Skocz do zawartości

UFO -" kosmiczne patenty"


adamkwiatek

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 390
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowane grafiki

Mało skuteczna i mało trwała ta naprawa.

Tak sądzę, bo wg moich obliczeń te drzwi szlag trafi nie później niż za 157 lat, 4 miesiące i kilka dni.

Dłużej nie da rady.

 

I kiedyś syn wnuka Adama powie - prapradziadek odwalił fuszerkę  :hehe:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Zamek/klamka drzwiczek do szafki pod zlewem, to ma wicie chyba micro chip, z zaprogramowaną destrukcją, po określonym czasie – zupełnie, jak toner drukarki.

Tak więc urwało się to bydle, a ja je spiąłem do kupy drucianymi kotwami, jak budynek na niestabilnym gruncie :)

No to menda pękła, ale nim się rozlazła, to zablokowałem ją opaskami plastikowymi do przewodów elektrycznych.

Teraz pewnie, to już wybuchnie, ale tymczasem pokazuję, jak fachowo odwlec ten proces w czasie :)

post-3287-0-56286200-1466674754_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedługo wyruszycie swoimi budami na wakacje i się zacznie :(

Warto przejechać się wcześniej, przez parędziesiąt kilometrów, by sprawdzić, co nie cyka w tym naszym cacuszku z pleśni, dykty i amelinum, lub plastiku.

Po ostatniej mojej wyprawie, jakieś parę miesięcy temu, przejechałem z budą 40 km i poczułem, że bryka mi coś nie ciągnie, choć z kół się nie dymiło.

Po zatrzymaniu za pomocą delikatnego hamowania raczej tylko samochodem, okazało się, że grzeje się bęben lewego koła.

Prawdopodobną przyczynę znalazłem w postaci zdartej izolacji z linki hamulcowej .

Widoczna osłona metalowa linki była zardzewiała, więc wysnułem teorię, że linka się przyciera, więc nie odbija do końca, okładziny ocierają i bęben się grzeje.

Po naoliwieniu olejem do skrzyni biegów problem minął , ale pozostała uszkodzona osłona :(

Oliwienie robiłem za pomocą strzykawki 2 ml z grubą igłą, a olej pompowałem, aż wyleciał bębnem.

Wyciąłem kawał węża, przeciąłem wzdłuż, napakowałem smaru do przegubów, założyłem na uszkodzony odcinek linki hamulcowej, przewiązałem bandażem elastycznym, na bandaż taśmę wzmacnianą siatką szklana, na końce opaski plastikowe do przewodów i gitara !

Przy okazji mam rezerwuar smaru do utrzymania linki w należytej kondycji, przez następne lata.

Na zdjęciu widać srebrzystą parówkę na lince – to miejsce mojej naprawy.

Niektóre elementy hamulca najazdowego, aż proszą się, o jakieś osłony.

Po nasmarowaniu smarem do przegubów,zrobiłem "osłony" z resztek plandeki, co widać na zdjęciach.

Podnoszenie budy na trawie, może spowodować wbicie podnośnika w glebę, zamiast uniesienia koła.

Wożę kawał pancernej blachy, na to kładę podnośnik i zwykle się udaje.

Koniecznie należy używać podpórki zabezpieczającej, gdyby podnośnik się omsknął, by nas nasze cudo życia nie pozbawiło.

Najbezpieczniej jest podnosić budę, kiedy jest zaczepiona na haku samochodowym, bo wtedy mam mniejsze możliwości „fikania na boki”

Obudowa mojego pieca trzymać się miała na jakiś „zatrzaskach”, co oczywiście nie działało.

Pierwotnie wklejałem obudowę, ale musiałem przecinać klejenie, by coś wyczyścić, lub naprawić.

Postanowiłem więc tym razem nie kleić, tylko dorobiłem z kątowników aluminiowych, mocowanie wkrętami do płyty drewnopodobnej.

Teraz, aby zdjąć obudowę, wystarczy wykręcić po dwie śruby z każdej strony, a i klej nie będzie potrzebny, by to później złożyć do kupy.

Skorodował ruszt mojej kuchenki, więc zastąpiłem go skutecznie jakimś znalezionym elementem ze stali nierdzewnej – sprawdziłem – działa.

Wreszcie pozbyłem się płatków rdzy brudzących mi kuchnię.

post-3287-0-55187300-1466675746_thumb.jpg

post-3287-0-26466700-1466676026_thumb.jpg

post-3287-0-21940000-1466676065_thumb.jpg

post-3287-0-97018100-1466676517_thumb.jpg

post-3287-0-41135900-1466676566_thumb.jpg

post-3287-0-77951200-1466677167_thumb.jpg

post-3287-0-84679800-1466677403_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Tymczasem rozwiązałem odwieczny problem używania laptopa w budzie, co może mieć znaczenie dla osób nieużywających do wszystkiego "telefonów" niemieszczących się w kieszeni, ewentualnie wyciąganych z niej za cenę pękniętego ekranu.

Dotychczas zasilałem zdechłą po godzinie baterię laptopa, za pomocą przetwornicy z 12V na 230 V, co hałasowała wentylatorem i szybko wyczerpywała akumulator.

Niedawno zakupiłem widoczną na zdjęciu ładowarkę i okazało się, że nie wydaje żadnych dźwięków, nie grzeje się i zasila/ładuje laptop bez większego uszczerbku dla akumulatora.

Moja wersja urządzenia jest ponoć automatyczna, tzn. sama rozpoznawać ma napięcie 19 V dedykowane mojemu laptopowi, ale wyświetla zawsze najniższe z możliwych, więc przyciskiem ustawiam właściwe.

.

 

Adasiu możesz mi powiedzieć jak zachowuje się ten twój zasilacz w chwili gdy prąd w gnieżdzie spadnie poniżej 12v DC oczywiście?

 

Ja mam teraz coś takiego;

 

post-17588-0-95476800-1467135689_thumb.jpg

 

W chwili gdy jest deficyt prądu zasilacz zaczyna piszczeć i okrutnie się grzać

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety nie wiem, jak zachowuje się moja ładowarka, po spadku napięcia na akumulatorze :(

Aktualnie mam podłączony akumulator poprzez regulator solara, który automatycznie wyłącza zasilanie z akumulatora, po spadku napięcia, grożącym ponoć skróceniem żywota baterii.

Nawiasem jakoś ostatnio mam obrzydzenie do zabierania laptopa na wyprawy – świat się dalej kręci, niezależnie od posiadanej wiedzy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawiasem jakoś ostatnio mam obrzydzenie do zabierania laptopa na wyprawy – świat się dalej kręci, niezależnie od posiadanej wiedzy.

 

Pewnie kiedyś też do tego dojdę. Dziękuje za szybką odpowiedz i pozdrawiam znad dzikiej Pilicy  :]

post-17588-0-18989200-1467189462_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Mając samochód z Nipponu - Kraju Wschodzącego Słońca, nie należy oczekiwać, że ma dobre reflektory, bo tam jest ciągle widno.

Co dobre w Japonii, niekoniecznie sprawdza się w Polsce, ale homologację toto dostało, bo okrągłe koła miało :)

Tak więc stałem się posiadaczem fury z oświetleniem drogi, nieco tylko lepszym, od tradycyjnych lamp naftowych.

Reflektory wielgaśne, żarówy H4 – większych nie ma, a światła na drodze też w zasadzie nie ma – tak to se Żółci wykombinowali na ichnich komputerach w sterylnych warunkach, ubrani w białe fartuchy i walący sake.

Ostatnie porządne reflektory, to ja pamiętam z Fiata 125 P, a z komputerami wtedy było cienko i z białymi fartuchami też się chyba tak nie wygłupiano.

Czasy ówczesnego deficytu zaowocowały paradoksalnie porządnymi światłami.

Taki socjalistyczny w tamtych czasach reflektor, miał blaszany odbłyśnik i okrągły szklany klosz.

Dzięki temu zacofaniu technologicznemu, w stosunku do dzisiejszego badziewia, taki metalowy odbłyśnik nie topił i nie deformował się od gorących żarówek, a szklany klosz nie pękał i nie rysował się , jak dzisiejsze jego odpowiedniki .

Nikt się nie wysilał , nad udziwnionym kształtem, bo lampa miała zadanie, by oświetlać drogę w stopniu wystarczającym, więc były okrągłe, jak oczy patrzącego na obowiązującą rzeczywistość.

Mało tego – komuna dała w tym modelu aż cztery reflektory, a czasy pono były siermiężne !

O ile dobrze pamiętam, to podczas jazdy na „krótkich”, drogę oświetlały chyba cztery reflektory z żarówkami H4, a teraz w moim „Japończyku” świecą mi tylko dwie świeczki, też H4, za to widzę dwa razy mniej na drodze !

Jadąc moim obciachowym Fiatem (Kredensem) 125 P, mowy nie było, by nie zauważyć nieoświetlonego rowerzysty, czy innej niespodzianki na drodze.

Ówczesne żarówki H4, były równie złe i nienowoczesne, jak cały ten samochód, a na dodatek produkował je , jakiś  polski Polam , a nie wiodący, przepraszam, za wyrażenie - Osram.

Fatalne były te żarówki, zwłaszcza dla producenta, bo się cholery nie przepalały, i to całymi latami !

Ludziska kupowały samochód i odsprzedawały po latach, nadal z fabrycznymi żarówkami !

Niedowiarkom przypomnę, że zawsze jeździłem na włączonych światłach i w zapiętych pasach, więc owe żarówki pracowały w podobnych do dzisiejszych warunkach.

Drogi były kiepskie, benzyna tania, więc jeździło się sporo i wibracje na wertepach i dziurach, jakoś nie skracały męki polamowskich żarówek.

Teraz już wiecie, czemu zlikwidowano polski przemysł ?

W imię zdrowo pojętej konkurencji w europejskiej rodzinie :)

Tak więc posiadłem nowoczesność z plastiku i strach, że rozjadę kogoś po zmroku.

Zacząłem kombinować, zwłaszcza po tym, jak moje japońskie reflektory zaczęły pękać na linii wiązki światła :)

Początkowo na plastikowym kloszu, pojawiły się jakby poziome „przecinki”, które następnie połączyły się w linie równoległe, a w reflektorach pojawił się kurz i woda.

Ile kosztuje firmowy reflektorek do „Navarki” ?

No właśnie – radość z jazdy, jak cholera!

Postanowiłem  przerobić świeżo zakupione reflektory na xenony .

Kierowałem się ideą, że, co prawda są nielegalne, ale dają więcej światła, więc nie rozjadę staruszki na pasach, i nie grzeją klosza tak, jak zwykłe żarówki, więc może nie będą pękały ?

Żeby nie było, że chodzi, o wiejski tuning, wybrałem żarówki bixenon, o barwie nie niebieskiej, tylko najbardziej zbliżonej, do światła dziennego, czyli o temperaturze 4300 K.

Wszystko kupiłem w sklepie, ale nie internetowym i znajomy elektryk, złożył mi wszystko do kupy :)

Było cudnie !

Ludzie !, ja wreszcie widziałem, gdzie jadę, a jazda nocą, stała się przyjemnością.

Mało tego, bo xenony, podobnie, jak diody, rozjarzają każdy odblask, znak drogowy, czy napis na tablicy kierunkowej – koniec z problemami w dojrzeniu przechodnia w adidasach, czy zawracaniem, by sprawdzić miniętą tablicę z nazwami miast.

Klosze lamp, były ledwie ciepłe, a nie gorące, jak przy żarówkach tradycyjnych – było super.

Niestety „padło” mi CB radio :(

Okazało się, że szumi i niewiele słyszę :(

Olśnienie przyszło, kiedy wyłączyłem moje xenony – to one zakłócały moje CB !

Jeździłem tak jakiś czas, średnio co pół roku padała któraś z żarówek, lub przetwornic.

No właśnie – zgaśnięcie xenonu , nie oznacza przepalenia żarówki, bo szlag mógł trafić przetwornicę.

Woziłem więc obie w zapasie :)

Pamiętam, jak podczas wyprawy w Bieszczady, padła mi przetwornica i miałem tylko jedno „oko” :(

Zatrzymała mnie „Drogówka” i pewnikiem chłopaki wiedziały, że mam nielegalne światła, ale też pewnie wiedzieli, że Navara, bez „lewych” świateł jest ślepa i niebezpieczna, więc udawali, że nie widzą :)

Wolałem dostać ewentualny mandat i utracić dowód rejestracyjny, ale mieć większe poczucie bezpieczeństwa na drodze w sensie lepszej widoczności, tego, co na poboczu, w deszczu i mgle.

Owo „bezpieczeństwo” okazało się jednak relatywne, ponieważ mając trefne lampy, mógłbym zostać pomówionym, o spowodowanie wypadku, choćby mojej winy w tym nie było.

Po prostu ktoś wali we mnie, po czym chytrze twierdzi, że go oślepiłem w biały dzień, i mam problem.

Postanowiłem się zresocjalizować i wywaliłem moje ukochane xenony :(

Zyskałem spokój, na widok „Drogówki”, znowu mniej widzę, ale za to lepiej słyszę w CB – coś, za coś :)

Podsumowując, to xenony i zapewne diody, to genialna sprawa, warta każdych pieniędzy, przy zakupie auta, jeżeli ma się wybór.

Swoją drogą, szkoda, że nie można legalnie, w uprawnionych warsztatach, dokonać adaptacji reflektorów, na skuteczniejsze – taki PF 125P, wyglądałby odlotowo , no, tylko, że jego światła były prawie tak skuteczne, jak dzisiejsze xenony :(

FSO też musiało więc upaść :(

Ktoś pewnie cieszy się do dzisiaj garścią szklanych paciorków, z ową słuszną decyzję :(

Cieszą się też tamtejsi robole, że stać ich na wczasy na Majorce  :wpysk:  .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Świat nie stoi w miejscu, tylko się doskonali w onym(sic!)  „postępie”.

Kiedyś bagnet do sprawdzania poziomu oleju był metalowy, czyli zły, więc takie Renault zrobiło plastikowy – i już nie trzeba sprawdzać poziomu oleju, bo się toto łamało i sprawdzanie blokowało.

Identyczną drogę obrali magicy, od robienia podstawek, do wchodzenia do budy – są z plastiku.

Połamałem już cztery, ale przyznać muszę, że oryginalna, nazistowska była o tyle lepsza, że nóżki jej kiedyś tylko „przyklękły”, ale się nie złamały.

Sprawa nie jest taka śmieszna, kiedy osoba starsza, czy mniej sprawna, lub cięższa, łamie sobie nogę, lub co innego, bo podnóżek się ugiął, lub pękła mu nóżka.

Po wykonaniu stosownych symulacji komputerowych i badań taboretu z mienia wojskowego, ubrałem się w biały fartuch, jak owi naukofcy(sic!)motoryzacyjni, widoczni na reklamach, i zabrałem się do roboty.

Taboret miał metalowe nogi i mocą sklejkę na siedzisku.

Teoretycznie obcięcie nóg i ich połączenie, by skrócić całość, nie dawało szans, że wszystko będzie pasowało i końcówki rurek się nie miną.

Chytrze jednak zastosowałem dodatkowe chłodzenie mojego komputera – alkoholem , co zmałpowałem z MIG- 29, bo tam ponoć chłodzą czystym spirytem.

Po przecięciu szlifierką nóżek, nawierceniu otworów, udało się, o dziwo wszystko poskręcać śrubami i powstał przeciwpancerny, bojowy, podnóżek ogólno wojskowy, do zastosowań frontowych.

Koniec z plastikowym, niebezpiecznym badziewiem, mało tego, mój taboret dzięki krzyżakowi z rurek , nie zapada się w grunt, jakby miał stołowe nogi.

Powierzchnię do stawiania stopy, pokryłem wycieraczka samochodową, cobym się zimą, na oblodzonej sklejce nie wykopyrtnął, zwłaszcza w śliskim bucie narciarskim.

Na zdjęciu tego jeszcze nie widać, ale całość pomalowałem niedawno, preparatem do konserwacji podwozia, dzięki czemu konstrukcja nie zgnije zbyt szybko, ani nie jest zbyt atrakcyjna dla wędkarza, czy innego amatora technicznych nowinek.

post-3287-0-86854900-1476344454_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeciętny „przyczepowiec” , zwykle nie jest takim świntuchem, jak „kamperowiec”, co koczuje w kałuży własnych ścieków, by zbiorników nie przeciążać.

Bynajmniej, nie chodzi mi tu o przesadną ekologię, tylko, o smrodek, jaki powstaje pod podwoziem i roznosi się po okolicy.

Oburzonym przypomnę skromnie, że ryby wala kupy i sikają do wody w której się kąpiemy i straż wiejska ich za to nie mandaci.

Tak więc przestudiowawszy dynamikę cieczy i hydraulikę, dowiedziałem się, że woda nie płynie do góry.

Parę lat zajęła mi biochemia, i jak się rozkładają ścieki na Słoneczku.

Osobnym problemem były interakcje ścieków z trawą, lub gruntem kamienistym.

Owocem moich badań stało się odprowadzenie ścieków za pomocą składanej rury w trawę, krzaki, a nawet pomiędzy kamienie.

Efekt przeszedł moje naukowe wyliczenia, ponieważ okazało się, że nie ma smrodku, o ile ścieki lejemy nie pod przyczepę.

Moja kanalizacja, po złożeniu, mieści się w pojemniku na dyszlu.

Badania przeprowadziłem w różnych warunkach klimatycznych : nad morzem, w górach, nad jeziorami i wszędzie efekt był piorunujący.

Niestety zimą sprawa się komplikuje, gdyby trzymał mróz.

Żeby było bardziej ekologicznie, to pomalowałem rurki kanalizacyjne na kolor ochronny, by trudniej było dostrzec konstrukcję i ja skopiować, ponieważ liczę na ciężką kasę od firm karawaningowych, za licencję.

post-3287-0-08591400-1476345535_thumb.jpg

post-3287-0-40141700-1476345553_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.