bordo Posted September 11, 2007 Share Posted September 11, 2007 Witajcie, donoszę, że wróciłam cała i zdrowa z wyprawy na Węgry. Była to nasza pierwsza zagraniczna wyprawa. Budkę - Kulebałkę - Niewiadołó 126 mamy od lipca i już mamy na koncie parę tysięcy kilometrów Jeśli też macie ochotę wybrać się nad Balaton na początku września - przeczytajcie moje zapiski na blogu http://podrozeksztalca.blox.pl . Tutaj nie chce zarzucać długim opisem Forum, które bardzo sobie cenie. Krótki opis jednak zamieszczę i podzielę się wskazówkami. Jechaliśmy nad Balaton z myślą o kąpieli, snuciu się spokojnym, spaniu codziennie gdzie indziej (oczywiście poza kempingami!) i chłonięciu węgierskiego świata. Pierwsza obserwacja: 1. apteczka na Słowacji musi byc wyposażona jak na wojnę. Gdybyście szukali co ma w niej być szukajcie ustawy (vyhlaska - bodajże to się nazywa) 578/2006. Kupiliśmy prawie wszystko - poszło 60 zł - a policja nie kontrolowała. Jechaliśmy tam i spowtorem w sumie 400 km a policję widzieliśmy tylko z daleka w Trencinie. Uff! 2. płatna autostrada D1 (Bratysława-Żilina) na odcinku Batca do Żyliny dopiero jest w budowie! Jeżdżą koparki i woda leje się ze zbocza gór. Na mapce z siatką płatnych odcinków, którą dostaliśmy na stacji benzynowej pytając o winietki ten odcinek jest jako normalna autostrada. Gdybyście chciali przejechać na tym odcinku D1 licząc, że będzie szybciej - ostrzegam. My jechaliśmy równoległą, bezpłatną (mieliśmy mniej niż 3,5 tony) drogą "61". Jedzie się naprawdę dobrze, tylko przez Trencin trzeba się przebić przez centrum i załapaliśmy się na korki 3. Sprawdziliśmy wielokrotnie - z Węgrami (w sklepach, na ulicy, w inforamcji turystycznej) łatwiej dogadać się po niemiecku niż po angielsku. 4. Na Węgrzech nocowaliśmy przez 5 dni w różnych miesjcach - poza kempingami - i naprawdę było dobrze. Spokojnie, miło, bez problemów. Już prędzej wydaje mi sie, że w Żilinie (Słowacja) ciągle łażą po ulicach imprezowicze i nie udało mi się spokojnie spać (2 noce). Zwykle wybieraliśmy parkingi na bocznych uliczkach tuż obok bloków, koło urzędów. Spać szliśmy koło 21, pobudka 6-7 rano. Jestem śpiochem, ale codzień rano to ja raczej zrywałam się i chciałam jechać dalej i dalej 5. Toalety (dla tych co nie mają w N 126 takiego luksusu). O publicznych można zapomnieć. Zawsze albo są zamknięte, ale gdzieś ukryte. Idealne okazują się wszelkie centra handlowe. Można tam skorzystać z ciepłej wody, spojrzeć w lustro i skorzystać z toalety. Nie spotkałam się z bałaganem czy brudem. Zawsze było czysto i schludnie. 6. Woda do picia, gotowania. Ani razu nam się nie zadrzyło, żeby baniaki na wodę były puste. Zawsze znajdywaliśmy studzienki, kraniki z pitną wodą. Oczywiście i tak gotowaliśmy ją przed spożyciem. TO chyba normalne gdy dużo się jeździ. Generalnie załapaliśmy się na deszczową pogodę. Przez 5 dni lało, aż do powrotu do Polski. Balaton jednak zobaczyliśmy jeszcze w słońcu. Piękny jest. Mamy na stole butelkę z 2 litrami wody z tego cudu przyrody. Jeśli masz pytania o inne sczegóły jazdy po Węgrzech (teren - pólnocne wybrzeże Balatonu) - zapraszam. Podzielę się, doradzę. Dziękuję tym, którzy mnie wspierali przed wyjazdem (szczególnie moje pytania o apteczkę i inne takie). Ula Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Piotr J Posted September 11, 2007 Share Posted September 11, 2007 Pogratulować wypoczynku Pozdrawiam Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
elaola Posted September 11, 2007 Share Posted September 11, 2007 Bordo! Piękna relacja! Cieszę się,że wszystko było ok. Sama teraz widzisz,że nie warto było się bać. Pierwsze koty za płoty! Pozdrawiam Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
bordo Posted September 11, 2007 Author Share Posted September 11, 2007 Sama teraz widzisz,że nie warto było się bać. Przyznaję, że kiedy jechaliśmy przez Słowację każdy sygnał syreny przypawiał mnie o wielkie bicie serca. Na szczęście to były albo karetki pędzące na pomoc albo straż pożarna. Jeszcze raz dziękuję za wsparcie Ale żeby nie bylo tak słodko dopowiem, że awarię auta i to porządną zaliczyliśmy w drodze powrotnej w Częstochowie. Potem dzięĸowałam Bogu, że dopiero w Polsce nas złapała taka przygoda. Jak my byśmy dogadali się z Madziarami??? Najpierw zobaczyliśmy dym pod maską (a wcześniej mąż narzekał na wielkiego kopcącego przed nami mercedesa "fuj, śmierdziuszku, jedź dalej, bo dymisz tu ludziom"), a potem padło pytanie: czy ja zakręciłem korek po dolaniu oleju na silniku????? Dalej już wiadomo co było. Ale to nie koniec! Długo czekaliśmy na ostudzenie silnika, światła pozycyjne i awaryjne włączone (na przyczepce przecież też migały). I tak migało przez pół godziny, że nam się akumulator rozładował... Na szczęście odziani w 2 (!) odblaskowe kamizelki (kupiliśmy w razie co drugą przez te wymogi zagraniczne) pomachaliśmy i zatrzymał się miły pan co nas podholował a silnik zapalił. Potem jechaliśmy non stop kilka godzin, bo baliśmy się stanąć. A nuż znowu nie odpali? KONIEC Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
elaola Posted September 12, 2007 Share Posted September 12, 2007 My przeżyliśmy przygodę z awarię samochodu na Węgrzech i nie było tak żle z dogadaniem się.Podjechaliśmy pod sklep motoryzacyjny /na rowerze/ i tam mąż pokazał w rozmówkach-nie odważył się przeczytać- sprzedawcy odpowiednie słowo. W ciągu 10 minut zjawił się "mechanik",pojechał z nami na camping, posprawdzał co trzeba i w ciągu następnej godziny samochód był naprawiony.Zapłaciliśmy tylko za część kupioną w sklepie,za robociznę chciał tylko na palinkę i to taką mini. Dodam,że mój mąż zupełnie nie zna się na samochodach i sam nie byłby w stanie nic zrobić. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Wojtek Posted September 12, 2007 Share Posted September 12, 2007 Zapłaciliśmy tylko za część kupioną w sklepie,za robociznę chciał tylko na palinkę i to taką mini. Mam pytanie co to jest palinka? Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Mrsulki Posted September 12, 2007 Share Posted September 12, 2007 Mam pytanie co to jest palinkaTaki ichni bimber Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
elaola Posted September 12, 2007 Share Posted September 12, 2007 Mam pytanie co to jest palinka? Taki ichni bimber Mrsulki po wypiciu można tak powiedzieć. Jednak Palinka to tradycyjna węgierska wódka owocowa/sprzedawana w każdym sklepie/ o specyficznym zapachu i aromacie,zależnym od składu. Węgrzy produkują ją z owoców śliwki,gruszki,jabłek,moreli,czereśni i wiśni. Jak dla mnie jest nie do wypicia. Znam jednak wiele osób,które bardzo ją lubią-rzecz gustu. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Tomii Posted September 12, 2007 Share Posted September 12, 2007 Pamiętam jak zaraz po maturze wyjechaliśmy ze znajomymi na mazury z przyczepą. Był grill i palinka , człowiek młody i niedoświadczony itd... No i spałem w końcu na materacu przed przyczepą bo nie miałem już sił żeby wejść do środka Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Wojtek Posted September 12, 2007 Share Posted September 12, 2007 Byłem w tym roku nad Balatonem,ale zachwycałem się Tokajami. Z tego co pamiętam z lat 80 to gospodarze pili po szklaneczce do śniadania własnej produkcji bimberek. W sklepach było od 9 u nas od 13. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.