Skocz do zawartości

W 6 miesięcy dookoła USA z własną przyczepą


osiemstop

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 72
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Przy krótkiej podróży na pewno bilety i wizy będą najpoważniejszym wydatkiem. Jedna wiza to jakieś 600 PLN, do tego bilety. Kalina miała pół roku więc dla niej bilet był pół darmo, nasze złapaliśmy po1900 PLN, Maciek miał sporą zniżkę. Ale u nas i tak to przepadło w reszcie wydatków. Na żarciu w sumie oszczędzaliśmy mocno, noclegi też mieliśmy w większości darmowe. W Utah przez 3 tygodnie wydaliśmy na noclegi mniej niż 30 USD...

 

Trochę wpakowaliśmy w naprawy samochodu (mniej więcej tyle co kosztowały nas bilety i wizy). Ale i tak nic to w porównaniu z benzyną. Przejechaliśmy ponad 40 000 km. W Stanach benzyna jest co prawda prawie dwa razy tańsza niż w Polsce, ale Jeep GC bez przyczepy w trasie palił 11-12 l na setkę, z przyczepą dwa razy więcej, a w górach to już w ogóle. Pewnie średnia nam wyszła koło 18 litrów na setkę razy 400..., czyli lekką reką ponad 20 tysięcy złotych.

 

Commander, 1200 USD za miesiąc to super opcja. Jeśli to dodatkowo jest małe, to jeszcze lepiej, bo benzyna nie wydrenuje kieszeni. A jeśli gdzieś w okolicach Utah, (Kalifornia, Newada, Oregon, cokolwiek, żeby nie przewalać się ze wschodu przez góry), to już w ogóle super. Ostatnio wysypało się trochę promocji na Stany. Na Zachód spokojnie można było coś znaleźć poniżej 2000 PLN.

 

Na miejscu można zacisnąć zęby, zewrzeć stolca (choć zbiorniki w kamperach spore), wypróbować darmowe noclegi i makaron z sosem, do co ładniejszych miejsc łapać melexa na stopa i trzaskać fotki. Czekamy na relację:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie tydzień temu mój przyjaciel wrócił wraz z żoną z USA. Jednym z jego zadań było sprawdzenie na miejscu kamperów. Ponoć gość miał ok. 500 szt na placu i jeszcze negocjacja ceny wchodziła w grę, ale pamiętajmy, że to już wrzesień, a u mnie dzieci już szkolne i sportowe, więc wyjazd tylko na początku wakacji ew koniec też wchodzi w grę.

Promocje są zgadza się ale zwykle dotyczą martwych sezonów. Sąsiadka poleciała do syna w lutym za 1700 zł z Frankfurtu, oczywiście w obie strony. Kupić bilety pół roku wcześnej to też spore ryzyko. Na te wakacje czesć mojej kochanej ekipy wyjeżdzała w bandażach i plastrach, a opóźnienie wyjazdu wyniosło 3 dni (za taką możliwość uwielbiamy karawaning).

W związku z powyższym moje skrupulatne obliczenia są jak najbardziej trafne. A to dopiero początek kosztów. Wakacje mamy raz w roku i trochę chyba łyso gdziś jechać i ściskać. Przynajmniej to nasza dewiza.

Dlatego póki co spełnieniem tych mniejszych marzeń będzie Norwegia..

Edytowane przez Commander (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kupowanie biletów z dużym wyprzedzeniem rzeczywiście bywa ryzykowne - my dwa lata temu kupiliśmy bilety na Dominikanę za grosze, z rocznym wyprzedzeniem. Trzy dni później okazało się, że będziemy potrzebować jeszcze jednego: http://malypodroznik.pl/przyjaciele/wysoccy/wys_dom.htm :)

a co do jechać i ściskać - akurat oszczędzanie na noclegach w utah to czysta radość, przynajmniej z naszego punktu widzenia. wolimy stanąć sobie gdzieś samotnie między skałami z dala od cywilizacji niż płacić za prąd i sąsiadów na kempingu. za to uwielbiamy karawaning:)))

a norwegii zazdrościmy, kusi, żeby kupić sobie jakąś przyczepkę tu na miejscu i pojeździć po europie, ale chwilowo mamy inny projekt na głowie...może za rok albo dwa...:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy przez cały pobyt nie spotkało was coś niemilego, jakies problemy z tubylcami, milicją, urzędasami itd... Napisz coś o tym bo różne rzeczy się słyszy od ludzi...

 

PS. Przy uwadze o ściskaniu nie miałem na myśli unikania kempingów. Masz małe dzieci a zgodnie z zasada małe... problem, duże ...problem, poczekaj aż podrosną. Gwarantuję że będzie: tato... kupimy to... tato a zjemy tam... a mogę loda, a dwa, a ja też mogę dwa... :] . Jak odmawiam na wakacjach to mi serce krwawi...

Cholera w ogóle jak im czegoś odmawiam to mi głupio :hmm: i rzadko to robię... :skromny:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

A jakimś Batorym nie da się taniej popłynąć ? Faktycznie kosz przelotu kosmiczny.

 

 

Pewnie się da... będziesz płynął ze dwa tygodnie, obejrzysz se port i możesz wracać  :]  :]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hihi, dlatego polecamy Utah, takie zadupie że nie będzie "kup mi" (to hasło nasz 4-latek już zna...) bo nie będzie okazji:) Za to tak pięknie, że śni się po nocach...

 

A co do ludzi to przez pół roku chyba nikogo nie spotkaliśmy niemiłego. Przeciwnie, byli tak mili, że czasem się zastanawialiśmy czy nie jesteśmy w jakiejś ukrytej kamerze:) Zapraszali do domów, pomagali na każdym kroku, raz jak nam się samochód rozkraczył to zatrzymał się policjant i chyba z godzinę nam pomagał, wydzwaniał w różne miejsca itd, innym razem jak się zatrzymaliśmy na dziko przy Grand Teton i zobaczyliśmy nadjeżdżającego mundurowego to już mieliśmy gotową wymówkę, że my tu tylko na chwilę, a on do nas że jakie piękne miejsce, i jak będą jakieś problemy to oni chętnie pomogą itd, itp... Potrafiliśmy gdzieś w winiarni w Teksasie zapytać o miejsce na nocleg i po chwili rozmowy babka zaprosiła nas do siebie. Jak sprzedaliśmy przyczepę i musieliśmy czekać od niedzieli do wtorku aż rodzina prześle nam dokumenty bo zostały w Chicago, to nie dość że ludzie, którzy kupili naszego Eddiego pozwolili nam się u siebie zatrzymać to jeszcze nas karmili, dzieci nam zabawiali, i tak dalej. I tak na każdym kroku!

 

Raz jak jeden facet na stacji benzynowej był jakiś niezbyt miły to z pół dnia to przeżywaliśmy:)))
 

Urzędowo - rejestracja samochodu i przyczepy to jakieś 10 minut, bez żadnego problemu i z uśmiechem na ustach pani urzędniczki. 

 

Na początku mieliśmy jeszcze jakieś polskie obawy co do zostawiania przyczepy gdzieś na dziko, że ukradną, zdemolują czy coś. A potem, w Utah właśnie, zaczęliśmy widywać przyczepy na dziko, na zewnątrz stojaki na rowery, stoły i krzesła, buty, pranie...a właściciele gdzieś na wycieczce cały dzień:) No to też zaczęliśmy zostawiać i nigdy nic się nie stało. 

 

Cudny, cudny kraj...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I żadnych rozbojów w środy, gwałtów we czwartki i napadów na bank w piatki ?

 

Iiiii to ja nie jadę :> .... co ta za Dziki Zachód bez napadów na bank i gwałtów we czwartki....  :krzykacz:  :lol2:  :lol2:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba nie jest aż tak źle w tej w Polsce:) Przecież dajecie radę...

 

Ale faktycznie Stany to jest kraj niesamowicie przyjaźnie zorganizowany turystom, a może nawet przede wszystkim kamperowcom. Trudno żeby było inaczej skoro ponad 9 milionów rodzin ma zajestrowane rv... W dodatku zjeździliśmy tam te 40 tysięcy kilometrów i ani razu (!) nie czuliśmy się zagrożeni na drodze. Co też nie znaczy, żeby zawsze było miło. Jak nam się samochód gotował i jechaliśmy w kaliforni po autostradzie z minimalna dozwoloną prędkością, to nikt się nie oszczędzał ze świeceniem długimi i dawaniem klaksonem. Tylko dla porównania, w Polsce wystarczyło wyjechać za miasto i pierwszego dnia w drodze na Gdańsk uciekaliśmy przed tirami na pobocze...

 

Oczywiście to też mit, że wszyscy w Stanach jeżdżą grzecznie i zgodnie z przepisami. Ale i doskonałe drogi, i kultura jazdy powodują, że rzadko wiąże się to ze stwarzaniem zagrożenia wobec innych.
 

A wracając do kamperowców, w wielu Stanach na parkingach przy trasach są miejsca, gdzie za darmo można zrzucić ścieki. Kasyna i różne supermarkety mają w lampach na parkingach wtyczki, gdzie można podłączyć się z przyczepą... Eh... To jednak kraj, który turystykę rozwija od 100 lat, a samochodową niewiele krócej.

 

Nocowanie za darmo też jest fajne, ale swoją drogą po powrocie zaczęliśmy widzieć w Warszawie kampery, których wcześniej nie dostrzegaliśmy. W lato co chwila jakieś klasy C nocowały pod warszawskim zoo (co ciekawe glównie na włoskich numerach), parking pod starówką przy Wiśle w sezonie to normalny kemping, nawet parking przed Teatrem Wielkim zamienia się czasem w miasteczko. Cały czas kusi, żeby po odłożeniu trochę kasy zainwestować w kampera (pewnie w coś w jednym kawałku niestety, a nie przyczepę) i za dwa-trzy lata ruszyć w Polskę, albo Europę...

 

A na zdjęciu faktycznie sekwoje na wybrzeżu Pacyfiku:) Jest tam trochę atrakcji w stylu drzew drive-thru. nie zaliczyliśmy niestety żadnego bo są powycinane na samochód i nawet mała przyczepa się nie zmieści (a na amerykańskie standardy nasz 18-stopowy Eddie był liliputem, czasem wydawał się mniejszy niż niektóre pick-upy ciągnące 30-stopowe fifth-wheele).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.