dwoma elektrycznymi kuchenkami, pralka i suszarka.
Nie ma niestety pomieszczena w ktorym recznie mozna dokonac szybkiego przeprania jakichs drobiazgow ale poradzilem sobie...
Dostep do pomieszczen po wprowadzeniu kodu do klawiatury obok drzwi.
Prysznice w cenie wlaczane kodem i sprytnym urzadzeniem konczacym namaczanie po czterech minutach. Krytycznie musze przyznac, ze woda mogla byc ciut bardziej goraca...

 

  W recepcji umiejscowionej w typowym dla tego regionu starym, drewnianym domu mozna zamowic pieczywo i uzyskac informacje o okolicy.
 Mily widok na jezioro i odlegle o piec kilometrow kilkutysieczne miasteczko Leksand,  w ktorym znajduja sie najblizsze sklepy.

 Bezplatnego internetu na terenie Kempingu nie ma. Jest ogolnodostepny w cenrum Leksand.

 Wlascicielami sa sympatyczni Holendrzy. Sa czesto widoczni na kempingu i w przeciwienstwie do tubylcow bardzo rozmowni.
 Pytalem wlasciciela o gosci. Odwiedzaja ich przewaznie Szwedzi. Dalej Niemcy, Holendrzy, Norwedzy. Widzielismy tez Szwajcarow.
 Pytalem o gosci z Polski. Dlugo sie zastanawial. Wie pan, odparl, mielismy kilka lat temu zbieraczy runa lesnego z Polski, zawahal sie i mialem wrazenie, ze nie chce rozwijac tematu. No coz, dodal, to nie byli turysci...
A takich z przyczepami i namiotami to raczej nie moge sobie przypomniec, dodal.
Szkoda, pomyslalem.

 

  Kempingow nad Jeziorem Siljan mozna nieco znalezc.
Ja cieszylem sie, ze znalezlismy ten. Byl on dobrym miejscem do leniwego odpoczynku i dobra baza wypadowa dla nas, chcacych poznac ciekawostki krainy Dalarna.

 

  Okolica jest lagodna, prowincjonalna. Jakze inna od zywego, ludnego, zurbanizowanego Zaglebia Ruhry w ktorym mieszkamy.

 

 

Zdjecia z wyjazdu zamiescilem w galerii zdjec mojego profilu.
Zapraszam do ogladania. http://forum.karawaning.pl/gallery/album/703-szwecja-norwegia-szwecja/

 

Z Essen pozdrawia

MaK

Edytowane przez MaK (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Migawki z Dalarny.

 

Migawka pierwsza: Lodzie.

 

Zwiedzajac okolice jeziora Siljan uwage zwracaja dlugie, niewysokie, drewniane budynki. 
Przechowywane sa w nich lodzie wioslowe, ktorymi najkrotsza droga przez jezioro udawano sie do kosciolow. Jedna z lodzi, ale juz tylko jako atrakcja dla turystow stoi pod zadaszeniem przy wjezdzie do Leksand od strony Insjön.
Przeczytalem w przewodniku i potwierdzilem w Informacji turystycznej w Leksand, ze w niedziele o dziesiatej w Rättvik takie plyniecie po jeziorze odbywa sie na zywo.
Plan wyjazdu do Rättvik o tak urlopowo niewiarygodnie wczesnej porze wywolal wzruszenie ramion naszej mlodziezy.
Pojechalismy wiec sami.
W okolicy mostu grupa kolorowo i ludowo ubranych pielgrzymow i pielgrzymek o sredniej wieku chyba wyzszej od naszej energicznie wysunela lodz z „garazu“ i poplynela do nadbrzeza. Tam dosiadly sie osoby inne, rownie kolorowo ubrane oraz trzy skrzypaczki, ktore mialy droge do kosciola umilic muzyka a moze tez zmotywowac wioslarzy do szybszego poruszania owymi by dotrzec na miejsce, gdzie skrzypaczki grac przestana. Dosiasc sie mogli tez podziwiajacy ten rytual turysci, co niektorzy tez uczynili. Ja tez mialem ochote, ale znajac antypatie malzonki do chybotliwych pojazdow wodnych, zrezygnowalem.
Pojechalismy do kosciola autem, gdzie za jakas godzinke dotarli tez wioslarze i wioslarki  tudziez niestrudzenie grajace skrzypaczki.
Bardzo mi sie cos takiego podoba. Ciesze sie, ze im sie chce.

 

Rättvik ma bardzo dlugie drewniane molo dochodzace do sztucznie usypanej wyspy. Dawniej odplywaly i przyplywaly tam niewielkie parowce utrzymujace polaczenia miedzy stacja kolejowa w Rättvik i miejscowosciami bez stacji kolejowej.
Teraz przybija tam regularne statek oplywajacy jezioro a startujacy z Leksand.

 

Migawka druga: Falun.

 

Falun znajdujes sie w odleglosci 50 kilometrow. To nie jest daleko, mimo to, wycieczka trwala caly dzien. Falun byl kiedys drugim co do wielkosci miastem Szwecji.
Znajduje sie tam kopalnia miedzi, ktora w 2001 roku wpisano na liste zabytkow UNESCO. Podobno ma to miasteczko tez stara, ladna, zabytkowa czesc. Tej jednak nie zobaczylismy ze wzgledu na chroniczny brak czasu i nasycenie sie kopalnia.
Po drodze do kopalni widzielismy natomiast dziwne, lekko zaniedbane otoczone lekkimi „holdami“ misteczko z bezwyrazista czesciowo betonowa architektura.
Kopalnia natomiast jest bardzo ciekawa acz jej naziemna czesc nieco chaotyczna i jeszcze niedopieszczona (na szczescie!).
Gwozdziem programu bylo podziemne zwiedzanie czesci kopalni. Ubrani w kaski i gustowne pomaranczowe pelerynki, wygladajac jak dwunozne insekty przemierzalismy sztolnie, chodniki i inne hale i jaskinie oprowadzani przez nasza przewodniczke Cecylie.
Lubie sztolnie i podziemne miejsca. Bardzo mi sie podobalo, choc czuje sie pod ziemia nieco nieswojo. Ale coz, moze czas sie przyzwyczajac.
Naziemny teren kopalni mozna bezplatnie zwiedzic pieszo, lub platnie takim elektrycznym pociagiem, dla posiadaczy biletu wstepu pod ziemie. My jechalismy tym pojazdem.
Zajrzelismy tez do tamtejszego muzeum. Zwiedzenie kopalni upowaznia do wstepu. Pan sprawdzajacy nie zada ich. Patrzy na buty. Tak powiedzial. Buty zwiedzajacych wczesniej kopalnie sa odpowiednio uswinione.

 

Odpady kopalniane wykorzystywane sa w lezacej obok fabryce do produkcji farby, ktora malowane i konserwowane sa szwedzkie drewniane domy. Kolor to glownie „Faluröd“, czerwien falunska. Przeczytalem w pewnej ksiazce, ze dawniej malowano nimi drewniane domy, by wygladaly jak bogatsze domy z cegly...

 

Wracajac do Leksand zatrzymalismy sie przy Lidlu, dokonujac drobnych zakupow. Stojac przy samochodzie zauwazylismy Ducato na bulgarskich numerach. Smagli mezczyzni w gumowcach rozdzielili sie. Dwaj podeszli do sklepowego kontenera na odpady. Chwile pozniez jeden z nich zniknal w nim, pewnie go penetrujac w poszukiwaniu czegos zdatnego do konsumpcji.
Przykro bylo patrzec...

 

Migawka trzecia Nusnäs.

 

Juz na wczesniejszych wyjazdach zauwazylismy w sklepach z pamiatkami drewniane, mniejsze lub wieksze, przewaznie czerwone, malowane koniki.
Koniki te staly sie powoli symbolem Szwecji.
Najstarsze pisemna informacja o ofercie sprzedazy drewnianych konikow w Dalarnie pochodzi z roku 1624.
Artystycznie malowane koniki zaczeto oferowac do sprzedazy w okolicy miasta Mora w osiemnastym wieku.
W roku 1939 na wystawie swiatowej w Nowym Yorku drewniany konik stanal przed szwedzkim pawilonem. Zaczela sie jego swiatowa popularnosc.
W Nusnäs, rozlozystej wsi nad jeziorem koniki i inne drewniane figurki produkowane sa nadal. Mozna szwedac sie po warsztatach i zagladac pracujacym przez ramie. Pelny , nastawiony na turystow folklor ale bardzo wdzieczny. Oczywiscie i my opuscilismy firme z konikiem. Mlodszy syn dostal w prezencie zestaw „Mlody smycerz konikow“.
Zestaw sklada sie z ostrej finki, trzech drewnianych konikow przed obrobka oraz jednego plastra. Ilosc konikow wydaje mi sie wystarczajaca. Ilosc plastrow – zdecydowanie zbyt mala...

 

 

Zdjecie z wyjazdu zamiescilem w galerii zdjec mojego profilu.
Zapraszam do ogladania. http://forum.karawaning.pl/gallery/album/703-szwecja-norwegia-szwecja/

 

 

Z Essen pozdrawia

 

MaK

Edytowane przez MaK (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo male migawki.

 

W Rättvik jest bardzo male muzeum, a raczej izba ze zbiorem okolicznych instrumentow ludowych i objasnien do nich. Zakladajac sluchawki i naciskajac odpowiedni przycisk mozna posluchac jak sie na nich gra.
Bardzo ciekawe. Chyba godzine tam siedzielismy.

 

W Leksand spotkalem oryginalnego Wartburga z oryginalna wschodnioniemiecka przyczepka towarowa. Zagadniety o ten zestaw starszy Szwed dobrym niemieckim z duma stwierdzil, ze nie tylko Niemcy jezdza Wartburgami. No i ooookeyyyyy, ale czy koniecznie musial na niego nalepiac tego nadwymiarowego sierpa z mlotkiem?
Milosnicy wschodnioniemieckiej motoryzacji grupuja sie pod dachem trabant.se .
Szwedzi od dawna znaja zapach spalanej benzyny zmieszanej z olejem.
Sam bylem zaskoczony, czytajac kiedys w jednym z kryminalow o Komisarzu Becku, ze jego kolega Gunvald Larsson jezdzil czerwonym EMW.

 

W Hemköp w Leksand wpadla mi w oko puszka z Surströmming. Potem mi wypadla i miotalem sie po sklepie w jej poszukiwaniu. Zaciekawiona Szwedka zagadnela mnie, chcac poznac przyczyne mojego sie miotania.
Wyjasnilem.
Z nieukrywanym obrzydzeniem odradzala mi kupno puszki.
"Zasmrodzi pan sobie caly dom", twierdzila. "Przeciez to zepsuta ryba. Tu tego sie nie je. Ci z polnocy to jedza. Taka maja tradycje i to tez kawalek ich kultury. Je sie to po malym kawalku ze specjalnym chlebem, najlepiej z alkoholem, bo inaczej sie nie da. Raz to jadlam, maly kawaleczek i ledwo powstrzymalam sie od oddania zawartosci zoladka..."
Tak mnie zagadala, ze w koncu nie kupilem.
Zaluje teraz.
Moglem nabyc i wystawic w domu jako ozdobopamiatke lub podarowac komus, kogo serdecznie nie lubie lub komus, kto mnie nie lubi...

 

W Leksand jest fabryka produkujaca znane na cala Szwecje chrupkie pieczywo.
„Jedzcie tam, jest smaczne i tanie“ zachecal nas wlasciciel kempingu. Pojechalismy.
Na parkingu smialo mozna zaparkowac zestawem, sa specjalne miejsca, jak przy wielu przydroznych centrach handlowych.
Nabylismy dwa duze pudla chrupkiego pieczywa, chcac poobdzielac nim naszych znajomych i przyjaciol.
W sobote rano, juz po przyjezdzie do domu rozbawiona zona moja oznajmila mi, ze ma dla mnie dwie wiadomosci. Pierwsza z nich jest dobra: tak, w pudle faktycznie jest smaczne chrupkie pieczywo, jednak nie jest zapakowane po kilka sztuk.
Zajrzalem.
Karton wypelniony jest na calej dlugosci luzno lezacym obok siebie okraglym chrupkim pieczywem.
Dzis na sniadanie tez jadlem chrupkie pieczywo. Starczy mi jeszcze na dlugo...

 

 

Zdjecie z wyjazdu zamiescilem w galerii zdjec mojego profilu.
Zapraszam do ogladania. http://forum.karawaning.pl/gallery/album/703-szwecja-norwegia-szwecja/

 

 

Z Essen pozdrawia

 

MaK

Edytowane przez MaK (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety wiecej urlopu juz nie mielismy. Trzeba bylo wracac. Wyjechalismy w czwartek. Do Essen mielismy ponad 1400 kilometrow. To zbyt duzo, by jechac na raz. Po powrocie chcielismy troche „odtajac“ i odpoczac po podrozy w domu. Zdecydowalismy, ze pojedziemy do Helsingborg, miejsca przeprawy do Danii i tam przenocujemy przed dalsza droga. W necie znalazlem kemping w poblizu przeprawy promowej. Do Helsingborg mielismy jakies 650 kilometrow. Wieczorem przed wyjazdem zlozylismy przedsionek i zamocowalismy rowery.

 

Rano,  po spokojnym sniadaniu pozegnalismy sympatyczny kemping, zaplacilismy za pobyt i ruszylismy w strone domu.
Po drodze czekal na nas bardzo mily przerywnik. Okazalo sie, ze bedziemy wracac okolica, gdzie przebywal kolega forumowwy Jacekjeleniagora. Na szczescie mial czas i moglismy sie spotkac. To naprawde bardzo sympatyczne spotkac „na zywo“ osobe, ktora zna sie faktycznie z kontaktow forumowych. Myslalem, ze zobaczymy sie chwile a okazalo sie, ze gadalismy i gadalismy dlugo, jakbysmy znali sie kupe czasu.
Niestety, mielismy do pokonania jeszcze bardzo duzo kilometrow i nie wiedzialem kiedy zamykaja kemping w Helsingborg. Trzeba bylo jechac dalej niestety.
Jacku mam nadzieje, ze jeszcze sie zobaczymy!

 

Droga do Helsingborg nie byla uciazliwa. Po drodze mijalismy miejsca znane nam z wczesniejszych wyjazdow, Gränna, jezioro Vättern.

Z ogromna przyjemnoscia skrecilbym w Jönköping na zachod na kemping w Habo...
Poznym popoludniem dojechalismy do Helsingborg na kemping. Na wjazd oczekiwalao juz kilka pojazdow. W recepcji ucialem sobie dluzsza pogawedke z milym mlodym czlowiekiem, ktory pochwalil sie swoim pobytem w Polsce. Kiedy skonczylismy rozmawiac, zauwazylem ogonek cierpliwie oczekujacych za mna kandydatow na wjazd na kemping.
Udalo sie nam sie dostac miejsce, ktore doskonale nadawalo sie na jednonocne pozostanie. Opuscilismy lapy, zjedlismy cos, odpoczelismy i poszlismy zobaczyc morze, tudziez Danie po drugiej stronie wody. Stojac nad brzegiem morza minela nas na rowerach rozwrzeszczana grupa mlodziezy...
Kemping jest bardzo rozlozysty. Przyczepy stoja jedna obok drugiej. Musialem mocno uwazac, by znalezc nasza wracajac z miejsca, gdzie byl dostep do internetu lub z toalet/prysznicow.
Bylem przeszczesliwy, ze bedziemy tu tylko jedna noc... Taki kombinat to nie dla mnie...

 

Rano ruszylismy dalej. Tu juz nie musielismy sie spieszyc. Do domu mozna przyjechac o kazdej porze.
Prom do Danii z marszu, Dania z korkiem za Kopenhaga, Prom do Niemiec po niedlugim oczekiwaniu.
Na jedynce w Niemczech jak zwykle korki.
Do domu dojechalismy przed jedenasta wieczorem. Wysiadajac z klimatyzowanego auta uderzylo mnie ciezkie, wilgotne, cieple powietrze.

 

Chcialem natychmiast wracac do Szwecji...

 

Koniec.

 

 

Zdjecie z wyjazdu zamiescilem w galerii zdjec mojego profilu.
Zapraszam do ogladania. http://forum.karawaning.pl/gallery/album/703-szwecja-norwegia-szwecja/

 

Z Essen pozdrawia

 

MaK

Edytowane przez MaK (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.