Skocz do zawartości

Norwegia z przyczepą


Rekomendowane odpowiedzi

Przemierzaliśmy powoli wyspy, zatrzymując się przy każdej okazji.

Na poszukiwanie stałego postoju przyszła pora w okolicy Leknes.

Dojazd do kempingu, do którego skierowaliśmy się, widoczny już z drogi, nie budził zaufania, więc pojechaliśmy dalej, wybiarając w nawigacji nowe miejsce o nazwie "Brustranda".

Oddaliliśmy się o kilkanaście kilometrów od E10, więc gdy zobaczyliśmy jak wygląda nasz dom na najbliższe dwa dni, byliśmy rozczarowani podwójnie.

Pełno paskudnych, błotnistych bajorek, obrośniętych po brzegach rudymi glonami. Pomiędzy nimi kamienna grobla, budynek recepcji no i oczywiście miejsca dla gości.

Zarządziłem kolejny w tył zwrot, i zacząłem przeszukiwać nawigację, ale tym razem wszyscy popatrzyli na mnie złowrogo.

- Jesteśmy GŁODNI !, zawołali. Nareszcie nie o mnie chodziło w kwestii jedzenia!

Zaszedłem do recepcji, zapłaciłem tylko za jedną noc, choć wczesniej mieliśmy zamiar w końcu posiedzieć trochę dłużej w jednym miejscu.

Nie było drogo. - Ale skoro tak to wszystko wygląda, to nic dziwnego, muszą sobie mniej liczyć, pomyślałem.

Gdy kończyliśmy późny obiad, nasz kemping przeistoczył się.

Przypływ podniósł lustro wody o półtora metra. Płytkie bajorka zmieniły się w kapitalny labirynt wody i alejek łączących miejsca do kempingowania.

Gdy teraz patrzylo się wokoło, bez wahania można było powiedzieć, że chyba ładniejszego miejsca na postój być nie może.

- Widzisz jak tu ładnie? A tak narzekałeś. No i po co?, stwierdziła małżonka.

Potem dowiedzieliśmy się, że kemping ten "został uznany za najpiękniejszy na Lofotach".

Nie wiem czy w tej sprawie nie jest tak samo, jak z miasteczkami, ale w moim osobistym plebiscycie rzeczywiście jest najładniejszy i to nie tylko na wyspach.

 

Cdn.

 


Biwak gotowy. Nasz a przyczepa z prawej.

post-150353-imported-e31d11d8-33e4-4d87-b1e9-3f702d990d7a_thumb.jpg

 

Budynek recepcji i sklep.

post-150353-imported-21b2379f-77dc-44ab-96db-ef89e7624d1b_thumb.jpg

 

Na terenie kempingu rozłożono różne elementy statków. Tutaj diesel i wał napędowy ze śrubą od kutra.

post-150353-imported-5d31eba5-f446-4cdc-9d71-8745cdf64eb6_thumb.jpg

 

 

post-150353-imported-fe692202-35ac-4e22-9fe4-610d9271e696_thumb.jpg

 

Na krotsze postoje rozkładamy tylko daszek.

post-150353-imported-c67fda94-9278-4fb1-8ac5-a657965d041e_thumb.jpg

 

Ładny zakątek na kempingu.

post-150353-imported-57904c1a-aae4-449a-ba88-f993c18b3613_thumb.jpg

 

 

post-150353-imported-fbfbba73-1d2b-4a5a-ab15-6e7d8b34bd8a_thumb.jpg

 

Pomieszczenie do wspólnego korzystania połączone ze zmywalnią, z poprzedniego zdjęcia

post-150353-imported-fd959c3e-1721-4f7c-87d7-9e44b300df2d_thumb.jpg

 

Odpływ.

post-150353-imported-69349caa-8266-4dbd-beb3-5b69b788e763_thumb.jpg

 

Przypływ. Zmiana co parę godzin.

post-150353-imported-644f7c87-75ce-40da-bcc2-c80ab582d841_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wypadającą w drugim dniu naszego pobytu na Lofotach niedzielę, mieliśmy ochotę spędzić w miarę możliwości świątecznie. Podobnie jak i w Lom, czynnego kościoła w okolicy nie było.

Chcąc zagospodarować wolne w związku z tym przedpołudnie a jednocześnie odpocząć po ostatnich bardzo aktywnych dniach wymyśliliśmy plażowanie.

Odpowiednie miejsce znalazło się dwa kilometry od kempingu.

Cały pomysł traktowaliśmy trochę jak żart i zabawę, w przekonaniu, że za kołem polarnym taka rozrywka raczej nie jest praktykowana.

Tymczasem w pobliżu miejsca, gdzie zamiast skał było trochę piasku stało parę norweskich samochodów. Panowie i panie w strojach kąpielowych, małe dzieci całkiem na golasa -

my tymczasem w kurtkach albo polarach.

Trzeba było się dostosować. Rozebraliśmy się. Nie żeby zaraz aż tak jak ci malcy, trochę tylko.

Słońce świeci, piasek bielutki jak na Karaibach ale tak w ogóle, to: ZIMNO.

No ale udajemy, że nie. Wcale nie jesteśmy gorsi od Norwegów, a nawet, proszę - lepsi !

Zanurzyliśmy nogi w wodzie! Dziewczyny po kostki a ja do łydki !

Tymczasem patrzymy, a tu trzech malców złapało nadmuchiwanego krokodyla i do wody!

Koniec, poddaliśmy się.

 

Popołudnie upływało błogo i spokojnie na kempingu, aż do momentu, gdy żona po raz trzeci z rzędu przypomniała, że mieliśmy pojechać na północne wybrzeże wyspy, żeby zobaczyć ruch słońca nad horyzontem i upewnić się, że ono tu faktycznie wcale nie zachodzi.

Przekonywałem, że spokojnie można przewodnikom i podręcznikom geografii, astronomi i różnym innym w tej kwestii całkowicie zaufać, ale nie pomogło.

- Przeczytać a zobaczyć to co innego, stwierdziła.

Od rana przeczuwałem, że tak całkiem nic nie robić przez cały dzień, to jednak się nie da.

Po 20.00 wyjechaliśmy w stronę Eggum, gdzie na mapie zaznaczono punkt widokowy.

 

Trzy małe czarne punkty, które pojawiły tuż nad horyzontem, najpierw niemal niedostrzegalne, teraz rosły w oczach z każdą sekundą. Po chwili przez szum spokojnego dzisiaj morza przebiło się monotonne buczenie silników.

Achtung! Flugzeug! Okrzyk kaprala poderwał grupę żołnierzy, którzy rzucili się w stronę działka z zadartą ku niebu lufą. Od dobrych dwóch miesięcy zaopatrzenie w amunicję szwankowało a tydzień temu ta po prostu się skończyła.

Na dobrą sprawę, rozsądniej byłoby biec w zupełnie w przeciwnym kierunku. Próba taka chyba jednak nie znalazłaby uznania w oczach oberleutnanta, a jego gniew wydawał się być groźniejszy niż wróg.

Trzy P35, amerykańskie myśliwce dalekiego zasięgu, objuczone dodatkowymi zbiornikami paliwa na skrzydłach i 60 funtowymi bombami pod kadłubem, nietypowym jak na myśliwiec ładunkiem, zmniejszyły wysokość.

Zanim ryk rozkręconych do maksymalnych obrotów silników zdążył wypłoszyć kręcące się przy brzegu mewy, rozległa się przedwczesna salwa. Wyczerpała ona do cna resztkę amunicji pozostawioną na czarną godzinę.

Bomba zwolniona przez środkowy samolot najpierw zachybotała w powietrzu, jakby nie wiedziała co ma zrobić z nagle uzyskaną wolnością, potem łagodnym łukiem, z coraz większą szybkością, poszybowała w kierunku wieży nad którą wznosiła się sieć radaru.

Trafiony w samo serce budynek rozsypał się jak spróchniała beczka. Stalowa, obrotowa platforma podtrzymująca radar zatrzymała się. Po sekundzie, przy wtórze jęku giętego i rozrywanego żelaza cała koronkowa konstrukcja runęła w dół nadbrzeżnego urwiska.

Samoloty wykonały nawrót. Jakby nie wierząc w zbyt łatwo osiągniety sukces - podchodziły ponownie do ataku. Pozostałe bomby zrzuciły jednak na chybił - trafił i czym prędzej oddaliły się z pola rażenia, nie wiadomo czemu, ciągle milczącej baterii przeciwlotniczej.

 

Wiem, pomyliłem bajki. Żona właśnie to przeczytała i też mi się jakoś dziwnie przygląda.

Przez bite dwa tygodnie słuchaliśmy audiobooków. Najpierw "Cenę życia" Arcta, potem "Awanturniczą rewoltę bombardiera Asha", też wojenną. W związku z tym czuję się USPRAWIEDLIWIONY.

 

Na wzgórze wznoszące się nad Eggum można dotrzeć robiąc sobie dziesięciominutowy spacer albo, wrzuciwszy do puszki 20 koron, dojechać szutrową, łagodnie wznoszącą się płatną drogą.

Stąd jest najlepszy widok na ocean.

Znajdujące się na szczycie ruiny, podobne trochę do zamku, pochodzą z drugiej wojny.

Mieściła się tutaj niemiecka stacja radarowa, której zadaniem było śledzenie ruchu konwojów alianckich na drodze do Murmańska.

Wewnątrz ciągle jeszcze pozostają stalowe elementy urządzenia.

Podobne pamiątki z okresu wojny spotyka się wzdłuż północnego wybrzeża Norwegii co kawałek.

Dawny bunkier dowodzenia znajdujący się poniżej został obecnie wyposażony w szerokie okna.

W środku miejsce oberleutnanta zajęła korpulentna Chinka prowadząca sklep z pamiątkami a przy okazji sprzedająca kawę, gofry i inne potrzebne rzeczy.

Pomaga jej Norweg, chudy, wysoki i ze strasznie smutnym wyrazem twarzy. On piecze gofry i parzy kawę, ona siedzi przy kasie i dyryguje.

W Eggum nie byliśmy sami. Przyjechało całkiem sporo kamperów i przyczep, widać było, że planują pozostać tu na noc. Dzięki temu, pomimo dość późnej pory, panowała taka trochę atmosfera pikniku.

Wzdłuż stromo opadającego, bardzo wysokiego brzegu, prowadzi ścieżka. Oczekując na zejście słońca nad horyzont urządzilismy sobie spacer, godzinę w jedną i godzinę w drugą stronę.

Niebo było prawie czyste i o 23.00 cień kładł się na trawę jak u nas w środku dnia.

Siedzieliśmy pod radarem w towarzystwie kilku osób niemal do północy. Słońce faktycznie tylko trochę zawadziło o horyzont.

Chciało nam się spać i nie czekaliśmy już na moment, gdy zacznie ponownie dźwigać się ku górze.

Wróciliśmy na kemping.

 

Errata: Po namyśle sądzę, że to nie była Chinka, tylko przedstawicielka ludu Saamów, zamieszkującego Laponię. Spotkaliśmy tam później kilka osób o podobnym typie urody.

 

Cdn.

 


Dojscie do plazy nieco dłuższe - droga wąska i trudno było znaleźć miejsce na samochód.

post-150634-imported-45213615-a429-4b42-9e40-c59364b1c1de_thumb.jpg

 

Zejście do brzegu.

post-150634-imported-3b47258a-9dec-437f-830d-d80c5cac8c99_thumb.jpg

 

 

post-150634-imported-f1f6b9d7-e022-443c-a833-523b8291d464_thumb.jpg

 

 

post-150634-imported-f2c8a80a-caba-478d-aac9-e292a9fe5bc2_thumb.jpg

 

Pod względem kąpieli morskiej, na nic więcej nie było nas stać.

post-150634-imported-87c0f6fc-c7a7-4cc5-9f75-af00bdfcc600_thumb.jpg

 

Widok ze wzgórz na na pobliską osadę.

post-150634-imported-eefce6f8-2055-47b3-8a76-56512c9bf705_thumb.jpg

 

Ruiny stacji radarowej.

post-150634-imported-c2a47a07-5e07-459e-9db0-e8cc067d0518_thumb.jpg

 

W trakcie obserwacji słońca.

post-150634-imported-bac815a2-e6eb-4aaf-875d-c48e9dcc277c_thumb.jpg

 

 

post-150634-imported-3ab212f4-02fc-4319-af04-3f3ce1481931_thumb.jpg

 

Po drodze wzdłuż wybrzeża.

post-150634-imported-32c87ea0-0cbb-4344-bcbd-d5082b7f6c3d_thumb.jpg

 

Jest 22.00. W oddali radar.

post-150634-imported-66489c08-da93-46ba-a895-842cf61e20a1_thumb.jpg

 

Wycieczka, prawie górska, o 23.00

post-150634-imported-c163bc63-e693-4c36-8cdb-86dabece78c2_thumb.jpg

 

W drodze na kemping, dochodzi godzina 0.30 i powoli zaczyna robić się jaśniej.

post-150634-imported-14f570b6-acc9-49a1-a89d-633b67dd40a5_thumb.jpg

 

 

post-150634-imported-e1be5828-1800-4f4b-b3a9-588e0015a7ad_thumb.jpg

 

 

post-150634-imported-5bd8ab60-ee85-4d1e-b46b-fc2be5221ee5_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny dzień na Lofotach był inny niż poprzednie. Osiągnęliśmy już najbardziej oddalony cel podróży i powoli, chcąc, nie chcąc, zaczynaliśmy myśleć o powrocie. A to nie sprzyja woli poszukiwania nowych miejsc i przygód.

Zachęceni wspomnieniami z Reine skręciliśmy z E10 w kierunku Henningsvar, zostawiając w przydrożnej zatoczce przyczepę.

Przewodnik jak zwykle głosił, że "Henningsvar zostało uznane za najładniejsze miasteczko na Lofotach". Droga do tej rybackiej miejscowości rzeczywiście obfituje w ładne widoki.

Sama miejscowość, uważam, warta odwiedzenia. Jest to żyjące miasteczko, którego mieszkańcy utrzymują się nie tylko z turystyki, jak było, wydaje mi się, w Reine. Zabudowania mieszkalne i mały port zdają się stanowić jedną całość. Pachnie (pachnie?) rybami, na wodzie panuje ruch. Jedne kutry pływają, inne są remontowane.

Słowem: jest fajny klimat, ale określenia "Wenecja Lofotów", jak pisał przewodnik, nie zaryzykowałbym.

 

Wybór miejsca na postój w podróży, taki np. na drugie śniadanie, albo na popołudniową kawę, to bardzo ciekawa sprawa. Macie na to jakąś metodę?

U nas to wygląda tak, że jeżeli przejedziemy jakiś punkt i nie ma jak zawrócić, to po chwili widać, że z drogi prezentuje się on bardzo atrakcyjnie i zachęcająco. Z kolei, gdy skręcimy w porę, okazuje się, że na parkingu panuje tłok, a otoczenie jest, oględnie mówiąc, paskudne.

Ta żelazna reguła, która ZAWSZE nam się sprawdzała, przestała działać w Norwegii. Z początku wprowadzało nas to w stan niepokoju, przywodząc różne, czarne myśli, np. że zabłądziliśmy.

Wkrótce sprawa się wyjaśniła: tutaj nie ma brzydkich parkingów.

Najciekawszy trafił się nam na ostatniej z wysp. Od wyasfaltowanej zatoczki wiodły drewniane schody. I to nie byle jakie, chyba ze 150 metrów. Na ich szczycie czekały: piękny widok + dwa stoliczki. Widok i jeden ze stoliczków stały się na blisko godzinę naszą własnością.

 

Lofoty pożegnały nas szerokim mostem. Piszę o tym, bowiem niektóre przewodniki podają, że konieczna jest przeprawa promowa. Jest to informacja nieaktualna.

Narvik mijaliśmy w porze, która wykluczała wizytę w muzeum wojny. Trochę żałowałem, że tam nie zajrzę, ale wiązałoby się to pozostaniem tu do następnego dnia. Pozostali nie palili się zbytnio

do oglądania pamiątek słynnej bitwy i ruszyliśmy, nadal E10, ku granicy ze Szwecją.

Licząc na nowe przyrodnicze atrakcje turystyczne nocleg zaplanowaliśmy na kempingu w rejonie szwedzkiego Parku Narodowego Abisko.

Laponia trochę nas rozczarowała. Po pierwsze nie było pogody, resztki słońca zniknęły zaraz po przekroczeniu granicy, po drugie - nie było stacji benzynowych, po trzecie - kemping w Abisko wcale nam się nie spodobał. Wyglądał jak tor żużlowy, na którym z nieznanego powodu, zamiast motocykli i zawodników, znalazły się przyczepy i kampery. Na dodatek recepcja była nie wiadomo gdzie.

Z tymi wszystkimi kłopotami poradziliśmy sobie bez trudu:

* z pogodą pogodziliśmy się

* stacje paliw przechytrzyliśmy, bo przez całą drogę pilnowaliśmy: mniej niż pół baku - tankujemy, więc zapas z Norwegii był wystarczający.

* zamiast na kemping zajechaliśmy parę kilometrów dalej na bezpłatny, ładnie położony parking.

 

Cdn.

 


post-151033-imported-374c0f27-4cb9-4a52-b712-2a3868447c06_thumb.jpg

 

Po drodze do Henningsvar

post-151033-imported-10665aec-a987-4a51-8546-cb3c62639509_thumb.jpg

 

Do Henningsvar, po opuszczeniu E10

post-151033-imported-2d211f59-cef8-4716-a514-2cb5257bb9c3_thumb.jpg

 

Mała przekupka w Henningsvar

post-151033-imported-2136ed5c-179f-4355-a8ff-d8ac1cd4b682_thumb.jpg

 

Suszone dorsze (stokfisze)

post-151033-imported-7788c68d-c15a-4a6e-a97e-5362287de430_thumb.jpg

 

 

post-151033-imported-7b208f55-2051-48ed-ade0-2c0e8dd9b722_thumb.jpg

 

 

post-151033-imported-ed007d86-f717-4a34-b399-6161e1b6288f_thumb.jpg

 

 

post-151033-imported-acee13b5-9452-4eb3-813e-125936184c49_thumb.jpg

 

Most na Lofoty

post-151033-imported-e4a67791-e6ad-4cb2-9697-6f2178e3c084_thumb.jpg

 

Okolice mostu

post-151033-imported-35f7d3d8-d1b2-4c02-a059-0f04dc616d39_thumb.jpg

 

Ławeczka

post-151033-imported-326f1ae5-3411-4e11-89f3-0124fa5906e6_thumb.jpg

 

Otoczenie ławeczki.

post-151033-imported-205b6587-8764-40cb-930a-d3d25c7cff60_thumb.jpg

 

 

post-151033-imported-2263addb-5ae7-4244-9948-7be5299c2572_thumb.jpg

 

Widok na Narvik

post-151033-imported-b846fed5-0ce5-4d13-a4ce-7db990fb59f0_thumb.jpg

 

Miejsca związane z bitwą opisane i oznaczone. Jedna z tablic.

post-151033-imported-962bd3e0-dd11-41cd-ac51-b50d106d4e2d_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocowaliśmy na tym parkingu z drewnianymi schodami. Zastanawialiśmy się po co zbudowali te schody , wszystko wyjaśniło się póżniej - jest to miejsce do nocnej obserwacji wędrówki słońca po niebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Parking, który wybraliśmy na nocleg przez noc zamienił się w pole kempingowe - oprócz nas stanęły trzy inne przyczepy i taka sama ilość kamperów. Można powiedzieć, że prawie wszystkie działki zostały zajęte.

Być może, magnesem przyciągającym do tego miejsca był dość duży, stojący bezpośrednio przy placu sklep.

Placówka ta szczyciła się nazwą "Lapońskie Centrum Handlowe" albo coś w tym rodzaju.

Faktycznie był to normalny, dobrze zaopatrzony w artykuły spożywcze i drobne towary przemysłowe sklep samoobsługowy.

Jedyny akcent regionalny, do którego trochę obligowałaby nazwa, stanowiły dwa, postawione tuż przed wejściem stragany z wyrobami rękodzielniczymi.

Stanęliśmy przed szansą spełnienia naszego wielkiego i do tej pory nie do końca uświadomionego marzenia: zostania posiadaczem drewnianego łosia a jeszcze lepiej - dwóch łosi.

Kręciliśmy się przy straganie niezdecydowani, bowiem córka stanowczo twierdziła, że najlepszą regionalną pamiątką z Laponii będzie szklana ośmiornica. W zasadzie ilość spotkanych przez nas ośmiornic nie odbiegała znacząco od ilości napotkanych łosi, więc trudno było zaprzeczyć.

Sprzedawczyni przyglądała nam się bacznie, nagle uśmiechnęła się i odezwała: - Dzień dobry, Państwu.

Od bardzo sympatycznej Polki, prowadzącej tu sezonowo sprzedaż pamiątek otrzymaliśmy potrzebne nam informacje dotyczące Parku Narodowego Abisko.

W jej opinii potrzebowaliśmy co najmniej kilku godzin, aby cokolwiek skorzystać z uroków rezerwatu. Kanion rzeki Abisko to taki bardziej spektakularny element - przychodzimy, patrzymy i już. Ale zasadnicza radość ze zwiedzenia parku ma tu polegać na wypuszczeniu się na pieszy szlak, wiodący przez malowniczą, zalesioną, znajdującą się wśród gór równinę.

Zaspokoiliśmy głód wiedzy na temat Abisko, pogadaliśmy również o pogodzie, promach i innych turystach.

Po chwili, wyposażeni w dwa łosie i ośmiornicę, dodatkowo obciążeni zakupami spożywczymi, wróciliśmy do przyczepy.

Od początku gdy tylko stanęliśmy przy straganach, mieliśmy wrażenie, że lapoński lud Saamów, pracując nad swoim rękodziełem, jest inspirowany sztuką ludową rodem z Podhala, że zakupił on od naszych górali licencję na wzory butów, skarpet, drewnianych szkatułek i skórzanych toreb a niektóre rzeczy nawet wprost - importuje.

Teraz wrażenie zmieniło się nieomal w pewność.

 

 

Z fotografowaniem się to jest tak, że czasem ktoś, nawet niespecjalnie urodziwy, na zdjęciach prezentuje się jak supermodel / modelka z okładek. W oku błysk, mina pewna i zadowolna, postawa zdobywcy - słowem, każdy by tak chciał mieć.

Drugi zaś, choćby nie wiem jak się starał - do zdjęć się nie nadaje. Na co dzień niby normalny, nawet do rzeczy. A na zdjęciu - gęba durna, oczy w słup lub zez. Czasem w ogóle odwróci się tyłem do aparatu albo przykucnie, gdy akurat trzeba stać.

Do tej drugiej kategorii zdecydowanie zaliczyć można było Laponię.

Krajobraz wprawdzie monotonny: z przodu las, z tyłu las, po lewej i po prawej - też.

Ale całość ładna i inna niż gdzie indziej. Drzewa znacznie rzadziej porastają teren, są mniejsze, często powyginane przez wiatr i śnieg, zimą łamiący nawet konary.

Całość poprzetykana oczkami jezior, usiana głazami, tu i ówdzie - przecięta wartkim strumieniem lub wąwozem.

Gdy jednak próbować zmierzyć się z aparatem fotograficznym, to okazuje się, że miejsce wprawdzie niebanalne ale o zatrzymaniu się nie ma mowy. Trafiając z kolei na postój, owszem, można sobie pofotografować ale najbliższe krzaki albo pień.

Droga przez Laponię jest prosta i bezpieczna. Szwedzi zaprojektowali ją jednak raczej tylko po to, żeby dotrzeć z punktu A do punktu B.

Zatoczek drogowych co niemiara. Co kilometr, dwa miejsce na zatrzymanie ale tylko takie, żeby np. sprawdzić, co się tłucze w bagażniku albo przetrzeć szyby. Na odpoczynek nie nadaje się.

Parkingów na dłuższy postój przy głównej drodze E10 - jak na lekarstwo. A o takich, jak w Norwegii, jeszcze z ładnym widokiem, można tylko pomarzyć.

 

Cdn.

 


post-151347-imported-ca71732b-0dbe-40f8-a966-0ee1546fc1a0_thumb.jpg

 

Droga E10 w kierunku Kiruny. Prawda, że mało fotogeniczna?

post-151347-imported-682dca0d-b394-4e63-8381-dbedfb5af97e_thumb.jpg

 

Ala za to od czasu do czasu oryginalne znaki drogowe dla rozrywki.

post-151347-imported-850c7b1c-6bf1-469e-b604-9ea3971c516a_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od początku wiadomo było, że wprawdzie to wyprawa na dość odległą północ, ale przecież w obrębie cywilizowanych i dobrze zagospodarowanych terenów.

W głębi duszy jednak, cały czas tkwiła tęsknota za większym wyzwaniem.

Tkwiła, czekała i się doczekała.

W pewnym momencie, między Abisko a Kiruną na drodze E10, jak by nie patrzeć, narysowanej na mapie grubą, czerwoną kreską, nawierzchnia skończyła się.

Na początku wcale nas to specjalnie nie zaniepokoiło. W końcu między Rzeszowem a Łańcutem też tak mieliśmy przez ostatnie dwa lata, no i co z tego. Jak się ktoś uparł, to przejechał.

Gdy jednak pokonaliśmy kilkanaście kilometrów, ciągle z prędkością 10-20 km na godzinę, a szutrowa nawierzchnia zaczęła stawać się trochę grząska, doszliśmy do wniosku, że na pewno zabłądziliśmy.

Nawigacja pokazywała jednak, że nie. Zresztą nie było przecież żadnych rozwidleń ani skrzyżowań.

W końcu droga zwężyła się do szerokości jednego pojazdu a po jej prawej stronie pokazał się pierwszy widoczny znak cywilizacji - słupek z czerwonym światłem "stop".

Stoimy zatem w szczerym polu, ale dokładniej byłoby powiedzieć - w szczerym lesie. My i ten słupek. Na niebie kłębią się ołowiane chmury, środek dnia, ale przez to jest dość ciemno. Popaduje deszcz. Stoimy.

Stoimy.

Stoimy.

...

Może to znaczy, że droga jest nieczynna?

Eee tam.

Stoimy.

Zza wypukłości terenu wyłonił się jakiś pojazd jadący z przeciwka. Gdy dojechał do słupka - zawrócił i zmienił lampkę z czerwonej na zieloną. Z tyłu miał napis: "FOLJ MIG", co jak na pewno absolutnie każdy wie, znaczy "jedź za mną". Tak to przynajmniej sobie przetłumaczyliśmy. Rzeczywiście chyba o to chodziło, bo po przejechaniu paru kilometrów dotarliśmy do drugiego słupka, gdzie pojazd nas zostawił, zawrócił i wziął w konwój jakiegoś innego nieszczęśnika.

Gdy po półtoragodzinnej przeprawie dotarliśmy do asfaltu nasza radość była wielka, aczkolwiek krótka. Podobny odcinek trasy znowu się powtórzył. Nie pamiętam tylko, czy to było przed czy za Kiruną.

W każdym bądź razie, opuszczajcie Norwegię tylko z pełnym bakiem.

 

 

Koło polarne przekroczyliśmy tym razem bez jakichkolwiek emocji. Droga w jego rejonie przypominała pobojowisko i wjazd na parking, gdzie można by to w jakiś sposób celebrować nie był możliwy.

Utrudnienia w ruchu spowodowały, że nad Bałtyk, w rejonie Lulea dotarliśmy dopiero około 17.00.

Powoli mieliśmy już dość atrakcji i zwiedzania. Dało się to trochę odczuć w Abisko. A teraz zostało wyraźnie przez prawie wszystkich wyartykułowane: nie chcemy do Sztokholmu ani do Kalmar ani na Olandię, chcemy posiedzieć spokojnie na kempingu.

Dodatkowo do odpoczynku zachęcała pogoda. Zaraz za kołem podbiegunowym zrobiła się całkiem ładna.

Dwa wieczory jakie pozostały nam w Szwecji spędziliśmy zatem leniwie ale przyjemnie na kempingach "Ladrike" i "Furvik". Pierwszy na południe od Lulea, drugi w rejonie Gavle.

Na jednym jak i drugim reguły gry były bardzo podobne:

* bez prądu, sporo wolnego miejsca

* z prądem, tylko kilka działek wolnych do wyboru

* cena porównywalna z Norwegią, nie była związana z ilością osób, za przyczepę ok.220 SEK (przelicznik korzystniejszy, x0.4)

* korzystanie z pryszniców nie wymagało dodatkowych opłat.

 

Wśród mieszkańców kempingów dominowali Szwedzi, widać było, że przyjechali co najmniej na kilka dni. Aut "w drodze", takich jak my, było zdecydowanie mniej.

Atmosfera na kempingach w Norwegii wydawała mi się przyjemniejsza. Z reguły sąsiedzi próbowali zdobyć się choć na zdawkowe "hello" albo przynajmniej - uśmiech i skinienie głowy.

Gdy po pierwszym "Hi" jakie wypowiedziałem w kierunku lokatora pobliskiego kampera, zamiast odpowiedzi, zobaczyłem panikę w oczach, postanowiłem, że jutro już na pewno się ogolę i założę nowy polar. Ale nie pomogło.

Tutaj, odnosiło się wrażenie, że jedni starają się za wszelką cenę traktować pozostałych jak powietrze. O pomocy przy ręcznym przetaczaniu przyczepy nawet nie było mowy.

Być może wynikało to z faktu, że w Norwegii na kempingu każdy czuł się "nowy", wszyscy zwiedzali, podróżowali a tutaj mieliśmy do czynienia z zasiedziałymi autochtonami.

Być może, że w Szwecji panują takie "polodowcowe" zwyczaje.

A być też może, że tak po prostu trafiliśmy.

Jak by nie było, dostosowaliśmy się do panujących zwyczajów i nie zwracaliśmy uwagi na innych.

Może tak i wygodniej? Ale mnie się nie podoba.

 

Do Ystad dotarliśmy w czwartek, wieczorem.

Miejscówkę na promie mieliśmy zarezerwowaną na piątek, na wypadek, gdyby w podróży "coś" wypadło.

W przypadku niemożności zmiany terminu wypłynięcia planowaliśmy pobyt na kempingu w Sjobo, kilkanaście kilometrów od portu.

Miejsce to znałem z ponad trzytygodniowego pobytu, blisko ćwierć wieku temu. Wyjazd tamten, zważywszy, że pozostawaliśmy wówczas jeszcze "za żelazną kurtyną" miał całkiem ciekawy przebieg. A biorąc pod uwagę, że dał mi wiele miłych wspomnień - tym bardziej miałem ochotę zajrzeć do Sjobo.

Problemów z promem jednak nie było. Zmiana w rezerwacji odbyła się bez żadnych dodatkowych opłat, a na odwiedziny w Sjobo też udało się wykroić trochę czasu.

 

Rejs promem "Polonia" stanowił dla nas atrakcję. Resztki pieniędzy zostawiliśmy w sklepie "duty free", jakkolwiek co to za "duty free"?, przecież Szwecja i Polska to obecnie jeden obszar celny.

Zarobił na nas też bar pokładowy. O dziwo posiłki tutaj wcale nie przyprawiały cenami o zawrót głowy.

Rano, wyspani, wypoczęci, z głowami pełnymi wrażeń i wspomnień zjechaliśmy na ląd w Świnoujściu.

 

Koniec

 


Droga bez asfaltu. Wiedzieliśmy z relacji innych, że jest taki odcinek. Skala przerosła jednak to, czego się spodziewaliśmy.

post-151453-imported-415f21fa-0597-4186-a33e-66f39eb05be2_thumb.jpg

 

Typowe krajobrazy na drodze wzdłuż zatoki botnickiej

post-151453-imported-b5fe959c-5598-4fbe-9944-2caa43052757_thumb.jpg

 

 

post-151453-imported-66be8109-dede-4536-b161-7a0ebf0b92a1_thumb.jpg

 

 

post-151453-imported-2335a419-ac00-4262-9467-39c74f43f58c_thumb.jpg

 

 

post-151453-imported-089c86d8-519f-4223-a862-ee7f536e7496_thumb.jpg

 

Migawki z promu.

post-151453-imported-df8ae688-a6ef-4b30-868e-1c7778f28fb3_thumb.jpg

 

 

post-151453-imported-e01087df-1657-4fb1-be25-6463a9a9f875_thumb.jpg

 

 

post-151453-imported-33282aee-37ab-4025-8139-9393b517c860_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.