Skocz do zawartości

Włochy 2010


petek

Rekomendowane odpowiedzi

Jako, że powróciłem już do normalności po wakacyjnych przygodach, wrzucam Wam krótką relację z tegorocznego pobytu we Włoszech.

 

Podróż rozpoczęliśmy we czwartek 24 czerwca. Po powrocie z pracy szybkie pakowanie, montaż rowerów na dachu auta, podpinamy przyczepę i w drogę. Nieco nam się to szykowanie przeciągnęło, więc spod domu wyjeżdżamy ok. 20.30. Nie mamy konkretnego planu podróży, gdzie dojedziemy tam dojedziemy. Wiemy, że jutro ma startować załoga AgaMi. Pewnie spotkamy się z nimi już na miejscu. W sobotę natomiast wyjeżdża ze Śląska załoga Szuffi (Jacek i Iwona), z którymi umawiamy się na telefon na miejscu.

 

Pierwszy dzień podróży szybko się kończy. Postanawiamy nie dobijać się trasą, więc postój wypada ok. godziny 24 w Mysłowicach, na Wschodniej Obwodnicy GOP na stacji Orlenu. Tam na parkingu przyklejamy się do ciężarówek, by w ich otoczeniu przespać się do rana.

Wstajemy niestety później niż kierowcy TIRów. W związku z tym, gdy wyglądam rano z przyczepy stwierdzam, że na parkingu jesteśmy prawie sami. Robimy krótką toaletę, jemy śniadanie i w drogę.

 

Drugi dzień podróżujemy w żółwim tempie. Robimy dużo postojów. Po Mysłowicach stajemy jeszcze w Bielsku Białej, bo przypomnieliśmy, że Patryk nie ma maski do nurkowania. A że akurat Decathlon był po drodze, musieliśmy się zatrzymać. Nie zajechaliśmy daleko, gdyż w Cieszynie zachciało nam się kawy, w którą zaopatrzyliśmy się na ostatniej w Polsce stacji Orlenu. Tam też kupiliśmy winietki na Czechy (nigdy więcej tego nie zrobię, bo słono przepłaciliśmy).

Z tymi Czechami to był nasz debiut. Nie wiem dlaczego, ale zawsze preferowaliśmy jazdę przez Słowację. W tym roku chcąc zakosztować czegoś innego wybrałem winietę czeską i jak się potem okazało, był to dobry wybór.

Tak więc jedziemy dalej. Podziwiamy czeski kraj z ich dobrych jakościowo dróg. Cieszymy się z dokonanego wyboru, aż do Brna, gdzie utknęliśmy w godzinnym korku z powodu remontu wylotówki na Wiedeń. Dobrze, że mamy klimatyzację w aucie, bo słonko nieźle prażyło.

Porządnie rozgrzani przekraczamy granicę i mijamy Wiedeń. Zaraz za nim jest fajny parking przy autostradzie firmowany przez ASFINAG. Posilamy się tam i chwilkę rozprostowujemy kości. Fajnie, że jest namiastka placu zabaw, aby nasze dziecko mogło wyładować nadmiar energii. Z niepokojem patrzymy na goniące nas ciężkie burzowe chmury.

Po odpoczynku ruszamy w kierunku Grazu. Nawigacja kieruje nas inną drogą (S6 o ile dobrze pamiętamy), ale konsekwentnie jej nie słuchamy. Po jakimś czasie to natrętne urządzenie samo zrozumiało, że jedziemy znaną sobie drogą przez Graz. Mijamy miasto i zatrzymujemy się na stacji benzynowej w celu uzupełnienia paliwa.

Za Grazem rozpoczyna się solidny podjazd. Auto dzielnie daje radę. Nie jest już tak gorąco, bo słońce zaszło i dogoniła nas burza. Jazda nawet po najlepszej autostradzie, w górach i w deszczu nie jest zbyt przyjemna. Stąd ciągniemy jeszcze tylko trochę, by parę kilometrów przed Klagenfurtem zatrzymać się na drugi nocleg.

Rano podziwiamy niesamowity widok ruin zamku na szczycie góry, który ukazał nam się po otwarciu drzwi przyczepy. Niestety okazało się, że stoimy tuż obok wejścia do motelu, pod który raz po raz podjeżdżają autobusy z turystami. Tak więc mogliśmy się poczuć jak zwierzęta w ZOO. Odjeżdżamy nieco dalej, by w spokoju odświeżyć się i zjeść śniadanie.

Z niecierpliwością ruszamy dalej. W końcu lada chwila wjedziemy do długo oczekiwanych Włoch. Mijamy Klagenfurt, Villach i za chwilę pojawia się tabliczka z unijnymi gwiazdkami.

Jesteśmy we Włoszech!

 

Jeśli będą chętni do czytania CDN

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świetny opis jeżdzę tak non stop tyle,że omijam Czechy. Dodam swoje trzy grosze na temat paliwa - zjeżdzamy na Klagenfurt Ost (obok IKEA , jest tam stacja JET i paliwo zawsze tanisze o ok 20-30 centów jak przy autosrtadzie.Na nocleg polecam parking za Klagenfurtem (Burger King) przy jeziorze.Dobry jest również Herzoberg (monitorowany i bezpieczny, czysty prysznic wejście na automat 1€ )na wysokości 1000mnp. Niestety niepamiętam który to kilometr ale jest na samej górze podjazdów o któreych kolega pisał.

 

Jadę w piątek z Bielska-Białej - jedzie ktoś?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OK. Po przekroczeniu granicy napawamy się pięknymi widokami gór i autostrady raz po raz niknącej w długich tunelach. Jedziemy wzdłuż linii kolejowej i rzeki z piękną turkusową wodą. Aż się chce nogi zamoczyć.

W końcu docieramy do autostrady A4 biegnącej od Triestu do Wenecji. Tu padamy ofiarą błędu twórców mapy do nawigacji. Według nawigacji odpowiedni dla nas zjazd znajdował się kilometr dalej niż był w rzeczywistości. Tak więc autostradę opuszczamy ok. 20 km dalej. Kluczymy wśród miasteczek, wąskich dróżek i małych rond. Jest gorąco, ale zadziwiająco ładnie. Włoskie miasteczka sprawiają wrażenie takich "uporządkowanych".

Po kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do Caorle. Nawigacja mówi nam, że osiągnęliśmy cel podróży. Tymczasem "naszego" kempingu nie widać. Dobrze, że przygotowując się do wyjazdu pooglądałem trochę zdjęcia z satelity na google. Zapamiętałem dwa charakterystyczne budynki w kształcie koła. Tym sposobem wjeżdżamy na drogę dojazdową na kemping, a tam... tłuuumyy. Nie ma gdzie zaparkować z przyczepą. O wjeździe na kemping nie ma oczywiście mowy.

Miły pan z obsługi znajduje nam po chwili miejsce i udajemy się celem dopełnienia formalności. Ludzi masa. Jest sobotnie południe, czas największej rotacji osób. Prosimy w recepcji o wskazanie wolnych parceli do wybrania. Dostajemy do wyboru dwie. Jeszcze tylko załatwienie godzinnych bezpłatnych wejściówek na kemping i niemal biegiem robimy krótki rekonesans. Żadne z proponowanych miejsc nam w 100% nie leży. Notujemy więc kilka numerów parcel, które nam się podobają. Niestety w recepcji okazuje się, że są zarezerwowane. Zrezygnowani wybieramy jedno z miejsc wcześniej nam zaproponowanych. Okazuje się jednak, że przed chwilą zostało przez kogoś wzięte (pomimo, że wcześniej nam je zarezerwowano). Istny młyn. Pan z recepcji pokazuje nam miejsce obok, które decydujemy się wziąć. Dopełniamy formalności i idziemy do sąsiedniego budynku, gdzie jesteśmy zaobrączkowani, tj. zapinają nam na nadgarstkach fioletowe tasiemki - oznakę gości kempingu Pra Delle Torri.

Tymczasem kończy się czas siesty i możemy wjechać naszym zestawem i rozpocząć rozpakowywanie. W miarę szybko się z tym uwijamy i ruszamy na rekonesans.

Na pierwszy ogień idzie plaża. Jest nawet ładna z mnóstwem muszelek. Woda mętna, ale tu podobno tak ma. Piasek niby jest, ale jakiś taki błotnisty. Nie jest tak pięknie jak nad rodzimym Bałtykiem, ale OK.

Wszelkie mankamenty plaży rekompensuje kompleks basenów. Wielki aquapark dla dzieciaków i dwa duże baseny dla dorosłych. Do tego na terenie siłownia. Wrażenie robi przede wszystkim część dla dzieci. Liczne zjeżdżalnie, jacuzzi, aquarobic itp. Niestety leżaki na basenach są dodatkowo płatne. Bezpłatnie można rozłożyć się na trawnikach. Jest fajnie.

Dzień kończy się szybko. Wcześnie idziemy spać by wypocząć po podróży.

Następnego dnia rano dzwonią Jacek z Iwoną, że są już blisko, ale nie mogą trafić na kemping. Po krótkich instrukcjach docierają na miejsce i fartem udaje im się zająć miejsce tuż koło nas. Fajnie. Będziemy blisko siebie, tak więc dzieciaki będą mogły sie razem bawić. Tego samego dnia dzwoni też Michał (AgaMi), że są na miejscu z załogą Jojo i Szymona. Robimy więc wieczorek zapoznawczy. Przeszkadza trochę odległość do AgaMi i Jojo. Kemping jest ogromny, a wszyscy mamy dzieci, więc nie bardzo mamy jak wieczorami zorganizować się na wspólne biesiadowanie.

Kolejne dni mijają słodkim lenistwie. Chodzimy na basen i nad morze lub odwrotnie.

Na wtorek 29 czerwca planujemy Wenecję. To miejsce trzeba zobaczyć! Płyniemy tam statkiem z Punta Sabbioni. Po powrocie gorąco wymieniamy się spostrzeżeniami.

I znów kolejne dni lenistwa. W międzyczasie szalejemy na placach zabaw oraz robimy wycieczkę rowerową do sąsiedniego Caorle. Jest to piękne, małe miasteczko. Szczególnie urokliwa jest jego starówka. Bardzo klimatyczne miejsce.

Wraz z upływem czasu woda w morzu jest coraz brudniejsza. Na kempingu pojawiają się komunikaty, żeby nie korzystać z kąpieli w morzu. Na plaży czuć bardzo niemiły zapach. Dobrze, że baseny mogą nam to zrekompensować.

Tydzień na kempingu Pra Delle Torri minął szybko. Czas realizować dalszą część programu. Wyjeżdżamy nad Gardę.

 

CDN.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Faktycznie w kwestii zjazdu z autostrady to są pewne nieścisłości pomiędzy nawigacją a oznakowaniem na autostradzie.

Dla tych którzy jeszcze mają zamiar tam wyjechać krótki tutorial jazdy: z autostrady A4 należy zjechać na wysokości miasteczka Santo Stino di Ligenza kierując się na drogę SP59 do ulicy „via caorle”. Jazda jest prosta bo należy jechać cały czas niemalże prosto aż do drogi SP54, która zaczyna się tuż przed wjazdem do Caorle. Wjeżdżając na drogę SP54 jedziemy prosto aż do celu czyli do kempingów po drodze zaliczając małe rondo na obrzeżach Caorle i olbrzymie rondo tuż przed kompleksem kempingów.

My w przeciwieństwie do Petka zjechaliśmy za wcześnie z autostrady zjazdem na Latisanę (kierunek na Bibione) po drodze zwiedzając malutkie mieścinki i doświadczając dyskomfortu jazdy po wąskich drogach.

 

Co do plaży to jak dla mnie niestety fatalna ale tak jak pisze Petek złe wrażenie wynagradza fenomenalny kompleks basenów z których ciężko było ściągnąć do domu moją szanowną małzonkę i moje dzieci. :oslabiony:

Kemping jest ogromny i bardzo dobrym pomysłem jest zabranie rowerów czego niestety nie uczyniłem i czego na miejscu bardzo żałowałem. Co prawda można na miejscu wypożyczyć rower ale to jednak nie to samo, gdyż nigdy nie wiadomo kiedy się przyda nie wspominając o dość wysokich kosztach wypożyczenia.

Ci z was, którzy wahają się czy odwiedzić Wenecję a nie przekonuje ich bogactwo zabytków i magia tego miejsca polecam przeczytanie tutaj: http://www.tvn24.pl/-1,1665533,0,1,zastrzyki-na-ratunek-wenecji,wiadomosc.html, jak wygląda walka o to żeby w przyszłości w ogóle było co oglądać.

 

Uzupełniając bardzo dokładną relację Petka dodam tylko, że gospodarze kempingu bardzo dbali o to żeby nie zjadły nas komary. Ogromne wrażenie wywarło na mnie to, ze w ogóle ktoś dostrzega problem komarów i się tym zajmuje. Przez megafony ostrzegano o której godzinie będzie rozpryskiwany środek na komary i uprzejmie proszono o schowanie w tym czasie żywności. Ciekaw jestem kiedy w Polsce doczekamy podobnych reakcji.

Po raz pierwszy w moim krótkim doswiadczeniu karawaningowca, byłem na kempingu gdzie nie istnieje problem szarej wody w przyczepie a to ze względu na możliwośc wpięcia się do systemu odwadniającego. W połaczeniu z mozliwością podpięcia wody wężem do przyczepy daje to niesamowity komfort w postaci ciągle czystych dziecięcych rąk czy opłukania choćby kubka po porannej kawie bez konieczności wizyty w zmywalni.

 

Czas w takich miejscach mija wyjątkowo szybko i kiedy zbliża się dzień wyjazdu szkoda takiego miejsca opuszczać :bzik: .

 

Mam nadzieję Pawełku, że się nie gniewasz, że wtrąciłem swoje trzy grosze w Twoją relację :bzik: .

Od tego momentu nie mogę się doczekać co było dalej czyli jak spędziliście czas nad Gardą.

 

Pozdrawiam :bzik:

Michał

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

My w przeciwieństwie do Petka zjechaliśmy za wcześnie z autostrady zjazdem na Latisanę

 

Ja od siebie dodam,że jadąc tym zjazdem kierujemy się na Lignano (20km od autostrady).Naprawdę polecam świetna miejscowość i lepsze plaże (niebieska flaga co roku) .Woda nie jest krystaliczna jak w Grecji ale nie ma komunikatów o zanieczyszczeniach :oslabiony: jak kolega wspominał.Jest za to bardzo bezpiecznie dla dzieci -płytko , aby popływać trzeba przejść klika metrów w głąb morza.

www.lignanosabbiadoro.it Jade tam już trzeci raz. :bzik:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zanim pojedziemy dalej czas na podsumowanie kempingu Pra Delle Torri

ZALETY:

+ dobrze wyposażony

+ bardzo czysty

+ wiele atrakcji - boiska, korty, pole golfowe

+ 3 wspaniałe baseny, w tym ogromny aquapark dla dzieci

+ dobrze wyposażone place zabaw dla dzieci

+ animacje dla dzieci i młodzieży

+ dobre zaplecze gastronomiczne i sklep

+ miła obsługa

+ cisza nocna bezwzględnie przestrzegana

+ własna plaża morska

+ toalety sprzątane na bieżąco

+ specjalne toalety dla dzieci

 

WADY

- nie wszystkie atrakcje są w cenie - dopłacać trzeba m.in. do dużego placu zabaw, leżaków na basenie i plaży

- brudna woda w morzu i plaża taka sobie

- wysokie ceny w sklepie

- długie kolejki w recepcji w czasie sobotniego szczytu wjeżdżających i wyjeżdżających

 

Takie są moje spostrzeżenia. Może koledzy dodadzą coś jeszcze od siebie

 

[ Dodano: Pon 19 Lip, 2010 16:53 ]

My w przeciwieństwie do Petka zjechaliśmy za wcześnie z autostrady zjazdem na Latisanę (kierunek na Bibione) po drodze zwiedzając malutkie mieścinki i doświadczając dyskomfortu jazdy po wąskich drogach.

 

My po przeoczeniu właściwego zjazdu skręciliśmy na Portogruaro. Nie była to zła droga, tyle że trochę wąska i z licznymi ograniczeniami prędkości.

 

[ Dodano: Pon 19 Lip, 2010 17:21 ]

Nad Gardę postanowiliśmy pojechać trasą krajoznawczą, czyli omijając autostrady. Rano pakowanie przyczep, składanie rzeczy, no i oczywiście ledwo się wyrabiamy. Wyjeżdżamy parę minut po 12 i kierujemy się tak jak nawigacja prowadzi. Celem jest miejscowość Lazise i polecany na tym forum kemping Piani di Clodia.

Tu cenna wskazówka dla wyjeżdżających na wybrzeże w okolice Wenecji. Warto jest w miarę wcześnie zjechać z autostrady. Widzieliśmy wielokilometrowy korek jadących nad morze. W tym upale to prawdziwy koszmar.

Mijamy po kolei Treviso, Castelfranco, Vincenza, Verona i dojeżdżamy nad jezioro Garda. Każde z tych miasteczek miało coś co nam się podobało. W ogóle włoskie miasteczka zrobiły na nas duże wrażenie. Są takie "uporządkowane" i czyste. Stanowią świetny kontrast do tych, które w zeszłym roku widzieliśmy w Grecji.

Przejeżdżamy przez środek Lazise i kierujemy się na południe. Mijamy kemping La Querzia i zaraz za nim wjeżdżamy na dziedziniec Piani di Clodia. Obsługa kieruje nas w odpowiednie miejsce do zaparkowania naszych dwóch zestawów. Wysiadamy z auta i tu miłe zaskoczenie - obsługa mówi po polsku. Młody chłopak - Valentino - zabiera nas na przejażdżkę Melexem po kempingu i pokazuje wolne miejscówki. Jest ich nawet sporo. Valentino opowiada, że w tym roku nie mają udanego sezonu. Podobno Gardaland do momentu, w którym tam byliśmy odnotował o 30 tys. mniej odwiedzających niż w ubiegłym roku.

Wybieramy miejscówki obok siebie i idziemy dopełnić formalności. W recepcji czeka na nas miły akcent - każda załoga otrzymuje od kempingu w prezencie modny zegarek.

W przeciwieństwie do Pra delle Torri tu wszystko jest w cenie. Niestety nie ma nic za darmo. Kemping jest znacznie droższy od poprzedniego.

Po rozpakowaniu idziemy na rekonesans. Tu również są wspaniałe baseny - 5 do wyboru. Dla dzieciaków liczne atrakcje - zjeżdżalnie od najmniejszych do ogromnych rur czy rynien. Oprócz tego własna plaża nad jeziorem.

Tak więc trochę leniuchujemy i przez najbliższe dni chodzimy od basenu do basenu lub na plażę. Zwiedzamy też urokliwe Lazise, a przede wszystkim tamtejszy Lidl :bzik::oslabiony:

W planie mamy też inne atrakcje, z których udało się zrealizować ZOO Safari, Gardaland i Sea Life.

ZOO Safari to duży kompleks, gdzie połączono tradycyjne zwiedzanie ogrodu zoologicznego z częścią safari, gdzie jeździ się samochodem. Miejsce fajne, ale prawdziwego safari jest mało, a ZOO mamy u siebie. Patryk jest jednak zachwycony. Szczególnie podoba mu się, że oprócz żywych zwierząt są także dinozaury.

W Gardalandzie spędzamy cały dzień świetnie się bawiąc. Ten wspaniały park rozrywki przyciąga wszystkich - małych i dużych. Tam się nie można nudzić.

Sea Life to spore akwarium morskie. Można wykupić wspólny karnet z Gardalandią w dobrej cenie (o ile ich cena może być dobra).

Czas mija nam nieubłaganie. Nim się spostrzegliśmy trzeba było się pakować. Podróż powrotna dostarczyła nam nie lada wrażeń, ale o tym w następnym odcinku. :bzik:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zanim pojedziemy dalej czas na podsumowanie kempingu Pra Delle Torri

ZALETY:

+ dobrze wyposażony

+ bardzo czysty

+ wiele atrakcji - boiska, korty, pole golfowe

+ 3 wspaniałe baseny, w tym ogromny aquapark dla dzieci

+ dobrze wyposażone place zabaw dla dzieci

+ animacje dla dzieci i młodzieży

+ dobre zaplecze gastronomiczne i sklep

+ miła obsługa

+ cisza nocna bezwzględnie przestrzegana

+ własna plaża morska

+ toalety sprzątane na bieżąco

+ specjalne toalety dla dzieci

 

WADY

- nie wszystkie atrakcje są w cenie - dopłacać trzeba m.in. do dużego placu zabaw, leżaków na basenie i plaży

- brudna woda w morzu i plaża taka sobie

- wysokie ceny w sklepie

- długie kolejki w recepcji w czasie sobotniego szczytu wjeżdżających i wyjeżdżających

W zasadzie się zgadzam z wyżej wymienioną oceną kempingu, choć po stronie wad dodałbym bardzo mierną plażę a do zalet tego kempingu dodałbym plac zabaw.

Plac zabaw pomimo, że płatny - 5 euro za wstęp na cały wieczór od godz. 17-do godz. 23 na wszystkie atrakcje włączając dmuchane zamki i inne dziecięce przybytki - uważam, że jednak jest wart swojej ceny, co więcej - można powiedzieć, że to promocja :bzik: .

U nas nad morzem za zabawę 20 minutową w tzw. kulkach koszą 5 do 8 zł. i zawsze dziecku mało a tu za 5 godzin zabawy płacisz dwadzieścia parę złotych więc wydaje mi się, że nie jest źle.

Z resztą podsumowania jak najbardziej się zgadzam :oslabiony: .

 


post-146818-imported-d33e7a5e-32a4-45d8-9633-8b57e85e464d_thumb.jpg

 

 

post-146818-imported-531d1e7d-2045-4f5f-aa1f-bc3764ba0a97_thumb.jpg

 

malutki wycinek placu zabaw

post-146818-imported-bc85308b-ad76-453e-b4f7-039173a715be_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powrót do domu.

 

Pakowanie zaczynamy od rana, tj. bardziej od późnego rana. Jacek z Iwoną wstają wcześniej więc budzą nas bezlitośnie. Szkoda się pakować. Nawet pogoda nie pomaga w tej chwili. Piękne słońce zaprasza nas nad wodę. Jesteśmy jednak nieugięci. Mozolnie składamy nasz dobytek, a w międzyczasie pomagamy niemieckim sąsiadom wypychać przyczepę.

Dzień wcześniej zapadła decyzja, że skoro tak dobrze jechało się nam bez autostrad to będziemy kontynuować ten sposób podróżowania. Ustalam więc trasę na nawigacji, no i w drogę.

Wiedzieliśmy, że droga będzie górzysta, ale nie spodziewaliśmy, że tak szybko. Mimo to szosa jest dobrze utrzymana i fajnie się podróżuje. Zmierzamy w kierunku Insbrucku w Austrii. Raz po raz widzimy sąsiadującą z naszą szosą autostradę. Wcale za nią nie tęsknimy. Cieszymy się z pięknych górskich widoków. Mijamy kolejne miasta i miasteczka, aż w pewnym momencie Aga mi mówi, że według tego co widzi na mapie nawigacja nas jakoś dziwnie prowadzi. Szybko przez walkie talkie robimy burzę mózgów i postanawiamy jednak trzymać się trasy wyznaczonej przez GPS.

Wszystko jest fajnie, prócz tego, że robi się wąsko, a nasze auto nie jedzie inaczej niż na drugim biegu. Podjazd za podjazdem, tunel za tunelem, a za nami dłuuugi sznur aut i ciężarówek. Jacek, który jechał z tyłu sugeruje żebyśmy przepuścili tych z tyłu. Wszystko fajnie, tylko że nie ma gdzie się zatrzymać. Po dłuższej chwili, co odważniejsi z tyłu kolejki rozpoczynają wyprzedzanie. Skoro dają radę niech jadą. Ja szybciej niż 40-50 nie dam rady.

Wiemy już, że jedziemy drogą SS44 prowadzącą przez 2 szczyty, z których najwyższy ma 2211 m, a my w dwa zestawy dzielnie zasuwamy pod górę. Jest wąsko, coraz bardziej stromo, ale przepięknie. Witaj przygodo!

Wspinaczka zajęła nam sporo czasu, ale opłacało się. Odpoczynek robimy na wspomnianym Paso Pennes na wys. 2211 m. Jest tam pensjonat i parking. Jest też stado przyjaznych koni, które same podchodzą by je głaskać. Wokół ośnieżone alpejskie szczyty, słonko grzeje. Jest super!!!!

Niestety czas nas nieco goni i pora ruszać w dalszą drogę. O ile wjechanie polegało na kręceniu kierownicą i dodawaniu gazu, o tyle zjeżdżanie okazało się trudniejsze. Zjazd od strony północnej jest bardziej stromy i przyczepy ciągle miały zaciśnięte hamulce. Musieliśmy pokonywać tę drogę na 3 razy z przerwami na chłodzenie kół. Dobrze, że są często zatoczki i jest gdzie się zatrzymać.

Dalej znów kręcimy się górską drogą. To już pestka po ostatnich przeżyciach.

Dojeżdżamy do Insbrucku. Po drodze mijamy okazałą skocznię narciarską. W mieście na jednym ze skrzyżowań przypadkowo rozdzielamy się i tracimy zasięg naszych walkie talkie. Jak się potem okazało myśmy myśleli, że załoga Szuffi skręciła na zakazie, a oni nas zgubili przez czerwone światło. No trudno. Na pewno spotkamy się za miastem. Jednym słowem zamieszanie. Dzięki smsom wiemy, że na pewno są gdzieś za nami i gonią. Wolno więc toczymy się dalej.

Droga pnie się się coraz wyżej. Nagle naszym oczom ukazuje się coś niespodziewanego. Znak przy drodze mówi, że jest zakaz wjazdu dla aut z przyczepami cięższymi niż 750 kg. Jako, że humory nam dopisują, żartujemy, że to droga dla niewiadówek. Jednocześnie krytykujemy austriaków za głupawe pomysły. Jesteśmy pewni, że Jacek z Iwoną zlekceważą przepis i nas wkrótce dogonią.

Za moment miny nam jednak rzedną. Jest tak stromo, że nie da się jechać inaczej niż na jedynce i to niemały kawałek. Wśród kierowców wzbudzamy zainteresowanie. Na szczęście bez przeszkód udaje się zdobyć szczyt. Za moment dostajemy smsa, że nasi przyjaciele zauważyli znak i zawracają w związku z tym na autostradę. No trudno, postaramy się spotkać w Niemczech.

Mijamy Garmisch-Partenkirchen i tamtejszą skocznię narciarską. Kurort robi na nas duże wrażenie. Piękne domki, wszędzie czysto i schludnie. Po prostu niemiecki porządek.

Za moment wskakujemy na autostradę do Monachium, które mijamy już w nocy. Co jakiś czas nawołujemy przez walkie talkie Jacka i Iwonę. Znużeni szukamy miejsca na nocleg. W końcu na jednej ze stacji idziemy spać.

Rano wstajemy, robimy szybką toaletę, śniadanko i w drogę. Jedziemy tracąc nadzieję na spotkanie naszych kompanów podróży, aż tu w lusterku wstecznym dostrzegam znajome Galaxy z przyczepą. Niesamowite, ale udało nam się spotkać w trasie!

Znów razem docieramy do granicy w Zgorzelcu. Tu ostatnie wspólne tankowanie. Czas właściwego rozstania nadszedł.

W Polsce podziwiamy piękną nową autostradę A4, skaczemy po wybojach Wrocławia. Równo o 24 jesteśmy pod domem.

Wakacje dobiegły końca :oslabiony:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.