Skocz do zawartości

No to pojechaliśmy...


Spablo1

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień VI (24 lipca 2011)

 

Obudziliśmy się dość wcześnie. Za oknem słońce przebijające przez chmury. Chwila zastanowienia, ponieważ w czasie pochmurnej pogody wejście na Śnieżkę mogłoby nas pozbawić pięknych widoków z góry.

 

Szybka decyzja – idziemy.

Tradycyjny, codzienny zestaw zadań i o 10.00 pakujemy się do auta. Nie ma głupich. Na pieszą wędrówkę na sam szczyt nikt się nie decyduje. Wczorajszy dzień dał nam do wiwatu :)

 

Na parking niedaleko skoczni na Orlinku parkujemy nasz bolid za 15 zeta za dzień i udajemy się do dolnej stacji wyciągu na Kopę. Kolejka do kasy bardzo krótka. Wybieramy wersję wjazd i zjazd. Bilety 29 zł normalny oraz 24 zł ulgowy (do 16 lat). Legitymacji 18-letniej Kaśki nikt nie sprawdza, więc zaoszczędziliśmy całe 5 zł :D

 

Z reporterskiego obowiązku nadmienię, że małe dzieci, które jadą wyciągiem na kolanach rodziców nie płacą za bilet. Nasze niestety były już zbyt duże :)

 

Po chwili zaopatrzeni w bilety dla leniwców lądujemy na jednoosobowych krzesełkach. Z prędkością żółwia mkniemy pod górę. Szczerze mówiąc, lubię mieć grunt pod nogami. Podróż dłuży się więc niemiłosiernie. Po ok 25 minutach lądujemy na szczycie Kopy.

 

post-1984-0-68335400-1311921004_thumb.jpg

 

post-1984-0-65150300-1311921006_thumb.jpg

 

post-1984-0-73969800-1311921007_thumb.jpg

 

post-1984-0-59888000-1311921010_thumb.jpg

 

post-1984-0-75959800-1311921011_thumb.jpg

 

Stamtąd Śnieżka jest już w zasięgu ręki. Idziemy wybrukowaną drogą. Ludzi dość sporo. Słychać głosy różnych narodowości a najwięcej sąsiadów zza zachodniej granicy.

 

post-1984-0-19393700-1311921013_thumb.jpg

 

post-1984-0-06788900-1311921214_thumb.jpg

 

Po kilkunastu minutach dochodzimy do Domu Śląskiego. Tam krótka przerwa, kilka fotek i w drogę.

 

Na sam szczyt Śnieżki prowadzą dwie drogi. Jedna ostro pod górkę z zakosami ale krótsza, druga wokół góry, troszkę mniej ostro pod górę ale dłuższa. Klaudia z Kaśką wybierają drogę krótszą a Magda ze mną wchodzi dłuższą. Idziemy mozolnie do przodu. Co kilka chwil stajemy na złapanie oddechu. Z zazdrością patrzę na ludzi, którzy już schodzą. Ale cóż.

 

post-1984-0-09298200-1311921216_thumb.jpg

 

post-1984-0-15468000-1311921217_thumb.jpg

 

post-1984-0-39972200-1311921223_thumb.jpg

 

Na górze jesteśmy po 40 minutach. Klaudia i Kaśka już tam są. Usiedliśmy sobie na ławeczce i zacząłem dochodzić do siebie.

 

post-1984-0-61809700-1311921224_thumb.jpg

 

Zaliczyliśmy sobie po pysznej kanapce i łyku wody. Po czeskiej stronie szczytu jest jakaś budka. Weszliśmy tam. Jest to miejsce, gdzie można napić się czegoś ciepłego, zimnego lub procentowego. My kupiliśmy tylko dwie ulubione czeskie czekolady – Studentska. Ceny takie sobie. Np. puszka piwa kosztuje na nasze 8 zł.

 

Wtedy wydobyłem z plecaka puszkę piwa Warka, którą opróżniliśmy wspólnie. Smak piwa na wysokości 1603 m.npm wyśmienity :)

 

post-1984-0-92984600-1311921465_thumb.jpg

 

Weszliśmy na chwilę do kapliczki św. Wawrzyńca, następnie do polskiej restauracji. Ceny nas powaliły. Np. zupa (obojętnie jaka) 350 ml – 16 zł, kawa 12 zł, toaleta 3 zł.

 

post-1984-0-41466100-1311921464_thumb.jpg

 

post-1984-0-93338200-1311921466_thumb.jpg

 

post-1984-0-50985000-1311921469_thumb.jpg

 

Przybiliśmy pieczątkę za „co łaska” i ruszyliśmy w dół.

 

Tym razem wszyscy wybraliśmy drogę dłuższą. Widoki pierwsza klasa. Po drodze mijaliśmy ludzi, którzy patrzyli na nas z zazdrością, że my już mamy to za sobą. Minęliśmy nawet panią, która wchodziła w obuwiu przystosowanym do wspinaczek górskich.

 

post-1984-0-59945800-1311921712_thumb.jpg

 

Przy Domu Śląskim krótka przerwa. Wizyta w toalecie, gdzie pan wpuszczający zamiast wydawać paragony z kasy fiskalnej za korzystanie z toalety, robił sobie krzyżyki w zeszycie, odpowiadające ilości sikających osób. Jakież było jego zdziwienie, gdy opuszczając toaletę poprosiłem o paragon za usługę na całe 2 złote :)

 

Dotarliśmy do górnej stacji wyciągu na Kopie. Teraz najgorszy dla mnie odcinek do pokonania – zjazd w dół. Wsiedliśmy na te pięćdziesięcioletnie krzesełka i jazda. Prze oczami przepaść. AchÔÇŽ gdybym mógł już być na dole. Po chwili kolejka stanęła. Wisieliśmy może z minutę wysoko nad ziemią. OjjjÔÇŽ długa to była minuta dla mnie. W końcu ruszyliśmy. Po przejechaniu kilkuset metrów znów postój. Kurczowo chwyciłem się poręczy i czekałem aż wyciąg łaskawie ruszy. Ulga – jedziemy. Do końca pozostała już niewielka część drogi. Zaraz będę stał na ziemi. Niestety. Wyciąg stanął po raz trzeci. O nie. Tego już za wiele. Wysiadam. Co ja gadam ? Jak wysiadam ? Ciekawe co by było, gdyby faktycznie wyciąg się popsuł i musielibyśmy być ewakuowaniÔÇŽ

 

Na takich rozmyślaniach minął mi czas i nawet nie zauważyłem, gdy ruszyliśmy.

 

post-1984-0-81581500-1311921867_thumb.jpg

 

post-1984-0-51305800-1311921869_thumb.jpg

 

Po chwili byłem już najszczęśliwszy – stałem na twardym gruncie.

 

Doszliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną. Po drodze wizyta w sklepiku z piwami. Tym razem inny zestaw. Bardzo mi smakowało piwo Ciechan – Wyborne. Na kemping dojechaliśmy po godz. 17.00.

 

Na popołudniowo-wieczorną kawkę (i małe co nieco) przyjechali do nas Ania i Artur z załogi AKISSJG.

 

Czas nam szybko upłynął. Było przesympatycznie i wesoło.

 

post-1984-0-63483200-1311921870_thumb.jpg

 

 

Tego wieczoru zasnęliśmy szybko. Jak dzieci :)

 

Jutro nowy dzień i nowe wrażenia :)

 

CdnÔÇŽ

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień VII (25 lipca 2011)

Przez zupełny przypadek dowiedzieliśmy się o istnieniu w okolicy trzech małych jeziorek. Każde podobno w innym kolorze. Pierwsze czerwone, drugie niebieskie lub jak kto woli turkusowe, trzecie zielone. Postanowiliśmy zobaczyć te niespotykane cuda natury na własne oczy. Wyjechaliśmy oczywiście po śniadaniu. Pogoda rewelacyjna, humory tym bardziej.

Do Marciszowa, skąd podobno zaczynał się szlak wokół kolorowych jeziorek, mieliśmy ok. 30 km. W spacerowym tempie, więc kilkadziesiąt minut.

Nawigacja jak zwykle błądziła, ale w końcu udało się nam dojechać do Marciszowa. Natychmiast rzuciły nam się w oczy rzeźbione w drewnie drogowskazy z napisem „kolorowe jeziorka”. Wypatrując kolejnych tabliczek, dotarliśmy na duży parking. Był on położony w lesie, kilkaset metrów za wsią. Żadnego samochodu, żywej duszy, cisza i spokój.

Miejsce idealnie nadające się na nocleg na dziko N – 50*4946.84 E – 15*5023,84. Po wyjściu z samochodu widzimy bramę, przez którą wchodzimy na teren parku krajobrazowego (czy czegoś tam podobnego).

post-1984-0-62274400-1312103402_thumb.jpg

Pniemy się kawałek pod górkę. Po przejściu ok 200 metrów widzimy pierwszą tablicę, informującą o czerwonym jeziorku, zwanym także purpurowym.

Faktycznie. Zauważamy w bardzo głębokim wyrobisku pokopalnianym kolorową ciecz. Może niekoniecznie jest to czerwień, ale kolor zdecydowanie odbiegający od koloru normalnego zbiornika wodnego. Jednogłośnie stwierdzamy, że właściwsza nazwa to Jeziorko rude lub rdzawe. Jest to zalane wyrobisko pokopalni, która została uruchomiona w 1785 roku i nosiła nazwę „Nadzieja”. Eksploatowano tutaj piryt. Długość wyrobiska ma ok. 430 m, szerokość ok. 110 m i wypełniona jest niesamowitego koloru wodą. Kolor wody zapoczątkował nazwę tego zbiornika.

post-1984-0-87374700-1312103406_thumb.jpg

post-1984-0-81009200-1312103409_thumb.jpg

Robimy kilka fotek i idziemy dalej ostro pod górkę drogą wzdłuż drewnianych żerdzi.

post-1984-0-83060500-1312103412_thumb.jpg

post-1984-0-13823100-1312103416_thumb.jpg

Po przejściu kilkuset metrów dochodzimy do tablicy z napisem „Niebieskie jeziorko”. Czytamy, że zwane jest także turkusowym lub błękitnym. W sumie zaczynamy się zastanawiać, czy ktoś nie pomylił tablic, bowiem barwa tej wody jest zdecydowanie zielona.

Zbiornik ten zalega w niewielkim wyrobisku powyżej Purpurowego Jeziorka na wysokości ok. 635 m n.p.m. W 1793 roku zostaław tym miejscu otwarta kopalnia „NoweSzczęście”. Po opuszczeniu wyrobiska woda zalała je, tworząc Błękitne Jeziorko. Stawek jest niewielki: jego średnica wynosi 30-50 m, a długość ok. 150 m. Zabarwienie wody powodują związki miedzi. W zależności odwarunków przybiera ono kolor szmaragdowy. Zdarza się jednak, że jest bezbarwna.Ok. Miało być niebieskie – jest zielone. W sumie ładnie to wygląda. Przyjmujemy, że powodem zmiany barw dwóch dotychczasowych jeziorek są deszcze, które mieliśmy przez ostatnie dni.

post-1984-0-25898200-1312103419_thumb.jpg

post-1984-0-18700000-1312103422_thumb.jpg

Zastanawiamy się jakiego koloru woda będzie w ostatnim zbiorniku, skoro nazywa się „zielone” a wodę o takim zabarwieniu widzieliśmy już w niebieskim ?

Po krótkim odpoczynku i posileniu się smacznymi kanapkami, idziemy dalej. Najpierw przedzieramy się przez lekko bagnisty teren. Idziemy po prowizorycznej kładce, uważając aby nie ubabrać sobie butów w błocie.

post-1984-0-00670400-1312103426_thumb.jpg

post-1984-0-48842100-1312103429_thumb.jpg

post-1984-0-33674100-1312103616_thumb.jpg

post-1984-0-23766500-1312103619_thumb.jpg

UfffÔÇŽ Udało się. Teraz zielony szlak w lesie sosnowym wskazuje, że musimy wspiąć się na niezłą górkę. Wychodzimy na jakąś leśną drogę. Idziemy dalej szlakiem. Dość długo i jak zwykle pod górkę. Po raz kolejny zastanawiam się, czy wszystkie moje drogi muszą prowadzić pod górę ?

Do tablicy informującej o „Zielonym jeziorku” dobijamy właściwie przez przypadek. Tablica usytuowana jest po prawej stronie, głęboko w lesie. Dobrze, że tam spojrzałem bo byśmy szli w nieskończoność. Czytamy, że jest ono najwyżej położnym jeziorkiem, na wysokości około 730 m n.p.m.. Powstało w wyrobisku po kopalni o nazwie „Gustav Grube”. Wydobywano z niej piryt od 1790 roku. Prace w kopalni trwały do roku 1902. Po opuszczeniu kopalni woda zalała wyrobisko, tworząc Zielony Stawek. W okresach suszy zanika.

Suszy ? Jakiej suszy ? Przecież ostatnio lało. Widzimy dużą kałużę o nieokreślonej barwie. Raczej przypomina to ściek.

post-1984-0-34934200-1312103609_thumb.jpg

post-1984-0-41329200-1312103612_thumb.jpg

Trochę zawiedzeni ruszamy w drogę powrotną. Po drodze mijamy rodzinkę z wózkiem i małymi dziećmi. Zrobiło nam się ich żal, więc zdecydowanie odradzamy im wyprawę do ostatniego zbiornika. Pozostałych spotkanych turystów nie informujemy o atrakcjach trzeciego jeziorka.

post-1984-0-37857000-1312103622_thumb.jpg

Docieramy na parking. Stoi już kilkanaście samochodów. Pakujemy się do środka i jedziemy w stronę Kowar. Tam chcemy zobaczyć Sztolnię Kowarską.

Na parking pod sztolnią docieramy ok 14.00. N – 50*4548,16 E – 15*5041,59. Parkujemy za 5 zł i idziemy dość wymagającą, asfaltową drogą oczywiście pod górę :)

Ukazuje nam się widok jakiegoś niewielkiego ośrodka SPA. Kupujemy bilety. Ceny 20 zł normalny i 18 zł ulgowy. JAKA WIELKA ULGA !!!

Wybieramy bilet rodzinny (2+2) za 68 zł, płacimy 5 zł za możliwość fotografowania i czekamy na godzinę wejścia. Ponieważ mamy jeszcze 45 minut, postanawiamy coś zjeść w znajdującym się tam barze. Zamawiamy 3 żurki, 2 zapiekanki i 2 x pieczone ziemniaki.

Pani, która kasuje i zbiera zamówienia usilnie wszystkich namawia do zakupu nalewki Walońskiej za jedyne 55 zł/0,5l a młody chłopak przygotowuje posiłki. Idzie mu to bardzo słabo więc z trudnością udaje nam się zdążyć na wejście o godz. 15.00.

post-1984-0-77453600-1312103624_thumb.jpg

Trafiliśmy na godzinę, gdzie było bardzo dużo osób. Przewodniczka, młoda dziewczyna opowiadała ciekawie, ale bardzo szybko i nawet nie było czasu pooglądać na spokojnie wystaw. Jak chciałem zrobić sobie jedno zdjęcie gdzieś, to już nas popędzano że szybciej, szybciej. Ogólna ocena negatywna. Przewodniczka może miała wiedzę merytoryczną, ale to było wszystko tak w biegu robione. Ciągłe wspominanie o super wodzie Potencjałce, żeby ją nabyć. Straszne...

post-1984-0-27813600-1312103627_thumb.jpg

post-1984-0-55920300-1312103629_thumb.jpg

post-1984-0-18927900-1312103632_thumb.jpg

post-1984-0-34914300-1312103634_thumb.jpg

post-1984-0-43123300-1312103862_thumb.jpg

post-1984-0-22741000-1312103865_thumb.jpg

post-1984-0-34237700-1312103867_thumb.jpg

post-1984-0-38003100-1312103869_thumb.jpg

post-1984-0-28798600-1312103871_thumb.jpg

post-1984-0-40133000-1312103873_thumb.jpg

post-1984-0-04589900-1312103976_thumb.jpg

Chyba jedynym pozytywem jest pokaz laserowy, który bardzo przypadł nam do gustu. Fajna sprawa.

post-1984-0-84234500-1312103874_thumb.jpg

post-1984-0-86888100-1312103876_thumb.jpg

post-1984-0-85868600-1312103878_thumb.jpg

post-1984-0-23719500-1312103881_thumb.jpg

post-1984-0-25198100-1312103971_thumb.jpg

post-1984-0-82607800-1312103973_thumb.jpg

W Kowarach podjeżdżamy jeszcze do bankomatu i wracamy na Wiśniową Polanę.

Wieczorem grill i różne smakołyki z niego oraz pyszne, chłodne piwo.

Dzień minął. Jutro chcemy podjechać do Szklarskiej Poręby i coś tam zobaczyć. Mamy nadzieję, że pogoda będzie nam sprzyjać :)

CdnÔÇŽ

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień VIII (26 lipca 2011)

 

Wstaliśmy z tak zwanym leniem. Pomyśleliśmy, że przydałby się taki dzień solidnego leniuchowania. Niestety. Przecież czeka Szklarska Poręba :)

 

Zaraz po śniadaniu zaczęliśmy składanie życzeń wszystkim Aniom, Ankom i Annom. Trochę się ich nazbierało. Po wykonaniu telefonów zaczęliśmy się zbierać do wyjazdu.

 

Plan był takiÔÇŽ. Właściwie to nie było żadnego planu :)

 

Wsiedliśmy po prostu do samochodu i ruszyliśmy w stronę Szklarskiej drogą nr 366. Po przejechaniu ok 3 km od skrzyżowania nieopodal Wiśniowej Polany, zlokalizowaliśmy polecany przez mojego brata „Zajazd u Rybaka” nad stawami rybnymi. Postanowiliśmy, że na rybkę wjedziemy jutro. Zaraz za zajazdem widzieliśmy Eko-farmę, na której odbędzie się organizowany przez AKISSJG Sierpniowy Weekend w Karkonoszach. Baaardzo fajne miejsce. Szkoda, że wtedy będziemy w innym rejonie Polski :)

 

Trochę krętą drogą dotarliśmy do prowadzącej w stronę Szklarskiej drogi nr 3. Tu ruch już większy. Jedziemy spacerowo. Po lewej i prawej stronie parkingi przy wodospadzie Szklarka. Postanawiamy tam stanąć. Akurat udaje nam się wcisnąć w puste miejsce. Parking bezpłatny !!! :)

 

Spacerujemy wśród straganów. Oglądamy rzeczy fajne i badziewne.

 

Ok. Idziemy do tego wodospadu. Pewnie znów będzie pod górkę. Przed wejściem do Karkonoskiego Parku Narodowego kupujemy bilety po odpowiednio 5 zł i 2,50 zł. Na biletach jest taki mądry napis, który mówi, że w tym dniu możemy wejść na teren Parku w każdym miejscu i nikt od nas nie kasuje ponownie kasy. Jak ten zapis obeszli wspaniali urzędnicy napiszę później :)

 

Po minięciu kasy bilet sprawdza nam młody chłopak w odblaskowej kamizelce.

 

Do wodospadu jest około 10 minut drogi. Dochodzimy i chwilę stoimy przy samym wodospadzie. Ludzi dość sporo ale udaje nam się zrobić obowiązkowe w tym miejscu fotki.

 

post-1984-0-96231900-1312292648_thumb.jpg

 

post-1984-0-65585300-1312292651_thumb.jpg

 

post-1984-0-12793100-1312292653_thumb.jpg

 

post-1984-0-74481100-1312292654_thumb.jpg

 

Wracamy do auta. Po drodze podchodzi do nas ów jegomość w odblaskowej kamizelce i ponownie sprawdza nam bilety. A może ktoś zgubił lub wyrzucił i będzie można ponownie turystę wykasować ?

 

Na straganie kupujemy jakieś drobiazgi i lokujemy się w samochodzie.

 

Gdzie teraz ? Przed siebie :)

 

Po drodze myślimy czy chcemy zobaczyć też wodospad Kamieńczyk. Wiemy, że jest dużo gorsze dojście niż do Szklarki. Chyba nam się zbytnio nie chce.

 

Wjeżdżamy do miasta. Jedziemy na ulicę 1 Maja gdzie dawno temu mieszkał wujek mojej Klaudii, znany fraszkopisarz Jan Sztaudynger. Chcemy zobaczyć dom, w którym mieszkał i pracował. Okazuje się, że dom spłonął w 2005 roku. Zastajemy tylko ruiny :(

 

post-1984-0-19347700-1312292656_thumb.jpg

 

Pogoda taka sobie ale na szczęście nie pada. JeszczeÔÇŽ

 

Jedziemy zobaczyć słynny „Zakręt śmierci”. Mieści się on na drodze nr 358, która prowadzi do Świeradowa Zdrój. Okazuje się, że straszniejsze zakręty pokonaliśmy w Kotlinie Kłodzkiej. Znów lipa.

 

Jedziemy w stronę Jakuszyc. Mżawka :( Wokół pusto. Ludzi nie ma. Wyjść na szlak to jakoś średnio nam się chce. Dojeżdżamy do granicyÔÇŽ iÔÇŽ. zawracamy. Na drugą stronę przejechać nie możemy, ponieważ najmłodsza Kaśka nie zabrała z Poznania paszportu a dowód osobisty odbiera po powrocie z wakacji. Zawracamy więc w stronę Szklarskiej.

 

Po drodze napotykamy na przydrożny parking z napisem: „Parking najbliżej Kamieńczyka – tylko 30 minut”. OjÔÇŽ. Ja już znam te karkonoskie 30 minut i z pewnością nie zapomnę na długo :)

 

Zostałem jednak przegłosowany. Idziemy do Kamieńczyka :(

 

Stawiamy auto za 5 zł i idziemy w górę.

 

Droga najpierw dość łatwa i przyjemna. Dochodzimy do skrzyżowania z tymi co wybrali dojście z innego parkingu. Nie z tego najbliżej położonego J:)

 

Teraz droga jest gorsza. Idziemy po bardzo niewygodnych kamieniach i dość ostro pod górkę. Na drodze trzeba bardzo uważać, ponieważ łatwo o skręcenie nogi. Plusem jest natomiast to, że cały czas wiemy jak jest jeszcze daleko, bowiem cel jest widoczny. Ruch dość spory. Idę dysząc i zastanawiam się jak ci ludzie to robią, że z taką łatwością mnie wyprzedzają.

 

post-1984-0-59716500-1312292805_thumb.jpg

 

Dobijamy do wejścia przy wodospadzie po ok 40 minutach od wyjścia z parkingu. Zadowoleni, pokazujemy panu bileterowi, że my bilety do karkonoskiego Parku Narodowego już mamy i nie musi się fatygować.

 

Pan nam mówi, że tu nie płaci się za wejście do parku, tylko za: Udostępnianie Wąwozu Kamieńczyka dla celów turystycznych”. Dla mnie to jest to skandal. Płacimy oczywiście kolejne 5 zł i 2,50 zł za bilety. Wielu z turystów w dość wyraźny sposób mówi, co myśli o panu bileterze oraz o jego pracodawcach :)

 

Zakładamy obowiązkowe kaski (wypożyczenie za darmo) i schodzimy do wodospadu po metalowych schodach. Później idziemy wiszącym podestem i dochodzimy do celu. Widok fajny. Hałas spadającej wody, tłumi głosy. Robimy zdjęcia i nasyceni widokiem idziemy w drogę powrotną.

 

post-1984-0-60783800-1312292657_thumb.jpg

 

post-1984-0-22462100-1312292659_thumb.jpg

 

post-1984-0-16228200-1312292661_thumb.jpg

 

Po minięciu kasy i oddaniu kasków, skręcamy jeszcze kawałek pod górkę i dochodzimy do schroniska. Bierzemy pamiątkowe pieczątki i w pobliskiej karczmie, zajadamy się skibą chleba ze smalcem i ogórkiem.

 

post-1984-0-88910500-1312292662_thumb.jpg

 

Posileni wracamy do samochodu.

 

Zastanawiamy się co dalej. W sumie to nam się już nie chce zdobywać kolejnych szczytów. Jesteśmy trochę zmęczeni. Postanawiamy, że wracamy do Miłkowa.

 

W centrum Szklarskiej zauważamy jeszcze kolejny podczas naszego wyjazdu tor saneczkowy. Wszystkie moje dziewczyny postanawiają pojechać. Ja będę robił fotki :)

 

Bilety kupione i zasiadają na swoich sankach. Najpierw Kaśka, w środku Klaudia a na końcu Magda. Dziewczyny giną mi za wzniesieniem. Zajmuję z aparatem strategiczną pozycję i czekam. Nagle pojawia się pędząca Kaśka. Robię kilka zdjęć i odwracam się czekając na Klaudię, która powinna się już pojawić. Czekam i czekam. Nie ma. Co się stało ?

 

UfffÔÇŽ Jest. Klaudia jedzie z prędkością szybkiego żółwia a zaraz za nią Magda. Widzę przerażenie w oczach małżonki a zawód w oczach starszej latorośli. ZAWALIDROGA – to przydomek Klaudii w czasie drogi powrotnej.

 

post-1984-0-22519700-1312292807_thumb.jpg

 

post-1984-0-84242400-1312292808_thumb.jpg

 

post-1984-0-47821500-1312292810_thumb.jpg

 

Wracamy do Miłkowa. Podróż przyjemna i jak zwykle wesoła. Dojeżdżamy wczesnym wieczorkiem na kemping. Robimy grilla i pijemy sobie małe co nieco :)

 

Spać idziemy tego wieczora dość późno.

 

Jak ten czas leci, jutro już ostatnia wycieczka po Kotlinie Jeleniogórskiej :(

 

CdnÔÇŽ

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Dzień IX (27 lipca 2011)Wstałem bardzo wcześnie tzn. przed 07.00. Zaparzyłem sobie pachnącej kawy i wyszedłem z przyczepy. Odpaliłem kompa i w promieniach porannego słońca zacząłem opisywać kolejny dzień naszego wyjazdu, aby jak najszybciej zaspokoić ciekawość czytających moje wypociny forumowiczów.

 

Gdy wstały moje dziewczyny, opis kolejnego dnia był już gotowy.

 

Przygotowaliśmy śniadanie, w którego trakcie padło ciężkie pytanie. Wiedziałem, że ono padnie ale myślałem, że będę mógł się do odpowiedzi na nie przygotować:

 

- Co dzisiaj robimy ? –zapytała Kasia

- Dziś mamy dzień lenia. Siedzimy na miejscu i odpoczywamy – odpowiedziałem.

- Żartujesz tato – Kasia bardziej stwierdziła niż zapytała.

 

Oczywiście, że żartowałem. Na leniuchowanie będzie czas w drugiej części urlopu. Za bardzo jednak nie mieliśmy ochoty na zdobywanie szczytów, piesze (30 minutowe) wycieczki do Karpacza czy jazdę do Jeleniej Góry.

 

Po śniadaniu rozwinęliśmy wspólnie mapę i bez pomysłu zaczęliśmy ją studiować. Co chwila padały różne propozycje ale nic nam nie przypadło do gustu. Chyba jednak mieliśmy ochotę poleniuchować.

 

- To może Kochanie wypijemy jeszcze jedną kawkę ? – usłyszałem pytanie Klaudii

 

- Bardzo chętnie :) - odpowiedziałem wiedząc, że mam jeszcze przynajmniej kolejne kilkadziesiąt minut na przeglądanie mapy.

 

W końcu zapadła decyzja.

 

Jedziemy zobaczyć Chybotek, cmentarz ofiar hitlerowców położony w lesie nieopodal Karpacza i wjedziemy samochodem jak najbliżej Świątyni Wang.

 

No bo jak ? Być w Rzymie i nie wiedzieć Papieża ?

 

Jeśli chodzi o Chybotek to Magda nas poinformowała, że była w ubiegłym roku z wycieczką szkolną przy Chybotku ale to było w bliskiej okolicy Szklarskej Poręby. Jest to duży głaz, leżący na mniejszym. Jeśli stanęłoby się na nim i rozbujało, mógłby spełniać rolę huśtawki.

 

Postanowiliśmy więc sprawdzić wersję karpacką :)

 

Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w spacerowym tempie w drogę. Pierwszym punktem miał być ów Chybotek. Wzorując się na mapie Karkonoszy, na której widniał napis Chybotek, naniosłem odpowiedni punkt w nawigacji i z uśmiechem na ustach ruszyliśmy do punktu przeznaczenia. Najpierw jechaliśmy znaną już nam drogą 366 w kierunku Szklarskiej. Po drodze znów minęliśmy „Zajazd u Rybaka”. Tam dziś zjemy rybkę na obiad :)

 

Minęliśmy zalew koło miejscowości Marszyce i skręciliśmy w lewo w kierunku Przesieki. Przesieka to maleńka miejscowość, w której zlokalizowano dość dużą ilość różnego rodzaju domów wczasowych. Stan ich jest różny ale widać, że miejscowość cieszy się dużą popularnością wśród turystów. Po drodze mijamy stary wagon tramwajowy, ustawiony jako pomnik. Zastanawiamy się skąd tu tramwaj ? Dopiero po kilku dniach dowiadujemy się, że w latach 1911-1964 biegła tu linia tramwajowa z Jeleniej Góry do Podgórzyna. Ciekawe, prawda ?

 

Droga biegła pod górę bardzo krętą drogą. Ostro w lewo, zaraz ostro w prawo i tak co chwilę.

 

Nawigacja wskazała, że do punktu przeznaczenia mamy jeszcze kilkaset metrów. Już z daleka było widać stojący przy drodze znak drogowy „Zakaz ruchu”. Widniała pod nim biała tabliczka z jakimś napisem. Z daleka był jeszcze niewidoczny, lecz im byliśmy bliżej, tym napis stawał się czytelniejszy. Jak doczytaliśmy wszystko, z osłupienia zatrzymałem samochód i zaskoczeni wpatrywaliśmy się w tę tabliczkę. Napis brzmiał: „Nie dotyczy mieszkańców domu wczasowego Chybotek”. Takiego finału nikt z nas się nie spodziewał. Musieliśmy zawrócić. Chociaż droga na mapie widniała, stojący znak uniemożliwiał dalszą jazdę. Pierwsze miejsce okazało się klapą.

 

Jedziemy dalej. Ów drogę zaatakujemy z drugiej strony. Znów jazda przez Przesiekę. Tym razem z górki. Skręciliśmy w stronę Borowic, gdzie mieścił się (wg naszej wspaniałej mapy) cmentarz więźniów jenieckiego obozu. Bardzo sympatyczną leśną drogą dotarliśmy na miejsce. Znów konsternacja, ponieważ przed wjazdem na plac przed cmentarzem znajduje się parking N:50*4734.51” E:15*4005.02”. Informuje o nim znak drogowy z wielką literą „P” na niebieskim tle. Natomiast zaraz przed nim wisi znany nam już „Zakaz ruchu”. Aby nie było w razie czego niedomówień, stanąłem przed kolekcją wykluczających się znaków.

 

post-1984-0-66929000-1312569146_thumb.jpg

 

Weszliśmy na teren cmentarza. Jest on dość mały. Leżą tutaj jeńcy wojenni różnych narodowości i robotnicy przymusowi z Polski, budowniczowie Drogi Sudeckiej, zmarli i zamordowani w latach 1939-1945 przez niemieckich strażników. Praca przy budowie Drogi Sudeckiej była bardzo ciężka. Więźniowie i jeńcy kruszyli kilofami skały na tłuczeń do budowy drogi z jezdniami szerokości około 11 metrów. Niemcy nie zdążyli jednak urzeczywistnić swoich planów i dokończyć budowy. Na przełomie lat 1944 - 1945, na skutek przybliżania się frontu, doprowadzili do likwidacji obozu. Pozostałych przy życiu jeńców rozstrzelano. Łączna ilość zmarłych jeńców ocenia się na 800 - 1000 osób. 40 jeńców pochowano we wspólnej mogile nieopodal obozu. W masowych grobach bez oznaczeń na tutejszym cmentarzyku pogrzebano około 500 - 600 osób różnych narodowości. Tablica pamiątkowa wmurowana w granitowy głaz i metalowy znicz informują turystów ocharakterze tego miejsca.

 

post-1984-0-63899900-1312569142_thumb.jpg

 

post-1984-0-80476500-1312569151_thumb.jpg

 

post-1984-0-53245700-1312569157_thumb.jpg

 

post-1984-0-64640400-1312569160_thumb.jpg

 

Wsiadamy do auta i jedziemy dalej. Kierujemy się do Karpacza. Wjeżdżamy na parking przed Świątynią Wang. Stajemy na dużym parkingu i stajemy się lżejsi o całe 7 zł. W zamian za to możemy tu stać nawet do wieczora :)

 

Idziemy wśród drzew w towarzystwie rzeszy turystów zza zachodniej granicy. Skąd ich tylu tutaj ? – zastanawiamy się.

 

Dochodzimy do kościółka. W kasie kupujemy bilety wstępu – 7 zł normalny i 4 ulgowy. Fotografowanie w środku 5 zł. Magda postanawia, że będzie fotografować spod pachy :)

 

Gdyby ktoś nie chciał zwiedzać świątyni od środka, musi kupić bilecik za jedyne 1 zł.

 

My postanawiamy wejść, bo wiemy, że po raz drugi już tu nie przyjedziemy.

 

Wchodzimy wraz z jakąś grupą. Na początku wsłuchujemy się w dźwięk organów z płyty CD, a następnie w słowa lektora (też CD), który opowiada o historii kościoła, zdobieniach i ołtarzu. Po skończeniu opowieści z płyty, wybiegł młodzieniec z kijem i pokazał zdobione elementy, o których słyszeliśmy z CD. Wyglądało to mniej – więcej tak: „Tu jest smok, o którym państwo słyszeli, a tu jest oko, a tam dupa (czy coś innego)ÔÇŽ.” ŻE-NA-DA !!!

 

post-1984-0-17866800-1312569164_thumb.jpg

 

post-1984-0-98664900-1312569166_thumb.jpg

 

post-1984-0-24564400-1312569170_thumb.jpg

 

post-1984-0-88068900-1312569173_thumb.jpg

 

post-1984-0-48126600-1312569177_thumb.jpg

 

Wychodzimy czym prędzej. Przechodzimy się jeszcze po cmentarzu przykościelnym i czujemy się jak byśmy byli co najmniej w Berlinie. Tylu tu Niemców.

 

post-1984-0-32112200-1312569270_thumb.jpg

 

post-1984-0-57168700-1312569275_thumb.jpg

 

post-1984-0-52782300-1312569280_thumb.jpg

 

post-1984-0-01394000-1312569285_thumb.jpg

 

post-1984-0-71317700-1312569291_thumb.jpg

 

post-1984-0-90768200-1312569296_thumb.jpg

 

Wracamy do samochodu. Z obojętnością przejeżdżamy obok parkingowego (tego od 7 zł) i jedziemy w stronę centrum. Po drodze kupujemy jeszcze regionalne piwa w „naszym” ulubionym sklepiku i jedziemy dalej. Na rybkę do „Zajazdu u Rybaka”. Wchodzimy do knajpki. Zamawiamy cztery porcje pstrąga z frytami i surówkami a następnie siadamy przy jednym z wielu stołów nad stawami. Miejsce miłe i ładne. Okolica ładna, ludzi w miarę. Czekamy ok 20 minut. Z megafonu słyszymy głos pani, tej od zamawiania posiłków:

 

NUMER 15 !!!!! – krzyczy.

 

Poszliśmy z Magdą i przynieśliśmy solidnie wyglądające porcje. Niestety okazało się, że to co jedliśmy w Kudowie to był Mercedes przydużym Fiacie z Miłkowa.

 

Owszem nie było źle, ale spodziewaliśmy się czegoś smaczniejszego.

 

post-1984-0-54304200-1312569301_thumb.jpg

 

post-1984-0-85916700-1312569304_thumb.jpg

 

Wracamy na kemping. Dziś będzie ostatnia noc na tym kempingu. Jutro wyjeżdżamy nad morze :)

 

CdnÔÇŽ

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień X (28 lipca 2011)

 

Zanim podniosłem roletę w przyczepie, zastanawiałem się co też zobaczę: słońce czy deszcz ? Zobaczyłem słońce.

 

Po porannej kawie zaczęliśmy pomalutku zwijać nasz obóz. Później zrobiliśmy sobie przerwę na pyszne śniadanko i zaczęłiśmy dalej się pakować. Nie było tego dużo, ponieważ zabraliśmy ze sobą tylko minimum.

 

Pani recerpcjonistka poinformowała nas, że jeśli nie chcemy zapłacić za następną dobę musimy opuścić kemping do godz. 12.00.

 

Po spakowaniu i podczepieniu przyczepy wypiliśmy jescze jedną kawkę i wsiedliśmy do auta. Kierunek - Bałtyk. O godz.11.50 opuściliśmy "WIśniową Polanę". Kotlina Jeleniogórska pożegnała nas ładną, słoneczną pogodą. Przed nami ok. 600 km i 2 tygodnie leżenia plackiem.

 

Obiecaliśmy sobie, że jeśli będziemy mogli, to z pewnością odwiedzimy jeszcze Kotliny Kłodzką i Jeleniogórską. Kiedy ? Zobaczymy. Może w przyszłym roku ? A może w dalszej przyszłości ? Zobaczymy :)

 

 

KONIEC :banan:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.