Skocz do zawartości

Śmieszne a czasami żenujące karawaningowe opowiastki


jacekzoo

Rekomendowane odpowiedzi

Jest wątek o oszukiwaniu przeznaczenia, jest wątek z humorem to wrzucania pierdół z youtuba, ale nie znalazłem wątku z naszymi historiami, śmiesznymi, żenującymi, typu miało być dobrze a wyszło jak zwykle :)

Na początek sam zaczne, będzie po jednej z historyjek z każdej z w/w kategorii.

Na początek śmieszne:

Może nie z karawaningiem związane ale warte umieszczenia. Z 10 lat temu jako jeszcze młody łepek zaraz po prawku woziłem się, a jakże golfem 3. Któregoś razu z kumplem leniwie snuliśmy od świateł do światel. Po chwili równo z nami zaczęło jechać dwa łyse misie o rozmiarach karku 2x2, a jakże w bmw 3 cabrio. Z tego cabrio unosiło się donośne umca umca. Z wyglądu wesołe chłopaki to troche chcieliśmy ich poprzedrzeźniac, też włączyłem umca umca, szyby w dół i zaczeliśmy sie bujać jak jim carrey i ekipa https://m.youtube.com/watch?v=tojicre_Qe8

Przez chwile jechaliśmy obok siebie, stanęliśmy na czerwonym obok siebie, umca umca szybe w szybe, uśmiechy od ucha do ucha. Zapaliło się żółte i zielone, razem ruszyliśmy i w tym momencie golfik zrobił kangurka i zgasł. Do tej pory nie moge zapomnieć jaką mieli z nas polewke :)

 

Druga historia mega żenująca.

Pierwszy samodzielny wyjazd z żonką i pierwsza budą z wc do włoch. Zajechaliśmy, baniaczek sie zapełnił. Wyjąłem kasete i poszedłem do kibelków szukać miejsca zrzucania niewątpliwych przyjemności. Obszedłem człe dookola i nie znalazłem nic innego niż normalne kibelki, ale pomyślałem że na chemiczne jest coś osobnego. Jedyne co innego znalazłem do spusty z kranikami, wymyśliłem sobie że to to bo i kranik do opłukania sprzętu. Zadowolony odkręciłem baniak i zadowolony wylewam zawartość. Przechodziła babeczka, jakiego lamentu i rabanu narobiła co ja wyprawiam, tak się przynajmniej domyśliłem bo nic z tego bełkotu nie zrozumiałem, zlało soę jeszcze pare osób, wygonili mnie do kabiny przeznaczonej do tego. A do czego slużył odpływ do którego zrzucałem wctke? Do opłukiwania nóg z piasku jak wrócisz z plaży.... przez następny tydzień co kobitke widziałem z daleka to uciakałem w drugą strone, a jak nie było jak to kłaniałem się i czym prędzej ulatniałem :)

 

Trzecia historia z cyklu miało być dobrze a wyszło jak zwykle. To było rok wcześniej niż w/w histora z kibelkiem. Z moją dopiero co poślubioną małżonką pojechaliśmy na objazdówke po europie, z sharana wywaliłem fotele, z tyłu zrobiłem spanie, zapakowaliśmy manele i w droge. Nie pamiętam gdzie to było, ale podajrze hiszpania albo francja. Zatrzymaliśmy się przy jakiejś knajpce żeby się odświeżyć. Ja jako młody żonkoś, szarmancki i uprzejmy, otworzyłem żonce drzwi i chciałem ją przepuścić. A że znany jestem z subtelnej delikatności, dzięki której potrafiłbym zepsuć kulke od łożyska, jak przypieprzyłem żonce drzwiami po paluchach od nog, to duży paluch dostał się pod drzwi, zdarłem jej tą skóre spod której wyrasta płytka paznokcia. Twarda była, powiedziała że nic jej nie jest. Poszliśmy do wc, ja szybciej sie ogarnąłem i czekałem na nia przed drzwiami. A że drzwi miały takie okrągłe okienka jak na statku to zobaczyłem że stoi oparta o umywalke, na twarzy biała jak śnieżka sufitowa. Wparowałem do damskiej części i w ostatniej chwili ja złapałem bo zaliczyła odjazd. Wyciągnąłem ją na hol knajpy, ludzie zorientowali się że coś się stało, wyciągneli krzesła żeby ją położyc. Nie wiem skąd po dosłownie paru minutach pojawiło się pogotowie i dociekaja co się stało. Ja z moim koślawym angielskim i jeszcze w stresie tłumacze że open the door, bum bum my wife foot, my wife aua :) na szczęście skumali o co chodzi, opatrzyli tego palucha, pożegnali się i pojechali, ani nie chcieli dokumentów ani ubezpieczenia, nic. Żonka troche posiedziała, ogarnęla się i pojechaliśmy dalej. Było to z 7 lat temu ale do tej pory jak jej otwieram drzwi to ze śmiechem zabiera nogi do tyłu albo że może lepiej żeby, poszedł pierwszy :)

 

Stare to historie, ale co sobie przypomne to rogal na twarzy. Może też coś śmiesznego opiszecie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za ten paznokieć to powinieneś chodzić na stałe w "durszlaku" na głowie  albo w kajdanach z łapami na plecach !!!! :chaja:

Zgadza, miało być tak pięknie kulturalnie a wyszło jak wyszło. Teraz po latach to się z tego śmiejemy, ale wtedy naprawde wesoło to nie było

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja mam historię 3 w jednym:

nasze pierwsze rokładanie przedsionka dwa tygodnie po zakupie przyczepy na kempingu w Chorwacji 

dla sąsiadów -> śmieszne

dla mnie -> żenujące

dla żony-> miało być dobrze a wyszło jak zwykle :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciągniemy się leniwie w dwa samochody przez Krym...

 

Cisza, spokój, sielanka....

Mała wioska i wioskowy sklepik...

Coś tam chcieliśmy, czy też z ciekawości weszliśmy...

 

Nieduży asortyment był, ale pani wesoła i radosna...

Gadamy oglądamy i nagle mój Przyjaciel - kierowiec drugiego pojazdu:

 

Dread'u paaaaatrz ! SĄ !

 

Ale co...?

 

Te małe gołąbki w liściach winogron, marynowane w słoikach ! Tam stoją ! Te o których nam Igor opowiadał !

Bieżemy....

 

Skolka u Was baniek...?

 

Tri - odpowiada uchachana pani sprzedawczyni.

 

Daj mje wsie....

 

I zakupił..... nadszedł wieczór.... obóz.... Ireneusz szarpie się nożem z otwarciem zawekowanego słoja....

Udało się... następuje okrzyk triumfu... wyłuskanie pierwszego "zawiniątka"... pierwsze chrams i..... TFU, O JA PIER..... !!!

 

Zakupił Ireneusz trzy dupczaste słoje skręconych nicią samych liści winogron osadzonych w zakwasie na zimę... 

 

Trzy wsie dalej tubylcowi z Kałachem (ale miły był)  podarowaliśmy wraz z paczką fajek, za kopę jaj i oskubanego kurczaka...

 

:]

Edytowane przez szary11
cenzura :) (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hhehe Dobre:-)

 To ja też mam :-)

 Każdy nasz wyjazd jest zaplanowany na max 10 rano- Wyjazd rzeczywisty wypada różnie, ale średnio to 18 :-) z powrotami bywa różnie

 

Z któregoś wyjazdu udało się nam podjechać do domu o 1 w nocy. Przed domem przywitały nas przeraźliwie miałczące nasze , koty, które latem porzucamy na dworze, bo by się zapłakały zamknięte w domu

-Daj klucze-mówie do męża.

- No  nie mam, a co Ty tez nie masz?

- Przecież zawsze zostawiam sąsiadom

- I co teraz?

- Przecież nie będziemy ich budzić, bo wstają o 5 rano...

- No to dawaj rozbijamy się.

- Gdzie? przed domem?

-A co ! Wprawdzie  camping słaby, trawa dawno nie koszona, ale z ogrodu prąd sobie możemy pociągnąć....

Nawet leżaczki sobie wyciągnęliśmy i do 3 nad ranem sączyliśmy  w zależności od upodobań różne trunki:-)

Dzieci nad ranem- dlaczego śpimy w przyczepie? Przecież mieliśmy być w domu? 

- eee  no przecież jesteśmy... jak nie wierzysz to wyjdź z przyczepy...

 

 

Druga wprawdzie nie z przyczepą,ale z kluczami i rozbawia mnie do łez

 

ok 5-6 rano wracamy z mężem z imprezy taksą.

W połowie dogi:

- Nie mamy kluczy do domu- mówi mąż.

- A gdzie są?  -zapytałam się inteligentnie

- Jak to gdzie . Razem z kluczami od samochodu.

Samochód został u rodziców na drugim końcu miasta-razem z kluczami.

-To nic - mówię .-Pewnie coś zostało otwarte , bo z naszym beztroskim podejściem szansa na to, jest mega duża.

Dojeżdżamy i jak na złość wszystko  zamknięte! To już była złośliwość losu! Przecież nie raz ,dopiero rano wychodząc z domu, lub też po całym dniu po powrocie do domu zastawałam drzwi wejściowe lub garaż na oścież otwarte!!!

- To chodź wybijemy szybę w garażu- błysnął mąż

 - Pogięło Cię  ? To już lepiej rozpalmy ognisko i prześpimy się na leżakach- błysnęłam ja

Po kilku równie  interesujących propozycjach, obudził się mój umysł budowlańca.

- Ty!  Zenon chodź wejdziemy przez dach!!!

- Jak ?

 - No śmak!. Deskowania nie mamy! Wleź na wiatę ściągnij dachówki, rozetniemy folię i wejdziemy.

- Chyba nienormalna jesteś!- usłyszałam w odpowiedzi od kochającego męża

 -Dawaj nie marudź. Leć pod drabinkę i właź.

Wlazł. Bierze pierwszą dachówkę!

-Nie tą !-drę się z dołu. Ty głupi! przecież tam jest elewacja ! Czwartą!

Wlazłam i ja  , Na wiacie odtańczyłam dziki taniec radości , bo wydało mi się to niezwykle zabawne, wyraziłam  dezaprobatę ,ze my się tu wydzieramy i włamujemy do własnego domu , a wszyscy sąsiedzi twardo śpią....

 Czwarta dachówka okazała się właściwą, folia została rozcięta,wężowym ruchem wczołgałam się na strych i potykając się po ciemku   starą firanką spuściłam schodki.  Dom stanął przed nami otworem...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hhehe Dobre:-)

To ja też mam :-)

Każdy nasz wyjazd jest zaplanowany na max 10 rano- Wyjazd rzeczywisty wypada różnie, ale średnio to 18 :-) z powrotami bywa różnie

 

Z któregoś wyjazdu udało się nam podjechać do domu o 1 w nocy. Przed domem przywitały nas przeraźliwie miałczące nasze , koty, które latem porzucamy na dworze, bo by się zapłakały zamknięte w domu

-Daj klucze-mówie do męża.

- No nie mam, a co Ty tez nie masz?

- Przecież zawsze zostawiam sąsiadom

- I co teraz?

- Przecież nie będziemy ich budzić, bo wstają o 5 rano...

- No to dawaj rozbijamy się.

- Gdzie? przed domem?

-A co ! Wprawdzie camping słaby, trawa dawno nie koszona, ale z ogrodu prąd sobie możemy pociągnąć....

Nawet leżaczki sobie wyciągnęliśmy i do 3 nad ranem sączyliśmy w zależności od upodobań różne trunki:-)

Dzieci nad ranem- dlaczego śpimy w przyczepie? Przecież mieliśmy być w domu?

- eee no przecież jesteśmy... jak nie wierzysz to wyjdź z przyczepy...

 

 

Druga wprawdzie nie z przyczepą,ale z kluczami i rozbawia mnie do łez

 

ok 5-6 rano wracamy z mężem z imprezy taksą.

W połowie dogi:

- Nie mamy kluczy do domu- mówi mąż.

- A gdzie są? -zapytałam się inteligentnie

- Jak to gdzie . Razem z kluczami od samochodu.

Samochód został u rodziców na drugim końcu miasta-razem z kluczami.

-To nic - mówię .-Pewnie coś zostało otwarte , bo z naszym beztroskim podejściem szansa na to, jest mega duża.

Dojeżdżamy i jak na złość wszystko zamknięte! To już była złośliwość losu! Przecież nie raz ,dopiero rano wychodząc z domu, lub też po całym dniu po powrocie do domu zastawałam drzwi wejściowe lub garaż na oścież otwarte!!!

- To chodź wybijemy szybę w garażu- błysnął mąż

- Pogięło Cię ? To już lepiej rozpalmy ognisko i prześpimy się na leżakach- błysnęłam ja

Po kilku równie interesujących propozycjach, obudził się mój umysł budowlańca.

- Ty! Zenon chodź wejdziemy przez dach!!!

- Jak ?

- No śmak!. Deskowania nie mamy! Wleź na wiatę ściągnij dachówki, rozetniemy folię i wejdziemy.

- Chyba nienormalna jesteś!- usłyszałam w odpowiedzi od kochającego męża

-Dawaj nie marudź. Leć pod drabinkę i właź.

Wlazł. Bierze pierwszą dachówkę!

-Nie tą !-drę się z dołu. Ty głupi! przecież tam jest elewacja ! Czwartą!

Wlazłam i ja , Na wiacie odtańczyłam dziki taniec radości , bo wydało mi się to niezwykle zabawne, wyraziłam dezaprobatę ,ze my się tu wydzieramy i włamujemy do własnego domu , a wszyscy sąsiedzi twardo śpią....

Czwarta dachówka okazała się właściwą, folia została rozcięta,wężowym ruchem wczołgałam się na strych i potykając się po ciemku starą firanką spuściłam schodki. Dom stanął przed nami otworem...

Apropo spania pod domem, jak kupiłem sobie pierwszy samochód za własne ciężko odłożone pieniądze, zaraz po prawku w wieku 18 lat, to był kiluletni golf, to wieczorem schodziłem do garażu i spałem w samochodzie :) do tej pory ludziska co o tum wiedzą mają ze mnie ubaw :))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Jeśli macie coś do zrobienia przez lekarzy, co od biedy da się wykonać w warunkach polowych, nigdy nie siadajcie z lekarzami tej właśnie specjalności do stołu i alkoholu :) W pewnym momencie mocno zakrapianej biwakowej imprezy z gościnnym udziałem dwóch rosłych chirurgów, gdy zorientowali się że utykam, nieopatrznie przyznałem się co mi dolega. Konsylium owych medyków uradziło, że usunięcie wrastającego paznokcia to żaden problem tu i teraz, a rano mogę być jak nowo narodzony... Kłopot w tym, że i oni, i reszta imprezy, byli już mocno "znieczuleni", zaraz znalazło się więc kilku w pełni oddanych sprawie "sanitariuszy", którzy też postanowili mi ulżyć w cierpieniu, skoro "wystarczy wlać w delikwenta dwie setki spirytu, i chwilę przytrzymać, więc czego się wyrywa?". Byliśmy w takim błogostanie, że autentycznie doktorkowie dopięliby swego. Oprzytomniałem momentalnie i choduuu w knieję :)

Edytowane przez czyś (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
  • Witamy

    Witamy na największym polskim forum karawaningowym. Zaloguj się by wziąć udział w dyskusji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.